Gdzie powinni pracować nauczyciele?
Siedzę w domu i sprawdzam kartkówki. Jak skończę, wezmę się za ocenianie wypracowań. Spieszę się, aby zdążyć przed sylwestrem. Z maturami próbnymi uporałem się przed świętami. Zarwałem parę nocy, ale dałem radę. Całą tę pracę wykonywałem i wykonuję poza szkołą. Tylko czy to można nazwać pracą?
Wraca pomysł, aby nauczycieli zobowiązać do pracy na terenie szkoły. Dzisiaj wywołał ten temat „Dziennik Gazeta Prawna” w tekście „Gmina może wymagać od nauczycieli pracy w szkole po 8 godzin dziennie”.
Część belfrów zyskałaby na tym, gdyby musieli wszystkie swoje obowiązki wykonywać w szkole, inni zaś bardzo by na tym stracili. Niektórzy z nas rzeczywiście są zatrudnieni w dwóch, trzech miejscach, w sumie na dwa etaty lub więcej. Obowiązki niektórych nauczycieli ograniczają się do przeprowadzenia lekcji, przygotowania się do nich, do udziału w szkoleniach i posiedzeniach rad pedagogicznych. Inni natomiast mają masę dodatkowych obowiązków.
Nie chodzi tylko o sprawdzanie zeszytów, kartkówek czy klasówek, chociaż to też zajmuje masę czasu. W niejednej szkole dyrekcja zachowuje się tak, jakby uważała, że pisać i czytać umieją tylko np. poloniści czy angliści, więc to na ich barki wrzuca się wszelkie uroczystości, akademie, imprezy, a nawet pisanie protokołów. W przydziale obowiązków nauczyciel nauczycielowi nierówny.
Ponieważ znaczną część pracy wykonuję w domu, nie liczę czasu. Po prostu jestem przyzwyczajony, że robotę trzeba zrobić. Kiedy i gdzie, to już dyrekcji nie obchodzi. Dlatego z wielką nadzieją wyczekuję chwili, kiedy pracodawca poleci mi wykonywać zadania na terenie szkoły przez 8 godzin dziennie. Wtedy codziennie o 16.00 będę wychodził ze szkoły jako wolny człowiek. Jeśli trzeba, zostanę dłużej, ale będą to już nadgodziny.
Jak będę miał wolne, to naprawdę będzie to wolne. Obecnie siedzę jak głupi nad sprawdzianami, a cała Polska i tak uważa, że nic nie robię. Przecież nauczyciele mają przerwę świąteczną. Przypominam jednak, że nauczyciel nauczycielowi nierówny, więc wrzucanie nas wszystkich do jednego worka jest niesprawiedliwe.
Komentarze
To poważny problem, o czym pisze Gospodarz.
Nie tylko w nowym roku, ale w nowym stuleciu, nowych czasach i w ogóle – we współczesności.
Nie chodzi jednak o miejsce pracy ani nawet o nauczycieli.
Chodzi o to, NA CZYM POLEGA praca, za którą płaci nam pracodawca. Czy na ten przykład – obecności w miejscu pracy zadaną liczbę godzin (o czym przewrotnie marzy Gospodarz?) czy uzyskanie opłaconego wyniku wedle profesjonalnego przepisu.
Chodzi o to, CZY JESTEŚMY LUDŹMI WOLNYMI, decydującymi w dorosły i świadomy sposób o sposobie zarobkowania na życie, podejmującymi z pracodawcą wzajemnie wiążące umowy, czy też bezwolnymi Piotrusiami – Pany, roszczącymi pretensje do świata, w którym odpowiedzialność za nasze własne czyny obowiązany jest wziąć ktoś inny – nam bowiem wystarczy, dla komfortu moralnego, legitymować się ‚dobrą wolą’, cokolwiek z niej wynika w działaniu?
Wreszcie, pytanie – czy praca zawodowa jest współcześnie spontanicznym wykwitem woli, wysiłku i zaangażowania, pospolitym samoruszeniem, czy też PROFESJONALIZM ZAWODOWY wymaga pracy kompetentnej, zorganizowanej i uwzględniającej proces, zadania i priorytety?
W gruncie rzeczy, ignorując te podstawowe pytania, sprowadzając fałszywie rzecz do martyrologii uciemiężonych grup zawodowych, podtrzymujemy jedynie społeczne mity, karmiące niesprawiedliwe i destruktywne podziały w społecznościach.
Nic bowiem trudnego udowodnić, że lekarze, pisząc dokumentacje i recepty w czasie, w którym powinni badać pacjenta, a także w czasie po pracy, policjanci ślęczący nad wymaganymi od nich raportami zamiast ścigać przestępców, prawnicy, zakuwający po domach tomy akt przed rozprawą, handlowcy i księgowi, dokonujący bilansów kwartalnych i rocznych…i tak dalej.
Świat współczesny dawno poradził sobie z dylematem podziału zadań, organizacji i racjonalizacji procesów zawodowych.
W żadnym jednak przypadku nie działo się to z inicjatywy i przy udziale skrzywdzonych swym losem Piotrusiów P., kontestujących przyjęte uprzednio umowy i dyskontujących poczucie krzywdy – wymuszanym współczuciem.
To przedmiot dla dojrzałego obywatela, kształtującego czynem (a nie ‚dobrymi wolami’) owocne związki i społeczeństwa, negocjującego z polityką i uczestniczącego w budowie państwa.
Ale – czy taki przedmiot pojawia się wśród programów kolędującej w rytm właściwych dzwonów społeczności nauczycielskiej na publicznym utrzymaniu?
I co gorsza, nie ma ta społeczność ani potrzeby ani interesu, aby pojawił się – wręcz przeciwnie, jak widać.
Stare więc bolączki obnoszone jak rany B., na każdy nowy rok i tak aż do końca świata, ani jednego dnia krócej.
I właśnie dlatego od 2-3 lat robię wszystko, aby na święta i ferie nie mieć w domu żadnych klasówek – nawet, jeśli wiąże się to z zarwanymi wcześniej nocami i uciążliwym bólem kręgosłupa od przesiadywania w jednej pozycji nad papierami. Choć w praktyce te święta od zwykłego weekendu różnią się dla mnie tylko tym, że nie muszę niczego sprawdzać, a mogę czytać książki. I nie zmienia to faktu, że muszę poświęcić trochę czasu na opracowanie testów i klasówek ostatniej szansy, które zrobię zaraz po powrocie do szkoły, żeby zdążyć je sprawdzić jeszcze przed wystawieniem ocen, co też będzie dość karkołomne.
I tak sobie myślę, że jeśli miałabym pracować w tym roku wyłącznie od 8 do 16, to nie za wiele bym zrobiła… Samych lekcji mam 31 h (19 h odpadnie mi wraz z odejściem maturzystów), w tym indywidualną z dojazdem do jej domu (średnio plus 2 h tygodniowo), poza tym jest godzina karciana… Zakładam, że w tym czasie również powinny zmieścić się wszystkie rady, wywiadówki, szkolenia itp. itd. To chyba nie za wiele czasu zostałoby mi tygodniowo na przygotowanie się do lekcji, że o sprawdzaniu klasówek nie wspomnę.
Gospodarzu, kalendarz i zdrowy rozsadek, a zwłaszcza szacunek do własnego zdrowia wymagają, by oceniać systematycznie, a nie dowalać sobie roboty w czasie, w którym można popatrzeć czule w oczy sercu najbliższej lub walnąć kielicha w dobrym towarzystwie.
Kasiu, Ty chyba pracujesz w Arkadii, gdyż, jak piszesz;”Samych lekcji mam 31h”.
Teoretycznie każdy nauczyciel może zostać po zajęciach w pracy i sprawdzać klasówki do 16.00, dopiero potem udać się do domu. Ale, jak słusznie zauważył gospodarz, praca nauczyciela to nie tylko klasówki, ale również cała masa zajęć dodatkowych dla części nauczycieli. Dlatego w pełni popieram pomysł 8-godzinnej pracy na terenie szkoły. A po 16.00… wyłączam telefon i nie ma mnie dla nikogo…
Nasza dyskusja, jest tyleż ciekawa – co próżna. Sam temat – jeśli się pojawia świadczy o pełzającym zamachu na KN, a w powiązaniu z rewelacjami Boniego o możliwości skasowania powiatów, stawia w ciekawym świetle oświadczenia rządu o dobroci budżetu, tudzież o zielonowyspatowości naszej III już i chyba nieostatniej Rzplitej. No. a jeśli gminy chcą wymagać, no to świetnie. Koniec z używaniem prądu domowego, papieru, laptopa, długopisu, krzesła, biurka, wyjazdów na wycieczki, rad po godzinie 16-stej, uczestnictwa w nabożeństwach i ku czci … , no chyba że dawno nie widziane godziny nadliczbowe. A zapomniałem, jak zlikwidują KN, to także i pensum zrobią 40 h. A w wakacje? Się będzie kosić rowy, trzepać wójtowej dywany, strzyc żywopłot, glansować lakier. I nic w tym zdrożnego nie będzie, uczniowie już teraz nie zdają w 1/4 matury, dojdziemy do 3/4, na zmywak i tak za wiele.
Wpis Ino świadczy jak mało niektórzy uczestnicy tego forum wiedzą o naszej pracy. Ino tak się składa, że sprawdziany zawsze sie kumulują. Ja uczę „krótkiego” przedmiotu i zawsze mam ten problem. Bywa, że sprawdzian wypada w 4, 5 klasach w tym samym terminie. Tak będę miał w Wielkanoc i nic na to nie poradzę.
Jednocześnie nie mogę zrozumieć przywiązania do siedzenia w pracy. Nie jest ważne czy jest coś do zrobienia, czy nie. Cały świat od tego odchodzi. U nas nie. Masz siedzieć. Mimo, że na dziś wszystko zrobiłeś. Nie ważne, że za tydzień będziesz pracował po 10 godzin przez 7dni. No ale jeśli wzrosną koszty utrzymania szkół, to nawet najbardziej przywiązani do pomysłu trzymania nauczycieli 40 godzin w pracy, zmienią zdanie.
A jest proste rozwiązanie. Podzielić godziny pracy nauczyciela na obowiązkowe z uczniami i pozostałe. Wyjaśnić tym samym, że nauczyciel ma częściowo nienormowany czas pracy.
Nie rozumiem tego parcia na pracę na terenie szkoły. To prawda, że nie powinno się nas wrzucać do jednego worka i tak też myślę o pracy jaką wykonujemy poza nazwijmy to zwykłymi obowiązkami jak pisanie 100 sprawozdań, analiz, ewaluacji i planów. Niektórzy z nas mają rodziny lub obowiązki poza tymi zawodowymi. Kartkówki mogę sprawdzać gotując np przy okazji rosół a sprawdziany przygotowywać gdy pranie się pierze itp Czy naprawde nie można dorosłym ludziom zaufać na tyle że jak są obowiązki wykonane to jakoś je jednak najwidoczniej musieli wykonać niezależnie gdzie? To że niektórym pasuje pozostawanie na terenie szkoły to świetnie ale nie każdy ma taką samą sytuację domową. Ja chcę mieć chociaż na tyle elastyczności w pracy żeby móc decydować gdzie i wtedy też pośrednio kiedy wykonuję czynności dodatkowe.
1.Cały świat idzie w tę stronę,żeby pracownik,co się da,zrobił w domu.Z pracodawcą zaś kontaktował się osobiście tylko w przypadku gdy to konieczne. Za tym stoi czysta ekonomia-oszczędza się na powierzchni biurowej dla pracowników oraz wyposażeniu miejsc pracy dla nich (te biurka, komputery, skanery, drukarki, biblioteczki…) oraz na kosztach i czasie dojazdu. No ale Polacy,szczególnie gminno-powiatowi swój rozum mają…;-)
2. W krajach rozwiniętych szkoła to sporo wolnych sal oraz salek zaplecza z miejscami pracy dla 1-3 osób. Typowa architektura polskiej szkoły to sale lekcyjne(zwykle zajęte!) oraz niewielki pokój nauczycielski, gdzie nawet nie dla każdego jest własne krzesło. Miejsce jest akurat dla tych, którzy mają okienko albo przerwę! Rady pedagogiczne odbywają się w salach lekcyjnych!!! Gdzie tu biurko, komputer z internetem, drukarka, skaner, biblioteczka podręczna dla każdego???;-) Nawet,jak na to wystarczy środków!!!
@ Ino, nie pojmuję jakoś tej cienkiej aluzji. Nie, nie pracuję w CH „Arkadia”, tylko w zwykłym liceum i – pewnie nie uwierzysz – mój etat w tym roku jest najmniejszy spośród wszystkich n-li mojego przedmiotu. A to wszystko wynika z ilości godzin z maturzystami, które odpadną wraz z końcem kwietnia. Etat zaś liczy się w skali roku. Coś jeszcze jest niejasne?
Tak! Jak najbardziej! 40 godzin w tygodniu i do domu. Żadnej pracy poza szkołą, żadnego sprawdzania kartkówek, zeszytów, układania programów zajęć, czy nawet myślenia o szkole. Nic absolutnie nie dzieje się poza szkołą. W tych 40 godzinach zawierają się oczywiście „karcianki”, wywiadówki, rady pedagogiczne, itp. Bez szkoleń. Szkolenia to podnoszenie kwalifikacji i to odbywa się przynajmniej we własnym zakresie czasu, jeśli finansowo sponsorowane przez Państwo. Bardzo szybko okaże się jak wiele nauczyciele robią po godzinach i jak bardzo szkoła nie może funkcjonować w ten sposób. Ale wprowadźmy to. Może okaże się, że niektórzy dają radę, a innych należy zwyczajnie zwolnić i nie martwić się gdzie będą pracować. A może okaże się, że społeczeństwo niesłusznie na biednych nauczycieli wsiadło i że ci poświęcają dla szkoły i uczniów całe mnóstwo więcej czasu niż mają zań płacone. Ale niech to będzie widać czarno na białym, kto daje radę, a kto nie, bo z wyobraźnią i oceną faktów u ludzi ciężko. Niechaj edukacja dna dotknie wtedy będzie się od czego odbić. Oby za późno nie było.
Cytowany artykul:
„Zazwyczaj nauczyciele wykonują pracę w szkołach tylko wtedy, gdy mają zajęcia lekcyjne. Po wywiązaniu się z tego obowiązku nie muszą już tam przebywać. Dlatego część z nich dorabia w innych placówkach”
Wydaje sie nei budzic watpliwosci to ze poprawianie klasowek moze odbywac sie w domu. I tak dlugo jak dlugo nauczyciel wykonuje prace na ktora opiewa umowa o prace, musi wykonywac prace ktora zlecil pracodzwca. Moze natomiast wykonywac owa prace gdzie mu wygodniej, o ile pracodawca wyrazi zgode. Natomiast moralnie i prawnie watpliwe wydaje mi sie odwalenie 3 lekcj iw jednej szkole, potem 3 lekcji w innej a potem 3 lekcji w innej. Ktos kogos tu nacziaga, czyli robi w konia.
Nie wiem jak wyhlada umowa o prace z nauczycielem, ale jezeli wyglada tak ze zawiera klauzule dotyczaca ilosci godzin, to pracodawca ma pelne i niezbywalne prawo domagania sie aby pracownik przez taka ilosc godzin byl w pracy. Nawet jezeli polowe tego czasu spedzi patrzac w sufit. Z kolei pracodawca nie moze domagac sie pracy ponad owe ustalone godziny bez jasnych zasad okreslenia w jaki sposob (i czy w ogole) pracownik otrzyma kompensate za ow czas.
Przynajmniej tak to wyglada tu gdzie jestem. I dotyczy rozneiz nauczycieli
Overdive: „Tak! Jak najbardziej! 40 godzin w tygodniu i do domu. Żadnej pracy poza szkołą, żadnego sprawdzania kartkówek, zeszytów, układania programów zajęć, czy nawet myślenia o szkole”
Overdrive, slynne pytanie do Radia Erewan: „Czy w Polsce bedzie lepiej?” Odpowiedz: „W zasadzie tak. Ale nie „bedzie”. „Bylo”
Co jasno widac z twojego stosunku do pracy. „Kaza mi pracowac – to ja im na zlosc pokaze!”
Rozmarzyłem się…
To byłaby rewelacja! 40 godzin pracy na terenie mojego zakładu pracy czyli szkoły. Oczywiście po powrocie do domu nie wykonywałbym już żadnej pracy.
Skończyłoby się wypisywanie bzdetów różnych ‚fachowców’ co twierdzą że nauczyciele pracują 18 godzin. Chociaż pewnie nie.
Co prawda nie wiem jak mój dyrektor dobuduje kilka dodatkowych pomieszczeń żeby nas wszystkich zmieścić na terenie szkoły ale na pewno geniusze ze wspomnianej „gazety Prawnej” już dawno rozwiązali ten problem.
Do wszystkich nauczycieli. Proponuję odpowiedzieć sobie na jedno pytanie. Gdyby nie było Ministerstwa Oświaty i przymusowej nauki wszystkich dzieci od 6 do 2.. roku życia to ilu klientów na własne usługi znaleźlibyście na wolnym rynku?
Pozdrawiam i życzę miłych przemyśleń
To ciekawe, jak często w komentarzach, największym problemem nauczycieli, zagrożonych widmem egzekucji czasu pracy w szkole jest… niedostateczny metraż pokoi nauczycielskich!
I to jako poważny argument przeciw egzekwowaniu umów o pracę, bo… zmuszający do budowy nowych lokali dla Nauczycielstwa.
Widać, z czym pobyt w szkole, w ramach pracy, się kojarzy i nie są to przypadkowe, a Freudowskie skojarzenia.
A gdyby tak każdemu nauczycielowi państwo dobudowało do mieszkania jeden pokój nauczycielski, to już byłoby ok na te 40 godzin?
Tylko – co zrobić z uczniami. Przeszkadzają w realizacji edukacyjnej misji lokalowej. Zupełnie, jak pacjenci – służbie zdrowia, pasażerowie – kolejarzom, kierowcy – policjantom z drogówki i interesanci – urzędnikom.
~~~~
So, by the way – po co, do licha, w ogóle sprawdzać te klasówki? W domu czy też Pokoju N.?
Oświećcież gekkona tępego. 🙂
Oferuję szampana noworocznego za celną odpowiedź, ujawniającą sens tej żmudnej belferskiej harówy.
Ilat. Odpowiem Ci mimo, że twój post uważam za prowokację. Tylu co obecnie. Na dowód słuszności mojej tezy podam szkolnictwo wyższe. Ludzie płaczą i płacą, za często bardzo mizerny poziom.
Również życzę miłych przemyśąleń.
Z.O.
27 grudnia o godz. 22:09
– – –
Też uważam głupie i niewygodne pytania za prowokację i skandal. Nie mogą więc napotkać na nic więcej, niż głupią odpowiedź.
Tak więc, teza, że każdy belfer którego klienci są doprowadzenia doń przymusem, znajdzie identyczną ilość chętnych z ich własnej woli i za ich dodatkowe własne pieniądze, spełnia te warunki.
Dowodem głupoty tej argumentacji jest nie tylko demagogiczne porównanie tezy, z popytem na dyplomowate usługi poligraficzne niedzielnych szkółek pod wezwaniem wyższości świąt wielkiej nocy.
Wystarczającym dowodem jest fakt, że przymusowe belferstwo publiczne za nic swoich publicznych posad na wolnorynkowe standardy zamienić nie chce i broni ich w każdym obszarze siłom i godnościom osobistom.
Znalezienie, wśród legionu chętnych na dorobienie do etatu, poza sferą publiczną, kogokolwiek, kto spełniałby jakiekolwiek cywilizowane standardy zawodowe, graniczy z cudem.
Nawet, dla tak liberalnego i miłującego nauczycielstwo selekcjonera, jak spolegliwy Wam, przyjaciele, Gekko.
🙂
@Gekko-najemnik/manipulator (albo i to i to)
>So, by the way ? po co, do licha, w ogóle sprawdzać te klasówki? W domu czy też Pokoju N.?
Oświećcież gekkona tępego. 🙂
Oferuję szampana noworocznego za celną odpowiedź, ujawniającą sens tej żmudnej belferskiej harówy.<
Ty, taki mundry, i nie wiesz???;-)
O "informacji zwrotnej" słyszałeś? Żeby się nauczyć pisać(czyli sprawnie swoje myśli w piśmie wyrażać), żeby się nauczyć matematyki itp.itd. trzeba od czasu do czasu (im częściej tym lepiej!) to i owo napisać by ktoś to sprawdził i o postępach oraz brakach wskazówek udzielił. Polska biurokracja oświatowa wiąże to jeszcze (przymusowo!)ze znaczkami na papierze zwanymi ocenami…;-)
Czy jeszcze masz jakieś luki w "kompletnej" wiedzy???;-)
>W niejednej szkole dyrekcja zachowuje się tak, jakby uważała, że pisać i czytać umieją tylko np. poloniści czy angliści, więc to na ich barki wrzuca się wszelkie uroczystości, akademie, imprezy,
czy te obowiązki są dodatkowo opłacane?
>a nawet pisanie protokołów.
Jakich protokołów? I czy protokołami nie powinna zajmować się sekretarka?
@A.L.
„Co jasno widac z twojego stosunku do pracy. ?Kaza mi pracowac ? to ja im na zlosc pokaze!?”
Mój wpis nie ma nic wspólnego z moim osobistym stosunkiem do pracy, którą wykonuję zarobkowo z dala od sektora publicznego. Skąd właściwie ten pomysł? Ma natomiast ogromnie wiele wspólnego z tym jak bardzo ludzie nie mają pojęcia ile się trzeba narobić w chwili obecnej jako nauczyciel w publicznej szkole i jak bardzo niewiele ma ta ciężka robota z nauczaniem wspólnego, dzięki biurokracji. Jeśli nauczyciele będą musieli wykonać całą swoją obecną pracę wyłącznie w budynku szkoły i wyłącznie w ramach 40 godzin tygodniowo, to ja bardzo chętnie popatrzę co się będzie działo. Naturalnie wolałbym, żeby wprowadzono możliwość wyboru tego czego ludzie się uczą i jak, ale to oznaczałby, że ktoś w Ministerstwie myśli. Ponieważ, jak wiadomo nie myśli, to wszelkie jeszcze bardziej absurdalne pomysły są mile widziane, bo te spowodują, że będzie się działo. Albo nauczyciele będą strajkować, albo zwalniać się albo ich, albo trzeba będzie ich zatrudnić dwa razy tyle, albo zmieni się pojęcie ludzi o wykonywanej przez nich pracy i Rządu o koniecznych na to nakładach. Albo po prostu edukacja będzie pod psem, nikt nie będzie się o to martwił. Tak czy inaczej, to są pomysły, które obecną stagnację zmienią w chaos, lub w tym wypadku należałoby rzec cyrk, a że ja lubię akcję to do dzieła!
@Gekko
„To ciekawe, jak często w komentarzach, największym problemem nauczycieli, zagrożonych widmem egzekucji czasu pracy w szkole jest? niedostateczny metraż pokoi nauczycielskich!”
Co proponujesz? Wstawienie stolików dla nauczycieli na korytarzach? Niech uczniowie omijają je sobie slalomem?
A może niech pracują na boisku, w zimie się cieplej ubiorą i jakoś sobie poradzą, w końcu nauczycielstwo to twardy naród jest.
Co wpis tworzysz to coraz bardziej idiotyczny, Gekko. Dla mnie nie jest problemem praca 40h na terenie szkoły, ostatnio często nawet przekraczam te 40h (zegarowych) w szkole, ale jeśli zmuszonych do tego będzie kilkadziesiąt dodatkowych osób to czarno to widzę. Jeśli się chce aby pracownik pracował to należy dać mu narzędzia i warunki do wykonywania pracy. U nas się skończy to tak jak zwykle. Samorządy miały kilka lat na przygotowanie się do tego aby każdy uczeń na zajęciach od przyszłego miał samodzielny dostęp do komputera. A przed świętami ogłosiły, że nie mają na to pieniędzy i nie będą miał przynajmniej przez kolejne 2 lata.
Skąd się znajda pieniądze na zapewnienie warunków pracy dla nauczycieli w szkole przez 40h?
@Z.O.
„Tylu co obecnie.”
Chyba śnisz. Gdyby każdy nauczyciel podlegał prawu popytu i podaży to można byłoby skutecznie unikać w szkole aspołecznych idiotów nienawidzących ludzi, a dzieci w szczególności, frustratów, nieuków i zwykłych leni, co jest obecnie niemożliwe z powodu ich bycia np. nauczycielami dyplomowanymi, niemożnością ich zwolnienia i brakiem możliwości wyboru nauczyciela przez dzieci i rodziców. Wielu z tych psychopatów albo szybko poszłoby się leczyć lub douczyć, przestaliby karmić swoje sadystyczne skłonności dzięki dzieciom, które nie mogą uniknąć z nimi kontaktu, albo zmieniliby branżę. Takiego wyboru cały czas ludziom się broni, bo to byłby przejaw nie dość, że prawdziwej demokracji, to nawet „wolnego rynku”, którego nieczęsto widać w dzisiejszej niewolnorynkowej gospodarce światowej.
„Dlatego z wielką nadzieją wyczekuję chwili, kiedy pracodawca poleci mi wykonywać zadania na terenie szkoły przez 8 godzin dziennie. Wtedy codziennie o 16.00 będę wychodził ze szkoły jako wolny człowiek. Jeśli trzeba, zostanę dłużej, ale będą to już nadgodziny.”
Panie Gospodarzu,
rozwinę nieco tę bajeczną myśl, aby Pana koledzy nie odebrali fantazji zbyt dosłownie.
Otóż Pana modelowy kolega cierpi na daleko idące rozdwojenie: kiedy myśli o zakresie obowiązków, prestiżu i wynagrodzeniu, widzi siebie wśród minimum wyższej kadry zawodowej, natomiast w zakresie egzekwowania obowiązków na poziomie dozorcy (nie ubliżając w niczym dozorcy). Wychodzenie z pracy „jako wolny człowiek” czytaj: mogę o pracy zapomnieć do następnego dnia, to właściwość pracy za płacę minimalną = 1386 brutto = na rękę ok. 950 pomniejszone o pożyczkę ZFŚS, pożyczkę budowlaną, ubezpieczenie dobrowolne, alimenty, chwilówkę, składkę związkową itp.
Zaś praca średniej, a co dopiero wyższej kadry jest rozliczana zadaniowo. Jeżeli jakiś fragment przedsiębiorstwa nie funkcjonuje prawidłowo, to za to odpowiada jeden konkretny człowiek, nikt nie pyta ile godzin potrzebuje na swoje obowiązki, jeżeli nie wystarcza mu osiem godzin i jeszcze chwali się tym, daje dowód, że nie nadaje się do pełnienia wykonywanej funkcji. To nie jest kwestia winy i kary; po prostu nie każdy musi wszystko potrafić.
Nadgodziny funkcjonują znowu w odniesieniu do prac prostych. To, o czym Pan marzy zostało dawno przewidziane i zneutralizowane przez organizację pracy. Pracownik, który otrzymuje dodatkowe wynagrodzenie za nadgodziny nawet bez wykształcenia niepełnego zawodowego potrafi tak zorganizować sobie pracę, że w ośmiu godzinach sobie odpocznie, a „za pieniądze”, czyli w nadgodzinach będzie „robił wrażenie”. Rozwiązuje się to najczęściej dwoma metodami: praca akordowa brygady, lub nadgodziny dostaje pracownik w nagrodę, tj. ten, który pracuje wydajnie w czasie podstawowym, a nie ten, który oszczędza pracę na później.
Panie Gospodarzu,
Zaniepokoiła mnie dwakroć powtórzona teza, że ‚nauczyciel nauczycielowi nierówny’. W obowiązującym w oświacie porządku karciano-socjalistycznym wszyscy nauczyciele są równi. (równość ? wynagrodzeń ? wolność ? wolno mi (…) ? braterstwo ? „nic o nas bez nas”).
Równość wynagrodzenia, które jest w gospodarce miarą wartości pracy, jest wszak gwarantowane i zależy głównie od rocznika.
Realizacja jest jeszcze bardziej doskonała; w wielu szkołach funkcjonuje rozdawanie dodatków motywacyjnych po równo, czyli sprawiedliwie, spotkałem się też z wersją rotacyjną: przez pół roku – kilka osób, później dalej wg kolejki – co sprowadza się do tego samego, tylko jest bardziej pomysłowe. Jednakże w zdumienie wprawiła mnie praktyka w znanej mi placówce oświatowej: nagroda dyrektora jest również przydzielana w sposób rotacyjny, sytuacja zbulwersowała nawet grono, gdyż w obecnym roku kolejka przypadła na dwie osoby, z którymi męczy się już trzeci dyrektor oraz koleżanki i koledzy, wykonujący za nie pracę. Na „radzie” P. dyrektor oznajmiła z szerokim uśmiechem, że „tak wypadło”.
Więc proszę nie siać herezji, że nauczyciele nie są równi. Są. A jak któryś odstaje, to go wyrównamy równo do karty.
@corleone
Zdecyduj się!Model zadaniowy zakłada, że pracownik jest rozliczany z zadań(!), a nie odsiadywania w pracy godzin od do. Albo albo…;-)
Wymyślono całą masę sposobów żeby elastyczność czasu pobytu w pracy z niezbędnym kontaktem pracowników z szefem i ze sobą nie pozostawały w kolizji. Tyle w temacie, „mundralo”!!!
Gumiś zapytowywuje: czy te obowiązki są dodatkowo opłacane?
Odp. Nie, nie są.
Cd: Jakich protokołów? I czy protokołami nie powinna zajmować się sekretarka?
Protokoły z posiedzeń RP, na których sekretarka obecna nie jest. Protokoły mogą mieć objętość nawet kilkudziesięciu stron.
A na cholerę to sprawdzasz. Ja sprawdzam w każdej klasie pierwszą klasówkę dokładnie. Klasyfikuję sobie uczniów a potem już rozdaję oceny według tej klasyfikacji plus minus jeden stopień albo pół żeby nie było tak samo.
Po co się męczyć. To i tak są troglodyci. A ja za mało zarabiam jako nauczyciel by tracić czas.
Gekko. Zanim zarzucisz mi głupotę, pomyśl. W szkołach prywatnych nie będzie po 30 uczniów w klasie. Zatem „zapotrzebowanie” na nauczycieli nie zmaleje. Rodziców chcących kształcić dzieci w dobrych warunkach nie ubędzie. No może menelstwo zrezygnuje, ale to tym lepiej. Jestem za zniesieniem obowiązku szkolnego. Nie ważne kto będzie właścicielem szkoły. Dobry nauczyciel nawet zyska. Zagwarantuje wysoką jakość i klientów.
Rzeczywiście, jako polonista również bardzo przyklaskuję temu pomysłowi, ale myślę,że organy prowadzące są zbyt sprytne, aby pokusić się na wcielenie go w życie. Co z wieczornicami, apelami, koncertami …? Wtedy należałyby nam się nadgodziny, a w tej chwili pracujemy za darmo i często kosztem rodziny.
Overdrive. KN opisuje jak zwolnić złych nauczycieli. Więc nie powtarzaj sloganów. Oczywiście możesz napisać, że brak przykładów zwolnień. Ale czy to wina nauczycieli, lub KN? Czy nauczyciele sami siebie oceniają? Sami sobie nadają stopnie awansu? To my wprowadziliśmy stopnie awansu do KN? Jaki brak możliwości wyboru nauczyciela przez rodziców. Przecież zniesiono rejonizację. W ocenie nauczyciela mogą uczestniczyć rodzice. Mogą wystąpić o ocenę pracy. Procedury są. Wystarczy je stosować. A że nie ma samowoli, to akurat dobrze.
Kiedyś w niektórych województwach pilotażowo wprowadzono dziennik pracy dla n-la czy jak to się tam nazywało. Ktoś chciał mieć czarno na białym, jakie to z nas nieroby 😉 Ja sobie kiedyś prowadziłam taki „dzienniczek” z czystej ciekawości. Sama nie wiedziałam dokładnie, ile godzin mi wychodzi dziennie czy tam tygodniowo. Wybrałam przeciętny miesiąc, bez zebrań, dni otwartych, bez rad i końca semestru… Wyszło mi po 14h dziennie, na gołym etacie (nie mam pojęcia, jak ludzie dają radę ciągnąć więcej). Starałam się manewrować tak, by nie robić nic do pracy w sobotę albo niedzielę (przeważnie było to jednak w sobotę), więc te 14 h razy 6 dni… Też mi się marzy taka praca jak w biurze, od – do. Już o takim luksusie, jakim byłyby warunki do wykonywania moich pozalekcyjnych obowiązków w szkole, nawet nie marzę :))
Corleone. Twój wpis świadczy jak mało wiesz o pracy nauczycieli. Podajesz przykład nauczycieli zktórymi męczy sie dyrektor. Jak nie wie co ma zrobić, niech przestanie być dyrektorem. Co znaczy zorganizuje pracę? Mam dwie klasy uczyć na raz? Zadać czytanie z podręcznika i sprawdzać jednocześnie zeszyty? 20 godzin jakie mamy przepracować z uczniami na wielką organizację pracy nie pozwalają. Ostatni fragment twego tekstu pokazuje patologię. KN powinna przed nią chronić. Nie czyni tego, zatem powinna być zmieniona i na to zagadzi się znakomita większość nauczycieli.
Często pisze sie o tym, że nauczyciel przygotowuje się do lekcji – jest to więc część jego pracy wliczana do czasu pracy…co z tego wynika…płaćmy innym zawodom za szumne „przygotowywanie” się do wykonywania przez nie obowiązków. Zdaje mi się, że po to mówimy o kimś, że wykonuje jakiś zawód żeby potrafił go wykonywać. Przygotowywanie się nauczyciela do klepania któryś rok z rzędu tego samego, kolejnym rocznikom…żałosne…Więc proszę nie podkreślajcie tak bardzo że musicie się przygotowywać – każdy musi – po tym można rozpoznać kogoś, kto poważnie traktuje swoje zajęcie.
@Gekko
27 grudnia o godz. 22:00
po co, do licha, w ogóle sprawdzać te klasówki? W domu czy też Pokoju N.?
Klasówki należy sprawdzać na lekcji (i tak często bywa). Spełnia to powszechną zasadę wypierania pracy wymagającą większego wysiłku, przez wymagającą wysiłku mniejszego. Po co wdawać się w stresujące relacje, dyskusje z trzydziestoma roszczeniowymi tumanami, tłumaczyć im, czego i tak nie zrozumieją (praca edukacyjna), skoro można ją zastąpić funkcją dozorcy-ochroniarza (wartość rynkowa 8,5/h przy pensum 40 r-h/tydzień, więc łatwiejsza). Pretekstem do tego jest sprawdzanie klasówek na lekcji.
Funkcjonuje to z powodzeniem średnio do połowy gimnazjum. W liceum młodzież jest już tak roszczeniowa i zepsuta przez rodziców, że trudno ją spacyfikować, by cicho siedziała i patrzyła na belfra poprawiającego klasówki.
Dlatego nauczyciele mało rozeznani uciekają z tymi czynnościami do domu lub Pokoju N. W latach 70 przywódcy systemowi tłumaczyli rozmaite niedoskonałości gospodarcze tym, że jeszcze nie osiągnęliśmy socjalizmu, na razie go budujemy. Więc to poprawianie to taka niedoskonałość systemu, ona zniknie, gdy w szkołach zapanuje całkowity socjalizm.
P.S. Z pewną nieśmiałością zapytowywuję się o rzeczonego szampana…
To była moja główna motywacja…
@anders
Profesor ma na uczelni 6 godzin etatu tygodniowo i też klepie.To dać mu 40!A co…;-)
@Z.O.
„KN opisuje jak zwolnić złych nauczycieli.”
Nie no błagam. A próbowałeś zwolnić kiedyś nauczyciela dyplomowanego, który ma rodzinę w gminie? No to najpierw spróbuj, a potem porozmawiamy sobie o teorii.
„W ocenie nauczyciela mogą uczestniczyć rodzice.”
Mogą i zwykle nie uczestniczą, bo to jak napisałeś „samowola”. Co taki rodzic może wiedzieć o pracy nauczyciela? Przecież na lekcjach nie siedzi, a dzieci jak marudzą to leniwe albo kłamią. Procedury są od tego, żeby były na papierze. Odsyłam do pierwszego akapitu o zwolnieniach.
„A że nie ma samowoli, to akurat dobrze.”
Nazywasz demokrację samowolą? To pewnie tak samo myślą ludzie u władzy. „Nie dajcie im możliwości wyboru, bo Panie, sodoma i gomora. Jeszcze religię ze szkoły wyrzucą wraz z bandą starych pierdzieli bez pojęcia o nauczaniu.”
@Z.O.
28 grudnia o godz. 13:09
Szanowny Z.O., a któż mu ma nakazać, żeby przestał być dyrektorem, może KN?
On (właściwie ona) właśnie bardzo chce być dyrektorem, dlatego robi wszystko, żeby się nie wychylać, dlatego w styczniu, gdy otrzymała nakaz redukcji wytypowała dwie najmłodsze, chociaż obiecujące osoby, a te, które ją kompromitują i za które musi się czasem tłumaczyć chroni.
One są dyplomowane, a to przecież dowód wysokich kwalifikacji i zapału do pracy. Czyżby znów jakaś patologia, przed którą KN nie ustrzegła?
Praca nauczyciela to kwestia sporna zarówno dla samych zainteresowanych , jak i osób postronnych. Osobiście uważam, że należy zmodyfikować czas pracy nauczyciela- ustalić jakieś „ramy”. Pomijam kwestie wyboru zawodu, bo nauczycielem zawsze chciałam zostać i nie chciałabym byc posądzona o biadolenie. Biorąc pod uwagę jednak , że inne zawody dopuszczają nadgodziny „odpłatne”- co więcej ludzie chętnie biorą te nadgodziny- gdyz ich praca jest w ten sposób nagradzana. W przypadku nauczyciela nie dość, że praca dodatkowa traktowana jest jako „społeczne poświęcenie” lub co więcej krytykowana – „przeciez nauczyciele – to nieroby”. Mąż jak mnie poznał miał dokładnie to samo zdanie, potem dziwił się- czemu nie mam czasu na życie prywatne- teraz tylko kiwa głową. Na szczęście jeszcze rozumie, że żona zamiast o planowanej godzinie wraca do domu trzy godziny później nic z tego nie mając.
@Overdrive
>A próbowałeś zwolnić kiedyś nauczyciela dyplomowanego, który ma rodzinę w gminie?<
A próbowałeś zwolnić jakiegokolwiek pracownika(nawet z prywatnej firmy!),który ma rodzinę w gminie,powiecie,sanepidzie,skarbówce,straży pożarnej,policji,prokuraturze,sądzie itp.itd.(niepotrzebne skreślić!)
To o czym piszesz dowodzi ogromnej patologii naszego(?)państwa,ale ze szkołą i nauczycielami ma niewiele wspólnego…;-)
@anders: Jeśli nauczyciel musiałby się przygotowywać do odklepywania wiecznie tych samych rzeczy, to rzeczywiście byłoby smutne. Ale jeśli jest poważny, to zapozna się z nowymi zagadnieniami/ tekstami/ zadaniami wprowadzanymi do programu, modyfikuje sposób prowadzenia lekcji i wprowadzania tychże zagadnień, opracowuje klasówki pod zmodyfikowane zagadnienia albo przygotowuje takie, które wcześniej nie funkcjonowały, a teraz są niezbędne, żeby choć część uczniów „zmotywować” do nauczenia się czegokolwiek. Czasem trzeba jeszcze stanąć przy ksero i powielić to, co się przygotowało wcześniej… Twoim zdaniem to nie wymaga czasu?
Overdrive. Co zmieni w sytuacjach opisanych przez ciebie brak KN? Ja nie zwalniam nauczycieli, bo nie jestem dyrektorem. Natomiast pokazuję rolę rodziców, a ty posądzasz mnie o negowanie demokracji. Właśnie warunkiem demokracji jest uczestniczenie, społeczeństwo obywatelskie. I o tym pisałem. Ale jakoś tego nie dostrzegasz. A kto ma wiedzieć co się w danej szkole dzieje jak nie rodzice? Urzędnik, samorządowiec? I jeszcze jedna uwaga. Nie znajdziesz w moich postach bezkrytyczego zachwytyu nad obecną KN. Należy ja zmienić, ale pod warunkiem rzetelnej dyskusji. Z tobą dyskutować trudno. Nie szanujesz dyskutantów.
Corleone. Dyrektor też podlega ocenie. W ocenie uczestniczą rodzice, a co ważniejsze samorządowcy przez nich wybierani. Jeżeli w tej szkole jest źle, to co społeczeństwo na to? Siedzi w domu podczas wyborów? Bo jak wynika z twojego postu, ten stan trwa lata. Jeśli tak, to ma to na co zasługuje. Nie ma takich procedur, które wszystko załatwią. Trzeba zło piętnować, a nie zwalać na innych. Kto tam zrobi porządek z samorzadowcami jak nie mieszkańcy. Likwidacja KN w tym przypadku sprawę pogorszy.
@Z.O.
„Co zmieni w sytuacjach opisanych przez ciebie brak KN?”
A gdzie ja napisałem, że należy zlikwidować KN? Gdzie ja w ogóle napisałem cokolwiek o KN? KN stanowi pewną teorię, która ma się często nijak do rzeczywistości, ale nie z powodu kształtu jej samej. Aby miała, zmiany nie muszą nawet dotyczyć KN, a wykonawczej części Państwa, tak, by znajomości w Gminie czy Powiecie nie skutkowały brakiem możliwości usunięcia kogokolwiek ze szkoły.
„Natomiast pokazuję rolę rodziców, a ty posądzasz mnie o negowanie demokracji.”
Doskonale rolę rodziców znam, bo sam nim jestem i chciałbym by moje i innych rodziców zaangażowanie w sprawy szkoły do której chodzą nasze dzieci, przekładało się na zmiany, które należy tam wprowadzić. A nie przekłada się. Jeśli nazywasz to zaangażowanie i chęć wprowadzenia zmian samowolką, to ja nazywam to negowaniem demokracji.
„A kto ma wiedzieć co się w danej szkole dzieje jak nie rodzice?”
Nie wychwyciłeś ironii w moim poprzednim komentarzu. Taką postawę jak napisałem prezentują często władze szkoły w odpowiedzi na prężną i zorganizowaną grupę rodziców. Często rodzice faktycznie chcą i wiedzą lepiej, ale nie mają możliwości wprowadzania zmian.
„Z tobą dyskutować trudno. Nie szanujesz dyskutantów.”
W kwestii pierwszej części, zgoda. Nie jestem łatwym dyskutantem. Co do drugiej to wybacz, ale nie znajduję w swoich dotychczasowych wypowiedziach pod Twoim adresem braku szacunku. To, że się nie zgadzam i używam bezkompromisowego języka, nie znaczy że Cię obrażam. Jeśli przeniesiesz naszą dyskusję na grunt osobisty, to naturalnie może się w każdej chwili zmienić, ale o ile rozumiem tekst pisany, to do tego etapu nie dotarliśmy.
Cześć Anonim. Z tobą jeszcze nie dyskutowałem. Coś cię zmutowało? A co do rodziców, Ja w mojej szkole pracuję 32 lata. Uczę dzieci swoich wychowanków i rodziców się nie obawiam. Oni wiedzą, że u mie łatwo nie jest, ale zawszwe sprawiedliwie. Jakoś nikt z mojej klasy nie przepisywał uczniów do innej. Zatem zapraszam do dyskutusji, ale oczekuję profesjonalizmu. Ja się o krytykę nie obrażę, ale infatylizmu nie zniosę. Z wyrazami szacunku Z.O.
@poprzedni wpis pod mianem Anonim
Łubu-dubu, łubu-dubu, niech nam żyje, prezes naszego klubu.
To mówiłem ja, Overdrive.
Zapomniałem się podpisać.
Zapominacie o jednym – plan lekcji. W tej chwili w szkołach lekcje odbywają się w czasie mniej – więcej 7.30 – 16. W karcie nauczyciela jest 18 godzin zwykłych i dwie karciane. Wychodzi z grubsza 20 na stanie przy tablicy i 20 na przygotowanie do lekcji. No to teraz trzeba ułożyć plan tak,żeby każdy mógł przeprowadzić średnio 4 lekcje dziennie i miał czas na przygotowanie się do następnego dnia, bo nie zabieramy nic do domu. Dodatkowo trzeba zrobić to tak, żeby uczniowie mieli wszystkie lekcje danego dnia jednym ciągiem (bo inaczej trzeba ich dodatkowo pilnować), unikamy sytuacji, gdy jakaś klasa ma 8 lekcji (bo są protesty). W to wciskamy zastępstwa, rady pedagogiczne i wywiadówki. Już widzę te wywiadówki przed 16. Dalej trzeba zadbać, żeby lekcje odbywały się z grubsza w salach dla nich przeznaczonych (tzn. fizyka w sali od fizyki a nie od angielskiego). Organizacja głupcze – odpowiadamy samorządowcom. Tak naprawdę ograniczona przestrzeń i brak sprzętu biurowego w pokoju nauczycielskim to jest wierzchołek góry lodowej.
Klasa z uczniami to nie tokarka ani nie biuro, gdzie można pracować ciągiem 8 godzin z przerwą na siku w z grubsza dowolnym momencie.
Z.O. Pisze, że nie ważne jaki jest właściciel szkoły i że warto żeby menele zrezygnowali z posyłania dzieci do szkoły co powinno się im umożliwić.
Ważne Z.O kto jest właścicielem szkoły. Ty naprzykład z takimi poglądami masz szansę na pracę tylko w publicznej. A i to do czasu obowiązywania KN.
„To my wprowadziliśmy stopnie awansu do KN?”
Dobre. A w ogóle, czy to my KN wprowadzaliśmy?
Ale skoro nam ją nażucono, to z niej nie zrezygnujemy i będziemy jej bronić.
parker-najemniku!
Stopnie awansu zawodowego wprowadził solidarnościowy w 100% rząd AWS-UW z Buzkiem jako premierem i Balcerowiczem jako wicepremierem w ramach swoich epokowych 4 wielkich reform.Konkretnie robili to niejaki Handke(AWS) (profesor AGH od produkcji sedesów, umywalek i takich różnych) ksywa minister, niejaka Dzierzgowska Irena (UW) z niejaką Radziwiłł Anną(skądinąd hrabiną). I nikt z nich oczywiście skomunizowanych(jak to ładnie ujął p.Handke) nauczycieli o nic nie pytał.
Praca 18 godzin, czasem 9 jak pół etatu na warstacie a reszta w domu bardziej ustawna, jak praca 8 godzin na na warstacie. Dobre. divak2 taki niby wyliczony, ale matmy to on mam nadzieje nie uczy.
Cyfr pada w komentarzu dużo ale związek logiczny między nimi trudno dostrzec.
To ja się zbiorowo odniosę:
Oferowałem szampana za wyjaśnienie, jaki jest sens harówy belferskiej nad sprawdzaniem klasówek. Bo na to właśnie, jako wybitnie uciążliwą i czasochłonną czynność narzekają belfrzy.
Zapytałem, bo w okresie szkolnictwa dzieci moich i rodzinnych oraz zaprzyjaźnionych, one oraz rodzice (ja i znajomi – 2 rodziny) NIGDY, ale to nigdy nie uzyskaliśmy… wyniku sprawdzenia klasówek. NIGDY dzieci, chociaż prosiły, nie dostały sprawdzonej klasówki na czas, wyjaśnień – dlaczego tak, a nie inaczej oceniono. NIGDY, liczne, jawne i żenujące belferskie błędy w poprawach nie zostały skorygowane bez interwencji rodzicielskiej, czasem były to całe batalie.
No to ja się pytam – po co tracić czas na sprawdzanie, skoro dla ucznia nic z tego nie wynika? Przecież, ocena nie spełniająca ani swego celu ani standardu, sprowadzona wyłącznie do stopnia, wyrządza dziecku TYLKO szkody. Ale, takie partactwo, spełnia ważną systemową i patologiczną funkcję – mianowicie kryje niekompetentnego belfra i jego nieróbstwo za pomocą ilościowego wskaźnika wykonanej „pracy”. Ale i ta „praca”, walnięcie pod klasówką numerka spod dużego palucha, okazuje się ponad siły belfra publicznego.
Tymczasem, nauczyciel rzetelny i kompetentny, jeśli narzekałby na uciążliwości czasowe, to te, związane z procesem wyjaśniania oceny i udzielania wskazówek rozwojowych dzieciom i rodzicom. Takich narzekań brak, bo i takich działań nie ma.
Tak więc, sens sprawdzania klasówek oceniony; chodzi o dokarmianie tanim kosztem belferskiego systemu-żywiciela a uczeń i jego rozwój oraz praca merytoryczna na stanowisku belfra nie ma z tym nic wspólnego.
Szampan – trochę (!) należy się @ corleone (bo jak dla mnie część tego sensu uchwycił, no i motywację odczytał); podaj destynację a dostarczę… małpkę 🙂 🙂
– – –
@ S-21: mam dla Ciebie zasłużoną informację zwrotną (od: zwracać) na skutek Twej wypowiedzi do mnie, wolontarystycznej, ale pełnej epitetów i pyszałkowatej, jak zwykle:
Prosę Pani a on się przezywa!
Ponieważ sens komunikatu zależy od odbiorcy, nic mundrzejszego swoimi gumiakami nie wydeptałeś 🙁
– – –
@ cvb,
ja bym proponował, aby troska nauczycieli o wykorzystanie swego czasu pracy wiązała się z zabiegami o komfort pracy z dziećmi a nie o budowanie za publiczne pieniążki dodatkowych pakamer dla personelu cyrku w budowie.
Nb. w Twoim przypadku pożądanym lokalem mogłaby być szkolna piwniczka-serwerownia, jeśli dzieci miałyby tam zakaz wstępu 🙂
@ Z.O.
28 grudnia o godz. 12:45
„Gekko. Zanim zarzucisz mi głupotę… (…) …może menelstwo zrezygnuje.
(…) Nie ważne kto będzie właścicielem szkoły. Dobry nauczyciel nawet zyska. Zagwarantuje wysoką jakość i klientów.”
– – –
Pisałem o głupocie argumentacji a nie Twojej, niuans ale istotny. Jeśli poczułeś się urażony, przepraszam.
Jednak podtrzymuję co napisałem, sam to potwierdzasz: jeśli zmiana wywoła odpływ menelstwa, to znaczy, że popyt zmaleje – a to poprzez uwolnienie rynku. Obecnie, menelstwo utrzymywane jest na etatach wskutek nie rynkowego popytu, ale braku zdrowego rynku usług. Sam więc potwierdzasz, że nie każdy znajdzie zatrudnienie – i dlatego też obecny, patologiczny system ‚żywią y Bronią’ przede wszystkim sami nauczyciele. Ilu wśród tych 500 tys jest ‚meneli’, oceń sam, ale wynik wskazuje że dostateczna, dla procesu gnicia, większość.
Poza tym, zdrowy rynek usług, niekoniecznie oznacza odejście od przymusu oświatowego, czego ja bym nie postulował. Państwo powinno wyznaczać i egzekwować cele i standardy usługi (ale już nie zasady) wolnego rynku, obywatel wybierać dostawcę (oraz finansować go dedykowanym bonem oświatowym), spośród tych certyfikowanych przez Państwo. Dopiero wtedy stałoby się to, co piszesz, że właściciel szkoły nie ma znaczenia (z czym się zgadzam).
Niestety, państwo – to my, a więc szansa na wolny rynek, wśród półmilionowej rzeszy latami rozbestwianych darmochą etatową za nic, pieczeniarzy publicznych, obsadzających swym belferstwem wszelkie organa, w tym Sejm, szansa ta – znikoma.
Na szczęście, nadal taniej i nieporównywalnie lepiej edukować można się poza skansenem publicznej „obświaty” i w ogóle poza granicami naszego grajdoła.
Pozdrawiam.
Powyższy komentarz do Z.O – to ode mnie 🙂
Wyobraź sobie Parkerze, że pracuję równiez w szkole prywatnej. Bez KN. Sami mnie do tej pracy zaprosili. Znają moją wartość lepiej niz ty. Zatem twoja intuicja jest tyle warta co twoje posty. I proszę czytaj ze zrozumieniem. Gdzie znalazłeś moje opinie o bezwarunkowej obronie KN? Odrzuć ideologię, stereotypy i może się dogadamy.
Gekko. Przyjmuje wyjaśnienia. Po co sprawdziany? Potrzebne są dla ucznia, żeby wiedział jakie umiejętności opanował. Jakie są jego mocne i słabe strony. Rodzice też chcą wiedzieć jak uczy się jego dziecko. Ja na podstawie analizy wyników sprawdzianów modyfikuję metody swojej pracy. Dlatego je analizuję, zmienim. Wierz mi są na to metody. Ale trudno je tu opisać. Wyjaśnianie oceny to nasz obowiązek. Dlatego przechowujemy ocenione prace pisemne do końca roku szkolnego. Czyli 31 do sierpnia. Wgląd w te prace mają również „organa”. Zatem fuszerka jest działaniem samobójczym belfra, sam gromadzi dowody przeciwko sobie.. A dlaczego utrzymywać przymus? Sam napisałeś, ze oświata publiczna jest droga. Jeśli państwo coś ustali, to będzie to sprawdzać. Zatem zawsze będą instytucje z biurokracją. A wiesz jak wygląda sprawdzanie po nowemu szkoły ewaluacją zwane? To dopiero są koszty. Dużo dobrego w Nowym Roku.
Gekko-najemniku/manipulatorze
>mam dla Ciebie zasłużoną informację zwrotną (od: zwracać) …<
Coś ci się dowcip tępi, a nigdy zbyt ostrego nie miałeś…;-)
Z.O.
29 grudnia o godz. 22:18
– – –
A propos sprawdzianów. Właśnie, ponieważ to, co piszesz, a czym ja także się zajmuję, zadałem pytanie, gdyż powszechna praktyka belferska sprowadza się do odfajkowania ocen i zakiszenia papierów „na kontrol”.
Te praktyki to zwykłe ciemne prostactwo, będące przeciwieństwem celów i narzędzi oświatowych. Nawet tych oficjalnych. Tak zresztą wykoślawia się w systemie publicznym wszelkie narzędzia, skądinąd światłe i nowoczesne, ponieważ system karze właśnie za kompetencje i rzetelność. Promuje i nagradza tępactwo i leserstwo.
Jeśli trwa to latami, deprawacja pracownicza jest tak głęboka, że realizowanie nawet statutowych i etatowych obowiązków belferstwo usiłuje sprzedać społeczeństwu jako represje i martyrologię (a i tak ani nawet tego minimum nie wykonuje w jakimkolwiek standardzie).
Naturalnie, można to co powyżej uznać za krzywdzące uogólnienie, jeśli jest się jednym z nielicznych, co usiłują (do czasu!) trzymać poziom. Tylko, że krzywd można dochodzić jedynie, jeśli się system samemu leczy a patologie w środowisku tępi i potępia.
Nie wtedy, gdy z systemu się żyje a solidaryzuje jedynie w nieuprawnionych roszczeniach i kryciu patologii.
PS Szampan sprawdzianowy niestety nie tym razem, Z.O. 🙁 😉
@Gekko
29 grudnia o godz. 19:42
Za małpkę uprzejmie dziękuję.
Jutro wypiję własnego szampana za przyszłość oświaty; oby w przyszłości to słowo przestało mieć szyderczy wydźwięk.
Destynacji nie polecam ujawniać… nawet szyfrem.
Niektórym interlokutorom zaczyna brakować nie tylko argumentów ale nawet słów. Pozostały inwektywy i znaki interpunkcyjne. Jaki jest następny etap? Może drewniane pałki w obronie systemu jak w 68?
@Z.O.
28 grudnia o godz. 17:42
Wiem, że istnieją procedury, ale procedury administracyjne ciągną się w nieskończoność, a tymczasem dziecko skończy naukę przedmiotu, lub szkołę.
Jakiś czas temu uczestniczyłem w zmianie nauczyciela w gimnazjum: siedem miesięcy, kilkanaście osób zaangażowanych (rodzice, w tym prawnik), ponad dwieście godzin pracy; udało się, ale dzieci i tak straciły rok niby-nauki.
Zgoda, że w istniejących, nienormalnych warunkach, należy z tych procedur korzystać, co więcej, wspierać rodziców, jadnak nie zastąpi to rozwiązań systemowych.
Gekko. Jeśli rzetelną informację o mojej pracy uważasz za manipulację, to nie mamy o czym rozmawiać. Uogólnienia nigdy nie zastapią rzeczowej dyskusji. Ja pracowałem w wielu szkołach z konieczność. Przekleństwo „krótkiego” przedmiotu i lerserstwa nie zauważyłem, wręcz przeciwnie. Widocznie miałem szczęście, którego tobie zabrakło.
Corleone. W tym przypadku należało ocenić również dyrektora. Procedury nie powinny trwać aż tyle. No mógł zawinić również organ nadzoru pedagogicznego, na co wpływu nie mieliście. To są skutki wszechwładnej biurokracji i to w KN powinno być zmienione. Zresztą nie tylko to. Jednak przepisy regulujące pracę nauczycieli muszą być. Jak już pisałem KP wszystkiego nie rozwiąże.
Pozdrawiam wszyskich uczestników forum. Gospodarza i życzę dużo dobrego w Nowym Roku.
Z.O.
30 grudnia o godz. 13:21
– – –
„Jeśli rzetelną informację o mojej pracy uważasz za manipulację, to nie mamy o czym rozmawiać.”
A skąd takie wnioski – gdzie to zauważyłeś?
Zauważyłeś z kolei „menelstwo” na etatach belferskich – Ty, nie ja, tak to nazwałeś. I o tym pisałem.
„Widocznie miałem szczęście, którego tobie zabrakło.”
Widoczne, to jest powszechne szczęście belfrów, przy regularnym braku satysfakcji ich klientów. Jakość funkcjonowania branży nie może zależeć od szczęścia klienta w dostępie do opłaconego standardu. Tak samo satysfakcja z pracy nie może wynikać ze skakania z etatu na etat, w poszukiwaniu przyjaznych kompetencji warunków.
I nie są to uogólnienia ale syntetyczne wnioski z analizy sytuacji, których dokonuje np. nauka o zarządzaniu i socjologia.
Pozdrawiam, bo wierzę, że jest o czym rozmawiać, jeśli tylko nie wszystko będziesz brał literalnie do siebie 🙂
corleone
30 grudnia o godz. 10:32
– – –
Małpka też jest już Twoja, więc możesz zakosztować bez obawy krzyworyjostwa 🙂
A co do destynacji – któż z nas dostąpił iluminacji, dokąd zmierzamy i gdzie kres naszych podróży?
😉