Co robisz, absolwencie?
Dzisiaj otrzymałem od absolwentki kopię dyplomu doktora nauk humanistycznych. Przy okazji komplement, że zawsze chwalono ją za piękną polszczyznę, a to moja zasługa. Zasługa mogłaby być moja, gdyby chodziło o wyniki matury, natomiast doktorat to przede wszystkim własna praca, pasja i talent, ale miło było usłyszeć. Miło też, że absolwenci przychodzą pochwalić się tym, co osiągnęli.
Niedawno otrzymałem też kilka zaproszeń na śluby. To też sukces. Niestety, bywa, że absolwenci informują mnie o rozwodach. Jeśli uda się przejść przez ten etap życia w miarę bezboleśnie, można uznać to za sukces. Dowiaduję się o dzieciach. Niektórzy byli uczniowie mają dzieci w wieku mojej córki (siedem lat), jest więc o czym pogadać. Niektórzy nie przychodzą osobiście, tylko dzwonią z wiadomościami. To też miłe. Chociaż jak ktoś dzwoni, to musi liczyć się z tym, że trafi na niewłaściwy moment i rozmowa może przebiegać drętwo. Komedię można by nakręcić o tym, w jakich miejscach nauczyciel rozmawia przez telefon ze swoimi wychowankami.
Moim zdaniem, najlepiej przyjść do szkoły. Obecni uczniowie pytają wtedy, kim jest ten pan czy ta pani. Chociaż nie wyglądam młodo, a raczej z powodu łysiny staro, to zdarzyło się, że uczniowie nie mogli uwierzyć, że osobnik, który wszedł na lekcję, był kiedyś moim uczniem. Tak staro wyglądał. To był jednak człowiek po przejściach. Wpadł, aby zaprosić mnie na kawę i rozmowę o tym, co go spotkało. Czasem ja wpadam na absolwentów w różnych miejscach. Parę dni temu spotkałem na uczelni dwie panie – córkę, moją wychowankę, i jej matkę. Córka dawno po studiach, matka dopiero zaczęła. Znaczy się nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń. Kolejność nie gra roli. Tak sobie postanowiłem, że jak już „wychowam” stu doktorów, to sam też o tym pomyślę. Na razie cieszę się i gratuluję.
Komentarze
– Nawet jeśli zrobię wszystko zgodnie z zaleceniami dyrektorki, to ona i tak nigdy nie jest zadowolona. Poniża mnie przy innych nauczycielach i uczniach. Gdy coś idzie nie tak, zwala całą winę na mnie. A jak wszystko się uda, to spija śmietankę i zgarnia wszelkie honory dla siebie, choć palcem nie kiwnęła, by pomóc w przygotowaniach do projektu – skarży się „Gazecie” jedna z nauczycielek.
Więcej… http://wyborcza.pl/1,126565,12050203,W_opolskich_szkolach_skarza_sie_na_mobbing.html#ixzz1zUgTwt5x
===========
Gorzkie owoce……
@wiesiek59
2 lipca o godz. 21:10
I zakończenie – podsumowanie podlinkowanego artykułu:
„opolska kurator oświaty, (…): Nauczyciel może mieć subiektywne wrażenie mobbingu za każdym razem, kiedy zostaje mu zlecona dodatkowa praca.”
Dodałbym, że niekoniecznie dodatkowa.
A swoją drogą, co ten mobbing domniemany ma wspólnego z sympatycznymi absolwentami odwiedzającymi Gospodarza nijak nie mogę sobie wyimaginować.
Jest coś, co nęci do etatu nauczycielskiego, co wynagradza wszelkie bezprzykładne szykany i trudy pracy w szkole publicznej…
Fajnie to Gospodarz opisał – to duma z osiągnięć w których pomogliśmy innym (a ja piszę to bez ironii).
Szkoda, że zazwyczaj tak szlachetnie perspektywą zasług zanęceni, mają charakterologicznie „to do siebie”, że radość z satysfakcji innych nie kojarzy im się z odpowiedzialnością za wynik, gdy jest nim coś więcej niż indywidualne certyfikaty…
„Zasługa mogłaby być moja, gdyby chodziło o wyniki matury” – w przypadku indywidualnego sukcesu maturzystki.
Czyją więc ‚zasługą’ są opisywane tu wynaturzenia i deprecjacja matur i wyników szkolnictwa w ogóle?
Oczywiście – piekło to inni.
Ministerstwo, rodzice, dzieci…
Piekło na przykład wzajemnego mobbingu, opisywane jakże ofiarnie na zlecenie karcianych pokerzystów belferskich.
Tak, zasługi pozwalają przetrwać piekło.
Jednak ten właśnie model postawy i selekcji do zawodu sprawia, że w piekle zgotowanym przez innych rzekomo smażą się belfrzy, ale swąd tak piekielnie przez nich wysmażony zatruwa naprawdę – społeczeństwo i jego przyszłość.
Cóż, może kolejne rzesze doktorantów filologii odmienią nam ten los, przynosząc zasługi nie tylko sobie nawzajem?
Ciekawe kto zatrudni doktora nauk humanistycznych(?)
@Pracodawca
4 lipca o godz. 1:52
„Ciekawe kto zatrudni doktora nauk humanistycznych(?)”
Jeśli pani doktor ładna, to może przecież bogato wyjść za mąż np. za jakiegoś hodowcę świnek. On jej kupi bibliotekę, ona go nobilituje w ‚towarzystwie’ i po sprawie…
I będzie mogła bez przeszkód wyżywać się naukowo, realizując swe cenne badania nad wpływem koloru i fasonu sukni balowej Anny Kareniny na wzrost poziomu testosteronu carskich oficerów.
Erato, wiesz, że się tym wpisem kompromitujesz? Przykre to 🙁
@Dil-Se
4 lipca o godz. 9:21
Nie sądzę. Zapewne mam inny próg estetycznej wrażliwości, niż hołdujący sztywnemu szablonowi nauczyciele.
Poza tym to nie takie rzadkie zjawisko. Działa też w odwrotnym kierunku.
Na wsiach pełno nauczycielek może nie z doktoratem, ale za to z mężem rolnikiem u boku. Praca w szkole to dla tych pań rozrywka i ucieczka od codziennych oborowych obowiązków.
Można sprawdzić statystyki.
@Dil-Se
A czym niby się @Erato skompromitowała?
Rzeczywistość jest taka, jaka jest. Doktor nauk humanistycznych brzmi dumnie, ale co dalej z tego wynika?
Czy w dzisiejszych czasach nie jest to aby l’art pour l’art?
Więc albo bogaty tatuś, albo mąż. Szczęściarze zostaną na uniwersytetach. Prywatnych uczelni ‚kształcących’ bezrobotnych też nie brakuje.
Emerytka: „Rzeczywistość jest taka, jaka jest. Doktor nauk humanistycznych brzmi dumnie, ale co dalej z tego wynika?”
A musi coś wynikać? Może większa wiedza? Nie wiem…….. po prostu nie podoba mi sie takie negowanie dla samego negowania. We wpisach Erato, od samego początku, widać wyraźną pogardę dla nauczycieli, a szczególnie nauczycielek………
Jeżeli, jak piszesz, Erato jesteś już na emeryturze i jedyne, co chcesz tutaj napisać o swoim życiu zawodowym, to tylko negatywne oceny swego miejsca pracy, to pozostaje mi tylko bardzo Ci współczuć. Dlaczego tej pracy nie zmieniłaś? Naprawdę przez te wszystkie lata (20, 30?) miałaś do czynienia tylko ze złymi nauczycielami, ewentualnie tych złych była większość? Pytam poważnie.