Co PAN ma do reformy?
Fizycy z Polskiej Akademii Nauk zaprotestowali przeciwko zmianom w planach nauczania w szkołach publicznych. Zauważyli bowiem, że najnowsza reforma edukacji nie tylko ogranicza liczbę godzin z fizyki, ale przede wszystkim zezwala, aby solidnym kształceniem z tego przedmiotu był objęty niewielki odsetek uczniów. To rodzaj edukacyjnego wykluczenia. O proteście Komitetu Fizyki PAN informuje m. in. portal „Perspektywy” (zob. info).
Fizyka to obok historii drugi przedmiot, który wzbudził większe zainteresowanie. Nie znaczy to, że z pozostałymi przedmiotami jest wszystko w porządku. Sądzę, że historycy i fizycy są bardziej ciekawi tego, co dzieje się w oświacie, a innym naukowcom po prostu się nie chce pochylić głowy nad dolą uczniów. W każdym razie Komitet Fizyków dał dobry przykład kolegom reprezentującym inne nauki.
Nie wątpię, że uczeni wszystkich specjalności będą lamentować, gdy absolwenci liceów po reformie pójdą na studia. Wtedy zacznie się szukanie winnych wśród nauczycieli. Tymczasem można było wcześniej zainteresować się planami nauczania dla licealistów. I zareagować. Jeśli zmiany są właściwe, to niech PAN o tym trąbi, a jeśli złe, to niech też nie chowa głowy w piasek. Niech PAN nie milczy, bo to PAN-u nie przystoi. A dla Fizyków wielki szacunek!
Komentarze
Obecna „reforma” w wykonaniu pań Hall&Krajewskiej&Szumilas&Berdzik jest tragicznie przygotowana i budzi wątpliwości szczególnie w kwestii pierwszej klasy LO jako prostej kontynuacji gimnazjum.W moim przekonaniu jest to, metodą sięgania prawą ręką do lewego ucha, próba poradzenia sobie z problemami jakie zrodziło utworzenie gimnazjów i idące za tym nauczanie wielu przedmiotów w trzech, zamiast dotychczasowych dwóch, cyklach nauczania. Tak jest m.in. z historią, którą w moim przekonaniu uprzywilejowano (tak!!!) w tej reformie najbardziej ze wszystkich przedmiotów(poza religią!).
Fizycy z PAN natomiast nie maja racji – przymusowe(!!!) uczenie wszystkich wszystkiego w śladowych wymiarach godzin do niczego nie prowadzi. Szczególnie, że akurat nie wiadomo np.czemu uczyć historii, geografią, biologii, chemii i fizyki a nie psychologii, socjologii, ekonomii, prawa, filozofii,… To nie jest, broń Boże, wezwanie by te przedmioty do liceum przymusowo wprowadzić!!! Jeśli uczeń ma się czegoś w liceum nauczyć powinien mieć możliwość wyboru niewielkiej liczby przedmiotów uczonych w odpowiednim wymiarze zgodnie ze swoimi zainteresowaniami, zdolnościami i planami życiowymi. Być może obowiązkowe powinny być j.polski, matematyka i jeden język obcy ale też uczone inaczej niż w przypadku osób zainteresowanych. Powinny też być przynajmniej 3(!) poziomy matury w przypadku przedmiotów obowiązkowych. Tak jest w krajach rozwiniętych i bynajmniej nie z tego powodu, że oni tacy głupi są. Zlikwidować trzeba przedmioty-michałki – te wszystkie wiedze o kulturze, przedsiębiorczości, wychowania dla bezpieczeństwa pozorujące zajmowanie się jakimiś problemami, ale zabierające czas itp.itd.
Akurat zgadzam się w dużej części z S-21.
W tym, że opłaca się edukacyjnie mieć solidny mainstream programowy i ciekawe, profesjonalne fakultety.
Pomimo to:
1/ Fizycy akademiccy jednak patrzą swego nosa (chcą mieć jak najłatwiejszy materiał do przerobu dydaktycznego), sami wymagają drastycznej reformy dydaktyki akademickiej…
2/ Nie mówiąc o wstrząsająco archaicznym systemie i upokarzających nas wynikach nauki polskiej, na które istotny wpływ ma właśnie PAN, niemal jak karta nauczyciela na oświatę. Przyganiał kociołek…
3/ Żadna edukacyjna reforma i programy nie podskoczą wyżej, niż poziom realizujących je nauczycieli i systemu, w jakim są pracowniczo ‚wychowywani’.
Jak by nie nalewać i co do dziurawego garnka, i tak wysiłek się rozleje.
Świadczą o tym, wypracowane belferskim trudem zasmucające rezultaty wszelkich poprzednich programów, podstaw i zmian.
Żeby nie było, to dotyczy wyników każdej branży i postawy wszelkich pracowników, funkcjonujących pod państwowym zarządem.
Nie da się ominąć praw fizyki, tak jak mechanizmów zarządzania.
Nie dziwi jakoś, że również nasi PANowie fizycy tego nie wiedzą.
Słusznie Gospodarz przewiduje, że na koniec, i tak nie da się uciec od odpowiedzialności za jakość własnej pracy.
Kończyłem liceum (4-letnie, stara matura*) w którym dopiero po dwóch latach wybierało się przedmioty specjalizacyjne (tzn. z części się rezygnowało, część robiono na poziomie „ogólnym”, a część – tę z której miało się zdawać na maturze, a część na poziomie „zaawansowanym”), dzięki czemu nie mam złych wspomnień z matematyki (choć z perspektywy czasu znajomość całek przydałaby mi się znacznie bardziej niż znajomość dzieł zebranych Słowackiego) czy fizyki. Owszem i matematyka, i fizyka (w czwartej klasie już jej nie miałem!) były obowiązkowe, ale wszyscy którzy na nią chodzili wiedzieli, że włos z głowy nam nie spadnie.
Generalnie model ten sprawdzał się bardzo dobrze w liceum 4-letnim, natomiast mam pewne wątpliwości (podparte rozmowami z moimi nauczycielami z liceum) czy jest to model dobry na trzyletnią szkołę. Niezależnie od tego podzielam pogląd S-21, że przymusowe nauczanie przedmiotów w śladowym wymiarze czasowym jest zwykłą stratą czasu zarówno nauczycieli, jak i uczniów, którzy i tak spędzają wystarczająco dużo godzin w szkole (często więcej niż ich rodzice w pracy, jakby podliczyć przygotowanie się do lekcji + zajęcia dodatkowe).
Inna sprawa, że przedmioty ścisłe są według mnie bardzo źle uczone w Polsce, a jak dorzucić do tego niewyobrażalne ścisk panujący w polskich szkołach (fakt, uczyłem się w równie uroczych warunkach, ale urodziłem się w czasie szczytu demograficznego!) i pensje jakie dostają nauczyciele (chwała tym którym się chce!) to jest jak jest…
Wśród świątecznych przygotowań, na temat wpisu zabrzmiał w domu głos radia TOK FM – a w nim wywiad z prof. Bacewiczem, fizykiem z PAN.
http://www.tok.fm/TOKFM/0,0.html
Jeśli uważnie słuchając, dobrze zrozumiałem Profesora, wszystko, co napisałem na ten temat Profesor potwierdza swą wypowiedzią.
Niestety.
A tymczasem, zanim szkolny sabotaż jakichkolwiek reform oświaty wejdzie w kolejną, uświęconą Tradycją fazę 🙂 –
– Wesołych Świąt życzę.
Cóż, Polska stała się częścią programowego, internacjonalistycznego procesu skretyniania społeczeństw, dla realizacji celów psychopatycznej hołoty, zwanej przez samą siebie elitą. W USA pokolenie durniów, które przeszło proces „edukacji” od szkół podstawowych do uniwersytetów rodzi już własne dzieci, czasem ma nawet wnuki. O stopniu ignorancji tych nieszczęsnych nie z własnej winy ludzi, często absolwentów elitarnych niegdyś uczelni amerykańskich, pisał w swych doskonałych książkach Michael Moore, był także niedawno nawet artykuł w Polityce. To niewiarygodne, że ten system w ogóle funkcjonuje, a ludzie się na to godzą nieprzymuszani karabinami (na razie).
Warto wysłuchać, co ma do powiedzenia w tej sprawie p. Charlotte Iserbyt, autorka książki „Deliberate Dumbing Down of America” (dostępnej w sieci w PDF-ie), wieloletnia dyrektor szkoły, a następnie główny doradca amerykańskiego Departamentu Edukacji za prezydentury Regana: http://www.youtube.com/watch?v=DDyDtYy2I0M
Wysłuchałem rozmowy z profesorem Bacewiczem, może on i fizykę rozumie, ale zmian we współczesnym świecie nie bardzo. Narzeka na stan obecny, mimo zachęt redaktora unika odpowiedzi jak ten stan poprawić, ale zmianom się sprzeciwia.
Pan Profesor cały czas odnosi się do stanu obecnego, niezawalającego. Przyczyn nie rozumie, więc spróbuje mu wytłumaczyć, może tu zajrzy.
W czasach kiedy on chodził do szkoły, na wykształcenie ogólnokształcące decydowało się kilkanaście procent młodych ludzi. Najzdolniejszych i najbardziej ambitnych, reszta obywała się bez liceum a potem studiowania. Była dla nich praca, kto nie był zdolny albo ambitny do łopaty.
Dziś wymogiem czasów, jest długie kształcenie ogólne. Czy jest możliwe, żeby uczyć na tym samym poziomie co dwadzieścia procent najzdolniejszych całą resztę populacji której zdolności rozkładają się zgodnie z krzywa Gausa? To co zrobić, wrócić do elitarnego kształcenia w liceach dwudziestu procent najlepszych? Jeżeli nie, to trzeba stworzyć takie warunki wszystkim, aby uczyli się tego do czego są zdolni. No ale to powoduje, że mamy to co teraz, obniżenie się ogólnego poziomu i ci zdolni muszą równać w dół. To dlatego absolwenci liceów którzy decydują się na Politechnikę, są niedouczeni, wymagają kursów reedukacyjnych. Bo nie jest przecież problemem niski poziom wiedzy ścisłej w społeczeństwie, tylko problemem jest niski poziom wiedzy ścisłej wśród tych, którzy się na ścisłe kierunki decydują, to tu jest regres o którym mówi pan Profesor. Poziom wiedzy ścisłej w populacji podniósł się, od kiedy maturę zdaje większość młodzieży. Tylko że pan profesor, porównuje wiedzę dawnych dwudziestu procent młodzieży, z wiedzą dziś dziewięćdziesięciu procent. Czy ścisłemu umysłowi trzeba tłumaczyć, że to błąd?
To czy człowiek ma zdolności do przedmiotów ścisłych, można stwierdzić, już na etapie podstawówki.
I nie trzeba do tego żadnych testów, ktoś kto nie ma ścisłych zdolności, nie lubi przedmiotów ścisłych, bo mu idą ciężko, staje się „humanistą”. I dobrze, nie ma co go katować, lepiej dać mu program fizyki, który przyswoi, zrozumie otaczający go świat.
Czy ktoś widział absolwenta klasy humanistycznej zdającego na politechnikę, że do dawniejszych czasów się odwołam?
Tak więc po reformie, ci co maja ścisłe zdolności będą lepiej przygotowani do studiów politechnicznych, niż dziś. I o to chodzi, dajmy dzieciom wybór i nie traćmy czasu swojego i dzieci na próby wtłoczenia im wiedzy której i tak nie są w stanie przyswoić, bo wszyscy na tym tracą, niezdolni zdrowie, a zdolni marnują talent.
parker: „Czy ktoś widział absolwenta klasy humanistycznej zdającego na politechnikę, że do dawniejszych czasów się odwołam?”
Masz racje Parker, ale tylko troche. Moi koledzy z niegdys elitarnego Wydzialu Elektroniki na Politechnice Warszawskiej donosza ze pierwszorocznaicy nei wiedza co to sa procenty i nie umieja dodac dwoch ulamkow
I kolejna ciekawostka, ku uwadze ‚reformatorów’ z PAN i entuzjastycznych smakoszy poparcia z ich strony dla bagienka edukacyjnego skansenu (Gospodarzu Miły) 🙂 .
A propos tego, co jest w edukacji ważne w przeciwieństwie do stawki za ilości godzinek odmawianych przez belfrów nad obfitymi „treściami programowymi”.
Ktoś z Ministerstwa wpadł na pomysł, aby i u nas nauka była „niepokorna” i wysłał zwiadowców na poszukiwanie recepty na koło.
Co może przynieść konfrontacja polskich naukowców z normalną cywilizacją:
„…Kiedy usłyszałem, że wszyscy – fizycy, chemicy, lekarze, leśnicy – jedziemy razem w jedno miejsce, pomyślałem, że kogoś w -ministerstwie mocno pogięło. Myliłem się.
Dopiero kiedy rozmawiałem z ludźmi z innych kierunków, okazało się, że pewne rzeczy nie istnieją. Teraz mogę je wymyślić i zbudować wokół nich firmę…”.
http://tinyurl.com/d2ngqph
Miłych odkryć i satysfakcji z przemyśleń edukacyjnych w Święta życzę 🙂
Bardzo dobrze, że PAN wreszcie pomyślał o fizyce i fizykach. Reforma pani Hall to kpina z narodu. Wg pani Hall uczniowie po gimnazjum praktycznie będa kończyć kurs fizyki, chemi, biologii i geografi. Nauka tych przedmiotów po 1 godzinie przez jeden rok, to kpina i kształcenie niedouczonych ludzi. Chyba, że o to chodzi obecnemu rządowi aby łatwiej manipulować ciemnym narodem. W sytuacji gdy wszędzie słychac aby ludzie w ciagu swojego zycia kilka razy zmieniali profesję często wybierac będa diametralnie różne zawody, bez podstawowej wiedzy w tym zakresie raczej nie będzie to mozliwe lub okupione ogromnym wysiłkiem. Jeżeli wszędzie liczy się tylko pieniądz , to w przypadku edukacji tak byc nie powinno, bo nie długo zatracimy swoją toższamość nie tylko z powodu braku wiedzy z histori ale i z pozostałych przedmiotów. Najwiekszym błędem jest wprowadzanie przedmiotu „dziwoląga” cos na kształt przyrody w liceach brak jest do niego specjalistów zwłaszcza, że w podstwówkach przyroda kuleje.
Akurat fizycy, chemicy czy astronomowie raczej podnoszą pozycję nauki polskiej niż obniżają, więc zarzuty kierowane do nich przez niektórych tutaj są co najmniej dziwne.
Teoretycznie można by się cieszyć, że na studia ścisłe trafią lepiej przygotowani z przedmiotów ścisłych absolwenci liceów, ale to tylko pozornie. Owszem, na studia trafia pewien procent młodzieży uzdolnionej w kierunku ścisłym i ci sa zawsze dobrze przygotowani. Niestety spory odsetek studentów na wszelakich chemiach, fizykach i pochodnych kierunkach to osoby, które nie dostały się na swój kierunek wymarzony, taką medycynę na przykład, a tu przyszły postudiowac cokolwiek wzglednie wydaje im się, ze jak postudiują przez rok cos takiego, to zmądrzeją i za rok pójdzie im lepiej. To te osoby są notorycznymi uczestnikami kursów wyrówawczych. Co ciekawe, pewien odsetek tych studentów nawet z sukcesem kończy studia ścisłe bądź się do nich przekonuje.
O ile jednak do tej pory osoby przypadkowe na studiach ścisłych prezentowały sobą poziom w przybliżeniu podstawowy z przedmiotu, który przyszło im studiowac, to teraz będa one prezentowały poziom gimnazjalny. Słusznie więc fizycy, chemicy i inni się boją, bo pozostaje im albo zamknąć kierunek z braku odpowiedniej liczby osób chcących rzeczywiście studiowac ten kierunek i odpowiednio do tych studiów przygotowanych, bądź przyjmować na studia de facto gimnazjalistów. Jasne, że można zamknąć, bądź drastycznie zmniejszyć liczbę studentów takiej fizyki, ale to tylko sprawi, że koszty „wyprodukowania” jednego fizyka jeszcze wzrosną, bo koszty utworzenia i prowadzenia laboratoriów nie sa proporcjonalne do liczby studentów, w odróżnieniu od kierunków humanistycznych. I znowu będzie źle.
Albert
9 kwietnia o godz. 20:45
– – –
Albert, a do jakiego poziomu fizycy podnoszą poziom i z czym to podniesienie „poziomu nauki” naszej można porównać, z jakim krajem?
Bo znanych i cennych naukowo fizyków to znajdziesz w różnych krajach, ale „poziom fizyki” w danym kraju, to już trochę co innego, czyż nie?
I czy fizycy PAN akurat, podnoszą w kwestiach, w których protestują, czyli dydaktyki i programów oświatowych edukacji powszechnej, czy też w innych, na których może się znają, podnoszą?
Czy ktoś np. z protestujących fizyków PAN coś fizycznie już w oświacie podniósł? Nie mówiąc o dydaktyce?
Ja wolałbym, abyśmy mieli najpierw oświatę w pionie, a potem może nauka będzie w poziomie.
Jak leży oświata, to nauki ni ma i nic w tym, co fizycy z PANu postulują tego nie zmienia a przeciwnie.
Ja bym prędzej uwierzył we wpływ poziom skoku Małysza na medale Małysza, ale w polską skoczność na tej podstawie – już niekoniecznie 🙂
Bez koryfeuszy umysłowego pionu, nie podskoczy nauka do poziomu.
Sam o tym piszesz, słusznie wskazując na obecne motywacje do wyboru studiów fizyki…
Motywacje do wyboru fizyki nie różnią się od motywacji wyboru dowolnego innego kierunku. Czemu od osób studiujących fizykę wymaga się poziomu noblistów, a od tłumu humanistów nie wymaga się niczego poza składaniem literek? Co do poziomu nauki: fizycy czy chemicy przynajmniej publikują w czasopismach zagranicznych, często o bardzo wysokich IF i wyłącznie w języku angielskim, bo inna nauka nie istnieje. Jest co najmniej kilka mocnych ośrodków fizycznych i chemicznych w kraju, na naszych uniwersytetach, w których tak, pracuje wielu cenionych za granica naukowców. A że poziom fizyki czy chemii w ogólności jest jaki jest, nie zalezy tylko od nich. Jak ośrodki naukowe będa miały poziom finansowania zblizony do tego zachodniego, jak będa u nas tłumy chińskich studentów i doktorantów, którzy przez 20 godzin na dobę będa tłukli wyniki za małe pieniądze, będzie i porównywalna efektywność. A że PAN się wypowiada, mi nie przeszkadza. Kazdy, jak wiadomo jest u nas ekspertem od edukacji, co widac i po tym wątku.
Instytut Fizyki PAN = Wydział Fizyki Uniwersytetu im.Kardynała Stefana Wyszyńskiego czyli katolickiej uczelni w Warszawie i takiż punkt widzenia reprezentują!!!;-)
To warto przeczytać:
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,11491243,Uczelnie_polskie_i_amerykanskie__kosmiczna_przepasc.html?as=3&startsz=x
Przypomnial mi sie kolega z LO rocznik maturalny 1978, ktory po pierwszym roku Politechniki wydzial elektryczny (zakonczyl go zdajac wszystkie egzaminy) zdecydowal sie zdawac na Akademie Medyczna. Oczywiscie ja ukonczyl spokojnie. Jestem ciekaw czy dzisiaj byloby to mozliwe?
Czytajac posty Panstwa zastanawiam sie czy nie lepiej uczyc nasze dzieci w zakresie podstawowym czytania, pisania, lekko myslenia a potem niech szanowni, wielce rozumni rodzice ksztalca swoje pociechy za swoje pieniadze w takim zakresie jak sobie chca…Znikna wszelkie problemy targajace oswiata a wiec Karta Nauczyciela, dyrektywy PANu, centralne (zle) zarzadzanie oswiata przez panstwo. 🙂
Albert
10 kwietnia o godz. 8:39
– – –
„…fizycy czy chemicy przynajmniej publikują w czasopismach zagranicznych…A że poziom fizyki czy chemii w ogólności jest jaki jest, nie zalezy tylko od nich; Jak ośrodki naukowe będa miały poziom finansowania zblizony do tego zachodniego…”
Albert, sądzę że trafnie ująłęś istotę problemu polskiej nauki.
Jest nią kompletna ignorancja co do celów i zadań nauki oraz intelektualna niezdolność rozpoznania skutków i przyczyn.
Cywilizacyjnym objawem poziomu i celem nauki nie jest tworzenie wskaźników, a rezultaty, jakie te wskaźniki opisują.
Tak samo, w zdrowym państwie i społeczeństwie, finansowanie nauki nie jest przyczyną jej poziomu, ale skutkiem…!
Nauka nie jest we współczesności bytem i totemem samoistnym, opiewającym się publikacjami i zbierającym za to finansowe wota.
Podobnie jak edukacja publiczna nie jest formą społecznego wsparcia wykluczonej cywilizacyjnie grupy pracowniczej.
Ale społeczeństwo, rozkręcające się na drodze do prawd smoleńskich, nauk tych nie pojmie nigdy, I presume.
Oraz pozdrawiam.
@Chętkowski i „Fizyka to obok historii drugi przedmiot, który wzbudził większe zainteresowanie. Nie znaczy to, że z pozostałymi przedmiotami jest wszystko w porządku.”
Z reformą nauczania historii jest wszystko OK, a protestujący to upośledzeńce intelektualne. Poczytaj coś sobie – taki głupie wstawki o „nie znaczy, ze jest w porządku” jak pańskie sa badane przez naukowców:
„Dr Agnieszka Janiak-Jasińska z Zakładu Historii XIX w. UW, która od początku analizuje debatę wokół reformy, twierdzi, że główne zarzuty wynikają z niewiedzy albo niezrozumienia istoty planowanych zmian. Zwłaszcza zarzut, że po pierwszej klasie historia Polski znika z programu liceów.”
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1525719,1,jakiej-historii-uczyc.read
@Gekko
„społecznego wsparcia wykluczonej cywilizacyjnie grupy pracowniczej.”
Rozumiem, że Pan nie potrafi się powstrzymać, ale traktowanie nauczycieli jako chłopca do bicia staje się już trochę nudne. Czym się różni ta rzekoma grupa odmieńców od państwowych urzędników, lekarzy w publicznej służbie zdrowia czy symulujących pracę osób zatrudnionych w państwowych i prywatnych firmach? Czy ta mniejszość, na którą podobno wszyscy łożą ciężkie pieniądze nie okazuje się przypadkiem częścią niezdrowej całości?
Proszę mi powiedzieć, dlaczego za jednym biurkiem jestem winna zła tkwiącego w systemie, a za drugim – już jako ofiara tegoż systemu – zostaję zwolniona z odpowiedzialności. Wszak Pan tu jest ekspertem od moralności Kalego.
Zazu
11 kwietnia o godz. 11:50
– – –
Prośbę traktuję z, należną nudzie inspirującej do pytań, powagą.
ad.1 – W kwestii zachowań stadnych wynikających z przystosowania do systemu – niczym. Piszę to bez ustanku, więc pytanie jest retoryczne.
ad.2 – Jest częścią całości, a w swoim skansenie właśnie tą niezdrową.
ad.3 – Nie wiem, czemu Pani akurat jest swoją pracą winna. To zależy, co Pani robi w kontekście przyjętych na siebie powinności. Ja nigdzie nie wypowiadam się o winie, ale o skutkach postaw i wynikających (!) z nich czynów. Pani, jak się zdaje, zamierza kompensacyjnie doznawać krzywd, stąd insynuowanie zarzucania win. Ale to nie ten adres.
ad. 4 – Nie bardzo rozumiem, o co chodzi z tymi dwoma biurkami. Proszę mi pomóc zrozumieć, a chętnie odpowiem.
ad.5 – Za tytuł eksperta dziękuję, rzeczywiście, zajmuję się zawodowo także scalaniem dualizmu standardów w postawach pracowniczych. Jest to jednak kwestia etyki zawodowej pracownika a nie moralności, co, jak się zdaje, myli Pani pojęciowo.
Zasady wynikające z etyki zawodowej, nie są tym samym co granice wyznaczane zakazami i nakazami moralności, przyjmowanej w szerszym kontekście społecznym.
Ja uważam, że np. belfer ma moralne prawo osobistej decyzji czy kraść i kłamać, czy nie, z poczuciem winy czy bez.
Jednak, jeśli komunikuje tę decyzję publicznie, jako przedstawiciel swej grupy zawodowej, porusza się w obszarze etyki belfra (a nie moralności osobistej).
To właśnie jest czasami przedmiotem moich komentarzy, jako chlebodawcy ustanawiającego, w demokratycznych procedurach – jak każdy obywatel, warunki na jakich belfra się opłaca z moich pieniędzy.
Pozdrawiam.
S-21 jeżeli już to Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. I nie Wydział Fizyki, a Wydział Matematyczno-Przyrodniczy. Szkoła Nauk Ścisłych. To dosyć istotne różnice. I tak, faktycznie mamy zajęcia w Instytutach PAN. Najpierw poznaj tych ludzi, zobacz jak prowadzą zajęcia, jak wiele należy nadrabiać bo wyleciały z programu liceum całki, pochodne itd. I zwróć uwagę na osiągnięcia choćby tu http://www.ichf.edu.pl/press/index.html
UKSW jest państwową uczelnią. Tak na marginesie.
@Asia
>UKSW jest państwową uczelnią. Tak na marginesie.<
Asiu!Zgadzam się, że UKSW jest państwową uczelnią. Tak na marginesie…;-)
Fizycy z PAN to na ogół fajni ludzie (np.prof.Turski), ale polityka uczelni i jej protektor (KrK) zobowiązuje…;-)
@Gekko
Na Pana niezawodność zawsze można liczyć.
ad. 1 W takim razie retorycznie zapytam, czy stwierdzanie faktu jest jednoznaczne z wyciąganiem wniosków poznawczych z tegoż faktu.
ad. 2 Niezdrową częścią zdrowej całości czy niezdrową częścią niezdrowej całości? Przypuszczam, że bardzo by się Panu spodobała w tym kontekście pewna „organistyczna” bajka Ezopa 😉
ad. 3 Kompensacyjne krzywdy mnie nie bawią, mesjanizm przez te lata trochę stracił na świeżości.
ad. 4 biurka jak biurka – metafora miejsc pracy po prostu, ja wiem, że nauczyciel to podobno tylko przed /pod?/ tablicą, ale nie dajmy się ponieść stereotypom
ad. 5 Z moich obserwacji, nie twierdzę że wszechstronnych i pogłębionych, wynika iż moralność z etyką ma jednak z moralnością coś wspólnego. Czy problem polega na tym, że na etykę teoretycznie można mieć wpływ a na moralność już nie bardzo? Nie bardzo wierzę w tę etykę bez moralności, zwłaszcza że tego typu etyka bywa niebezpieczna.
Co do publiczności, to rozmowy Zazu z Gekko na blogu, choć ich anonimowość może być złudna, nie mają jednak oficjalnego charakteru. Ponieważ nie rezygnuje Pan z wartościującej kategorii „chlebodawcy” (bo nie pracodawcy przecież), zapytam filozoficznie, czy można być kurą i jajkiem jednocześnie, np. jako osoba, która w ramach jednego portfela otrzymuje „państwowe” pieniądze i jednocześnie płaci podatki związane z prywatną działalnością gospodarczą. I czy taki „beneficjent systemu” ma prawo ponarzekać np. na lekarzy – jako chlebodawca, czy już nie bardzo? Czy głos w publicznej debacie daje danina w postaci podatków czy prawo wyborcze? Osobiście nie wierzę ani w jedno, ani w drugie.
Poza tym chciałabym, aby zastosował Pan „demokratyczne procedury” wobec MEN, ORE i organów prowadzących. Wszak – jak Pan stwierdził przy okazji zabójczej metafory o małpie-fryzjerce – trzeba zacząć od zarządzania. Może te instytucje też mają jakiegoś bloga?
@Asia
I jeszcze coś:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,11520159,Uniwersytet_wybral_nowego_rektora__Znamy_jego_nazwisko.html
Naprawdę państwowa uczelnia pełną gębą!!! Na marginesie…;-)
Zazu
11 kwietnia o godz. 22:02
– – –
Z tą niezawodnością, to w Pani przypadku ja mogę liczyć, owszem, na burze emocjonalne, ale na klarowność przekazu, jak widać nie.
Nie wiem po prostu, co Pani chce wyrazić, jaki pogląd czy postawę, jako przyczynę polemiki, poza chęcią sycenia personalnych kompleksów.
Możemy sobie w kółko odpowiadać, ale co Pani zdaniem z tego wynika dla dyskusji?
Bo np. ad 1 – zgadzamy się, że ludzie pracujący w określonych, patologicznych systemach, zarówno mają wspólne cechy, skoro takie systemy sobie wybrali i je zasilają swą pracą, jak i korzystają z nich wzajemnie, ponieważ z własnej woli w nich tkwią. Mają też wspólne, wykształcone systemowo stadne patologie obronne i agresje chroniące przed światem zewnętrznym.
Nie ma znaczenia czy to publicznie wynagradzany lekarz, belfer czy urzędnik, łączy ich beneficjum systemu.
To jest blog belferski i o tym rozmawiamy, w jaki sposób więc Pani pytanie retoryczne, czy tak jest, jak piszemy, miałoby wnosić coś poznawczego?
Czy dobrze rozumiem, że Pani zdaniem, rozmowa o patologiach systemu ochrony zdrowia czy sądownictwa byłaby dla poprawy stanu belferskiego zdrowsza?
Tak, aby wyszczerbiona moralność jednostkowa bez przeszkód i z walorem samorealizacji wyznaczała nowe zawodowe ‚standardy’ deontologiczne?
Czy w ogóle deontologią, Pani zdaniem, powinni zajmować się wyłącznie dentyści?
I to w swoich gabinetach a nie na belferskim blogu?
Czy naprawdę nie widzi Pani spójności w spełnianiu różnych ról społecznych przez obywatela demokracji, będącego zarówno klientem jak i świadczeniodawcą?
Przecież na tym polega sens pojęcia: społeczeństwo demokratyczne, w przeciwieństwie do wspólnoty plemiennej.
Zapraszam do polemik na zasadzie jasnych postaw i rzeczowych argumentów opartych na faktach a nie emocjach.
Zatem przed nami licytacja: za mało fizyki, za mało historii, za mało geografii, … . Dla kogo za mało ?
Mamy do wyboru dwa modele myślenia o edukacji powszechnej.
Model A. Weź człowieka (ucznia) i powiedz mu: rób to, co jest dobre dla ciebie. Co jest dobre dla ciebie, będziemy wiedzieć MY. My będziemy mówić co musisz wiedzieć i robić.
Model B. Weź człowieka (ucznia) i powiedz mu: rób to, co jest dobre dla ciebie. Co jest dobre dla ciebie, będziesz wiedzieć TY. My będziemy mówić co możesz wiedzieć i robić.
Który model popierają uczeni z PAN ?
Była taka książka podróżnicza Arkadego Fiedlera „Spotkałem szczęśliwych Indian”.
Ja, z dala od tego bloga, spotkałem szczęśliwych i mądrych nauczycieli.
Wiedzących o co chodzi w edukacji i umiejących to robić.
Przeczytałem w „GW” z 14 kwietnia, tekst Aleksandra Pawlickiego, nauczyciela historii.
Mądrze i …delikatnie, o motywacjach belfrów kontestujących postęp edukacyjny:
„…pod płaszczykiem erudycji specjaliści drążą swoje dziedziny, każdy zamknięty w zamczysku swej pracowni…”
Dodajmy mniej delikatnie, czego Pawlickiemu nie wypada – zamczysku z czynszem płaconym z publicznego grosza…
O cywilizacyjnym, a więc i rynkowym sensie współczesnej edukacji, nie tylko historycznej, ogólnej:
„…najlepiej poradzą sobie … przecież ci, którzy potrafią sprawnie przekraczać granice specjalizacji i umieją przenosić dotychczasowe doświadczenia na nowy grunt…uczyć się wszak będziemy przez całe życie.”
http://wyborcza.pl/1,76842,11528122,Maly_Leibniz__czyli_co_to_znaczy_ksztalcenie_ogolne.html
Polecam 🙂
@Gekko
>Przeczytałem w ?GW? z 14 kwietnia, tekst Aleksandra Pawlickiego, nauczyciela historii.
Mądrze i ?delikatnie, o motywacjach belfrów kontestujących postęp edukacyjny:<
1.Pawlicki jest o tyle niewiarygodny, że jako beneficjent dużej unijnej kasy, jaką dostał za ten program, broni tej kasy po prostu i swojego dzieła.
2.W tej reformie są akurat obok siebie mądra idea dania ludziom w liceum możliwości wyboru zgodnego z zainteresowaniami, zdolnościami i planami życiowymi, oraz wyjątkowo nieudolne i nieprzemyślane sposoby osiągania tego celu. Niestety Pawlicki zachwala wszystko w czambuł, co, biorąc pod uwagę kasę jaką zainkasował, nie dziwi…;-)
S-21
15 kwietnia o godz. 14:48
– – –
Piszesz po prostu i jak zwykle kompletne głupstwa i to nie widząc, że sikasz sobie do własnej nogawki.
Insynuacje, szkalujące i bezpodstawne, dyskredytujące w czambuł ataki personalne sam czynisz jako beneficjent dużej publicznej kasy.
Tyle, że nie można tego uznać za jakiekolwiek dzieło, co biorąc pod uwagę kasę, jaką bezpodstawnie zawłaszczasz, nie dziwi, ale oburza.
@Gekko
Polemizujemy nie mojej kasie, tylko o dziele i kasie p.Pawlickiego!!!;-)
@Gekko
„mogę liczyć, owszem, na burze emocjonalne, ale na klarowność przekazu, jak widać nie”, „chęcią sycenia personalnych kompleksów”
ot kobieca histeria po prostu
Szkolenia genderowe ta Pana firma też prowadzi?
„co Pani zdaniem z tego wynika dla dyskusji?”
Całkiem sporo. Ale Pan przecież pytania niewygodne zwykł pomijać wygodnym milczeniem. Poza tym występuje Pan podobno na forum blogowym z potrzeby komunikacji.
„Zgadzamy się, że” – ładny chwyt retoryczny, ale ciąg dalszy już nie bardzo. Zgadzamy się, że system jest dysfunkcyjny. I na tym koniec. Pan przyjął – moim zdaniem upraszczający do granic absurdu – podział prywatne/publiczne. Naprawdę nie dostrzega Pan patologii zawodowych w prywatnych firmach?
Pomysł z patologią ludzi wybierających patologiczne systemy jest sam w sobie patologiczny. „Wybrałam zawód nauczyciela dla władzy i pieniędzy” – to jeden z najlepszych żartów o nauczycielach, jaki słyszałam. Jasne, można umyć ręce, że to dzieje się gdzieś tam i mnie nie dotyczy. Ale żeby cokolwiek uleczyć trzeba się zaangażować i po prostu wziąć za robotę.
Skoro nie ma znaczenia czy lekarz/urzędnik itd. to może czas zmienić perspektywę poznawczą i dostrzec, że nie mamy do czynienia ze zdegenerowaną częścią, którą można wyciąć, zamienić niedziałający układ na nowy. To mrzonka.
„Beneficjum systemu” nie ogranicza się do budżetówki, a rynek nigdy nie był niezależny od społecznych uwarunkowań. Ale Pana zdaniem, sprzedając marchewkę, jest się z definicji bardziej moralnym niż jakikolwiek nauczyciel z państwowej szkoły.
„Czy w ogóle deontologią, Pani zdaniem, powinni zajmować się wyłącznie dentyści?”
Zadziwiające jak można mówienie o etyce połączyć z tego rodzaju uszczypliwościami. Widocznie jednak cel uświęca środki.
„Czy naprawdę nie widzi Pani spójności w spełnianiu różnych ról społecznych przez obywatela demokracji, będącego zarówno klientem jak i świadczeniodawcą?”
Pytanie brzmi raczej do jakiego stopnia można postrzeganie tych zależności upraszczać, by nie sprowadzić ich do absurdu.
„Zapraszam do polemik na zasadzie jasnych postaw i rzeczowych argumentów opartych na faktach a nie emocjach.”
No i piękna „racjonalna” klamra. Koncepcja panoptikonu, jeśli już przy Benthamie jesteśmy, też była jasna i rzeczowa.
Zazu
16 kwietnia o godz. 9:17
– – –
Nadal Pani polemika jest nierzetelna i wyłącznie personalna, więc po co? Aby zdyskredytować rozmówcę, gdy racje są niewygodne? Kłania się polska szkoła…jakbym słyszał Panią na wywiadówce… 🙂
a/ nic nie pisałem o płci i emocjach, więc ‚gendrowe’ łatki są wyłącznie Pani postrzeganiem – wymownym?
b/ „całkiem sporo” to za mało, aby nie pominąć takiego wyniku wnioskowania milczeniem (i uśmiechem).
c/ postawa nauczycieli publicznych właśnie jest (również na tym blogu) faktem a nie żadnym uproszczeniem i właśnie o tym rozmawiamy, bo tak się Państwo a nie inaczej prezentujecie, bez jakiego wstydu czy refleksji nad oczyszczeniem się środowiska z patologii, przeciwnie – z agresją atakując świat zewnętrzny.
Argument: ‚a gdzie indziej biją murzynów’ to tylko bezradna demagogia a nie nawet autoterapia, Pani zazu, jak kieliszek serum do poduszki. Właśnie nauczyciel powinien o tym wiedzieć, inaczej nie uczy, a deprawuje. Taka to perspektywa, którą warto sobie zmienić, Pani zazu.
d/ Pani wywód o marchewce nie ma nic wspólnego z tym, o czym ja piszę, insynuacja w czystej formie. Nie ma już sprzedających marchewkę za budżetowe płace a ‚moralność’ nadal Pani myli z deontologią, czyli etyką zawodową. Trudno dostrzec zresztą szanse na zrozumienie tego tematu w Pani wypowiedzi pełnej na ten przykład – fałszywych świadectw. No chyba, że nick Gekko rozumie Pani jako zwierzątko, a nie postać ludzką.
e/ zadałem pytanie o deontologię, nie widzę w tym ‚środku’ niczego, co deprecjonuje cel poznawczy. I nadal nie mam odpowiedzi, co Pani przez deontologię …rozumie. Jakoś mnie to nie dziwi.
f/ w kwestii kolejnego pytania, tradycyjnie dla publicznego belfra, uznaje Pani tylko pytania zadawane przez siebie? To dobra metafora mentalności szkoły publicznej, której nic tak nie obraża, jak zadawane jej pytania o tożsamość i nic tak nie cieszy jak żądanie od innych tego, czego nie umie nawet na najprostszym poziomie.
g/ Jak widać, moje zaproszenie do rzeczowej dyskusji, kojarzy się Pani z panoptikonem. Ale blog nie jest więzieniem, a występując tu z własnej woli z własnymi poglądami, proszę nie biadać, że jest Pani widoczna nawet z tej strony, jakiej Pani sama nie widzi… To ciekawe, u kogoś, odpowiedzialnego za kształtowanie zdolności poznawczych…bo chyba nie jest to sprzeczne z Pani funkcją w szkole publicznej?
Pozdrawiam.
@ S-21
15 kwietnia o godz. 19:22
” Polemizujemy nie mojej kasie, tylko o dziele i kasie p.Pawlickiego!!!;-)”
– – –
A dlaczego nie o Twojej kasie, skoro tak bardzo pociąga właśnie Ciebie cudza kasa?
Tym bardziej, że w Twoim przypadku w kwestii dzieła nie ma tematu.
Nic także o meritum tekstu Pawlickiego nie napisałeś, poza węszeniem spisku i insynuacjami.
Tak btw, to odpowiadam tylko po to, abyś sobie nie wyobrażał, że Twoja podłość wobec przyzwoitego belfra, jakim jest Pawlicki i szczucie na kogoś, kto ratuje honor nauczycielskiego zawodu, pozostanie bez komentarza.
Nie wszyscy taplają się w takim piekiełku, jakie sobie zgotowałeś 🙁
@Gekko
O moim dziele i kasie to ty nic nie wiesz. Co do Pawlickiego zaś
[ rozumiem, że bronisz go jako swojaka z drogiej niepublicznej szkółki, tacy są też inni autorzy nowej podstawy;-)], to akurat już dawno lud ukuł trafne powiedzenie „Każda sroczka swój ogonek chwali!”… A jak jeszcze za ten ogonek skapnęło sporo kaski…;-) Wiadomo też o Pawlickim kto zacz i jak jego wytwór wygląda… Daruję też sobie opowieści o rzeczonej osobie ze strony jego uczniów – nie kopie się leżącego…;-)
S-21
16 kwietnia o godz. 14:09
– – –
Ależ wiem, chociaż wolałbym nie wiedzieć.
Jesteś wynagradzany przymusowo z moich pieniędzy i to jest strata w każdym ich groszu.
Wystarczy przeczytać, co piszesz o sobie i innych, kłamiąc, insynuując, oczerniając, chowając się z tożsamością za spódnicą internetu.
Nic bardziej nie dyskredytuje takiego systemu, w jakim pozwala się Tobie i tym podobnym bytować, niż Twój własnym staraniem blogowym sporządzony wizerunek.
I nadal nie jest to żadne dzieło, ale żenująca, prostacka sromota.
Fuj.
Moim zdaniem ta reforma to świetny pomysł. I nie rozumiem tylko czemu wszyscy mają taki problem z zaakceptowaniem jej. Czytałem tutaj komentarz, że reforma ma na celu ogłupienie czy też ociemnienie narodu. Nie rozumiem jednak w jaki sposób brak umiejętności obliczania masy molowej z chemii ma ogłupić naród. Wiedza nauczana w liceach dotychczas nie przydawała się zupełnie jeśli ktoś nie wybrał kierunku kształcenia dalszego związanego z danym przedmiotem. Natomiast cięcia godzin wcale nie ograniczają tak bardzo materiału. Materiał jest omawiany raz i porządnie bez zbędnego powtarzania np. jak to było w przypadku historii. Rozwinięcie naprawdę bardzo duże i wystarczające jest już na etapie gimnazjalnym, a w liceum omawia się to na co brakło by czasu w gimnazjum. Jedyną wadą jaką widzę w tego typu reformach jest wprowadzanie ich nagle – z dnia na dzień. Było tak, stop i nagle wchodzi reforma i wszystko się zmienia. Wszelkie zmiany w tego typu „niebezpiecznych sprawach” powinny być wprowadzane stopniowo tak jak to było w Finlandii – a dziś mają jeden z najlepiej prosperujących systemów oświaty.