Literatura spoza klatki
Niejeden chłopak i niejedna dziewczyna biją na głowę niejednego nauczyciela, jeśli chodzi o znajomość polskiej literatury współczesnej. Sprawdziłem to na własnej skórze. Zdarzało się, że nie znałem, nie wiedziałem, nie czytałem. I jeszcze usprawiedliwiałem się, twierdząc, że ja za to znam kanon. Tak oto zamieszkałem w klatce zwanej „szkolnym zestawem lektur szkolnych”, nie wiedząc, że literatura kroczy do przodu w siedmiomilowych butach. Zapatrzony we własną biblioteczkę, nie dostrzegałem wyborów nastolatków. Przypadek spowodował, że przewartościowałem swoją opinię o czytaniu książek przez młodzież. Po prostu pewien uczeń podrzucił mi swoją książkę i prowokacyjnie zmusił do przeczytania.
W efekcie (tzn. z powodu wstydu) zainicjowałem projekt, którego celem było pochwalenie się przed koleżankami i kolegami swoim wyborem z zakresu najnowszej literatury polskiej. Dałem kilka dni na zastanowienie się, wybranie dobrej książki – każdy uczeń podejmował całkowicie niezależną decyzję – i przygotowanie się do przekonania klasy, że ta książka to prawdziwy hit. Dwa miesiące czytaliśmy – ja też, bo wielu pozycji nie znałem – słuchaliśmy i dyskutowaliśmy o utworach wybranych przez samych uczniów. Potem był minisprawdzian ze znajomości najnowszej literatury. Frajda dla wszystkich niesamowita.
Lista objęła następujące pozycje: J. Andrzejczak, M. Wesołowski, „Adam Małysz, Batman z Wisły”; M. Budzyńska, „Chłopakom, których kiedyś kochałam”; J. Chmielewska, „Kocie worki” i „Przeciwko babom”; A. Drotkiewicz, „Paris, London, Dachau”; J. Fabicka, „Świńskim truchtem”; A. Pilipiuk, „Kroniki Jakuba Wędrowycza”; J. Głowacki, „Z głowy”; M. Gretkowska, „My zdies’ emigranty”; B. Hanicka, „Ale teatr”; P. Huelle, „Mercedes-Benz”; K. Janda, „Różowe tabletki na uspokojenie”; R. Kapuściński, „Podróże z Herodotem”; G. Kopaczewski, „Globar nation – obrazki z czasów popkultury”; B. Kosmowska, „Teren prywatny”; M. Krajewski, „Widma w mieście Breslau”; H. Krall, „Wyjątkowo długa linia”; W. Kuczok, „Gnój”; D. Masłowska, „Paw królowej”; M. Maślanka, „Bidul”; J. Matuszkiewicz, „Salonowe życie”; M. Nahacz, „Osiem cztery”; M. Nurowska, „Mój przyjaciel zdrajca”; A. Onichimowska, „Hera moja miłość”; J. Pilch, „Pod Mocnym Aniołem” i „Narty Ojca Świętego”; M. Świetlicki, „Wiersze wyprane”; D. Terakowska, „Poczwarka”; O. Tokarczuk, „Ostatnie historie”; J. Wiśniewski, „Zespoły napięć” i „Samotność w sieci”; A. Wrzos, „Wizyty aniołów, czyli moje życie kontrolowane”.
Nie wpływałem na wybory uczniów – mogli wskazać nawet stuprocentowe duperele. Tak się jednak nie stało – byli bardzo ambitni, czego świadectwem jest powyższa lista (pewnie z małymi wyjątkami, ale one tylko potwierdzają regułę). Nie oceniałem żadnej z powyższych książek, nie tworzyliśmy hierarchii, nie ustalaliśmy kanonu. Celem było stworzenie szkolnego salonu niezależnych czytelników. Oczywiście po skończeniu projektu trudno było zgodzić się na wejście do klatki lektur szkolnych. Wydała nam się jeszcze bardziej ohydna i śmierdząca niż była przed rozpoczęciem projektu.
Kto nie czyta książek, ten jakoś trawi to, co zawiera kanon (mniejsze lub większe porcje). Kto jednak zdecydował się wyjść z klatki i upolować coś samemu, ten już nigdy, nawet najbardziej głodny, nie zasmakuje w stęchłych ochłapach, jakie rzuca się uczniom w ramach lektur szkolnych. Od tej pory będzie czytał to, co sam sobie wybierze. Dodam, że klasy, w których realizuję ten projekt, uzyskują najlepsze wyniki na egzaminie dojrzałości z języka polskiego. Inne moje klasy radzą sobie zdecydowanie gorzej.
Komentarze
To, doprawdy, bardzo chwalebne, ze nauczyciel XXI wieku tak dba o wspolczesnego ucznia… Niewielu „belfrów” jest do tego zdolnych, wola siedziec w tej -jak Pan to ujal- smierdzacej klatce narodowego dorobku literackiego naszego kraju. A przeciez wspolczesne ksiazki tez sa bardzo wartosciowe!! Kazda ma swoj osobisty czar i urok… Zwlaszcza te o cpunach, seksoholikach, czy alkoholikach. Pokazuja mlodziezy co jest wazne, a co nie, odkrywaja te lukrowana, poperelowska otoczke Polski. Mysle, ze za to co Pan robi uczniowie darza Pana ogromnym szacunkiem i przyjaznia oraz z prawdziwa radoscia przychodza na Panski przedmiot, tylko im zazdroscic:).
Świetny pomysł. Ja tez czytam książki, które podrzucają uczniowie i czasem dyskutujemy, ale nigdy na taką skalę.
To ja dodam jeszcze cos…. w zamierzchlych czasach, kiedy bylam uczennica ogolniaka, po pierwszym roku ze stetryczala, ale zasluzona polonistka, ktora zaraz po wojnie zakladala nasza szkole, przyszla swieza, prosto z uniwerku osoba, ktora wygladala tak, jak my, uczennice. Bardzo spodobala sie tym, ktorzy byli cokolwiek uczzainteresowani literatura, innym nie bardzo, bo byla wymagajaca. Lekcje prowadzila ciekawie, ale im kto wiecej umial, tym wyzej stawiala poprzeczke – mnie osobiscie to nie przeszkadzalo, przynajmniej zmuszalo mnie do wiekszego wysilku , a czlowiek byl ambitny wtedy .
Odwiedzam te pania od 11 lat, ale ze rzadko bywam w Polsce, to odwiedzam w miare rzadko, jakies 5 -6 razy dotychczas, krotkie spotkania na pare godzin.
Mieszkam za granica dosyc daleka (za Wielka Woda), ale z rozmow z moja dawna polonistka wnioskuje, ze ona caly czas tlucze mniej wiecej to samo, co bylo. To ja jej mowie o nowosciach wydawniczych i co mnie zachwycilo albo zniesmaczylo w najnowszej literaturze – wierzcie mi, nie zmyslam. Tokarczuk, Filipiak, Goerke i pare innych nazwisk mialam wrazenie, ze pierwszy raz uslyszala ode mnie, a ja spotykajac ja po wielu latach chcialam uslyszec jej zdanie na temat powiesci, ktore mnie poruszyly, albo obruszyly. Tymczasem konfuzja, a potem tlumaczenie – kobieto, ja nie mam czasu na sledzenie nowosci! Na stole lezaly sterty papierow ze szkoly, jakies testy czy cos tam do poprawy, a nauczyciel tez czlowiek, prywatne zycie ma, meza, dzieci… Zal mi sie zrobilo, bo za czasow ogolniaka wpadalo sie do niej do domu pogadac o ksiazkach i nie tylko. Teraz rozmawia sie o interesach (tak, tak!) i zabezpieczeniu emerytalnym, bo to juz jej ostatni rok przed emerytura. Jest zabezpieczona, bo z uduchowionej kobiety przepoczwarzyla sie w kobiete interesow z nastaniem nowych czasow i calkiem niezle jej to wychodzilo. Wszystko gra i buczy wedlug mnie, tylko nie podoba mi sie fakt, ze udziela platnych korepetycji w szkole, w ktorej uczy – cos tu chyba z etyka zawodowa nie tak? Ale z drugiej strony to smiech na sali, ile nauczyciele zarabiaja…
A na uczniow trzeba sie otwierac. Nauczyciel chyba szybko sie orientuje, kto cep a kto orzel, i ewentualnie kogo jeszcze mozna zainteresowac przedmiotem, skaptowac! Klopot w tym, ze wiekszosc nauczycieli odbebnia prace jak uczen zadanie domowe, ktore musi odrobic, bo inaczej czekaja go przykre konsekwencje. W moim ogolniaku daaaaaaaawno temu mialam przynajmniej dwoch nauczycieli, ktorych szczerze lubilam i podziwialam za zapal i pasje do tego, co robili. Dla mojego fizyka nawet tej znienawidzonej fizyki sie uczylam, nie zawsze, bo niektore rzeczy byly dla mnie nie do pojecia, ale jak mi cos podeszlo bardziej, to i owszem. I on to docenial – od czasu do czasu blyszczalam i dostawalam piatke, a jak zasluzylam na „pale”, no to z zalem, ale mi ja dawal. Wyszlam na srednio z fizyki na koniec 🙂 . Jego tez odwiedzam, jest juz na emeryturze od paru ladnych lat. Idealu nie ma, zawod jak kazdy inny – a jednak…. Kazdy z nas chyba pamieta nauczyciela, ktory potrafil wzbudzic w czlowieku jakies ambicje, zarazic pasja. Moja kolezanka z klasy, notabene rowniez po tej stronie Wielkiej Wody i prawie po sasiedzku, ilekolwiek wspominam nasza polonistke, dostaje szewskiej pasji. Nie dziwie sie, Lucynka byla ostatnia osoba, ktora chwycilaby za ksiazke 🙂
Milego weekendu zycze wszystkim!
P.S. Z listy zamieszczonej przez Gospodarza znam i przeczytalam 12 pozycji, czesc z nich mam. Organizujemy to sobie tak ze znajomymi, ze jak ktos jedzie do Polski, to zakupuje pare nowosci (sprawdzamy listy, omowienia, co jest na rynku wydawniczym etc), a potem sie wymieniamy. Dziala swietnie, bo co rusz ktos jedzie i nie daj Boze, zeby zapomnial o ksiazkach, nie zdarza sie!
Pomysł mi się podoba. Co prawda nie uczę polskiego tylko historii i wos-u, ale jeżeli chodzi o lektury szkolne mamy takie same zdanie. uczniowie nagminnie przynosza na moje lekcje książki, ktore czytają na każdej pzrerwie i nigdy nie są to lektury. Ostatnio rowniez pożyczyliśmy od siebie książki, co prawda nie była to literatura polska, ale mimo wszystko. Wstyd przyznać ale z powyższej listy przeczytałam tylko dwie. Zamierzam sięgnąć po więcej, po przeczytaniu tego artykułu. Mam jednak pytanie – jeżeli nie kanon lektur, to z czego ta matura? Z jakiego zakresu? Jako historyk i nauczyciel wos zawsze uważałam, ze są książki, które uczniowie powinni przeczytać ze względu na ich znaczenie dla kształtowania tożsamości narodowej, odwołań do innych tekstów kultury itp. Co prawda moja lista obejmuje najwyżej 10 pozycji, ale niestety wszystkie zaliczają się do tzw. „zatęchłej” literatury. Jaką Pan ma propozycje na kanon lektur szkolnych? Czy w ogóle jest potrzebny kanon , a jeżeli nie to co w zamian? Mój kolega od fizyki ciągle podrzuca mi arcyciekawe książki. Niestety uczniowie przez nie nie przebrną – są dla nich za trudne przede wszystkim ze względu na język (literacki i naukowy). Czy Pan też uważa, że wspólczesna młodzież ma dużo mniejszy zasób słów? Co zrobić by to się zmieniło?
Panie Dariuszu, co do mnie – liczę jedynie na usunięcie z „kanonu” Miłosza. Omawianie jego twórczości jest równie wielką pomyłką jak analiza Szczypiorskiego. Żenada. I nie chodzi mi bynajmniej o jakieś kwestie ideologiczne. Mdliło mnie zawsze, kiedy przychodziła na nich kolej.
Co innego Gombrowicz. On przynajmniej uczy samodzielnie myśleć. I nigdy nie było w nim ani krzty doktrynerstwa.
M. – usuniecie noblisty z „kanonu” to chyba pobozne zyczenia. Choc wielu „poboznych” pewnie by tego chcialo 😉
Bogusiu, całe szczęście, że piszesz w cudzysłowie o pobożności i pobożnych. Moje poglądy (upraszczając bardzo bardzo) są dość antyklerykalne. Jest po prostu we mnie jakieś zażenowanie co do Miłosza, szczególnie w kontekście edukowania młodzieży. Bo to sztampowe „co autor chciał przez to powiedzieć” w odniesieniu do naszego zacnego noblisty będzie zawsze skażone celowym (jak mi się wydaje) błędem interpretacyjnym. Celowym, bo w pełni uświadomionym sobie. Nauczycielom się często śpieszy, wolą uogólniać i upraszczać, by odhaczać kolejne tematy. A na Miłosza trzeba by było poświęcić duuużo dużo więcej czasu, którego nie ma.
alicja
Czy ten fizyk ma na imie Witold ? Jesli tak, to mam frajde, genialny profesor.
M. – No, ja Milosza nie kocham… Na polskim skomentowalem „Ktory skrzywdziles…” mowiac „Aha, to to co na pomnikach pozniej wypisuja?” 😉 Podobnie – nie jestem wielbicielem „Chlopow”, ale co Nobel, to Nobel. Nie mamy laureatow na peczki, wiec poznac ich choc po lebkach po prostu wypada.
Maslak: nie, to byl Jerzy. Facet, ktory wiedzial, ze ta fizyka to zaledwie sie pare uczniow interesuje, wiec robil co mogl, zeby innych zainteresowac – jak sie nie dalo, no to trudno, nie sama fizyka czlowiek zyje 🙂
Bogus W.: Tym, ktorzy nie lubia koturnowego Milosza ( ja nie lubie) polecam taki malutki majstersztyk:
http://alicja.dyns.cx/news/milosz.jpg
Mamy laureatow na peczki, az 4 w literaturze, to nie jest zle 🙂
A „Chlopow” to niestety, ale kocham. Nie nalezy walic po glowie uczniow ta ksiazka (cale 4 tomy!), ale jest to rzecz zupelnie wyjatkowa w naszej literaturze. Ci, ktorych literatura, mowiac wspolczesnym jezykiem, kreci, , bedza wdzieczni nauczycielowi za wskazowke, ze „Chlopow” moze warto przeczytac.
Sienkiewicz tez laureat, a pisal jak ten od plaszcza i szpady Dumas – czy to jest zle, czy to jest dobrze? Kwestia gustu, a i czasy sie zmieniaja. Jesli chodzi o poetow, to Wislawa chyba jest nie do pobicia. Krotko, zwiezle, i do rzeczy. Spotkalam sie z opinia, ze nawet faceci ja lubia czytac ! No, dali jej Nobla w koncu… 🙂
A nawiazujac do watku Gospodarza blogu i mojego wczesniejszego wpisu, wlasnie kolesiostwo emigracyjne przytargalo mi wczoraj trylogie Marka Krajewskiego o Breslau- Festung… Widma… Koniec swiata…(wczesniej czytalam „Smierc w Breslau”). Moim czytelnikowskim zdaniem, ten facet umie pisac tak, zeby mnie przytrzymac od strony pierwszej do ostatniej. Dlatego odkladam to na razie, bo jest pare innych rzeczy do zrobienia, a od dobrej ksiazki to mnie nic nie oderwie, jak juz zaczne 🙂
O, jest w kanonie ta szmira „Samotność w sieci” Leoncja Wiśniewskiego, a nie ma Sapkowskiego, ani z cyklu wiedźmińskiego, ani z cyklu Narrenturm. Czemu tak? Szkoda, uczniowie powinni sobie poczytać opis Wasserpolaków, co się popili, pokłócili a potem posnęli. Jak zwykle, jak zawsze.
Boguś W. – ja Miłosza kocham z tłumaczenia. Za „Pieśń nad Pieśniami” i za haiku, które przetłumaczył z wersji angielskich i potrafił zachować ich ducha.
Alicja, we Wrocławiu jest jeszcze Ania Kańtoch, też bardzo fajnie pisze.
A skoro już mowa o współczesności, polecam „Wrzesień” Tomka Pacyńskiego. Skubaniec lata temu przewidział dość trafnie rozwój wypadków na dzisiejszej scenie politycznej.
Przy okazji, rzuc okiem na magazyn literacki http://www.fahrenheit.eisp.pl/ . Kto wie, może i Panu Gospodarzowi się spodoba?
Pozdrawiam
Maslak – niestety ten to jest Wojciech. Do tego to jedyny znany mi nauczyciel fizyki, który umie przyciągnąć do swego przedmiotu (zajęcia dodatkowe wieczorem w soboty a nawet w wakacje 🙂 I przychodzą ! To fascynujące. Do tego jest to osoba wielce oczytana, mająca w pogardzie cały zastep „humanistów’ sam jest humanistą w samym tego słowa znaczeniu.
Co proponujecie zamiast zatęchłego kanonu?
Niestety, pamiętam do dziś Pańskie oburzenie, gdy na jednej z takich lekcji wybrałem „Fraszki” Pol Pota.
Naprawdę chciałabym mieć takiego nauczyciela jak Pan. To się nazywa rozwijanie smaku i dojrzałości literackiej u młodzieży!!! Brawo.