Nie spóźniaj się na maturę
Dawniej o godzinie rozpoczęcia matury zamykano szkołę i nic już nie dało się zrobić. Następna szansa za rok. Obecnie jest trochę inaczej. Do szkoły można wejść także po rozpoczęciu egzaminu. O tym, czy wpuścić spóźnionego, decyduje przewodniczący zespołu egzaminacyjnego. Raczej wpuści, chyba że trwa odtwarzanie płyty (egzamin z języka obcego). Wtedy nie wpuści, gdyż wejście mogłoby przeszkadzać osobom, które są już na sali. Osoba spóźniona nie pisze dłużej. Dla całej sali jest jednakowy czas zakończenia egzaminu.
Nikt nie powinien się spóźnić na swoją maturę, ale przecież zdarzają się nieprzewidziane okoliczności. Tramwaj może się zepsuć, autobus i samochód mogą trafić na korek. Można utkwić w windzie albo pojechać w przeciwnym kierunku. Noga może skręcić się w kostce, urwać obcas w bucie, głowa znaleźć się w chmurach, samochód może nie zahamować. W takim dniu wszystko zdarzyć się może i spóźnienie gotowe. Zresztą żeby tylko spóźnienie?
Nie tylko uczniowie mają problemy z dotarciem na egzamin. O wiele trudniej przyjść punktualnie na maturę nauczycielom. Niejeden pędzi na łeb na szyję i w ostatniej chwili albo wręcz po czasie wpada do sali. Pół biedy, jeśli nauczyciel jest szeregowym egzaminatorem, gorzej, gdy spóźnia się przewodniczący. Tylka dyrekcja się nie spóźnia. Przychodzi bowiem pierwsza i wychodzi ostatnia. Taka dola dyrekcji.
Jeśli ktoś spóźnił się na maturę z polskiego oraz matematyki i żadnych konsekwencji nie poniósł, teraz niech lepiej uważa. Z wejściem po czasie na egzamin z języka obcego może nie być już tak łatwo.
Komentarze
Dziwne… U nas od tego roku obowiązuje instrukcja, że spóźnionych nie wolno wpuszczać. Grymasy OKE?
Kasia
Grymas władzy, władza zawsze ma grymasy.
Jak jesteś nauczycielką, to przecież wiesz. Od Twojego grymasu także dużo zależy, czasem przyszłość powierzonych ci dzieci.
„O tym, czy wpuścić spóźnionego, decyduje przewodniczący zespołu egzaminacyjnego. Raczej wpuści…”
Po raz kolejny widzimisie i niedasie przeprowadzają przez maturę, jak Charon przez Styks, z tym samym skutkiem.
Okrutna, bezduszna władza urzędasów może sobie pisać regulaminy do us..nej śmierci, belfer wie swoje… Tymczasem:
***
(F)3. Zdający ma obowiązek zgłosić się na każdy egzamin w części ustnej i pisemnej punktualnie, zgodnie z ogłoszonym harmonogramem.
(H)3. Egzamin rozpoczyna się punktualnie o godzinie wyznaczonej przez dyrektora CKE od rozdania arkuszy egzaminacyjnych. Osoby zgłaszające się na egzamin po tym czasie nie zostaną wpuszczone do sali egzaminacyjnej.
http://www.cke.edu.pl/images/stories/0000000_Matura_2012/procedury/procedury_ostatnie.pdf
***
Już oczekuję repryzy dyskusji z roku przeszłego, jakoby Przewodniczący Komisji NIE miał obowiązku dopilnować, aby członkowie zapobiegali ś c i ą g a n i u.
A taki obowiązek komisja ma!
Tyle, że i tolerowanie spóźnienia i przyzwolenie na ściągnie to błędy, z a k t ó r e każdy może znaleźć coś wartościowego, jeśli niedostrzegalnie?
Jak to jest naprawdę, w życiu certyfikowanie dojrzałym, Profesorze?
Dużo było tutaj ostatnio na temat języka polskiego, no to wrzucę dla równowagi zestaw maturalny z matematyki: EGZAMIN MATURALNY Z MATEMATYKI POZIOM PODSTAWOWY MAJ 2012. Ciekaw jestem opinii…
Gekko
Nie daj boże żyć w świecie przez Ciebie urządzonym.
Spóźnisz się, nie ma przebacz, przepisy są po to, żeby ich przestrzegać.
Ja uważam, że spóźnionego należy wpuścić, nie Tobie oceniać, czy wina leży po stronie spóźnionego czy siły wyższej, odpierdol się, co ci zależy?
Czy człowiek powinien ponosić konsekwencje zdarzeń od niego niezależnych?
Bo mógł je przewidzieć?
A do jakiego stopnia?
A jak się nie dało przewidzieć, to co? Dobór naturalny?
Żeby porządek był? To mi napisz, w czym porządek jest lepszy od chaosu?
Ja mam bałagan wokół siebie i uważam, że to dużo lepszy porządek niż każdy inny. Przecież wszechświat zmierza w kierunku chaosu, czemu się mam mu przeciwstawiać?
Gdyby świat dążył do uporządkowania, człowiek by się musiał narobić żeby zabałaganić a nie narobić żeby posprzątać.
parker
8 maja o godz. 22:38
– – –
Drogi parkerze,
świat jest tak ułożony, aby wyrównywać szanse, co oznacza jasne, jawne i przejrzyste reguły gry dla wszystkich.
Regulamin matur jest jasny, kto chce grać w dowolną grę, musi wybrać inne boisko.
****
Szkoda i wstyd, że Gospodarz wprowadza w błąd maturzystów. Przewodniczący komisji NIE MA dowolności we wpuszczaniu spóźnialskich, konkretnie, po zapisaniu godziny rozpoczęcia egzaminu na tablicy, wejść nie można.
Co oznacza, że dowolność wpuszczania dotyczy jedynie ewentualnego czasu pomiędzy rozpoczęciem rozdawania arkuszy a zapisaniem czasu. To nie jest zbyt wiele i w dodatku nieprzewidywalne „okienko” dla spóźnialskich. Tego jednak Gospodarz nie pisze. Szkoda że dzieciaki właśnie w szkole i na blogu otrzymują taką lekcję nieodpowiedzialności.
***
BTW, kandydat do pracy na rozmowie rekrutacyjnej, może liczyć na pewną dyskwalifikację za spóźnienie choćby minutowe, o czym już szkoła powinna swoim standardem – chociaż zawiadamiać (jeśli nie umie nauczyć).
Pozdrawiam.
Gekko
Absolutnie nie namawiam do łamania prawa.
Ja to prawo kontestuję. Uważam, że od decyzji komisji powinno zależeć czy spóźnialskiego wpuści czy nie, powinna wpuścić jeżeli nie podejrzewa, że spóźnienie było celowe, aby coś ugrać nieuczciwie na egzaminie.
Tak się składa, że jako pracodawca odbyłem w życiu kilkaset rozmów kwalifikacyjnych.
Zapewniam cię, że ostatnią rzeczą na jaką zwracałem uwagę była punktualność kandydatów.
Paradoksalnie, tym spóźnionym przyglądałem się uważniej, bo czymś się wyróżniali.
Mimo, że nienawidzę niepunktualności, że mnie irytuje, że się stresuje jak sam się mam spóźnić.
Ile kosztują nas nauczyciele:
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1525507,3,ile-kosztuja-nas-nauczyciele.read
parker
9 maja o godz. 9:54
– – –
parker,
nie o to chodzi. Jeśli ma być równo, to warunki muszą być równe dla wszystkich.
Nie chodzi o represje wobec niepunktualnych, ale o to , aby nie krzywdzić tych, co do obowiązków podchodzą rzetelnie.
Ponieważ teoretycznie (?) jest możliwość, że wchodzący w połowie czasu na egzamin może już od kolegów znać rozdane tematy.
Wtedy jest nierówno, pojawiają się podejrzenia dlaczego jedni mogą równo a inni nie muszą.
To właśnie jest sprawiedliwość, że muszą wejść o tym samym czasie.
Nie ja wymyśliłem te zasady ale CKK, polemizuję nie z sensem zasad (bo są już jakie są) , ale z ich fałszowaniem przez belfra.
Ja mam za sobą przeprowadzone z kandydatami tysiące rozmów kwalifikacyjnych i nie tylko 🙂
Jeśli w Twoim zakresie byli kandydaci wyróżniający się wyłącznie niepunktualnością, to coś nie gra.
W twoim podejściu do researchu 🙂
No, chyba że rekrutujesz trendsetterów, hihi 😉
Pozdrawiam.
tak z innej beczki :http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/570505,szkola-muzyczna-bedzie-miec-kaplice,id,t.html?cookie=1
Przepraszam, ale chyba wszyscy zwariowali. NIE WOLNO spóźniać się na maturę, rozmowę kwalifikacyjną, ani nawet na imieniny u cioci (choć w tym ostatnim, i tylko w tym ostatnim przypadku może to być wybaczone).
Tyle się mówi, że szkoła ma przygotowywać do życia, a więc także przyzwyczajać do punktualności, do radzenia sobie ze stresem, i do ponoszenia konsekwencji swego postępowania……
Pewnie jestem wstrętnym belfrem, ale u mnie nie wolno spóźniać się na lekcje, ani opuszczać testy, ani oddawać prac po terminie, ani nawet bazgrac i kreślić w odddawanych do sprawdzenia pracach… I wierzcie mi, uczniowie potrafią sie tego nauczyć, i nawet zrozumieć. Oczywiście, mi także tego wszystkiego nie wolno.
Gekko
Napisałem, jeżeli komisja nie ma podejrzeń, że spóźnienie jest celowe. Oczywiście można napisać regulamin który nie pozostawia wątpliwości jak jest dzisiaj i nie ma przebaczenia. Ale, jak się spóźnisz na samolot a jeszcze nie odleciał, to zazwyczaj czeka wraz z innymi pasażerami. Spotkałeś się z taką sytuacją? A kierowca autobusu nie może mimo że widzi biegnącego spóźnionego. Szkoła ma uczyć punktualności ale nie powinna przy okazji uczyć bezduszności.
anglista
9 maja o godz. 14:16
– – –
Fajny komentarz. Niby powinienem się zgodzić, ale wobec takiego imperatywu kategorycznego „nie wolno”, bliżej mi do stanowiska parkera.
Inaczej, szkoła będzie wdrażać postawy motywowane zewnętrznie, nakazami i zakazami. Nie o to w istocie chodzi.
Są ludzie dla których powinnościami są wewnętrzne aksjologie – im więc „nie wolno”, są i tacy, którzy mają inne podejście; chętniej pytają „dlaczego”.
Żadna z tych postaw nie jest właściwa, jeśli ma być narzucana (! tak, tak) innym, bo „ja mam rację”.
Punktualność na maturze zawarta jako warunek regulaminowy to coś innego. To w praktyce reguła wzajemnej efektywności w funkcjonowaniu społecznym.
Obie wymienione wyżej postawy powinny spotkać się na gruncie wzajemnego szacunku do innych (a nie konfliktu wartości osobistych), jeśli forsowanie jednej z postaw odbywałoby się kosztem tej drugiej.
O to chodzi w zdrowych zasadach społecznych i to jest sytuacja, w której np. regulamin matur takie zasady realizuje. Także inne normy i prawa cywilizacji.
Takiej postawy, prospołecznej, powinna uczyć szkoła a punktualność nie jest społecznie polem tryumfu czy porażki osobistej, uległości czy kontestacji, ale stosunku do innych, poziomu przydatności społecznej.
I tego właśnie, jak wielu innych kompetencji na większości rozmów o pracę, ze strony kandydatów nie widać, a to warunek efektywności zespołowej.
Pozdrawiam.
Panie i Panowie! Właśnie powinniśmy obchodzić rocznicę zwycięstwa nad faszystowskimi Niemcami. Ani 8 ani 9 maja nie widziałem żadnej audycji TV, nie znalazłem żadnego artykułu w prasie na ten temat! Tysiące polskich żołnierzy i miliony cywilów oddały życie na próżno? Co z tą HISTORIĄ?
parker
9 maja o godz. 14:43
– – –
Praworządność to nie bezduszność.
Albo gra się we wspólną grę o sprawiedliwych regułach, na wspólnym boisku, albo się samemu buduje boisko do gry. Inaczej to zwykłe cwaniactwo pokerzysty co siada do stolika brydżowego.
Jedna z anegdot, jaką lubię na ten temat, dotyczy wycieczki z Polski za oceanem, która spóźniła się na autobus. Ten odjechał punktualnie (niemal pusty!), ale na oczach dobiegających wycieczkowiczów, więc zablokowali mu wyjazd. Kierowca wezwał policję, po 10 minutach dwóch zatrzymanych z blokującej pojazd grupy wylądowało po prostu w areszcie, zapłacili słoną kaucję.
Reszta do dziś opowiada o głupocie i bezduszności totalitarnej hameryki i krwoiżerczych korporacjach (tym łatwiej, że nie pamiętają ze względu na swój wiek czasów komuny i są nowocześni).
Ja w tym czasie (jako ‚przewodnik’ grupy) rozmawiałem z naszymi amerykańskimi gospodarzami pobytu; ci, wiedząc, że jestem zawodu, hm… wysokoedukowanego, pytali mnie oględnie, ale zupełnie poważnie, czy to prawda, że w Polsce podróżuje się konnymi furmankami, co widzieli na zdjęciach.
Czy muszę dodawać że wycieczkowicze byli …belframi (akademickimi, to na osłodę belferbloga). 😉
I tyle, oraz pozdrawiam.
Litość bez sprawiedliwości jest głupotą, ale sprawiedliwość bez litości jest okrucieństwem. Co począć, marny człecze pośród świata ?
@ paw, 9 maja o godz. 15:06
Staram się być punktualny, więc odpowiem od razu, bo Twój komentarz jakże inspirujący 🙂
Posłużę się rymowanką wiejskiego proboszcza:
„Sprawiedliwie od litości strzeże
kto granicę tych pojęć dostrzeże.
Gdy zaś jedno na drugie narzuci
to okrutny będzie i głupi…”
Panie Gekko, to „nie wolno” ma wypływać z wewnętrznego przekonania (ja tylko pomagam w uzmysłowieniu sobie jego istnienia, a może je wyrabiam). Przeciez każdy z nas ma takie przekonanie, że czegoś nie wolno. Nie dlatego nie kradnę, że za to grozi kara – wiem, ze tego robić nie wolno, i już. Nie jestem w stanie rzucić papierka na ulicę, no bo …. nie wolno (zablokowany jestem, czy co?). Jeśli to wszystko zostało mi kiedyś nawet siłą narzucone, to dziękuje bardzo tym, co to zrobili……
@anglista,
A ja nie kradnę, bo NIE CHCĘ krzywdzić innych ludzi. Nie śmiecę na ulicy, bo nie podoba mi się widok papierków poniewierających się po chodnikach, a nie dlatego, że nie wolno! Za to jak ulica jest całkiem pusta, to wchodzę na czerwonym świetle na pasy.
Twoje tłumaczenie nie przekonuje mnie zupełnie, a bezduszne, ślepe przestrzeganie zasad mnie przeraża.
sunsister (też anglistka ;))
A kto to powiedział że nie wolno się spóźniać? I dlaczego nie wolno?
Problemem jest to że nikt niem chce ponosić konsekwencji. No moze w niektórych przypadkach są zadowoleni. Jeżeli myślicie inaczej to wytłumaczcie to ty co nie zdążyli na Titanica albo jakieś samoloty
parker 8 maja o godz. 22:38
„Gekko. Spóźnisz się, nie ma przebacz, przepisy są po to, żeby ich przestrzegać.”
Parker, taki inteligentny a nie zauważyłeś, że dyskutujesz z HR-owcem? Ich jedynym powodem istnienia są przepisy. Bez przepisów nie byłoby żadnego powodu, aby ich zatrudniać. Każdy pracownik to potencjalny problem. W przypadku skrajnym zastrzelić może. Wtedy firma musi udowodnić, że „w ramach przepisów nic więcej nie mogła zrobić”. Wtedy, gdy zwolniony facet przychodzi do roboty z kolekcją broni i po kolei zabija byłych kolegów. Jakby przy wejściu do firmy nie było strażnika – firma zapłaciła by milony. Ale jak strażnik siedzi i jako pierwszy dostaje kulkę – firma jest O.K. Nic „więcej” nie mogła zrobić. „Przepisy” nie wymagają bowiem aby przy wejściu siedział uzbrojony strażnik. Jeszcze. Jak będą wymagały, bo za wielu „byłych” będzie decydowało się „to go postal”, to HR zatrudni ludzi z bronią. Nawet czołg postawi przy wejciu do firmowego bunkra. Jak przepisy mu karzą.
Nie znają się absolutnie na niczym poza byciem szpiclem. Szkoleni są podobnie jak SBcy czy dawniej Ochrana. Im więcej „faktów” uda im się „udokumentować” „na daną osobę”, tym ich pozycja staje się mocniejsza. Czytają twoją pocztę, nagrywają rozmowy telefoniczne, uderzenia w klawisze klawiatury, patrzą ci na ekran twojego kompa i robią sobie z niego zrzuty za każdym razem jak poruszysz myszką. Dokumentują wszystkie strony internetowe, jakie odwiedziłeś. Montują nowoczesne kserokopiarki, które nagrywaja na twardy dysk obrazy wszystkich kopiowanych dokumentów. Automatycznie skanują każde urządzenie, jakie podpinasz do kompa. Gromadzą kopie twoich dokumentacji lekarskich. W kontaktach osobistych prowokują, wyciągają na zwierzenia i chwytają za słówka.
Proces zatrudniania to dla nich proces eliminacji potencjalnych problemów. W żadnym wypadku pozytywnej selekcji na podstawie doświadczenia i kompetencji. To rezultat myślenia „a czy mam podkładkę na wypadek, gdy ten nowy wystrzeli z czymś nieprzewidywalnym?”
Jak most się zawali to lepiej aby „w papierach” było, że zapytałem o maturę. Ma być jeszcze papier, że ten, co w naszej firmie się zna na budowaniu mostów też tego nowego zapytał, czy wie, jak się mosty buduje. Jak mam dowody, że oba pytania zadane, to jestem O.K. Most w gruzach, pod mostem trupy, ale ja jestem kryty. W papierach mamy podkładki na wszystko.
Zauważyłeś, jak niektórzy blogowicze jak na ostatnią linię obrony zawsze z podkulonym ogonem uciekają na linię „przepisów prawa”?
Jak w faszystowsko-stalinowski sposób zrównują sprawiedliwość i unikanie niepotrzebnego krzywdzenia ludzi z bezdusznym okrucieństwem tzw. „litery prawa”? Widziałeś ten autentycznie sadystyczny uśmiech na ich twarzach? Jak nie, to poczytaj te setki wpisów i policz ilość zamieszczonych smileys.
„Nie daj boże żyć w świecie przez Ciebie urządzonym.”
W USA zakuwają w kajdanki i zamykają do więzienia rodziców spóźnialskich dzieci. Akurat w tym wypadku, o którym piszę nie karali dzieci a rodziców, gdyż to rodzic systematycznie przywoził pod szkołe dzieci po dzwonku. Więc go w kajdanki i wlepić mu karę. A potem do sądu i niech tam też sobie słono beknie za opłaty sądowe. Jak zapłaci równowartość używanego samochodu to przestanie dzieci za późno przywozić.
W Mieście Aniołów mają godzinę policyjną dla dzieci w wieku szkolnym w czasie dnia. Do niedawna policja łapała na mieście dzieciaki „wygladające na wiek szkolny” i wlepiała im mandaty po 250 zielonych. Bo o jedenastej rano powinny siedzieć w klasie a nie łazić po mieście. Teraz zdaje się obniżyli tę sumę. Były przypadki, gdy policja w samochodach na sygnale łapała uczniów na ostatnich metrach chodnika przed ich szkołą bo było równo 5 minut po dzwonku. Ogromna większość amerykańskich szkół jest zamykana na trzy spusty na cały dzień. Po porannym wejściu uczniów na teren szkoły jest ona zamykana i otwierana dopiero po trzeciej.
Tak sie kształci elitę hrowców świata, bo robole to w Chinach i w Polsce będą.
„Ja uważam, że spóźnionego należy wpuścić, nie Tobie oceniać, czy wina leży po stronie spóźnionego czy siły wyższej, odpierdol się, co ci zależy? Czy człowiek powinien ponosić konsekwencje zdarzeń od niego niezależnych? Bo mógł je przewidzieć? A do jakiego stopnia?
A jak się nie dało przewidzieć, to co? Dobór naturalny?”
Parker, jak zwykle u ciebie, idealizm posuniety do niemożliwości.
Mój były wychowawca wielokrotnie mówił, że do szkoły nie wolno się spóźniać. Spóźnianie tępił. Powtarzał, że do szkoły trzeba tak wcześnie wychodzić z domu, aby móc do niej dojść na piechotę.
W skrócie to wydaje mi się, że trzeba popatrzeć na częstotliwość danego wydarzenia. Ile razy ktoś utyka w windzie w dzień matury? Zresztą zgodnie z twoim, parkerze pytaniem o przewidywanie – tak, w dniu matury trzeba było zejść schodami. Właśnie dlatego, aby wykazać się zdolnością przewidywania. Właściwą maturzyście.
A co do tych „konsekwencji” to czyż nie można napisać matury w terminie późniejszym? Przecież to nie koniec świata.
„Żeby porządek był? To mi napisz, w czym porządek jest lepszy od chaosu? Ja mam bałagan wokół siebie i uważam, że to dużo lepszy porządek niż każdy inny. Przecież wszechświat zmierza w kierunku chaosu, czemu się mam mu przeciwstawiać? Gdyby świat dążył do uporządkowania, człowiek by się musiał narobić żeby zabałaganić a nie narobić żeby posprzątać.”
Bardzo mi się ten fragment spodobał. Teraz wiem, że ty nazywasz sie Parker Boltzmann i „robisz w termodynamice”. Kaloryfery zakładacie czy kilimatyzację? 😉
Szczerze mówiąc to spodziewałem się po tobie kolejnego przypomnienia o funkcji matury. Że nie powinna być dla szkoły czy dla komisji a dla ucznia. Ale widzisz, parker, wtedy hrowców można by wysłać tam gdzie ich miejsce, czyli na wysypisko śmieci. Hrowcy piszą o efektywności funkcjonowania społeczeństwa. Oczywiście nie widząc, jakie samym swoim istnieniem powodują straty. Oni chcą mnożyć „podkładki na ludzi” i świadectwo maturalne jest właśnie takim kolejnym „kwitem na człowieka”. Społeczeństwo funkcjonujące efektywnie nie funduje sobie szkoły zbudowanej na planach więzienia. Takie społeczeństwo powinno być w stanie powiedzieć swoim uczniom-obywatelom aby u siebie w domu usiedli do stołu i rozwiązali siedem zadań w trzy godziny. A nastepnego dnia napisali rozprawkę o „Lalce”. Lub coś podobnego. Wyobrażasz sobie stopień efektywności społeczeństwa, które nie tylko, że uczciwie nie ściąga pracując bez nadzoru u siebie w mieszkaniu ale jeszcze (i właśnie dlatego!) ufa innym, jeżeli powiedzą, że nie ściągali?
Niestety współczesny model edukacyjny czerpie tak dużo z więziennych planów, że ciągle trwa przy maturze/egzaminie jako przy rytuale. Specjalne więzienne zwyczaje, język, no i mamy szkolną grypserę a nie „grono uczniowskie”. Matura jako rytuał przejścia do dorosłości? Trochę w to wątpię, ale może i tak. Indianin miał sobie zrobić dziury w skórze na piersiach, przewlec skórzane rzemienie i tańcząc zrywać się z tych rzemieni. Albo iść na prerię i przeżyć tam i jeszcze zwierzaka zabić i mustanga złapać.
I dlatego mamy tę maturę teraz. Maturzysta ma wyrywając sobie kawałki ciała zerwać się z rzemieni dzieciństwa. Musi cierpieć. Aby hrowcy mieli na niego papierki.
Po parkerze spodziewałem się przypomnienia nam o tym bezsensie. Ale on już powoli (widocznie) się zużywa i powoli dociera do bezsensu personalniaków.
Te punktualności w gonieniu z wywalonym językiem na miejsce rytualnej kaźni jako metoda pedagogiczna kształcenia sprawności funkcjonowania (w właściwie w tym momencie, czyli na sam koniec szkoły to juz tylko sadystyczne pastwienie się w hrowskim stylu)!
Te gadanie o równości szans!
I to wszystko w Polsce, gdzie zgodnie z tym, co czytam m.in. na tym blogu nagroda za wysiłek, czyli praca dostaje się krewnym i znajomym a nie kompetentnym. Gdzie ci sami krzykacze z ustami pełnymi frazesów o równości warunków pogardzają piątkowymi maturzystami ceniąc ich mniej niż zero.
Parker, mnie już dawno przekonałeś. Matura powinna być dla ucznia a nie dla kogokolwiek innego. I nie jedna a po każdym roku nauki. Taki roczny egzamin końcowy. Pisany w domu. Samodzielnie, bez pomocy innych osób, z korzystaniem z podręczników, zesztów, internetu. Tak jak później pracujemy w „prawdziwej” pracy. Praktyczne umiejetności (zmiana opatrunku, murowanie, spawanie, naprawa silnika – w warsztatach czy pracowniach szkolnych bo z konieczności) ale już jakieś zadania związane np. z administrowaniem sieci komupterowej – z domu. Ufając uczniowi, który sam ma się dowiedzieć co umie.
Tego parker nauczyłem się od ciebie i to popieram.
Za podkładki dla swoich hrowców niech sobie płaci pracodawca. Pisałem kiedyś test złożony z plus minus trzydziestu zadań. Pierwsze sprawdzały umiejętność dodawania ułamków. Ostatnim było pytanie o dowód twierdzenia Greena. Po zakończonym interview, gdy miałem satysfakcję patrząc na zgłupiałego hrowca, któremu karteczki się pomieszały i patrzył z boleścią na pierwszą, prawie pustą stronę, zadałem pytanie. Kto i w jakim celu ułożył taki test? Hrowiec odparł, że mają tam kandydatów z całego świata, więc nie mogą niczego zakładać co do poziomu wykształcenia. No i sprawdzają „od zera”. Personalniak nie mógł pojąć, dlaczego rozpocząłem rozwiązywanie od końca testu i był naburmuszony, że musiał ręcznie dodać ilość punktów za każde zadanie. Do tej pory robił to za niego program pytający go o „najwyższy numer rozwiązanego zadania”. Na takich buców zawsze ta sama metoda – mówić tylko i wyłącznie zawodowym slangiem. Natychmiast się stroszą i wołają właściwego kierownika na pomoc. A z fachowcem, czyli z myślącym człowiekiem to całkiem inna rozmowa. No i po jej zakończeniu człowiek nie musi natychmiast iść umyć się do ubikacji. Z obrzydzenia.
@parker
W podzięce za te statystyczne podejście do II zasady, masz tu w prezencie wspomnienie o moim ulubionym autorze – z pewnością bardzo zasadniczym czlowieku.
Znajdziesz tam doskonale pasujący do twoich poglądów opis idealnego nauczyciela. Za długi, aby go w całości cytować na tym blogu, więc podaję link do strony, an której zamieściła swoje opowiadanie „Pod białą różą” sekretarka kpt. Borchardta.
http://borchardt.com.pl/roza.html
@ anglista
@ sunsister
Tak na marginesie, to chciałem wyrazić tylko pewną prawdę (naukową), że zasady, którymi się kierujemy możemy przyjąć bo czujemy że CHCEMY, albo że MUSIMY. W pierwszym przypadku to motywacja, w drugim – ‚złe wychowanie'(narzucone normy). Ale w obu przypadkach jest to osobisty WYBÓR (tak jak przyjść na maturę, albo – nie).
Pewną zasadą też jest ODRZUCANIE ZASAD, w skrajnych (!) przypadkach ma to podłoże chorobowe. Teraz dopiero, wewnętrzny wybór zasad/narzuconych norm sprawia, że do REGUŁ ZEWNĘTRZNYCH podchodzimy w taki albo inny sposób.
Jak pisałem, uważam że każdy z nich jest dobry, jeśli respektujemy zdrowe reguły gry społecznej – swoim podejściem nie krzywdzić innych ani siebie a za własne wybory brać odpowiedzialność.
Z uszanowaniami dla ukochanych anglistów 🙂
@ spóźnialski
Spóźniać się wolno, nie wpuścić trzeba. Można się jeszcze włamać, aby siedzieć.
@ w czym problem?
„Parker, taki inteligentny a nie zauważyłeś, że dyskutujesz z HR-owcem?”
Rany Boskie, nie wiem co ja robię w tym liście z Guantanamo (Szymany?), i co oznacza perwersyjna obelga (HR – Horrible Raptors?), ale za to już wiadomo, w czym problem.
Niedostatek (farmako?)terapii zajęciowej + zbyt liberalna cenzura grypsów (zawiodły kserokopiarki?).
W każdym razie, świat zasługuje na zagładę, módlmy się 😉
Zgadzam sie z anglista – chyba wszyscy tu zwariowali. Wszyscy pisza o spoznianu sie w kategoriach rol i praw i zasad, a nikt nie pomyslal, ze spoznianie sie jest najzwyklejszym na swiecie brakiem szacunku?… Brakiem szacunku dla tych ktorzy juz sa w sali i chca zaczac pisac mature. Brakiem szacunku dla tych ktorzy juz czekaja na rozpoczecie konferencji / spotkania/ zebrania, a teraz jeszcze musza czekac na spoznialskiego. Brakiem szacunku dla tych ktorzy juz zaczeli wyklad i ktorym teraz sie przeszkadza, wyciszajac grajka, sciagajac kurtke, odpinajac plecak i szurajac krzeslem.
Jedna z moich profesorek (uczelnia wyzsza) zamykala drzwi do sali zaraz po sprawdzeniu obecnosci. „Spozniles sie na zajecia tak jak spozniasz sie na samolot. Samolot odlecial. Mozesz pomachac wycieczce na Floryde”.
I cud, moi kochani, sie zdarzyl.
Trzy tygodnie takiej rutyny, i nagle wszyscy byli w sali na czas.
Spoznialstwo staje sie norma, niestety. I to co mnie do furii doprowadza to to, ze ja przyjezdzam na zajecia / na spotkanie na czas. I jestem „karana” za swoja punktualnosc, bo musze siedziec 10 – 15 minut i gapic sie w sufit „bo chwilke poczekamy na tych ktorzy jeszcze sa w drodze”.
Przepraszam bardzo, ja sie wyrobilam – wyprowadzilam psa, nakarmilam kota, zawiozlam wrzeszczacego dzieciaka do niani i przyjechalam na czas. I teraz jeszcze mam czekac?…
Kto dal komisji / szefowi / dyrektorce / nauczycielowi prawo by marnowac MOJ czas?!?
Dlaczego norma spoleczna stalo sie „przeszkadzanie” 25 osobom juz na sali zeby „dogodzic” jednej osobie?… Ktora bardzo czesto i tak ma w nosie?…
I oczywiscie – zgadzam sie z Gospodarzem; przypadki sie zdarzaja… Tramwaj nie pojedzie, metro nie kursuje, autobus wjedzie na drzewo. W dniu matury / slubu / egzaminu magisterskiego / pogrzebu wyjsc z domu wczesniej i miec troche gotowki na taksowke, jakby co.
Ot takie proste rozwiazanie.
A jak jest sie juz naprawde spoznionym to zadzwonic do kolegi / kolezanki na jedna z tych wszechobecnych i ciagle wlaczonych komorek i uprzedzic. Tak po prostu. Z czystego szacunku dla tych, ktorzy czekaja.
Poza tym umowmy sie: ci co sie spozniaja, spozniaja sie ciagle. Nawet jak tramwaje jezdza i metro kursuje. A Ci co sa na czas, sa na czas. Wszyscy mamy takich spoznialskich w klasie / w pracy. Wszyscy wiemy na kogo czekamy z zaczeciem zebrania i wszyscy wiemy kto wejdzie do sali po dzwonku.
Dlatego apel do nauczycieli, komisji, anglistow, polonistow i wszystkich ktorzy maja wplyw: wymagajmy punktualnosci. Uczen ktory dzis sie spoznia na mature, jutro bedzie lekarzem spozniajacym sie na przeszczep serca.
Zaciekawił mnie szczegół:
„O wiele trudniej przyjść punktualnie na maturę nauczycielom.”
[Już w ubiegłym wieku niejaki Columbo imieniem Porucznik wielokrotnie dowodził (poprzez praktyczny wynik), że czasem niezrozumiałe szczegóły więcej mówią, niż to, co w zamierzony sposób powiedziane czy przedstawione.]
Więc dlaczego „o wiele trudniej”?
Gdyby tak samo – bo podobny tramwaj, winda czy obcas.
Gdyby trochę trudniej – bo nogi już nie te; trudniej szczupakiem rzutem na taśmę do windy, bez obcasa susem do tramwaju.
I czy ta „owieletrudniejszość” dotyczy tylko matury, czy również innych dni i sytuacji?
I jeżeli np. członek spóźni się i wejdzie w czasie odtwarzania taśmy, czy zostanie wpuszczony? A będzie przeszkadzał „o wiele mniej” niż maturzysta?
A jak to jest jak spóźnia się przewodniczący? Wszyscy czekają jak na indyka Brzechwy i odrywają z butonierki płatki: przyjdzie – nie przyjdzie – przyjdzie – nie przyjdzie?
A może to taki zabieg stylistyczny, który nic nie znaczy, ma tylko dodać ekspresji tekstowi?
Naprawdę nie rozumiem jakim cudem zdarzają się takie sytuacje, jakie opisuje gospodarz? I to w renomowanym liceum?
Pracuję w liceum już kilkanaście lat i szczerze mówiąc nigdy nie zdarzyła się w mojej prowincjonalnej szkółce sytuacja, żeby się ktoś spóźnił na maturę. Uczniowie wiedzą, że muszą być co najmniej pół godziny przed egzaminem – zwłaszcza, jeżeli piszą egzamin w sali gimnastycznej, bo tyle mniej więcej czasu – na spokojnie – trwa procedura wpuszczania, losowania numerka, podpisywania listy przez kilkudziesięciu maturzystów. Jeśli któryś z uczniów by przyszedł po godzinie 9, po rozdaniu arkuszy nie zostanie po prostu wpuszczony, niezależnie od powodu.
Uczniowie doskonale wiedzą, że muszą wyjść odpowiednio wcześniej z domu, aby być ok. 30 min. przed rozpoczęciem egzaminu. Gdyby się zdarzyła jakaś sytuacja naprawdę awaryjna, to mają zapas czasu i mogliby ewentualnie zawiadomić telefonicznie szkołę, ze coś się stało.
Również szkoła powiadamia rodziców maturzysty, jeśli tego nie ma jeszcze w szkole na ok. 10 min. przed egzaminem.
Zdarzyła się raz taka sytuacja, że uczennica po prostu zrezygnowała z nieobowiązkowej dla niej części rozszerzonej, nie powiadamiając o tym fakcie szkoły. Były telefony do rodziców i dopiero wtedy się sytuacja wyjaśniła. Egzamin rozpoczął się punktualnie.
Przewodniczący komisji i członkowie muszą być ok. godziny / 45 min. wcześniej. Zawsze są rezerwowi nauczyciele, którzy w wypadkach losowych zastąpiliby ewentualnie nieobecnych członków komisji.
Można wszystko tak zorganizować, aby w tym najważniejszym dla wielu młodych ludzi dniu egzamin odbył się zgodnie z procedurami niezależnie od pojedynczych wypadków losowych. To zadanie dyrekcji szkoły.
Jeśli ktoś natomiast udokumentuje, ze spóźnienie spowodowane było faktycznie nieoczekiwanymi zdarzeniami losowymi, zawsze może przystąpić do egzaminu w terminie późniejszym ( najczęściej w czerwcu) – wyznaczonym przez OKE, jeśli ta uzna zasadność prośby ucznia. Trzeba się liczyć jednak z tym, że egzamin taki odbędzie się poza miejscem zamieszkania.
Zawsze to jest jednak jakieś wyjście dla tych, którym faktycznie nieszczęśliwy los pokrzyżował plany.
Natomiast nie uważam, żeby dla spóźnialskich z jakichś błahych powodów należało stosować tu taryfę ulgową. każac czekać pozostałym kilkudziesięciu zdenerwowanym maturzystom na rozpoczęcie matury.
@corleone
Niepotrzebnie szukasz w prostych sprawach drugiego dna!!!Dla maturzysty matura to w końcu ważne życiowe wydarzenie. Nauczyciel idzie, w ramach aktualnych procedur, często nie do swojej szkoły odsiadywać godziny, w trakcie których nie ma prawa niczego robić poza gapieniem się często na 1-2 maturzystów…;-) Nie jest to jakaś podniecająca perspektywa więc i poziom adrenaliny niższy niż u maturzystów, więc i o spóźnienie łatwiej…;-)
w czym problem?
Wielkie dzięki za link. Nie czytałem w dzieciństwie nic Borchardta ale opowieść którą podlinkowałeś zmusza mnie do sięgnięcia po tę lekturę. Tylko kiedy to wszystko przeczytać, przez ten cholerny internet nie ma czasu:)
@ corleone, @ s-21
– – –
Podobno na maturze „odsiadywać godziny, w trakcie których nie ma prawa niczego robić poza gapieniem się często na 1-2 maturzystów?;-) ”
Mamy tego kolejne skutki, co przewidywałem, i zakładam, że Gospodarz skomentuje.
Tym bardziej, że podobno przecieki mają miejsce w Łodzi, o czym (pogłoskach, nie przeciekach) miałem okazję się dzisiaj przekonać na wizji lokalnej w tym pięknym mieście.
Temat tu (a wczoraj o Łodzi pisała GW)
http://kontakt24.tvn.pl/temat,pomocy-mam-15-min-znow-przeciek-na-maturze,44468.html?categoryId=2
W Łodzi można się na maturę spóźniać (belfrzy wpuszczają, bo nie mieli by się na co gapić?), regulamin nie obowiązuje…
Czyżby również leniwe gapienie się wyparło regulaminowy obowiązek belfrów zapobiegania ściąganiu, w tym poprzez kontrolę samodzielności pracy kandydatów i nie używania telefonów?
Gapienie się to kolejna brzytwa w rękach …no, wiecie. Można gapić się i przez to pilnować, można bąki zbijać (oby przy otwartych oknach).
Praktyka wskazuje, że w czasie matur otwarte okna mogą od tego zbijania zatruć atmosferę w całym mieście, na przykład tak niemałym, jak Łódź…???
Kto się jeszcze dziwi, że do takiej …hm…pracy idzie się trudniej, skoro i tak po nic.
Pozdrowienia z Bałut 😉
@Hilda
„Naprawdę nie rozumiem jakim cudem zdarzają się takie sytuacje, jakie opisuje gospodarz? I to w renomowanym liceum?
(…) Jeśli któryś z uczniów by przyszedł po godzinie 9, po rozdaniu arkuszy nie zostanie po prostu wpuszczony, niezależnie od powodu.”
A takim choćby cudem, szanowna Pani:
„Trzy linie pociągów podmiejskich miały dziś duże opóźnienia z powodu awarii. Wielu abiturientów spóźniło się na matury z języka obcego. Okręgowa Komisja Egzaminacyjna informuje, co robić w takim wypadku.”
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11694575,Matura_2012__Wielu_uczniow_spoznionych_po_awariach.html
Gratuluję empatii. Ciekawa jestem, czy byłaby Pani taka zdziwiona i konsekwentna, gdyby chodziło o Pani dziecko.
@S-21
10 maja o godz. 12:05
Nie chodzi tutaj o dno, raczej o szydło i nożyce; bardziej nożyce.
Niezależnie od intencji Gospodarza, odpowiedziałeś bardzo precyzyjnie w sprawie „owieletrudniejszości”, o którą pytałem w poprzednim komentarzu – być może w imieniu własnym, może w imieniu jakiejś zbiorowości, może to wynik obserwacji.
Wiem już, że istnieje profesja, która wymaga (dla niektórych) wagi „życiowego wydarzenia” aby wznieść się ponad „odsiadywanie godzin” i „gapienie się na” (a w innych okolicznościach: „stanie przy”, „przebywanie w”) i prozaicznie przyjść na czas do roboty albo i wykrzesać jakąś aktywność dla wykonania siermiężnych obowiązków, (powyżej siermiężności – nie tykam się; kiedyś wyjaśniłeś mi to Masłowem…)
Owszem, zgadza się to rónież z moimi obserwacjami ale metoda doświadczalna polega między innymi na konfrontacji z obserwacjami innych.
Więc: wielkie dzięki!
Erato
Empatia nie jest mocna strona zawodu, empatyczni nauczyciele to raczej wyjątek a powinna być reguła.
Co do własnego dziecka, to podejrzewam, że stosunek do niego nie różni się od stosunku do uczniów.
Empatia nie jest selektywna.
Zakładamy się, że taka odpowiedź dostaniesz?
Przekopiowałam swój wpis z 9 maja, bo był na końcu i pewnie mało kto go przeczytał. A bardzo bym chciała, żeby trafił do @zmęczonej pasjonatki:
Erato
9 maja o godz. 11:30
@zmęczona pasjonatka
?W mojej szkole (?)drugiego maja przyszliśmy wszyscy do szkoły na 4 godziny (bo przecież nadgodzin za ten dzień się nie płaci). Dziwnie siedzi się w pustych klasach lub kantorkach i plotkuje, bo przecież bez uczniów nie mamy tak naprawdę nic do roboty.
Trochę dziwnym jest dla mnie pomysł samorządów, żeby skrócić nam dni urlopu, bo jeśli uczniów nie ma w szkole, to co mamy robić? Uzupełniać dokumenty? Ileż ich tam w końcu jest??
Po prostu nie wierzę w to, co czytam. No, nie wierzę?
@pasjonatka szczerze i bez eufemizmów napisała, że poza lekcjami nauczyciele nie mają nic do roboty. Niektórzy z nudów klasy sprzątają.
Inni siedzą i plotkują i jeszcze chcieliby, żeby im za nadgodziny zapłacono.
Pominąwszy fakt, że @pasjonatka napisała samą prawdę, jej wpis jest kolejnym dowodem na to, o czym pisałam wcześniej:
Erato
8 maja o godz. 14:17
Odnoszę nieodparte wrażenie, że jedynie osoby, które nie są nauczycielami, piszą na tym blogu na jakimś poziomie.
@hilda
Zgadzam się z Tobą. Jeżeli coś naprawdę ważnego utrudni stawienie się na wyznaczoną godzinę, to można poinformować komisję telefonicznie. Prawie 100% młodzieży podchodzi do matury poważnie, zdarzają się jednak wyjątki.
Mnie „dobił” uczeń, który na swoim zdjęciu z dowodu tożsamości dorysował sobie wąsy i brodę – dla żartu. Inny stał przed salą i rozmawiał przez telefon o ostatniej imprezie. Prawie 50 osób czekało aż skończy. Lekceważył prośby i nakazy.
Tak też bywa
@corleone
Wczoraj w stolicy matury z angielskiego przesunięto o 15 minut z powodów komunikacyjnych – nie mogli dotrzeć uczniowie. Komunikacja w ogóle działa różnie. Na takie wydarzenie jak matura, uczeń może wyjść z domu z wielkim zapasem(np.1 godzina), a i tak,jak widać, może to nie wystarczyć…;-) Wyobraź sobie teraz pracownika (czy zawód!!!), który zwyczajnie(!) codziennie do pracy przyjeżdża z zapasem 1 godziny! Dlatego prawdopodobieństwo spóźnienia nauczycieli może być większe!!! To wszystko!!!
Erato
11 maja o godz. 10:56
Ja się zbłaźniłem w zeszłym roku na zakończeniu roku.
Po dwu latach indoktrynacji na tym blogu mówię do nauczycielki tak, no to my na wakacje a pani współczujemy, w taki upał jeszcze do racy przychodzić.
Słucham, jak na wariata spojrzała na mnie pani.
No wie pani, te wszystkie prace po zakończeniu roku.
Nie rozumiem, ja też jutro na wakacje wyjeżdżam o czym pan mówi?
Nie daję za wygraną, ale wrócić pani będzie musiała ze dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku bo te długie wakacje nauczycielskie to mit przecież.
Co pan, wracam dopiero po wakacjach, nie rozumiem o czym pan mówi ze zdziwioną miną zakończyła rozmowę a ja czerwony też się zmyłem.
Widać pani belferblogu nie czyta pomyślałem.
@Erato
Przeczytaj proszę uważnie to co napisałam ze zrozumieniem, zanim mnie tu zwymyślasz.
Obdarzenie kogoś epitetami zanim się go dokładnie wysłucha i zrozumie to przecież takie typowo „belferskie” zachowanie, tak często tu przez tzw. „nie- belfrów” piętnowane. Czyżby Erato to krypto-belfer? 🙂
O takiej sytuacji, jak ta przytoczona przez ciebie napisałam przecież.
To wyjątek, który zdarza się sporadycznie. Jeśli zdarzył się taki niespodziewany wypadek wystarczy telefonicznie powiadomić szkołę o tej sytuacji. Jeśli to kwestia kilku minut, to można na taką osobę zaczekać i wstrzymać się z rozdaniem arkuszy o te kilka – nawet kilkanaście minut.
Natomiast po rozdaniu arkuszy, jeśli szkoła nie wie o żadnym nieoczekiwanym zdarzeniu spóźniony uczeń nie może już wejść na salę.
Pisałam również, że u nas to sekretariat wydzwania do rodziców ucznia, jeśli nie ma go jeszcze na kilka minut przed rozpoczęciem egzaminu, próbując wyjaśnić sytuację. To chyba dostatecznie dużo szkoła robi, by umożliwić każdemu napisanie egzaminu?
Jeśli natomiast niezawinione spóźnienie to kwestia kilkudziesięciu minut lub kilku godzin to przecież nikt nie będzie czekał na takich uczniów.
Ci uczniowi po prostu napiszą egzamin z danego przedmiotu w czerwcu, jeśli udokumentują, że faktycznie zdarzył się jakiś nieoczekiwany wypadek losowy.
Przecież nikt nie będzie czekał z rozpoczęciem egzaminu kilkadziesiąt minut lub kilka godzin, aby spóźnieni, nawet jeśli nie ze swojej winy, dotarli na miejsce. Jak ty sobie to wyobrażasz?
Kilkudziesięciu zdenerwowanych i zestresowanych abiturientów będzie czekało na jednego, czy nawet kilku spóźnionych?
Gratuluję empatii…
Ciekawe co byś powiedział, gdyby to twojemu dziecku przesunięto o kilkadziesiąt minut termin pisania matury, bo wszyscy by czekali na jakiegoś delikwenta, który zaspał albo w ogóle zrezygnował z pisania matury i nie powiadomił o tym fakcie szkoły,
Pewnie byś złożył protest do OKE i żądał unieważnienia matury….
Tak na marginesie – mamy w tym roku takiego właśnie ubiegłorocznego absolwenta, który cierpi na wyjątkowy brak empatii. Nie zgłosił się jak do tej pory na żaden z deklarowanych przez siebie egzaminów, nie powiadamiając oczywiście o tym fakcie szkoły. Po co sobie zawracać głowę takim drobiazgiem?
Pewnie był bezstresowo wychowywany, w poczuciu, że inni się nie liczą – on i jego potrzeby są najważniejsze…
Odnoszę wrażenie, że na tym blogu niektórzy takim właśnie źle pojętym pojęciem empatii próbują tłumaczyć brak odpowiedzialności i niedojrzałość niektórych uczniów i ich rodziców.
Na marginesie – moje dzieci tez dojeżdżały do szkoły pociągiem podmiejskim.
Przez 3 lata sporadycznie zdarzały się awarie – wtedy brały zaświadczenie z PKP, aby mieć usprawiedliwione spóźnienie do szkoły. To naprawdę nie jest żaden problem.
Gdyby taka sytuacja zdarzyła się w czasie matury – to na pewno stanęłabym na głowie jako rodzic, aby moje dziecko w jakiś sposób na ten egzamin punktualnie dowieźć. A jeśli by się to nie udało – to by pisały w czerwcu i tez nie wpadałabym z tego powodu w histerię.
S-21
11 maja o godz. 13:50
„Wyobraź sobie teraz pracownika (czy zawód!!!), który zwyczajnie(!) codziennie do pracy przyjeżdża z zapasem 1 godziny! Dlatego prawdopodobieństwo spóźnienia nauczycieli może być większe!!! To wszystko!!!”
W wypadku członków komisji egzaminacyjnej musi to być taki zapas czasu ( nawet 2 godziny – jeśli są korki jechać wcześniejszym pociągiem lub autobusem lub tramwajem) aby byli w szkole na co najmniej 45 minut – minimum pół godziny przed egzaminem.
Uważam za nieodpowiedzialne ze strony nauczyciela – tak samo jak w przypadku uczniów zresztą – wychodzenie z domu na „ostatnią chwilę”, tak aby zdążyć z przysłowiowym „wywieszonym językiem” na minutę przed rozpoczęciem egzaminu.
parker
11 maja o godz. 8:36
„Empatia nie jest mocna strona zawodu, empatyczni nauczyciele to raczej wyjątek a powinna być reguła.”
Tak Parker – masz rację – cierpię na brak empatii w odniesieniu do niektórych osób – niezależnie od tego czy są uczniami jedynie , nauczycielami, rodzicami czy aż utytułowanymi profesorami wyższych uczelni – z takimi cechami jak niedbalstwo w wykonywaniu swoich obowiązków, arogancja i brak szacunku do podwładnych bądź przełożonych ( a o tym świadczy choćby i spóźnianie się do pracy czy też szkoły), brak szacunku czy wręcz chamstwo i pogarda wobec drugiego człowieka, wyrażona agresją słowną i pogardliwymi epitetami, których na tym blogu pełno.
@hilda
1.Przygotowania do rozpoczęcia egzaminu zaczynają się(przy kilkudziesięciu zdających, nie 1-2!!!) na 60-45 minut przed egzaminem. Komisja, która przyjdzie na 5 min przed egzaminem jest już spóźniona, bo nie dopełni procedur!!!Ja miałam na myśli zapas pozwalający w normalnych warunkach dotrzeć jeszcze o godzinę wcześniej, bo a nóż widelec pociągi staną czy tramwaje się wykoleją, będzie korek;-) Mało kto z takim zapasem przychodzi do pracy, każdej pracy…;-)
2.Dla nauczyciela egzamin jest takim samym dniem pracy jak każdy inny, a dla ucznia – nie!!!
3.Część nauczycieli jest,zgodnie z zasadami, w komisjach innych szkół i nie zawsze traktuje je na równi z własną…;-) Na dodatek dojazd do nich ma gorzej „rozpracowany”…
A ja sobie tylko napiszę, że odkąd blog stał się poletkiem do wylewania frustracji dla kilku osób, które mają wyraźny problem z tym, że na świecie istnieją w ogóle nauczyciele, nie ma tu co czytać i szkoda w ogóle tu zaglądać.
Gospodarz chyba się poddał/dopasował, bo jego wpisy coraz krótsze/mniej ciekawe/o pierdołach, wiadomo, kto pierwszy skomentuje i jak (wszechwiedznadzacy eltoro vel gekko), wiadome, że rytualnie i bez sęsu poznęca się corleone czy inny errato.
Wiadomo, że wszyscy oni będą manipulować, łapać za słówka, dowalać się o wszystko (kurde, mam nadzieję, że nigdy ani nie byli ani nie będą nauczycielami, bo uczniowie by mieli dosyć)
Wiadomo, że idealista parker dołoży swoje.
Nuda, lipa i kwas.
Naprawdę drodzy krytycy nauczycieli, powiem wam, że jesli tacy jesteście w pracy, to ja się cieszę, że nie mam tak wrednych współpracowników, drobiazgowych, upierdliwych, chamskich i insynuacyjnych (tak, tak, panie Eltoro)
Szczerze mówiąc, to nawet nie wspólczuję, każdy sam wybiera jak jest, podejrzewam, że ta zła energia do was wraca i się mnoży:)
Bo komu by sie chciało w pogodny dzień, miast coś pożytecznego zrobić, wylewać frustracje, insynuować, manipulować o obrażać?
Choć drugiej strony wiekszość polskiego neta tak wygląda, nie jesteście wcale oryginalni… (mimo że taki gekko aż nóżkami przybiera, by się nadąć i coś mądrego napisać, a tu tylko zepsute powietrze i smrodek marnych insynuacji:) wychodzą)
Pozdro dla Hildy i S21, macie cierpliwość i dystans:)
@hilda
Po pierwsze – Erato to ona (w mitologii – muza poezji miłosnej),
po drugie – nie jestem kryptobelfrem, ale z belferskiej rodziny od pokoleń,
po trzecie – nie użyłam wobec Ciebie epitetów, chyba, że inaczej rozumiemy to określenie,
po czwarte – jesteś niekonsekwentna w swym wywodzie – najpierw piszesz kategorycznie:
„Jeśli któryś z uczniów by przyszedł po godzinie 9, po rozdaniu arkuszy nie zostanie po prostu wpuszczony, niezależnie od powodu.”,
następnie spuszczasz z tonu, podając przykłady wyjątkowych powodów. Można zadzwonić, można poczekać, można przełożyć.
Nie należałam do tych, co z byle czym biegają na skargę do kuratorium czy do OKE, chociaż parę razy powinnam to zrobić dla dobra dzieci.
Powinnam zaskarżyć katechetkę, która rozliczała uczniów za nieobecność rodziców w kościele, pana od wf – u, który poniżał uczennice, nauczycielkę angielskiego, po której korepetytor musiał wszystko prostować, panią od historii, która kazała na lekcji czytać i robić notatki, a później z tego odpytywała.
Przez lata edukacji szkolnej moich dzieci nazbierałoby się tego znacznie więcej. I mam podstawy sądzić, że nie byłam w swych opiniach odosobniona.
Obok tych nieudaczników pracowali wspaniali pedagodzy, lubiący swoją pracę i oddani uczniom. Niestety, tych było znacznie mniej.
Tak na marginesie wielce pouczającej dyskusji.
Empatia to nie jest coś, co się „ma”.
Empatią występuje wyłącznie jako zdolność wykazania jej.
Tak więc różne wewnętrzne przekonania afirmatywne (typu: lubię ludzi, j e s t e m empatyczna, asertywna, sympatyczna) stają się prawdą dopiero wtedy, jeśli jesteśmy pokazać to c z y n e m (behawioralnie) tym, wobec których określamy naszą postawę.
I w dodatku – ci do których kierujemy nasze zachowanie, odbierają je w sposób zgodny z intencją (czyli np jako empatię).
Postawa empatii (wyrażana zachowaniami) najczęściej nie jest odróżniana od zachowań, wyrażających współczucie.
Tak więc, reakcja odbiorcy jedynie, określa, czy zachowujemy się z empatią czy np. agresją, niezależnie, co o sobie mniemamy.
Łamanie zasad, wykręty, krzywdzenie innych w imię współczucia nie mają nic wspólnego z empatią, a wyłącznie z pokonywaniem własnego dysonansu poznawczego za pomocą samooszukiwania.
Proponuję kontynuować dyskusję, w temacie: czy członkowie komisji powinni zapobiegać ściąganiu, czy wykazywać się empatią (bo przecież nie każdy miał czas aby się nauczyć do egzaminu i taki już bywa los niektórych).
Z wyrazami empatii dla dyskutantów 😉
Tak jak napisałem wcześniej, nie można być empatycznym w stosunku do jednych a do drugich nie. Bzdury piszesz jak zwykle hilda.
@hilda
„Pewnie był bezstresowo wychowywany, w poczuciu, że inni się nie liczą ? on i jego potrzeby są najważniejsze?”
No cóż, @hildo, bezstresowe wychowanie nie jest takie złe. Oczywiście należy wyznaczyć granice i być konsekwentnym.
Moje dzieci były wychowywane bezstresowo. Nie miały problemów w szkole i nie było z nimi większych problemów w domu. Podstawą było wzajemne zaufanie. Uniknęliśmy buntu, bo nie miały się przeciw czemu buntować; kłamstwa – bo nie miały powodu kłamać.
W Twoich wpisach wyczuwam sporą dozę niechęci do uczniów. Mówisz o nich, jak o wrogach.
Czytając wpisy Gospodarza, czasami mam mu za złe, że tak zachwyca się swymi wychowankami, chwali się ich osiągnięciami, a na tym blogu cierpliwie odpowiada przerażonym maturzystom na ich nie zawsze najmądrzejsze pytania.
To jest prawdziwy nauczyciel. Jego praca to jego pasja.
@ grześ 11 maja o godz. 17:24
Znów Grześ, przez blog-wieś
zmagał siem z sęsu workiem;
więc, miast piasku, na na etatku
sucharzył nam belfer-zmorkiem…
(„wiadome, że rytualnie i bez sęsu”) 🙂 🙂 🙂
– – –
@ Erato 11 maja o godz. 18:24
„To jest prawdziwy nauczyciel. Jego praca to jego pasja.”
Prawdziwa pasja zawodowa belfra dotyczy kondycji uczniów, nie zaspokajania siebie.
Stres jest czynnikiem koniecznym do rozwoju biologicznego, eliminacja stresu poprzez wychowanie, tak jak białka zwierzęcego z diety prowadzi wyłącznie do choroby. Co nie znaczy, że jesteś w stanie ją zdiagnozować.
Natomiast, warto wychowywać nie bez, ale nie-poprzez stres, tyle, że to wymaga od sprzedawcy (i kupującego koncept) rozumu, nie marketingu modowego i surfowania po pozorach.
Z tym, co napisałaś poza tym, do Hildy, nie sposób się nie solidaryzować.
Ale uprzedzam, że w tym przypadku, organiczny tupet w pędzie po szkolną władzę nad słabszymi i dominację nad mężem (wychodzi na to samo) jest nie do opanowania argumentacją racjonalną. Bo to druk bezadresowy 🙂
Bardzo serdecznie pozdrawiam 😉
@S-21
11 maja o godz. 13:50
Nie, S-21 to nie wszystko. (bez wykrzyknika).
W tekście [10 maja o godz. 12:05] piszesz jeszcze o innych, bardziej ciekawych sprawach (niż długość spóźnień koniecznych i prawdopodobnych), do których zresztą odnosi się moja odpowiedź [11 maja o godz. 8:28].
Skomentował to dość wyczerpująco Gekko w [10 maja o godz. 20:48] adresowanym również do Ciebie (druga część tekstu), uważam, że waga argumentu nie zależy od ilości powtórzeń, (ani od ilości wykrzykników), więc na tym zakończę.
@grześ
„A ja sobie tylko napiszę, że odkąd blog stał się poletkiem do wylewania frustracji dla kilku osób, które mają wyraźny problem z tym, że na świecie istnieją w ogóle nauczyciele, nie ma tu co czytać i szkoda w ogóle tu zaglądać.”
Problem to masz Ty, @grzesiu, nawet z ortografią (sęsu !!!).
Nauczyciele najchętniej by sobie we własnym gronie ponarzekali na te wredne bachory, niskie pobory, reformy…mogłabym długo wyliczać, na co ponarzekaliby nauczyciele. A tu im się jakieś intruzy zalęgły i krytykują bez umiaru.
A to wakacji i majówek zazdroszczą, a to mini etacików z maxi pensyjką…
Szanowny @grzesiu, odnoszę wrażenie, że nauczycieli jest coraz mniej, a osób uczących przybywa. Niestety, wiele z nich nie jest godnych miana nauczyciela.
Ale dobrze, że chociaż kilkoro czyta „Politykę”, bo z tych, co znam (a znam sporo, to przeważnie „Fakt”, „Pudelek”, „M jak miłość” i przepisy na ciasta lub nowoczesne dania w samogotujących garnkach po 4 tys. PLN sztuka (z tej głodowej nauczycielskiej pensji).
Erato
11 maja o godz. 17:29
„Po pierwsze ? Erato to ona..”
Przepraszam, ale trudno tu rozpoznać płeć, dopiero w następnym wpisie dostrzegłam formy żeńskie.
@Erato
„po czwarte ? jesteś niekonsekwentna w swym wywodzie ? najpierw piszesz kategorycznie:
?Jeśli któryś z uczniów by przyszedł po godzinie 9, po rozdaniu arkuszy nie zostanie po prostu wpuszczony, niezależnie od powodu”,
następnie spuszczasz z tonu, podając przykłady wyjątkowych powodów. Można zadzwonić, można poczekać, można przełożyć.”
Nie Erato, po rozdaniu arkuszy nie ma już szansy na wpuszczenie ucznia, o ile wcześniej nie zawiadomił komisji o swoim spóźnieniu, tak by mogła ona zaczekać te kilka- naście minut z rozdaniem arkuszy, to potem może już tylko zwrócić się do OKE z prośbą o wyznaczenie dodatkowego terminu odpowiednio go uzasadniając. Kluczowym jest tu moment rozdania arkusza.
Tak pisałam i w jednym i w drugim wpisie – przeczytaj jeszcze raz.
@Erato
„Powinnam zaskarżyć katechetkę, która rozliczała uczniów za nieobecność rodziców w kościele, pana od wf ? u, który poniżał uczennice, nauczycielkę angielskiego, po której korepetytor musiał wszystko prostować, panią od historii, która kazała na lekcji czytać i robić notatki, a później z tego odpytywała.”
To co opisujesz jest karygodne i nie powinno się zdarzyć. Uważam, że jako rodzic powinnaś właśnie była powiadomić choćby wychowawcę lub dyrekcję o swoich obserwacjach.
To nie jest tak, że dyrektor nie słucha rodziców czy uczniów. Oni naprawdę mogliby, gdyby tylko im się chciało, mieć duży wpływ na wyeliminowanie takich patologicznych sytuacji. Uważam, że powinny być one piętnowane.
@Erato
„Obok tych nieudaczników pracowali wspaniali pedagodzy, lubiący swoją pracę i oddani uczniom. Niestety, tych było znacznie mniej.”
Cieszy, że nie jesteś w swojej ocenie nauczycieli tak skrajnie nieobiektywna, jak niektórzy ze stałych bywalców tego bloga i zauważyłaś też tych „wspaniałych”. To otwiera chyba jakąś możliwość dyskusji na temat tego, jak można walczyć z opisaną przez ciebie patologią w tym zawodzie.
@Erato
„No cóż, @hildo, bezstresowe wychowanie nie jest takie złe. Oczywiście należy wyznaczyć granice i być konsekwentnym.”
Jeśli tak rozumiesz „bezstresowe wychowanie” – jako wzajemne zaufanie ale również jednoczesne wyznaczanie pewnych granic i bycie w tym konsekwentnym to pełna zgoda.
Ja pisząc o bezstresowym wychowaniu miałam na myśli raczej wychowanie dziecka na egocentryka, któremu wszystko wolno – (przecież jakiekolwiek zakazy to tylko niepotrzebny i szkodliwy zdaniem wielu rodziców stres ) kosztem wolności innych jednostek – w tym nie tylko samych rodziców, ale przede wszystkim innych dzieci i uczniów.
To miałam na myśli krytykując żądania wysuwane przez Parkera np., aby kilkudziesięciu maturzystów czekało kilkadziesiąt minut na jednego spóźnionego delikwenta, który z niewiadomych przyczyn nie pojawił się na egzaminie, a później okazuje się, że np. zaspał, albo po prostu zrezygnował sobie z przyjścia na egzamin, nie powiadamiając o tym komisji.
Co do nieprzewidzianych wypadków losowych – jak wyżej.
@Erato
„W Twoich wpisach wyczuwam sporą dozę niechęci do uczniów. Mówisz o nich, jak o wrogach.”
W których konkretnie wpisach? Nie znasz mnie przecież ? sądzisz, że można na podstawie jednego, czy kilu wpisów ocenić czyjąś pracę, kompetencję i upodobania?
Wiesz w Internecie każdy interpretuje czyjąś wypowiedź tak, jak chce i dopasowuje ją do swoich wyobrażeń o danej osobie. Nie ma to nic wspólnego z obiektywizmem.
Mogę cię jedynie zapewnić, że lubię uczniów i swoją pracę.
Czy przyjmiesz do wiadomości moje zapewnienie, czy też będziesz starała się zarzucać mi kłamstwo ? tak, jak czyni to Gekko we wszystkich moich wypowiedziach, które nie pasują mu do wytworzonego już wcześniej negatywnego obrazu mojej osoby ? na to nie mam osobistego wpływu.
Ludzie będąc pewnymi jakiejś postawionej przez siebie na podstawie jakichś tam doświadczeń i obserwacji tezy są tendencyjni i będą wszędzie raczej szukali potwierdzenia owej tezy niż argumentów świadczących o jej fałszywości.
Swoich uczniów staram się nie tylko „uczyć”, ale próbuję również „wychowywać”.
Dlatego min. walczę z takimi cechami jak: cwaniactwo, niesystematyczność, niesłowność, niepunktualność i przede wszystkim chamstwo, agresja i nieuczciwość. To nie znaczy, że wszyscy uczniowie tacy są – większość nie jest lub cechy te wynikają z takiego, a nie innego wychowania w domu.
Czasem – zwłaszcza, gdy nie ma w tym względzie współpracy z rodzicami, – to te cechy są nie do „wyplewienia” niestety.
Nie lituję się nad uczniami, chociaż to wbrew pozorom o wiele łatwiejsze.
Staram się być wyrozumiała ? jeśli widzę, że uczeń się stara, lecz pomimo czynionych wysiłków rezultaty są mizerne, staram się zrobić wszystko, by ten uczeń uzyskał pozytywną ocenę. Jeśli tylko wykazuje chęci ? pracuję z nim do skutku.
Jeśli uczeń takich chęci nie ma – zwłaszcza jeśli to licealista – wtedy odpuszczam i nie pomagam na siłę i wbrew.
Każdy ma wolną wolę i jest kowalem własnego losu. Nie chce się uczyć – jego wybór, którego konsekwencje musi jednak ponieść on sam.
Natomiast nie znoszę „leserstwa”, cwaniactwa i oszustwa – tępię ściąganie na klasówkach ( przed klasówkami robię dokładne powtórzenie – uczniowie doskonale wiedzą, co będzie na sprawdzianie i mogą się do niego przygotować), nie pozwalam „zaliczać” hurtem pod koniec roku szkolnego komuś, kto np. wagarował lub nie zaliczał sprawdzianów w terminie. Wielu nauczycieli tak właśnie robi ?litując? się nad biednym uczniem i pod płaszczykiem źle pojętej empatii tolerując oszustwo i cwaniactwo ? bo to o wiele łatwiejsze niż konsekwencja i obiektywizm w ocenianiu.
Gekko
11 maja o godz. 19:45
„Ale uprzedzam, że w tym przypadku, organiczny tupet w pędzie po szkolną władzę nad słabszymi i dominację nad mężem (wychodzi na to samo) jest nie do opanowania argumentacją racjonalną.”
Jak zwykle wypowiedź Gekko okraszona stosownym epitetem pod moim adresem. Sięgając do konotacji seksualnych staje się Gekko nie tylko coraz bardziej prymitywny ale jakiś taki żałosny….
Czyżby deprywacja jakiejś potrzeby dawały mu się tak ostro we znaki, że musi ja demonstrować publicznie aż?
No tak, bardziej przewidywalnie być nie mogło.
„Sęsu” się państwo szanowni czepili, zamiast argumentować.
A o idiolekcie słyszeli, zabawę językiem praktykowali, swój styl własny dziwaczny i nawet rozwijali, polszczyznę na różne sposoby traktowali?
Pewnie nie:)
Ja się lubię językiem bawić, a jeszcze bardziej lubię wkurzać tych (nie)myślących, że grześ błędy bezmyślnie.
A on wszystko myślnie, niestety:)
Erato, no co ty ja jak prawdziwy nauczyciel tylko „Fuckt” i „pudellka”, czasem „Panią domu”
„Polityka”, a co to takiego?
Farmazony jakieś dla ętęlektualistów.
Niechybnie tylko Eltoro , Erato i Corleone zrozumieją.
Gdzie gawiedzi nauczycielskiej do „Polityki” i do was, o mędrcy światli!
@corleone
Zgodnie z zasadą, wyłożoną tu już, „Nie dyskutuj z chamami i idiotami, bo sprowadzą Cię do swojego poziomu i pokonają doświadczeniem!” ja z Gekko[vel El Toro, vel….;-)] nie dyskutuję, a nawet jego mętnych a tendencyjnych wywodów od pewnego czasu po prostu nie czytam i czytać nie będę…;-) Więc się na niego nie powołuj…;-)
Nie sięganie poziomem komentarza nawet kondycji inteligentnego gimnazjalisty, to nie dystans belfra do mędrca, ale patologia systemu zatrudniającego na takim stanowisku zdemoralizowanych idiotów.
Ciekaw jestem, kto się ujawni adresatem.
@grześ
?Sęsu? się państwo szanowni czepili, zamiast argumentować.
A o idiolekcie słyszeli, zabawę językiem praktykowali, swój styl własny dziwaczny i nawet rozwijali, polszczyznę na różne sposoby traktowali?
Pewnie nie:)”
***
Państwo słyszeli, ale nie praktykowali, nie było okazji ani potrzeby.
Nie muszę z wnuczkiem gaworzyć w jego języku, a z karkiem w łańcuchu nawijać w ulicznym slangu.
To nie ja mam się nauczyć od dziecka gaworzenia, tylko ono ode mnie poprawnego języka.
Poza tym – czy mógłbyś łaskawie wyjaśnić mi zasadność Twej stylizacji językowej na tym forum?
Ja stylizację językową rozumiem jako rodzaj umownego kodu.
Chcesz, by Cię postrzegano w środowisku kolegów twego syna jako równiachę, wśród uczniów jako brata łata – Twoja sprawa.
Ale kim miał być adresat tejże? I co to za stylizacja – wiejska, podmiejska czy jeszcze inna?
I czy aby przypadkiem ‚idiolekt’ nie odnosi się tylko do języka mówionego?
Może Gospodarz jako polonista mógłby to wyjaśnić…
***
@grzesiu, przykro mi, ale nieudolnie próbujesz wytłumaczyć się ze zwykłego błędu ortograficznego. Z kontekstu Twej wypowiedzi nie wynika, jakoby miała to być jakaś zamierzona stylizacja językowa:
„wiadome, że rytualnie i bez sęsu poznęca się corleone czy inny errato.”
Każdemu może się zdarzyć, ale po co za wszelką cenę dopisywać zaraz jakąś ideologię. Przykro, ale się @grzesiu jeszcze bardziej pogrążyłeś.
Ta Twoja ‚zabawa językiem’ nie jest wcale zabawna. Jest infantylna.
Jeśli jesteś rzeczywiście osobą uczącą, to zalecam trochę samokrytyki. Zapewne wyjdzie na dobre i Tobie (podejrzewam, że jesteś młodą osobą, więc uczysz się dopiero być nauczycielem) i Twoim uczniom.
Co do argumentów – niestety, Twoje są cienkie, jak naleśnik. A właściwie nie ma ich wcale.
***
Pozbawiona poczucia humoru, nudna Erato (ona)
Erato,
dziękuję za zaufanie, ale jestem tylko szkolnym polonistą. Moja wiedza jest ograniczona. Mogę jedynie napisać, że wydaje mi się, iż idiolekt to wprawdzie mowa jednostkowa, ale przecież mowę można zapisać, zatem pojęcie dotyczy i mowy, i pisma.
Pozdrawiam
DCH