Programy czy potrzeby?
Trzeba się zdecydować, czy chcemy realizować program, czy zaspokajać potrzeby etyczne uczniów, tzn. wychowywać. Obydwu rzeczy nie da się robić równocześnie. A ponieważ godzin na naukę przedmiotu jest mało, musimy podjąć decyzję. Bez względu na to, co zrobi nauczyciel, będzie źle. Wiadomo, że klasa nie składa się z takich samych osób, lecz różnych. Więc jeśli na polskim zdecyduję się zaspokajać potrzeby moralne uczniów, np. wykorzystywać treści lekturowe do uwrażliwiania młodzieży na problemy etyczne, wtedy zachwycę osoby wrażliwe, z ideałami, poszukujące dobra, znajdujące się na życiowym zakręcie, co przecież w wieku nastoletnim przydarza się wielu osobom itd. Oczywiście praktyczni uczniowie, oczekujący od nauczyciela przygotowania tylko do tego, co jest wymagane na egzaminie, będą mi mieli za złe, że marnuję czas na głupoty.
Jeśli zaś zdecyduję się krok po kroku realizować program, pomijając problemy wychowawcze, wtedy zamienię szkołę w zakład usługowy. Uczniowie-klienci będą wdzięczni, natomiast młodzież poszukująca mistrza zacznie traktować mnie z pogardą, bo przecież nie zobaczy we mnie nikogo więcej jak wyrobnika, który za marne pieniądze wciska im do głowy jakąś tandetę. I tak źle, i tak niedobrze.
Jestem zwolennikiem zaspokajania potrzeb młodzieży, nawet potrzeb jeszcze nieuświadomionych, ponieważ uważam, że szkoła ma do spełnienia swego rodzaju misję wychowawczą. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo anachroniczny pogląd. Dziś przecież nawet Kościół przestał pełnić misję wśród wiernych, a przestawił się głównie na realizowanie programu usługowego: chrzci, bierzmuje, udziela ślubów, odpuszcza grzechy i odprawia pogrzeby, a w międzyczasie zaprasza na msze, gdzie zawsze jest to samo: śpiew, taca, kazanie. Realizuje program minimum, chyba że jakiś ksiądz ma powołanie i robi coś więcej. Czy szkoła ma prawo uważać siebie za coś więcej niż Kościół? Może skończył się czas wychowywania, inspirowania, refleksji nad dobrem i złem, a nastał czas produkowania ocen, wydawania świadectw obecności i skierowań na egzamin?
Ktoś powie, że należy wybrać złoty środek: trochę powciskać wiedzy i trochę poruszać serca. I tak robimy. I właśnie dzięki tej połowiczności młodzież wychodzi wykształcona pół na pół i moralna tylko z jednej strony. Ambitni uzupełnią wiedzę przez samokształcenie, gorzej z uzupełnianiem braków wychowawczych. Jednym pomoże dom, innym ulica, a jeszcze innym telewizja.
Komentarze
Pretensje do nauczycieli były i będą…..
przecież gdzieś trzeba ulokować żal spowodowany nieudolnym wychowaniem własnego dziecka….
to nie zawsze jest problem nieudolnego wychowania… problem jest ważny i bardzo przydałaby się tu recepta – problem widzą wszyscy… dla wielu myślących ludzi książki są czymś więcej niż kolejnym dziełem „do przerobienia” … dla młodzieży mogłyby być drogowskazami, impulsem do myślenia, rozważania, poszukiwania własnych prawd… przydałby się dobry pomysł a nie połowiczne rozwiązania nikogo nie satysfakcjonujące
Przecież nauczyciel wychowuje własnym przykładem: powinien nakreślić, jak uczeń ma zachowywać się na lekcji i konsekwentnie tego wymagać a wychowanie moralne, duchowe czy w kwestii wiary powinno być w domu. Nauczyciel nie powinien przekazywać własnych ideologii czy moralności – rodzice mogą wyznawać inne wartości.
Rodzice powinni mieć większy wpływ na szkołę. Tymczasem szkoła stała się „autonomicznym dziwolągiem” w którym każdy do każdego ma jakieś pretensje a nie wierzy się jednym i drugim bo zwykle to są nauczyciele i uczniowie, a każdy z nich ma własną wersję z własnego punktu widzenia.
do beaa: wychowania moralnego czy duchowego nie można pozostawić tylko jako „zadanie domowe’ dla rodziców, bo to bardzo ograniczyłoby światopogląd młodego człowieka. Szkoła musi przedstawiać różne opcje (choć oczywiście nie moze być też tak, że nauczyciel przedstawia tylko swoje prywatne odczucia czy poglądy).
Problematyku,
gdzie Ty dostrzegasz autonomię szkoły? Bardzo mnie zainteresowałeś tą myślą. To, że szkoła jest autonomiczna wobec rodziców to chyba dobrze, problem w tym, że szkoły powinny być KONKURENCYJNE, czyli rodzice powinni móc wybrać tę szkołę, która najlepiej przygotuje ich dziecko do dorosłego życia. A szkoły właśnie nie są autonomiczne, bo nie mogą oferować w zasadzie nic konkurencyjnego (oprócz jakiś bzdurnych kółek – 2h w tygodniu), bo wszystkie są podporządkowane tym samym standardom. Pozdrawiam
„Trzeba się zdecydować, czy chcemy realizować program, czy zaspokajać potrzeby etyczne uczniów, tzn. wychowywać.”
Szanowny Panie Gospodarzu nie da się oddzielić realizacji programu od wychowania, to nie są dwie odrębne rzeczy. Żeby móc powiedzieć, że się zrealizowało program, trzeba również wychowywać. Nie ma tu miejsca na żadne podejmowanie decyzji, czy zrobić jedno czy drugie.
Pozwolę sobie zacytować:
„Nadrzędnym celem działań edukacyjnych szkoły jest wszechstronny rozwój ucznia. Edukacja szkolna polega na harmonijnej realizacji przez nauczycieli zadań w zakresie nauczania, kształcenia umiejętności i wychowania. Zadania te tworzą wzajemnie uzupełniające się i równoważne wymiary pracy każdego nauczyciela.”
mkmk problem leży gdzie indziej. Otóż gimnazjaliści wybierając liceum wybierają tak naprawdę kota w worku. Idzie się do danej szkoły bo tam jest ładnie bo tam jest modnie bo jest cacy i w ogóle. A potem to okazuje się jeden wielki szajs. Moim zdaniem szkoły należy uzależnić od kuratorium jeszcze bardziej i to kuratorium powinno monitorować poczynania szkoły, a rodzice kierowaliby się radami odgórnymi (profil medyczny – takie liceum, humanistyczny – siakie liceum) itd. Obecny system oceny liceów jest niemiarodajny i praktycznie nic o szkołach ponadgimnazjalnych nie wiemy.
Jednak postulat od którego trzeba by zacząć to likwidacja gimnazjów. Bez tego nie ruszy się z miejsca i nie ma co pisać o dalszych reformach.
Pozdrawiam
Problematyku moje gimnazjum było najwspanialszą szkołą do jakiej chodziłam. Nauczyciele chcieli – wielu z nich spędzało długie godziny przygotowując kółka – ostatnie kończyło się około 22.
Nauczyciele uczyli, wychowywali i to nie było tak że wychowuje tylko wychowawca danej klasy i tylko swoją klasę. Reagował każdy, nie było agresji,kocenia, niszczenia szkoły. Tak było za czasów fantastycznej pani dyrektor która umiała zorganizować wszystko, a po za tym kochała zarówno gimnazjum jak i uczniów – szkoła duża, a znała każdego z imienia i nazwiska, kiedy ktoś siedział na korytarzu sam podchodziła, pytała dlaczego, czy wszystko w porządku. Więc wiem że się da stworzyć fajne gimnazjum, które uczniowie będą uwielbiać.
Liceum to inna bajka – albo się narzeka że za mało czasu, albo że za mało godzin a nikt nie wpadnie na to żeby program okroić z nadmiaru wiedzy tylko i wyłącznie pamięciowej, która nie uczy niczego i zaraz wyparuje z uczniowskich głów.
Ale Asiu, właśnie dlatego twierdzę że kuratorium powinno monitorować wszystko. Docenić dobre szkoły, a gorsze modernizować i ulepszać. To ważne! Wyobraź sobie teraz że po tej wspaniałej Pani Dyrektor przychodzi ktoś kto nigdy nie powinien być nie tylko dyrektorem ale i pedagogiem. Chodzi właśnie o to by takie gimnazjum było tzw „dopieszczone” czyli by trzymać nad taką szkołą pieczę jako jedną z lepszych i nie dopuścić w trakcie konkursu kuratoryjnego by dyrektorem został ktoś niekompetentny.
Kuratorium nie jest inkwizycją, nie niszczy niewinnych. Docenia dobre instytucje i dzięki temu taka szkoła jak Twoje gimnazjum byłaby dodatkowo doceniana (wiesz „Pańskie oko konia tuczy”). Zgadzam się natomiast z Tobą w kwestii liceum. No, ale to już problem MEN-u.
Pozdrawiam
Problemtyku,
informacja o szkołach jest bardzo przejrzysta i jasna, ja nie miałem żadengo probelmu z wyborem – XXI było idealne. Żadne kuratorium ci nie powie, że ta szkoła jest zła, bo ma beznadziejnego dyrektora, a ta jest dobra bo ma super historyka. Kuratorium ma W DUPIE to, czy mnie jest w tej szkole dobrze czy nie, bo nie ma w tym żadnego interesu. Naprawdę wierzysz, że urzędników interesuje czy nam się coś podoba czy nie? Czy im zależy na jakości szkolnictwa? Oczywiście, że nie, oni tu nic nie pomogą! Pomoże tylko i wyłącznie organizacja szkolnictwa w taki sposób, który sam będzie powodował wzrost jakości w tej dziedzinie (ja bym szerzej rozważył bony edukacyjne, bo wydają się niegłupie, aczkolwiek nie idealne).
Gospodarzu,
ludzie są obłudni, niektórzy uczniowie i dyrektor też. Ja do listu gratulacyjnego ręki nie przyłożyłem, ale z tego co pamiętam wykluczone było nie napisanie takich gratulacji. Chociaż byłem przeciwny, to zostałem w to zapewne zagmatwany, bo są społecznicy, którzy zrobią wszystko co się im każe, powołując się na swięty spokój (tak jak Thierry). Dyrektor swoim despotyzmem zmusił naiwnych ludzi (w każdej klasie są) do tego, żeby takie listy otrzymać. Oczywiście wprost tego nie powiedział, ale gdyby gratujacji nie dostał, oskarżył by nas o chamstwo, bo nie raz z takich przyczyn oskarżał. Trzeba odróżnić „laurki” dobrowolne, od tych które są składane pod presją. To tak samo jak z tym słynnym szkolnym dzień dobry…
Thierry,
dziwię się Twojej opinii, że w tej szkole panowała nieprzyjemna atmosfera. Najlepsze co w tej szkole jest to właśnie otoczenie, znajomi, atmosfera. O ile realcje na lini uczeń-nauczyciel często są beznadziejne, to właśnie towarzsko jest rewelacyjnie. Kiedy kończyłem gimnazjum, nie przypuszczałem, że mogę trafić w tak doborowe środowisko. Bo de facto wybierając szkołę wybieramy sobie środowisko – naczyciele mogą być trochę lepsi, trochę gosi, ale najważniejsze jest to z jakimi ludzi całe dnie przebywasz. Przygotować się do matury można wszędzie, pod warunkiem że klasa tego chce. U nas klasy chcą, stąd takie wyniki matur. Mówię o tej szkole dużo złego, bo dużo złego się dzieje, ale gdybym miał jeszcze raz wybierać liceum, wybrałbym XXI, właśnie dlatego, że tu czuję się towarzysko dobrze. A dyrektor, czasem mnie wkurzy, ale tak napradę jest mi obojętny, o nim szybko zapomnę.
Taką mamy szkołę jaką potrafimy znaleźć….. Jednemu coś się podoba innemu nie. Masz prawo uważać tak ja mam prawo uważać tak. Dziś wybrałbym 13.
mkmk być może po części masz rację ale jakaś kontrola nad szkołą być musi bo inaczej dyrektorzy będą robić co będą chcieli.
Thierry,
świetny tekst: „Taką mamy szkołę jaką potrafimy znaleźć”.
Z wyrazami uznania
DCH
Jestem pewien, że nie będą, bo o własny interes każdy dba, o wspólny nikt.
Gospodarzu, nie boję się przyznać że popełniłem błąd i robię to bez ubliżania komukolwiek. Mówię to z godnością i szacunkiem wobec Pana.
To nie lepiej sprywatyzować szkoły? Dochodzimy do komunału – co państwowe to niczyje i nie ma po co o to dbać.
Thierry,
bardzo to szanuję i takiej właśnie postawy oczekuję. Wina jest obustronna. Nasza, że nie spełniliśmy oczekiwań uczniów, a samych uczniów, że wybrali zbyt pochopnie, pod wpływem namowy, nie sprawdziwszy, nie upewniwszy się, czy słusznie wybierają itd. Fakty i surowe oceny przemawiają do wyobraźni i zmuszają do rzeczowych reakcji, np. do reform, zmian personalnych. Natomiast ubliżanie sobie nawzajem niczemu nie służy, najwyżej zwiększaniu brudów na tym świecie.
Pozdrawiam
DCH
Ależ ja jestem całym sobą za prywatyzacją szkół! Nie wierzę tylko, że uda się to przeprowadzić, stąd o tych bonach wspomniałem. Społeczeństwo się strasznie boi tych podłych kułaków, woli płacić trzy razy tyle za edukację w podatkach i nie widzieć tych pieniędzy, niż zapłać bezpośrednio szkole. A jeżeli chodzi o skrajnie biednych ludzi, to przecież edukację ich dzieci można śmiało dofinansować – to jest naprawdę margines społeczeństwa, a nie poważny problem na skalę kraju. Pozdrawiam
Mkmk przy tak dużym procencie osób żyjących na granicy ubóstwa prywatyzacja szkół nie jest nalepszym pomysłem. System stypendialny się też raczej nie sprawdzi – często dzieciaki z biedniejszych rodzin nie mają równego startu a zaniedbania na początku edukacji ciągną się aż do jej końca jeżeli nie zostaną w miarę szybko nadrobione.
Gospodarzu ale ranking i wygląd szkoły mogą świadczyć o niej dobrze, diabeł tkwi w szczegółach które nie zawsze widać na pierwszy rzut oka a wątpie żeby gimnazjaliści mogli przesiedzieć w szkole tydzień i choć trochę poznać jej atmosferę.
Asiu nie przesadzaj państwo polskie jest bardzo socjalne. W ogóle ja mam inne zapatrywania na wychowanie dzieci (uważam że powinno ono być prowadzone publicznie ale narazie mniejsza z tym bo to jest nierealne). Sądzę że trochę liberalizmu przydało by się, a wtedy byłoby z czego dać nauczycielom podwyżki. Jasne i proste.
Pozdrawiam
Ja z kolei sądzę że powinna istniec gradacja szkół. Szkoły dla ludzi zamożnych i szkoły dla biednych. Wówczas nie byłoby różnic majątkowych, kompleksów, etc. Uczniowie z bogatych domów byłyby odseparowane od biednych i sprawa sama by się rozwiązała.
Kastowatość zawsze pomaga tylko niektórym brak odwagi by to przeprowadzić.
Pozdrawiam wszystkich.
Bardzo mi się to podoba, że wreszcie nastały czasy rzeczowej krytyki, mam tu na myśli wypowiedzi mkmk i Thierry’ego (nie wiem czy dobrze odmieniam:p). Chociaż mam odmienne zdanie, miło mi się czyta argumenty ‚przeciw’ na poziomie zamiast bluzgów. Napisałam że mam odmienne zdanie, teraz pragnę uściślić: zgadzam się z tym, co napisał mkmk, o świetnej atmosferze i wspaniałych ludziach chodzących do 21. Jest to właśnie to, co sprawia że lubię tę szkołę. Być może, nie zdając sobie z tego sprawy, tak jak Thierry ‚żyję obok szkoły’, ale naprawdę nie zniechęcają mnie do niej takie drobiazgi jak kwiaty dwa razy do roku zanoszone dyrektorowi (dużo mnie to nie kosztuje) czy to, że nauczyciel miał gorszy humor i nie powiedział mi ‚dzień dobry’. Najważniejsze jest dla mnie to, że wreszcie trafiłam na ludzi takich jak ja, z którymi czas spędzony w szkole nie jest zmarnowany, nawet jeśli lekcje były akurat nudne. [Może to też trochę przez kontrast z gimnazjum, którego większość uczniów nie potrafiła nawet czytać.] W każdym razie, tak jak pisze mkmk, dyrektor jest mi obojętny, i tak szybko o nim zapomnę, a atmosfera tworzona przez inteligentnych i kulturalnych ludzi, których tu pełno, jest bezcenna.
Hehe cassandro mogę Ci powiedzieć (istotnie stosuję rzeczową krytykę) że u mnie było zupełnie na odwrót. Jeśli chodzi o gimnazjum to żadnych lat nie wspominam tak miło. Chodziłem do gimnazjum w strasznym rejonie a mimo to odnajdywałem wspólny język z tymi ludźmi choć różne egzemplarze się zdarzały. Poszedłem do elitarnej szkoły wszystko prysło.
Co do atmosfery zdanie moje znasz – są tam relacje które mnie personalnie nie odpowiadają. Ale nie sra się do własnego gniazda i wiem że się powtarzam, ale powiem to jeszcze raz: „Dobrze że mam już to za sobą. Mam nadzieję że czas studiów będzie lepszy”.
Pozdrawiam 🙂 wszystkich
aha cassandro bez obaw: dobrze odmieniasz 😉 ten nick jest z zamiłowania do Wielkiego Mistrza francuskiej piłki nożnej
Pozdrawiam
Cóż, wydaje mi się,że odpowiedź na ten dylemat jest bardzo prosta. Ustawa mówi,że od 2005 r. nauczyciel jest funkcjonariuszem publicznym. Skoro tak, szkoła przybiera formę urzędu, który „obsługuje” petentów i realizuje podstawę programową nakreśloną przez Ministerstwo Edukacji. Oczywiście, nie wątpię w różnorakie preferencje uczniów, co do misji szkoły. Uważam jednak, że priorytetem powinno być realizowanie materiału wymaganego z urzędu przez egzamin maturalny.W mojej opinii od wychowywania jest dom i najbliższe otoczenie. Nauczyciel nie jest cudotwórcą i nie ukształtuje morale ucznia, gdyż ma z nim niewspółmiernie mały kontakt w przeciwieństwie do rodziny i (chyba przede wszystkim) znajomych. Uważam jednak, że jeżeli ciekawa osobowość nauczyciela(która poniekąd świadczy o jego jakości) spowodują w połączeniu z WOLĄ UCZNIÓW realizację dodatkowych, ciekawych również z punktu widzenia moralnego(a nie maturalnego) tematów, będzie to obopólna korzyść i zmiana szarego wizerunku szkoły,jako urzędu.
Kastowośc moim zdaniem nie jest rozwiązaniem, kasty są przypisane według urodzenia i nie można jej zmienić. Jest to niesprawiedliwe i odbiera motywację do pracy. Po za tym dzieciaki powinny nauczyć się wielu rzeczy w tym istnieć w społeczeństwie, które tworzą wszyscy – również biedni.
Problematyku moim zdaniem Polska idzie w kierunku złej socjalności, bardziej podoba mi się model szwedzki gdzie podatki są ogromne ale przekłada się to na korzyść obywateli. A szkoły fińskie.
>>Thierry
Skoro mamy oddzielić bogatych od biednych, to pójdźmy dalej. Może tak oddzielimy mądrych od głupich, ładnych od brzydkich, wysokich od niskich, czarnych od białych, prawomyślnych od tych myślących inaczej. Jak myślisz, gdzie to nas zaprowadzi?
Myślę że to byłoby dobre rozwiązanie. Nie ma różnic – nie ma kłopotów. Ale nie ma co mówić o innych rzeczach jak jeszcze nie zlikwidowano gimnazjów. Jak tego się nie zrobi to wszelkim zmianom można powiedzieć „arrivederci”.
Nie ma różnic- nie ma tolerancji. Dzielenie nigdy nie jest dobre bo pojawiają się stereotypy o tych „innych”, powiedzonka, żarty, rośnie strach w końcu przeradza sie w agresję. I mamy „bij bo jest inny”. Mi się to nie podoba. Dla mnie każdy inny wszyscy równi:)
Skłoniliście mnie do tezy, którą wyznaję ale uważam za ostateczność: dzieci powinny być wychowywane publicznie a społeczeństwo zuniformizowane. Wówczas żadnych problemów nie będzie bo wszyscy będą idealnymi sługami państwa.
Nie ma różnic – nie ma tolerancji – nieprawda! Są lata (chmurne, górne i durne) gdzie młodzież ma w nosie wszystkich bo jest wyidealizowana – wtedy właśnie nietolerancja najbardziej się ujawnia – i są lata gdzie osiąga pewną homeostazę swoich poglądów. A zresztą nie czarujmy się – jak dom nie wychowa nas dobrze to szkoła nie zrobi nic – nawet jeśli chce dobrze.