Egzaminatorzy sprawdzają maturę
Poloniści w ten weekend zaczęli sprawdzać maturę. Trochę późno, przecież egzamin odbył się dwa tygodnie temu. Prawdopodobnie, jak co roku, winne są procedury. Zanim egzaminatorzy zaczną sprawdzać, klucz rozwiązań musi zostać porównany z tym, co napisali maturzyści. Losowo wybrane prace zostaną więc sprawdzone wstępnie przez ekspertów, potem ci eksperci poprawią klucz, aby jak najwięcej osób zdało, i dopiero po tej korekcie szeregowi egzaminatorzy mogą brać się do dzieła.
Przygotowanie właściwego klucza rozwiązań to największe zadanie. Dlatego jest on cały czas pod kontrolą, aby przypadkiem nie okazało się, że co drugi maturzysta nie zdaje. W razie czego wkracza specjalna ekipa i nanosi w kluczu odpowiednie poprawki. To, co było błędną odpowiedzią, nagle staje się poprawną. Nie jest to specjalnie trudne, bowiem znaczna część młodzieży posługuje się takim językiem, że odpowiedzi mogą być błędne i poprawne zarazem. Niektórzy nazwaliby ten język bełkotem, jednak dla egzaminatorów to wielkie udogodnienie.
Nie piszę, jak jest w tym roku, gdyż sam nie sprawdzam, a koleżanki i koledzy, którzy sprawdzają, zaklinają, aby niczego nie ujawniać. Nie ujawniam więc, tylko zapewniam, że maturzyści mogą spać spokojnie. Nikt im krzywdy nie zrobi. Większego stracha mają ci, co czuwają nad organizacją matury. Cokolwiek by w testach nie było, i tak co najmniej 80 proc. maturzystów musi zdać.
Komentarze
Nie rozumiem po co te tajemnice służbowe. Czy my nadal żyjemy w PRL? Dlaczego nie można otwarcie pisać o tym, co wyprawia się podczas sprawdzania testów maturalnych? Czy to tajemnica państwowa czy co?
Czyli już nie matura ‚pod klucz’, tylko ‚klucz pod maturę’ ???
Poprawność odpowiedzi będzie zatem uzależniona od częstotliwości jej występowania?
Jeżeli w 80% prac będzie błąd, to uzna się go za normę? A co wtedy z tymi 20% prawidłowych odpowiedzi?
To straszne, co Pan pisze, Gospodarzu. Czy jest aż tak źle?
Jest znacznie gorzej niż wszyscy myślą. Na maturze dominują tzw. zadania zamknięte, czyli testy. Wyobraźmy sobie test z 20 pytań, na które wybiera się odpowiedź tak lub nie. Ktoś wpisujący na oślep 20*tak lub 20 *nie ma dużą szansę uzyskać 50% trafień a zalicza przecież 30%. Czyli nawet przysłowiowa małpa zda „maturkę” bez żadnych przygotowań. Pozdrawiam Panią Minister i życzę wielu dalszych sukcesów (statystycznych).
„Cokolwiek by w testach nie było, i tak co najmniej 80 proc. maturzystów musi zdać”.
Pora umierać!
„Uczeń już w podstawówce dowiaduje się, że ściąganie jest w porządku. Utwierdzają go w tym często sami nauczyciele.
Ściąganie w czasie egzaminów czy sprawdzianów w Polsce nie jest przestępstwem z punktu widzenia prawa ? łamie jedynie wewnętrzne regulaminy uczelni i szkół.
W krajach anglojęzycznych nie ma nawet językowego odpowiednika naszego ściągania. Tam korzystanie z nieuczciwej pomocy na egzaminach to po prostu cheating ? oszustwo.
Nieważne, czy korzystamy z pomocy kolegi z ławki czy ze skomplikowanych urządzeń. W USA student zostaje wydalony z uczelni, a informację o przestępstwie wpisuje się do akt, co w praktyce oznacza wilczy bilet na większość uczelni i zablokowanie kariery.”
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/przyzwolenie-na-sciaganie
@Małgosia
Chodzi o to [właściwie już tylko o to;-)],że z systemu CKE/OKE żyje, i to dobrze(!!) masa ludzi.I oni robią wszystko, żeby bezkonfliktowo na swój grubo posmarowany masełkiem chlebuś kasę dostać. Jednym ze sposobów jest utrzymywanie w tajemnicy tego,jak naprawdę ten system działa(m.in.wszystkich kompromitujących wpadek!!!) i opowiadanie andronów o zaletach jego i jego twórców. System się spetryfikował i działa w interesie grupy,która nim od kilkunastu lat,mimo swej niekompetencji(!!!), rządzi.Żeby go poprawić, trzeba tę grupę wymienić na takich,którzy chcą(!!!) i potrafią ten system udoskonalać ciągle!!!
lordjohn, od kiedy matura z języka polskiego składa sie z pytań zamkniętych? Radzę zajrzeć na stronę CKE…
Powracam z podróży, a tu proszę:
matura za nami, jak znikające autostrady (albo objazdy, jak kto woli) czyli – Polacy, nic się nie stało.
Z ostatnich wpisów dowiedziałem się, że kluczem do matury jest maksyma starych Niderlandów: nomina sunt odiosa. Ponieważ Niderlandy są w kanonie lektur, zakładam, że maksyma będzie uznana za słowo-klucz, oczywiście post officem (a może mortem czy factum, never Ming (z dużej, bo to epoka).
Wracając do nomines, nie tylko egzaminatorów uskrzydlają szanse na punkty u kandydujących do dojrzałości nominalnych celebrytów, którym można zdać maturę (taka uprzejmość egzaminatora z opcją wykupu wzajemności).
Także maturzyści mogą natknąć się na egzaminacyjne nazwiska, które same przez się gwarantują dobrą zabawę i pretekst do wymagań (albo kontrybucji).
Na przykład, nazwisko egzaminatora może samym sobą wzbudzać chęć do nauki, motywację, zaangażowanie, sugerować dogłębne podejście nosiciela do zasad pracy zawodowej i regulaminowego egzaminowania ze zrozumieniem – i to przez cały boży rok szkolny, a co dopiero na egzaminie!
Niestety, jak donoszą, tego roku Nomen Significans w tej kategorii nie egzaminuje 🙁
W zamian, pod tym Imieniem (i pod tym Znakiem), ktoś na belferblogu ilustruje wpisowo (i popisowo) antytezy nominalnego wizerunku belfra.
A to poprzez deprecjonowanie wartości wysiłku kandydata maturalnego i systematycznej pracy nad wiedzą i kompetencjami, wykazywanymi na egzaminie.
Ośmieszając i kpiąc z tych, co rzetelnie zdają i egzaminują.
Przeinaczając sens kalibracji kryteriów i metodyki ewaluacyjnej. Co prawda, powołując się na własne i znajomków praktyki, nie dowodzi się prawdziwości uogólnienia, ale nie o dowód przecież chodzi, ale o destruktywną insynuację. Oczywiście, w celu szerzenia dobrych praktyk i tradycji zawodowych, jako dziedzictwa własnego a utraconego udziału.
Pewnie, czytając z tak Nominowanego źródła o tych, co na maturę nie zarobili: „zapewniam, że maturzyści mogą spać spokojnie. Nikt im krzywdy nie zrobi.”, mylę się, widząc w tym cyniczne zepsucie i cienką manipulację uogólnieniem i odwróceniem znaczeń (rzetelna ocena – krzywdą) w oczywistym celu skrzywdzenia młodych umysłów.
Ja bowiem maturzyłem i byłem maturzony w czasach wybitnie odmiennych od obecnych, gdy teraz, nawet gekkon wykazałby się nieskończenie większą kompetencją i uczciwością zawodową w roli belfra gadającego publicznie w tej roli.
Niż odbierające wszelkie złudzenia wpisy spod nominałów pozornie tylko zachęcających.
Jednak „nomina nie zmywa winy czyna” i taka to jedyna mądrość z okazji matury na belferblogu 🙂
PS A poza blogosferą matury jakże ekscytujące! Zdawała małoletnia dalsza rodzina i znajomi (4 różne licea) , wszędzie woda do popicia bez łaski i rzetelna praca belfrów. Na szczęście ci ludzie się jeszcze nie zrenomowali do cna.
Matura w tym roku jeszcze ujdzie. Z niecierpliwością czekam na egzamin za trzy lata. Będzie go zdawała młodzież „zreformowana”.
Na egzaminie gimnazjalnym po raz pierwszy była większość zadań zamkniętych. W całej części matematyczno-przyrodniczej były tylko trzy pytania otwarte.
Egzamin gimnazjalny musi wypaść lepiej niż w poprzednim roku. Będzie to dowód na to, że reforma była słuszna.
Po prostu żal.
Szanowny/a S-21
Więcej wykrzykników! Twoja wypowiedź nadal ma za mało wyrazu!
W temacie: mam nadzieję na powrót egzaminów wstępnych na studia ustalanych przez uczelnię. Trudnych.
„Czyli już nie matura ?pod klucz?, tylko ?klucz pod maturę? ???”
– w sumie coś w tym jest, niestety, co stwierdzam po sobotnio-niedzielnym sprawdzaniu.
Mado, potwierdzam- w zwłaszcza w przypadku testu: niektóre zadania mają i 20 możliwych odp. poprawnych (które każdego dnia jeszcze przybywają z OKE), np. nr 11 (gdzie dopuszcza się 3 różne funkcje językowe, w tym poetycką).
W moich czasach maturalnych (późny Gierek) oraz studenckich też ściągano. Ale był w modzie snobizm na bycie po właściwej stronie ściągania. Żaden z kolegów „uważanych za dobrych” z danego przedmiotu nie wyobrażał sobie,- bez przesady byłaby to śmierć towarzyska – choćby próbować ściągać ze swojego przedmiotu. A teoretycznie mogliby, nawet będąc „tacy świetni”, bo w naszej klasie byly dwie matury do wyboru. Zwykła, czyli dla „mat-fizu” oraz nasza własna, autorska, napisana przez naszych profesorów tylko dla naszej klasy. Decydować się trzeba było oczywiście przed a nie po zobaczeniu pytań. Nagrodą za pisanie „naszej” był wpis na świadectwie maturalnym, nic więcej.
Nasz najlepszy matematyk napisał więc „swoją” maturę a „w wolnej chwili” rozwiązał zadania dla „mat-fizu” i podał tym, którzy mieli śmierć w oczach. Między innymi koledze, który potem oblał rosyjski na egzaminie wstępnym na teatrologię w Warszawie. Ale to, co napisał i powiedział wystarczyło aby szkoła „sama z siebie” powiekszyła liczbę miejsc o to jedno – dla niego. Teraz kultura polska ma o jedną encyklopedię więcej, z której z pewnością korzystają wszyscy poloniści zajmujacy sie polskim teatrem.
Kolega-matematyk pomógł także na maturze swojej dziewczynie. Ona z kolei napisała na polskim dwie prace maturalne – jedną dla siebie a drugą dla niego.
On potem napisał multum programów, które polskim firmom pomogły i dalej pomagają przejść przez labirynt podatkowo-księgowy. Programy się sprzedały. Ona umiała nauczyć użytkowników tych programów jak się nimi posługiwać i zapewnić cała „obsługę klienta”. On bowiem dostawał szału słysząc kolejne pytanie kretyna świadczące tylko o tym, że dany imbecyl ani nie otworzył instrukcji obsługi ani nie słuchał tego, co było do niego mówione, ani nie zrobił notatek. Imbecylem bywała zarówno sekretarka ze skręconą do zera jaskrawością ekranu („komputer się zepsuł”) jak i dyrektor firmy grożący w czasie rozmowy zerwaniem kontraktu ze względu na „zaniedbanie polegające na braku zabezpieczeń przeciwko problemowi roku 2000”. Miotający gromy dyrektor miał (w czasie owej rozmowy) na ekranie otwartą opcję dokładnie opisującą kilkadziesiąt potencjalnych „problemów kalendarzowych”, w tym roku 2000.
Ona potrafiła, z uśmiechem, pomóc sekretarkom i uspokoić dyrektorów tak, że obie osoby po spotkaniu z nią czuły się wyraźnie dowartościowane i „zaopiekowane”.
Morał.
Matura niczemu nie służy, za wyjątkiem, jak pisze S-21, karmienia systemu. Komisje, sprawdzający, sprawdzający sprawdzających, potem banda personalniaków w miejscach pracy.
Testowanie „z chowaniem się po kątach, uszach czy za pończochami” to idiotyzm do piatej potęgi.
Gdyby polska szkoła potrafiła pomóc koledze i jego przyszłej żonie zrozumieć ich mocne i słabe strony we właściwym czasie, nie musieliby do całej tej wiedzy dochodzić drogą konfliktów z klientami i napięć w małżeństwie. Fima musiała rozpaść się na dwie oddzielne, jego – (piszącą programy) i jej (wdrożenia i cały kontakt z klientem) a i ich kosztowało to sporo nerwów. Bo wszystkiego nauczono ich w szkole „indywidualnie”. W tym – oczywiście – zdawania „ważnych życiowych testów” takich jak matura.
I jeszcze na koniec pytanie.
Czy do Polski dotarł już koncept tzw. „take-home exam”?
Zamiast idiotycznych potyczek z pamięcią i wypełniania setek pytań „tak-nie”, albo „wybierz z pięciu” lub też „popisz się zapamiętanym wzorem na trzy cale długim i umiejetnością podstawiania liczb do niego” – samodzielna praca w domu. Tydzień-dwa na znalezienie źródeł, na obmyślenie rozwiązań, zgromadzenie podręczników, notatek, przekopanie internetu. Na napisanie porządnej pracy. Eseju czy na rozwiązanie trudnego, nieoczywistego problemu z nauk ścisłych.
Nauczyciel oceniający taki take-home exam jest bardzo ostry. Nie ma zmiłuj się. Miałeś „cały świat” do przekopania, miałeś dwa tygodnie czasu na to – to pokaż coś jest wart.
Właśnie za oszukiwanie na takim egzaminie zostało wyrzuconych w 1976 roku kilkuset kadetów z West Point. Był to największy skanadal w historii szkolnictwa wyższego w USA.
Ale – w moim pojęciu- tylko taki typ egzaminu coś sprawdza. I to w warunkach bardzo zbliżonych do tych, w jakich potem pracujemy.
Witam,
Erato – zastanawiam się skąd takie dobre zdanie o studentach w USA (wszędzie dobrze gdzie nas nie ma?)
Problem jest dużo bardziej skomplikowany.
Polecam wyczerpującą i niezwykle interesującą pracę dr Agnieszki Gromkowskiej – Melosik wydaną przez GWP.
Poniższy fragment pochodzi z mat. promocyjnych GWP:
2007-02-15
Fragment wstępu:
„Pomysł napisania niniejszej książki zrodził się całkiem nieoczekiwanie na jednym z korytarzy University of Virginia (Charlottesville, Stany Zjednoczone). Na ścianie sali dydaktycznej wisiała metalowa tabliczka z napisem: „Przysięgam nie korzystać z żadnej pomocy podczas testu lub egzaminu, jak również zobowiązuję się nie udzielać nikomu pomocy w czasie ich trwania”. Zdanie to jest fragmentem kodeksu honorowego wspomnianego uniwersytetu.”
Tabliczka ta przywołała wspomnienia związane z różnymi anegdotami dotyczącymi tej części kodeksu honorowego, która obejmuje uczciwość studentów. Przypomniała mi się sytuacja dotycząca testu końcowego z języka angielskiego na filologii polskiej, który był przeprowadzany wiele lat temu przez native speakera ze Stanów Zjednoczonych. Młoda kobieta prowadząca wówczas zajęcia z polskimi studentami była przekonana o ich uczciwości i „honorze akademickim”, w związku z czym nie zawahała się opuścić sali na czas egzaminu pisemnego. Nie muszę chyba pisać, co działo się po jej wyjściu. Oceny końcowe studentów były nader wysokie.
Wydarzenie to obudziło we mnie refleksję nad uczciwością, kodeksem honorowym i znaczeniem oszukiwania w polskiej i amerykańskiej kulturze szkolnej. W mojej świadomości narosło wiele mitów związanych z praktyką edukacyjną. Wiele razy myślałam o – jak mi się wówczas wydawało – uczciwej i w magiczny sposób realizującej nakazy kodeksu honorowego młodzieży uniwersyteckiej zza oceanu. Niestety, w trakcie kolejnych pobytów na amerykańskich uniwersytetach miałam okazję zaobserwować wiele sytuacji łamania kodeksu, a zapytany przeze mnie o kwestię uczciwości szkolnej nobliwy amerykański profesor, z pewnym skrępowaniem, lecz otwarcie przyznał: „Zdarzyło mi się ściągać kilka razy”. Wszystkie złudzenia się rozwiały.”
Agnieszka Gromkowska – Melosik, „Ściągi, plagiaty, fałszywe dyplomy”, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2007
Pozdrawiam
I jeszcze jedno. Pamiętam jak rok czy dwa lata temu oglądałem histogram wyników matury. Szczególnie z języka polskiego na poziomie podstawowym. Rozkład był klasyczną krzywą dzwonową, a jakże, z ciekawą anomalią w okolicy punktu odcięcia, czyli w okolicy minimalnej ilości punktów koniecznych do zdania.
Obecność owej anomalii uświadomiła mi, jak (w zależności od tego, jak chcemy to nazwać – niekompetentni albo „ludzcy”) byli zarówno sprawdzający jak i organizatorzy. Sprawdzający, bo chcieli okazać współczucie i naciągali wyniki tym, którzy nie powinni byli zdać. Organizatorzy, bo pozwolili na to, aby sprawdzający daną część matury wiedział jaki będzie całkowity wynik danego maturzysty albo aby system dodawał punkty w taki sposób, że z każdego zadania trzeba było mieć co najmniej 1/3 punktów aby całość zaliczyć przy poziomie 1/3 punktów do zdobycia.
Lubię, jak mi się w wyszukiwarce kontekstowej pojawia słowo:
morał
Brzmi jak chorał, czyli donośnie i godnie.
No i jest fajny morał na belferblogu.
Ściągajcie, a będzie Wam dane (wprowadzać).
Nie trzeba będzie cierpieć kontaktu z milionem „debili” i „idiotów”, co Waszej Instrukcji nie przeczytali ani monitora nie montowali i gdzie gała do ściemy kontrastu nie wiedzą.
Zostań ściągającym informatykiem, a żaden belferski westpoint egzaminacyjny ci w tym kraju krzywdy nie zrobi; jak znajdziesz jeszcze żonę, co przełoży Twoje kompu-składanki na pieniądze od „idiotów i debili” (kto inny tutaj może je mieć?).
Szkoła życia dojrzałego morałowo co się zowie, można powiedzieć: mądrość światowca z tej ściąganej matury wyjrzała.
Matura się rymuje z procedura, ale u nas tylko rymuje.
Ten egzamin z procedur też zdajemy, jak maturę – w locie, ku Casie, ku Brzozowej Chwale, twarzą do ziemi.
To nie westpoint, a jedna kapitańska Wrona Polskiego Maturalnego Orła na Drzwiach Do Stodoły nie pokona.
Najwyżej ś c i ą g n i e go do poziomu, ta edukacja, gdzie ani rzetelna egzaminatura ani inna procedura, wymyślona przez oczywiście „idiotów” nie ma szans w zderzeniu z orłem w locie koszącym.
Poziomu, rzecz jasna, gruntowego, jak i ten morał o ściąganiu – odwiecznego, niby miejscowa, choć przesadzona, wierzba płacząca bezradnie po blogach nad instrukcją obsługi cywilizacji.
@w czym problem, to dobrze czy źle z tym twoim kolegą, co to pisał dla innych?. Czego niby szkoła i matura miała go nauczyć, dorosłego życia? Mnie nikt nie pomagał, i o ile wiem innym z mojego rocznika (późny Gomułka) też nie, a jeżeli nawet, to nikt i tak by się nie przyznał, bo wstyd. Matura niczego nie sprawdza, matura jest rytuałem, przejściem, formą inicjacji, wprowadzeniem oficjalnym w dorosłość. Miałem świadomość tego i wtedy, gdy sam zdawałem i teraz tym bardziej.
Inna sprawa, że naginanie kryteriów do poziomu zdających jest fatalnym pomysłem.
Przeniesienie „take-home exam”na warunki polskie szlachetny, ale póki co odrobinę przedwczesny, chociaż spróbować pewnie by warto. Egzaminy wstępne na uczelnie popieram, mimo że to też loteria.
Medivh!
Ja akurat mówię o maturze z języka angielskiego, gdzie jest sporo testów z od
powiedziami „true’ i „false”.
Pozdro
zet 22 maja o godz. 1:47
„@w czym problem, to dobrze czy źle z tym twoim kolegą, co to pisał dla innych?
Moim zdaniem dobrze, bo na maturze pomógł co najmniej dwóm osobom, które swoim późniejszym życiem udowodniły swoją przydatność społeczeństwu. Nasza klasa była specjalnym przypadkiem, w którym program nauczania od początku założył spore ryzyko niepowodzenia. Bieda w tym, że nam, czyli morskim świnkom poddanym temu eksperymentowi o tym zapomniano powiedzieć. Dla nas były tylko (jak teraz na to patrzę) głęboko demoralizujące i demotywujące laudacje jak to my, przez naszą „unikalność” i „wybraniowość” w cudowny sposób przefruniemy przez wszelkie trudności edukacji licealnej. Trudności, których jak greccy herosi, półbogowie, nawet nie zauważymy. Niech się nimi martwią śmiertelni koledzy z innych klas naszej szkoły. Dla przykładu, z matematyki zapowiedziano nam na poczatku, że na „cały ten program normalnego liceum o profilu mat-fiz nie będziemy mieli czasu”. I że w związku z tym „oczekuje się”, że sami go przerobimy. Kiedyś tam. W swoim czasie. W przerwie na drugie śniadanie albo w niedzielę. Otóż okazało się, poniewczasie, że ta cała „cudowna selekcja” i cudowne „egzaminy wstępne do liceum przeprowadzane przez uniwersyteckich profesorów” przepuściły, niewiele bo niewiele, ale jednak kilka osób, które nie dały rady „nadążyć za edukacyjnym eksperymentem”.
Bardzo iteligentnych i utalentowanych na wiele sposobów, ale niestety nie przygotowanych do rozpoczęcia zaawansowanego kursu matematyki na dobrym poziomie uniwersyteckim w pierwszej klasie liceum.
Według mnie zrobiono tym osobom krzywdę nie ostrzegając ich, co „będzie grane”. One próbowały wskoczyć do pędzącego coraz szybciej pociągu nie próbując nawet (i nie znajdując na to czasu) nauczyć się wymaganej na zwykłej maturze dla klas mat-fiz jazdy na rowerze.
System przedobrzył i w stosunku do nich nie zagrał fair.
Wobec tego w ich przypadku ściąganie na maturze nie było przestępstwem a raczej rodzajem samoobrony.
Jeśli zaś chodzi o matematyka ściągającego z polskiego to był klasyczny przypadek zarówno bezużyteczności matury jak i metod pedagogicznych polonisty. Matematyk był zakochany w matematyce i fizyce i uważał za całkowitą stratę czasu naukę czegokolwiek innego. Trafił natomiast na polonistę-teatrologa trzęsącego w tych czasach całą szkołą, który mu o mało co nie zagwarantował powtarzania klasy. Bo poprawkę dostał. Kolega owego kolegi w równoległej klasie podobnego liceum zmienił szkołę właśnie aby uniknąć takiego losu. Inny, w roczniku o dwa lata późniejszym – to samo. Nie chcę rzucać nazwiskami, ale pierwszy kolega-uciekinier jest uważany teraz za jednego z najlepszych polskich matematyków pracujących w Kraju. Drugi, ten o dwa lata młodszy – za jednego z najlepszych „wyeksportowanych” do USA. Mój kolega zmarnował zaś wielki talent bojami z do pewnego stopnia szurniętym polonistą. Poprawkami itp. pierdółkami. Walcząc o łaskę dopuszczenia do rytuału maturalnych ablucji. Wiem ile czasu i nerwów wyrzucił w błoto wakacyjnego stukania polskiego zamiast – tak jak inni – przygotowywać się do międzynarodowej olimpiady z matmy. Otwierającej drogę do rozpozanawalności w środowisku.
Teraz Polska ma z niego o parę więcej programów rachunkowo-księgowych. Bardzo duży dom i kolekcję mercedesów. A mogła by mieć naukowe diamenty. Nawet jego dzieci zaraz po doktoratach za granicę pouciekały. System zadziałał.
„Czego niby szkoła i matura miała go nauczyć, dorosłego życia? Mnie nikt nie pomagał, i o ile wiem innym z mojego rocznika (późny Gomułka) też nie, a jeżeli nawet, to nikt i tak by się nie przyznał, bo wstyd. Matura niczego nie sprawdza, matura jest rytuałem, przejściem, formą inicjacji, wprowadzeniem oficjalnym w dorosłość. Miałem świadomość tego i wtedy, gdy sam zdawałem i teraz tym bardziej.”
W wojsku „fala” w szkole matura a w więzieniu co, grypsera?
„Ja cierpiałem w idiotycznym systemie to nie widzę powodów, sla których mielibyśmy cokolwiek zmieniać.”
Jakbym moich starszych szefów w pracy słyszał. Oni po dobrej szkole amerykąńskiej armii. Cała starsza kadra w przemyśle półprzewodnikowym stamtąd pochodziła. Teraz już na emeryturze, ale wychowali następców z dokładnie taką samą filozofią. Nowego po studiach należy przez „boot camp” w pracy przepuścić. Żeby zobaczył, jak ciężko MY mieliśmy. Jak już zacznie publicznie płakać na zebraniach gdy zarzucimy mu lenistwo po trzech dniach ciurkiem w pracy bez wychodzenia do domu (widziałem), gdy nie wytrzyma publicznego upokarzania niewiedzą o takich szczegółach, których żaden student nie miał prawa poznać gdziekolwiek, gdy zawalimy go robotą do takiego stopnia, że nie będzie miał żadnej szansy na wyrobienie się a następnie przyczepimy się do nieistotnych szczegółów jego prezentacji …
Jeżeli młody nie „pęknie” to będą z niego ludzie!
A jak pęknie to był mięczak i nie ma kogo żałować.
Więcej matur! Więcej testów! Więcej rutuałów! Więcej pieniążków dla trutniów systemu.
Dobry temat na dyskusję o maturach.
Nie ma to jak samopomoc – i w czym problem?
Ty oszukasz mnie, jak okradnę Ciebie.
Nie pomogą cywilizacje, oceany i westpointy, „Polak potrafi” i udowadnia to swoją znaną i docenianą na całym świecie renomą. Że nawet kałużę próbuje wydoić.
Na wakacjach za granicą lepiej mówić wyłącznie w obcych językach, zapewniam – wtedy problemu istotnie nie ma…
A egzaminator siedzi i zawija… to (…) w papierek.
„W wojsku ?fala? w szkole matura a w więzieniu co, grypsera?”
No może nie porównujmy fali do matury. To trochę inne zjawiska, czyż nie? I niestety zawsze będziemy cywilizacyjnym zadupiem, jeśli wciąż oszustwo będzie u nas traktowane jak zaradność, a uczciwość za frajerstwo. Przydatność dla społeczeństwa? Wiesz, nie wiem, czy naszej ojczyźnie i społeczeństwu dla odmiany nie przydałoby się bardziej 10 osób uczciwych, ale przeciętnych niż jeden geniusz z kupionymi/wyłudzonymi/podrobionymi papierami.
w czy problem?
Piszesz:
„Czy do Polski dotarł już koncept tzw. ?take-home exam??
Zamiast idiotycznych potyczek z pamięcią i wypełniania setek pytań ?tak-nie?, albo ?wybierz z pięciu? lub też ?popisz się zapamiętanym wzorem na trzy cale długim i umiejetnością podstawiania liczb do niego? ? samodzielna praca w domu. Tydzień-dwa na znalezienie źródeł, na obmyślenie rozwiązań, zgromadzenie podręczników, notatek, przekopanie internetu. Na napisanie porządnej pracy. Eseju czy na rozwiązanie trudnego, nieoczywistego problemu z nauk ścisłych.
Nauczyciel oceniający taki take-home exam jest bardzo ostry. Nie ma zmiłuj się. Miałeś ?cały świat? do przekopania, miałeś dwa tygodnie czasu na to ? to pokaż coś jest wart.”
No ale przecież taką formułę, że pracujesz w domu cały rok, masz czas na źródła i risercz, masz pomoc nauczyciela itd. ma prezentacja maturalna z języka polskiego.
I kwitnie rynek nielegalny, na którym te prezentacje się kupuje/pisze dla innych/ściąga itd
I chyba jest plan (już zrealizowany?, poloniści pomóżcie, bo nie wiem), by z tejże prezentacji zrezygnować.
z
Acz zgadzam się z tobą, że to by miało sens, a maturę, która ma sprawdzać albo wiedzę (jak dawniej) (na to jest 3 lata liceum) albo jak jest teraz czytanie ze zrozumieniem i szczęście (matury z języków, gdzie można sie w totolotka bawić) należy zlikwidować.
za to wrócić należy do egzaminów na studia (na różne kierunki i do różnych uczelni inne, bo każdy kierunek wymaga innych kompetencji/predyspozycji/wiedzy).
Bowiem przyszły filolog może zdać maturę podstawową z języka bardzo wysoko, być przyjety, a nie umie napisać/powiedzieć sensownie jednego zdania w języku obcym.
Na maturę szkoda czasu, pieniędzy i stresu uczniów.
Motto z zeszytu humoru belferskiego:
„Na maturę szkoda czasu, pieniędzy i stresu uczniów.”
Świat jaki jest każdy wie i mnożenie głupich rygorów przez urzędniczych idiotów na drodze do kasy i etatu powinno być zakazane.
Oczywiście, że prościej, uczciwiej i normalnie zaje…ście będzie, jak Grześ uczeń kupi sobie po prostu, za namową Grzesia belfra, papier maturalny na targu (a pewnie wkrótce po Euro – znowu na stadionie).
Proponuję drukować od razu w rolkach, wyjdzie taniej niż rolowanie szopki edukacyjnej zatrudnianiem Grzesiów i innych ofiar okrutnego systemu.
Albert 22 maja o godz. 12:40
„No może nie porównujmy fali do matury. To trochę inne zjawiska, czyż nie?”
No właśnie nie bardzo. Według opisu zet:
„Mnie nikt nie pomagał, i o ile wiem innym z mojego rocznika (późny Gomułka) też nie, a jeżeli nawet, to nikt i tak by się nie przyznał, bo wstyd. Matura niczego nie sprawdza, matura jest rytuałem, przejściem, formą inicjacji, wprowadzeniem oficjalnym w dorosłość. Miałem świadomość tego i wtedy, gdy sam zdawałem i teraz tym bardziej.”
nie ma jakichś znaczących różnic pomiędzy nimi. Mnie gnębiono to ja będę gnębił. Ja zagryzłem zęby, dałem radę i nie dałem poznać po sobie, że uważam całość za rytuał a nie za cokolwiek użytecznego. Matura jako Taniec Słońca? Może zatem egzamin gimnazjalny zastąpić postrzyżynami?
„I niestety zawsze będziemy cywilizacyjnym zadupiem, jeśli wciąż oszustwo będzie u nas traktowane jak zaradność, a uczciwość za frajerstwo.”
A to jest dla mnie fascynujący temat. Czy człowiek potrafi wyrazić swoje ucywilizowanie w pokojowy sposób?
Pomijając nawet starożytność i całą historię wojen od tamtych czasów i koncentrując się tylko na ostatnich kilkuset latach.
Prawdomówni, honorowo chowani Anglicy masakrujący Murzynów czy Hindusów „wynajdują” koncept obozu koncentracyjnego. Francuzi wprowadzają cywilizację w Algierii i w Indochinach, przedtem niosąc pożogę „nowego-lepszego” całej Europie. Belgowie w Kongu zamęczają miliony ludzi, Rosjanie budują największe państwo świata jednocześnie topiąc wszelki opór podbijanych krajów we krwi. Turcja a Ormianie. Bałkany. Hiszpanie a później Amerykanie wyrzynając w obu Amerykach Indian w ramach wyższości cywilizacyjnej gospodarkę opierają na niewolnictwie, kulturalni Niemcy próbują wymordować cały jeden naród a zniewolić wiele innych, Japończycy na misjach w Azji cywilizują Nanking. Sowieci opuszczając cywilizacyjne zadupie poprzez elektryfikację po drodze budują wielki system obozów pracy i zamęczają czy głodzą na śmierć dziesiątki milionów swoich obywateli. Potem Amerykanie permanentnie, bo przenosząc do nieba, ratują wiele milionów biedaków przed upadającymi kostkami domina, zresztą być może całkiem słusznie, gdyż na nowo cywilizujące się Chiny i Kambodża pokazują ile dziesiątek milionów można wygłodzić na maoistyczną czy na inną modłę.
Ostatnio cywilizowane niewątpliwie o wiele bardziej USA polepszyło życie milionom Irakijczyków i Afgańczyków. Tutaj gdzie mieszkam co drugi dzień czytam prasowe notki jak to wojna w Afganistanie toczy się o prawa tamtejszych kobiet.
To ja już wolę dziesiątki czy setki księstewek niemieckich zamiast jednej Rzeszy. Japonię rozbitą na szogunaty. Rzeczpospolitą bez ambicji niesienia cywilizacji od morza do morza, bo kończy się to Chmielnickim.
Jeżeli człowiek zawsze użyje swoje ucywilizowanie do sprawniejszego mordowania to może lepiej być do pewnego stopnia oszustem i krętaczem? Skoro do efektywnego mordowania „innych” potrzebny jest wydajny system zbudowany przez „cywilizowanych swoich”, to może lepiej nie mieć opanowanych sprawność taką gwarantujacych kompetencji? Może lepiej być małym pijaczkiem i krętaczem aniżeli wynalazcą nowej bomby, trującego gazu czy zdalnie sterowanej, satelitarnej sprawiedliwości?
Albert 22 maja o godz. 12:40
„Wiesz, nie wiem, czy naszej ojczyźnie i społeczeństwu dla odmiany nie przydałoby się bardziej 10 osób uczciwych, ale przeciętnych niż jeden geniusz z kupionymi/wyłudzonymi/podrobionymi papierami.”
Rzeczywiście uważam, że ów kolega miał zadatki na geniusza. Nie mogę obwiniać szkoły średniej za jego niespełnienie, ale niestety jakąś tam winę ponosi i ona. Studia, ścisłe i podwójne, też go nie „wyłowiły”. Według mnie, pracując w Polsce i potyczkując się z polskim ustawodawstwem w celach zawodowych (od poczatku przełomu) jest on świętą osobą. Z jego głową miałby wielokrotnie więcej forsy przy wielokrotnie mniejszym wysiłku za Zachodzie. A tak musi się żywić tym, co polscy ustawodawcy upichcą bo musi to-to wpisywać na bieżąco w swoje programy. Intelektualne wyzwanie żadne, to pewne. Tyle, że płaci rachunki.
Co do „podrobienia papierów”. Teraz, po tylu latach od tamtej pracy z polskiego, życzyłbym tobie takiej znajomości szeroko pojetej kultury polskiej. Z czasem (pod wpływem żony?) obudziła się w nim ciekawość i zainteresowanie. Teraz ma ogromną bibliotekę, zresztą od pojawienia się w Polsce książki mówionej – podwójną, bo i papierową i na dyskach, gdyż bardzo dużo czasu spędzał w samochodzie. Ostatnio kompletuje najnowszą jej wersję, już na czytniki. Jego kolekcja polskich filmów jest imponująca. Czyta i zna polską poezję. Do teatru zawsze chodził i dalej to robi. Maturę napisała mu żona. Aby było sprawiedliwie, teraz mu ją odbierzesz czy zrobisz mu nową? Pytanie tylko czy odważysz się zasiąść z nim do jej napisania…
Gekko,
kiedyś myślałem, że jesteś inteligentnie złośliwym trollem.
Ty nie jesteś ani złośliwy ani inteligentny, ani nawet troll z ciebie.
Ty zwyczajnie nie rozumiesz tego, co czytasz.
Pozdro:)
Życzę dalszego owocnego mędzenia na tym blogu.
P.S. Zauważasz, że już cię nikt poważnie nie traktuje, jesteś jak upierdliwa mucha, od której się nawet odganiać nie chce, lepiej zmienić pomieszczenie, co właśnie czynię, a ty, o Wspaniały, zapluwaj się do woli:)
Matura w obecnej formie jest kompletnie pozbawiona sensu.
Uczeń powinien otrzymać świadectwo ukończenia szkoły i zdać trudny egzamin na studia.
Studia powinny być płatne.
Dla uboższych zdolnych rozwinięty i uproszczony system pomocy finansowej, łącznie z zaangażowaniem samorządów, które powinny partycypować w kształceniu młodych.
***
„A cóż to jest za bajka? wszystko to być może;
Prawda; jednakże ja to między bajki włożę.”
Jak zawsze, wprowadzanie norm, których się nie przestrzega jest bez sensu.
B r a k s e n s u :
zasadom
reformom
egzaminom
regulaminom
praworządności
standardom
ewaluacjom
ocenom
staraniu się
osiągnięciom
i wreszcie jakimkolwiek ambicjom,
nadają Ci, dla których takie wartości nic nie znaczą i są im moralnie i intelektualnie niedostępne, kontestując, sabotując i wykoślawiając normy cywilizacyjne na wszelkie sposoby.
Nie byłoby sprawy, zawsze istniały w społeczeństwach tego typu marginesy, lumpy i zdeprawowany motłoch.
Pozostaje tylko pytanie, po której stronie cywilizacyjnego marginesu lokują się sami etatowi wykonawcy publicznej edukacji w takim kraju jak nasz.
I z tego względu lektura belferbloga jest ciekawym socjologicznym surveyem, tyle tu spontanicznych coming in & outów … 🙂