Zawodówki w ogólniakach
Do zawodówek nikt się nie pali, chyba że zawodówka jest w ogólniaku. Licea ogólnokształcące wykorzystują powrót zainteresowania szkolnictwem zawodowym i otwierają klasy ukierunkowane na określone profesje. Te cieszą się dużym powodzeniem.
W moim liceum są dwie klasy ogólnokształcące, tj. biologiczno-chemiczna i matematyczno-fizyczna, oraz aż cztery klasy „zawodowokształcące”, tj. dziennikarska, ekonomiczna, europejska i prawnicza (zobacz info o rekrutacji). Chociaż wszystkie cieszą się powodzeniem, to prawdziwe tłumy chcą podjąć naukę w klasach „zawodowokształcących”.
Żadna z tych klas nie przygotowuje do zawodu, który widnieje w ich nazwach. Tak naprawdę są to klasy ogólnokształcące plus coś ekstra. I właśnie to „ekstra” jest najważniejsze.
Niedawno rozmawiałem z osobą, która dopiero po studiach odkryła, że wybrała zły kierunek. Teraz wie, że powinna studiować prawo. Dlaczego tego nie zrobiła? Twierdzi, że kierowała się tym, co było w ogólniaku, a w ogólniaku nie było prawa, tylko język polski (inspiruje do studiowania polonistyki), języki obce (inspirują do studiowania filologii obcych) itd. Matematyka zachęca do matematyki, biologia do biologii, geografia do geografii. Jeśli więc rodzina nie zainspiruje do prawa, medycyny czy innego zawodu, to w szkole można zostać pobudzonym najwyżej do studiowania filologii, matematyki czy geografii. Dlatego w ogólniaku potrzebne jest kształcenie zawodowe, inaczej będziemy mieli stada filologów, matematyków i geografów.
W mojej szkole klasy prawnicze mają lekcje prawa (w ramach koła zainteresowań oraz jako goście na Wydziale Prawa UŁ i obserwatorzy w sądzie), kontaktują się ze studentami prawa, wykładowcami. Klasy dziennikarskie mają warsztaty dziennikarskie i kontakt z dziennikarzami. Tak samo uczniowie klas europejskich (wyjazdy do Parlamentu Europejskiego, wymiany ze szkołami partnerskimi itd.) czy ekonomicznych (kontakt z biznesem). Zawodu wprawdzie uczniowie nie zdobędą, ale przynajmniej zostaną zainspirowani do podjęcia studiów zawodowych, a nie przedmiotowych. To duża różnica.
Wydaje mi się, że zmierzamy do przekształcenia ogólniaków w szkoły z zawodem w tle. Niech uczniowie mają szansę w jakimś stopniu pojąć, czym są określone profesje. Poza tym „zawodowokształcąca” klasa, np. prawnicza czy dziennikarska, to brzmi dumnie. W każdym razie o wiele lepiej niż humanistyczna albo „A” czy „B”.
Komentarze
Nie jestem pewien, czy właściwie odczytuję Pański tekst, ale traktując go literalnie, tak, zgadzam się: „Niech uczniowie mają szansę w jakimś stopniu pojąć, czym są określone profesje.”
Hm… to jest właśnie problem, z którym się zmagamy od kilku już lat. Jak profilować klasy licealne. Za starych, dobrych czasów czeroletniego liceum pierwsze dwa lata były typowo ogólnokształcące, potem uczniowie wybierali fakultety, tradycyjne (humanistyczny, matemetyczno – fizyczny, medyczny, językowy), które przygotowywały ich do egzaminów na studia z wybranych przedmiotów.Oczywiście wtedy dzielili się na grupy i klasy razem miały tylko lekcje wychowawcze 🙂
Teraz ten podział jest już od klasy pierwszej i zmieniły się nazwy (politologiczno – prawniczy, dziennikarski, medyczny, etc w zależności od potrzeb). Jednak cel jest ten sam. Możliwie najlepsze zdanie matury z tego przedmiotu, który jest potrzebny w rekrutacji na wybrany kierunek studiów. Niestey w wyniku reformy możliwość wyboru kierunku studiów znacznie się zawęziła 🙁
Dawno , dawno temu, w latach siedemdziesiątych, wybrałem moim zdaniem najbardziej odpowiedni model edukacji. Po ośmioletniej podstawowce zdałem egzamin (tak egzamin) do zasadniczej szkoły zawodowej, kszytałcącej elektroników, potem pracując , przez cztery dni w tygodniu po pracyuczęszczałem do technikum dla pracujących, po zdaniu matury z matematyki i fizyki (dziwne dla dzisiejszych maturzystów), zadałem egzaminy na politechnike. Niestety zabrakło mi punktów za pochodzenie, a by dostać sie na studis (a może dobrze się stało, patrząc z perspektywy minionych lat). W szkole zawodowej na pierwszym roku, na warsztatach praktycznej nauki zawodu, przyszłych elektroników uczono ślusarki. Po ukończeniu szkoły wychodził wszechstronnie wykształcony fachowiec, co pożniej procentowało w pracy. Oczywiście w zawodowce panowały rygory dotyczące fryzury ,ubioru itp. Ale to były „slusznie minione czasy’, o których dzisiaj nikt nie chce pamiętac.
Jak czytam że w liceum przygotowują do zawodu, a wymienia Pan prawników, dziennikarzy czy jakichś europejczykow, to resztki włosow na mojej głowie stają dęba. A gdzie zwykli operatorzy maszyn, informatycy, elektrycy itd. Czy dziennikarz czy prawnik naprawi mi pralkę?
Pozdrawiam
Podoba mi się myśl zawarta we wpisie Gospodarza.
Zwłaszcza, gdy nie chodzi w profilowaniu szkół o NAuczenie zawodu (to niemożliwe), ale o inspirowanie wglądu, a przynajmniej zaznajamianie z realiami świata dojrzałości zawodowej.
Nauka zawodów intelektualnych mija się w szkole powszechnej z celem, fachowe kompetencje na poziomie prawnika, lekarza czy inżyniera nie są możliwe do wdrożenie w trybie oświaty powszechnej.
Co więcej, mylne jest założenie, że o wejściu do zawodu i owocnym rozwoju w danym zawodzie decydują obecnie kwalifikacje narzędziowe (czyli wiedza oraz znajomość reguł i technologii zawodowych).
Decyduje o tym postawa osobista i kompetencje personalne – a to właśnie jest pole do popisu dla procesu edukacji powszechnej i to jest to, czego studia ani nie mogą ani nie potrafią rozwinąć u osób już patologicznie powszechniakiem ukształtowanych.
Tak więc, w tym sensie – warto profilować edukację powszechną.
Byle nie skończyło się na karykaturze strategii, w postaci szkolnych warsztatów z orzecznictwa cywilnego, zakładania szwów materacowych lub też projektowania cache drugiego poziomu.
Uczeń po liceum wybrał zły zawód więc żeby nie wybrał po liceum źle, ma wybierać po gimnazjum. Dobre.
Celem szkoły nie jest zdanie egzaminu. Żadnego.
Celem szkoły jest przekazywanie wiedzy, umiejętności i wychowanie do życia w społeczeństwie. Nauczenie umiejętności korzystania z kultury.
Nie można zmusić dziecka ani młodzieńca do nauki, a jeżeli już się uda rodzicom zmusić, to taka nauka jest nieefektywna, bo jej celem jest zdanie egzaminu i zapomnienie. Strata czasu zarówno ucznia jak i nauczyciela, trzeba sprawić, żeby uczniowie się chcieli uczyć.
Dziecko ani młody człowiek nie widzi bezpośredniego związku nauki z sukcesami życiowymi, to dla niego czysta abstrakcja. Dlaczego? A bo nie jest dorosły, czy tej oczywistości nie przekazuje się nauczycielom na studiach?
Zresztą kiedyś, w czasach kiedy wymyślono szkołę powszechną, wykształcenie gwarantowało prace umysłową, wykształcenie zapewniało sukces jakim była możliwość korzystania w pracy z umysłu a nie mięśni. Dziś nie ma takiej motywacji.
Moim zdaniem, dziś wykształcenie nie gwarantuje żadnego sukcesu życiowego, a za taki uważam szczęśliwe życie.
Pójdę dalej, może być przyczyną olbrzymiego niepowodzenia życiowego kiedy człowiek zmuszony do nauki przez rodziców, wykonuje zawód niezgodny ze swoimi zainteresowaniami, możliwościami intelektualnymi.
Każde dziecko się chce uczyć, inaczej by się chodzić nie nauczyło, każdy kto widział z jakim trudem dziecko stawia pierwsze kroki, ile bolesnych upadków się z tym wiąże to wie. Nauczyciele dzieci nie mają czy wzroku?Nie trzeba zmuszać, trzeba zainteresować.
Ale żeby zainteresować ucznia, samemu trzeba być zainteresowanym, nauczaniem.
Człowiek się uczy w szkole żeby być mądrym i kulturalnym.
Zawodu się uczy w pracy, na praktykach, studia też do nauczenia zawodu tylko przygotowują.
Zawodówki kojarzą mi się z jednym, gdy kiedyś próbowałem uczniom wyjaśnić zasadę śruby prawoskrętnej, to na moje pytanie ‚kręcimy tak, jak gdybyśmy wkręcali’ odpowiedź była; to znaczy jak?.
Może już w życiu płodowym zaprogramować przyszłego człowieka na prawnika lub lekarza.
Zdecydowanie będzie to prostsze. Unikniemy też niepotrzebnych stad ludzi danej profesji, np. belferskiej.
Moim zdaniem te wszystkie dodatki do głównych profili w ogólniakach są niepotrzebne. Brzmią często idiotycznie – profil humanistyczny o nachyleniu dziennikarskim lub menadżerskim. Absurd. Dajcie spokój .
Niech młodzi mają czas namysłu.W liceum ogólnokształcącym młody człowiek ma dobrze przygotować się do matury, a potem niech sam wybierze kierunek studiów po „normalnej ” edukacji.
A jeżeli już tak bardzo chcecie trafić w gusta młodzieży to gdzie są ogólniaki z klasami odbiorca i twórca kultury?
Zawodówki, jak nazwa wskazuje to oddzielne szkoły uczące zawodów i niech te szkoły mysla na jakie zawody jest zapotrzebowanie.
POŁĄCZENIE OGÓLNIAKA I ZAWODÓWKI W JEDNYM BUDYNKU – BŁAGAM NIE.
niech te szkoły mysla na jakie zawody jest zapotrzebowanie.
Na jakie zawody jest zapotrzebowanie dziś, jutro czy pojutrze? Przecież te dzieci będą żyły sto lat a pracowały do 75-80.
Z resztą komentarza się zgadzam:)
Wiesia pisze: „Niech młodzi mają czas namysłu.W liceum ogólnokształcącym młody człowiek ma dobrze przygotować się do matury, a potem niech sam wybierze kierunek studiów po ?normalnej ? edukacji.”
Też tak uważam. Problem w tym, iż „nowa matura’ na to nie pozwala 🙁
z życia szkoły
4 grudnia o godz. 19:02
niech te szkoły mysla na jakie zawody jest zapotrzebowanie
—
Trafne ukierunkowanie szkoły i ucznia nie wynika z myślenia o przewidywalnym zapotrzebowaniu, ale z kształcenia takich ludzi, którzy specyficzne (nierzadko: unikalne,innowacyjne) zapotrzebowanie stworzą.
Szkoła musi kształcić (nie: uczyć!) ludzi, zdolnych zmieniać i ulepszać świat, inaczej jest skansenem tresury lemingów, jak u nas.
Aby zmieniać świat i swoje otoczenie na lepsze, w młodości należy ukształtować (bo:kształcenie!) postawę, podejście i kompetencje umożliwiające twórczą, innowacyjną pracę w każdej dziedzinie i na każdym poziomie.
Zarówno wynalazcy, naukowca jak i programisty czy technika, nie mówiąc o…belfrach.
Nb ekwiwalentem dawnych zawodów robotniczych są obecnie informatycy, inżynierowie czy finansiści; żadna nowoczesna fabryka mebli nie potrzebuje już dziś stolarzy czy technologów, jak medycyna – cyrulików, motoryzacja – skrawaczy i wytapiaczy.
Szkoła o takich perspektywach zawodowych myśląca, obstawiająca ruletkę „co będzie modne za 20 lat”, to skansen cywilizacyjny.
Belfer uczony historii literatury, średniowiecza, systematyki bezkręgowców, gramatyki czy programowania w języku C++, jako podstawy kwalifikacji zawodowych, to technolog obróbki skrawaniem w roli trenera załogi promu kosmicznego.
Nie ma sensu uczyć w szkole zawodów dobieranych z klucza i perspektywy futurologii powiatowego urzędnika czy państwowego „doradcy zawodowego”, tym bardziej oświatowego katechety z politycznego rozdania.
Świat umknął z tego grajdoła już ponad 20 lat temu, a nasza szkoła dalej stoi w przewidywaniach, jakich zawodów będzie wymagać rosnąca liczba tramwajów konnych. 🙂
Nic dziwnego, że ani dzieci ani rodzice tego archaizmu nie rozumieją i nie chcą za to płacić.
@wiesia, Dil-Se
>?Niech młodzi mają czas namysłu.W liceum ogólnokształcącym młody człowiek ma dobrze przygotować się do matury, a potem niech sam wybierze kierunek studiów po ?normalnej ? edukacji.?
Też tak uważam. Problem w tym, iż ?nowa matura? na to nie pozwala 🙁 <
Tak to tylko humaniści mogą – tam inteligentny i w miarę oczytany uczeń może spokojnie iść na większość wykładów nawet studiów magisterskich i to nie od początku…;-)Jeśli prowadzący nie szpanuje żargonem, to nie będzie miał problemów ze zrozumieniem.
Językiem nauk technicznych i przyrodniczych są matematyka, fizyka i czasem chemia. Językiem nauk społecznych jest matematyka. Jeśli nie znasz dobrze matematyki, fizyki i czasem podstaw chemii(potem to można i trzeba rozwijać oczywiście!) ,to studiowanie będzie dla ciebie pobytem na "tureckim kazaniu";-)
Ten język trzeba znać "na wejściu"!!! W całym cywilizowanym świecie uczeń na poziomie naszego liceum wybiera kilka przedmiotów (i ich poziom) które uważa za potrzebne dla swojej przyszłości. Czasem ma narzucone np.język ojczysty i matematykę(ale już nie ich poziom!), ale to wszystko!!!Polska edukacja mentalnie się cofnęła w tej dziedzinie(wyboru!) o jakieś 200 lat do tyłu
S-21 🙂 czy mógłbyś jaśniej……….
Piszesz wprawdzie rzeczy dość oczywiste, ale nie widzę związku z moim cytatem.
Dil-Se
4 grudnia o godz. 21:31
—
„Jeśli nie znasz dobrze matematyki, fizyki i czasem podstaw chemii(potem to można i trzeba rozwijać oczywiście!) ,to studiowanie będzie dla ciebie pobytem na „tureckim kazaniu”
Na marginesie: to jest właśnie przykład pojmowania studiowania sprzed 20(0) lat.
Oraz wyobraźni brygadzisty, ograniczonej do znanych sobie narzędzi w postaci młotka i kowadełka.
„Dobra znajomość” przedmiotu rozumianego jako wąski zestaw pojęć i informacji tak ma się do cywilizowanego studiowania, jak osobista znajomość z Mendelejewem do umiejętności pisania na tablicy 😉
Niech Bóg i Partia (dawniej: odwrotnie) broni nas przed takimi Światłymi przewodnikami w przyszłość, spod znaku Breughla 🙁
Gekko-najemniku,a może tylko manipulatorze forumowy!
1.Wyłazi z ciebie ciągle jakiś dyrektor/właściciel prywatnej drogiej szkółki (w moim liceum itd.).Powoli zaczynam podejrzewać, że się nazywasz Wróbel – jego wszędzie pełno.
I oczywiście humanista-taki w polskim znaczeniu…;-)
W matematyce i fizyce nie idzie o żaden zestaw „pojęć i informacji” tylko o umiejętności . To trochę tak jak taniec albo sport walki[to dla ciebie humanisty może być dostępne mentalnie;-)] – nawet jak przeczytasz w internecie albo w książce jak tańczyć albo nawet film zobaczysz, to bez treningu i to długotrwałego nic nie zrobisz. A jak zaczniesz w wieku 19 lat to tylko śmiech będzie…;-)
@wiesia
„Niech młodzi mają czas namysłu.W liceum ogólnokształcącym młody człowiek ma dobrze przygotować się do matury, a potem niech sam wybierze kierunek studiów po ?normalnej ? edukacji.”
W liceum młody człowiek traci czas. Na tym etapie ludzie wiedzą w czym są dobrzy, a w czym nie. Dalsze kształcenie „ogólne” po 8 klasach podstawówki nie powinno mieć miejsca. Ludzie winni wybierać sobie czego się uczą i jak. Matura też nie powinna mieć miejsca, bo tak jak napisał parker, do szkoły przychodzi się po wiedzę, a nie po papier.
„POŁĄCZENIE OGÓLNIAKA I ZAWODÓWKI W JEDNYM BUDYNKU ? BŁAGAM NIE”
U mnie było połączenie technikum, zawodówki i liceum, i nikomu krzywda się nie działa.
@foam
„Zawodówki kojarzą mi się z jednym, gdy kiedyś próbowałem uczniom wyjaśnić zasadę śruby prawoskrętnej, to na moje pytanie ?kręcimy tak, jak gdybyśmy wkręcali? odpowiedź była; to znaczy jak?.”
A słyszał Pan o nauczaniu na rekwizytach? Nie mam pojęcia co to jest śruba prawoskrętna i na tekst ?kręcimy tak, jak gdybyśmy wkręcali? popatrzyłbym na Pana z przerażeniem, ale zasadę jej działania wytłumaczę sobie sam jak da mi Pan taką do ręki, a jeszcze lepiej jak i lewoskrętną dla porównania. Zatem może to Pańskie metody nie były zrozumiałe dla uczniów, a nie uczniowie zawodówki zbyt głupi, by zrozumieć? Jan Paweł II wspominał kiedyś, że w młodym wieku starając się wytłumaczyć swoim słuchaczom jakiś zawiły problem irytował się i złościł, że słuchacze nie rozumieją co się do nich mówi, zapewne nie przykładając się dostatecznie. Szczęśliwie dla siebie jak i dla nich doszedł do wniosku, że jego język jest zbyt trudny i dostosował go do słuchaczy. Mędrca poznasz nie po tym, że ma ogromną wiedzę, ale po tym, że wszyscy potrafią go rozumieć.
Problem śruby prawoskrętnej jest ciekawą egzemplifikacją metod nauczania polskiej szkoły.
Ja też nie wiem jaka śruba jest prawoskrętna a jaka lewoskrętna. Wiem, że nie ma miedzy niemi żadnej różnicy poza skrętnością. Przyjęło sie używać u nas takich, że kręcąc zgodnie z ruchem wskazówek zegara, czyli w prawo wkręca się a odwrotnie wykręca. Ale też można byłoby zastosować odwrotną i nic by sie nie stało, tyle że na łebku trzeba by pisać jaka jest i ludzie by się mylili, to nie jest problem na fizykę.
Istotą jest zasada działania śruby i że mogą być właśnie różnie skrętne, jej skok i jego wpływ na siłę którą trzeba przyłożyć i dlaczego.
Dobrze że szkoła nie uczy sznurowania butów, chociaż chętnie bym taką lekcję zobaczył, jak pani na tablicy rysuje i odpytuje dzieci czy lewa sznurówka na prawa czy pod prawą i test potem jak zapamiętały.
Panowie i Panie debatujecie nad tym o czym młodzież już od dawna wie. Tylko nie ma na to wpływu przykład: Byłem studentem ekonomii matematyki statystyki i pochodnych miałem co nie miara potrafię obliczyć mnóstwo wskaźników finansowych ale co mi po tym się pytam? kiedy mnie rachunkowość interesowała? Teraz student 5 roku studiów magisterskich Zarządzania o specjalności rachunkowość byłem zmuszony to pójścia na kurs zawodowy Księgowego – specjalisty ds rachunkowości. A jaka tego przyczyna? Żaden z moich wielce kształconych i mądrych wykładowców na oczy nie widział żadnego programu do księgowości, zatrzymali się na etapie rozwiązywania zadań z podręczników z lat 80 gdzie nawet nie istniał podatek VAT.
Szanowni przedmówcy Wasze biadolenie i tak nic nie zmieni, ponieważ system kształcenia przygotowujący do wykonywania pracy nie istnieje. I z cały szacunkiem dla nauczycieli, z moich doświadczeń najlepszymi byli Ci którzy pedagogiki NIE studiowali a byli praktykami zawodowymi i dzielili się swymi doświadczeniami. Dlatego gdybym miał wybór (w promieniu 30 km od mojego miejsca zamieszkania nie było technikum ekonomicznego) nie poszedłbym do LO, gdyby mnie było stać pewnie studiowałbym w prywatnej uczelni wyższej, która posiada kierunek zbieżny z moimi zainteresowaniami. A tak to pozostaje mi i innymi rozczarowanym przyszłym absolwentom życzyć tanich kursów przygotowawczych i jak najszybszego zdobycia 2 letniego doświadczenia (bez takowego żaden pracodawca nie patrzy nawet na CV)
Pozdrawiam
Przecież całkiem niedawno zaczęto się wycofywać z liceów profilowanych i co? Znów to samo? A może niewielu z „licealistów” ma kwalifikacje intelektualne na licealistę i trzeba coś nimi robić, jakiś programik dla wszystkich. Pewnie, liczenie całek jest mniej fajne niż spotkania ze „studentami”. Oj, bieda, bieda już nie finansowa, ale bieda nas dotyka intelektualna. Ale czyż można się dziwić w kraju, w którym nie trzeba umieć dobrze czytać i pisać żeby być szczęśliwym posiadaczem 30%-owej matury? Dajemy matury, a przecież przecież przeznaczono nam kształcić użytecznie, więc kucharzy, pomywaczy, robotników za i wyładowczych (z całym szacunkiem dla tych prac i zawodów), to po co utrzymywać fikcję, że 80% młodzieży uczy się w szkołach dających możliwość zdawania matury? Zresztą czy aby na pewno matury?
Czytam po łebkach i za szybko, więc pewnie przeskoczyłem kogoś z blogowiczów, kto wie, czym jest śruba prawoskrętna a czym lewoskrętna. A poza tym jestem w takim humorze jak Gekko cały czas (czyli uważam się teraz za kierownika samego boga, taki Zeus^2) a więc wielkiej tolerancji dla idiotów nie mam.
Pouczenia o przykładach nauczania o prawoskretności? Że pokazać gwint CZeba NAYpierw? Bo inaczej tuman jeden „dyskutujący” uczenie o PRYorytetach edukacji nie BENdzie wiedział? A rower kiedykolwiek tuman jeden z drugim składał? Smar w pedałach zmieniał? Już nie mówiąc o dawnym rozwiązaniu mocowania łożyska w suporcie. Co robił tatuś takiego tumana? Pił na umór? Ja rozumiem (chociaż coraz mniej, bo jednak zamożność w Polsce rośnie), że można nie wiedzieć co to jest śruba rzymska, bo ja o takiej dowiedziałem się dopiero mając piętnaście lat na łódce, (o, znowu przepraszam, teraz CZeba pisać „na YACHCIE W CHORWACJI” , chociaż było to na Mazurach) gdzie robiła za ściągacz wanty czy sztagu.
(Ściagacz? Wanta? Sztag? – bój się pan Boga Miłosiernego! Toż ich da się dotknąć!) )
Ale żeby ojciec nie pokazał, jak się rower naprawia czy konserwuje? To dlatego Niemiec będzie twierdził, że „Polak to dobry robotnik, już za dwieście lat nauczy się, że gwoździ nie wbija się kombinerkami”. Dlaczego przegraliśmy we wrześniu 39.? Wystarczy popatrzeć ile procent Polaków miało prawo jazdy, samochód, motocykl, radio w domu. I porównać.
A w 2011 na pedagogicznym blogu okazuje się, że skrętność gwintu trzeba na przykładach bo w domu tylko komputer czy komórka. No i pół litRY na telewizorze, co je tatulo zostawili bo nie dopili. I to poczynając od tatusia osoby, która pierwsza wrzuciła przykład, bo z jej wyjaśnienia wynika, że i ona nie ma pojęcia o istnieniu innego od prawoskrętnego gwintu. Tylko jej uczeń popisał się inteligencją.
Koń, jaki jest, każdy widzi.
Ile stuleci upłynie aby takie wyjaśnienie można było użyć w Polsce MIĘDZY BLOGOWICZAMI BELFERBLOGA mówiąc o gwintach? To jest właśnie miara zapaści cywilizacyjnej. Ludziska pieprzą androny o postawach i kompetencjach na 100 lat do przodu, mądrościach i kulturach a rzeczywistość skrzeczy. Komedia molierowska, jeśli już mam być kulturalny, jak Gekko gada o projektowaniu cache drugiego poziomu. W szkole. No tak, dla niego to to samo, co szew materacowy czy gwint śruby. O żadnym z nich nie ma PRAKTYCZNEGO pojęcia, bo PRAKTYCZNY to w Polsce A.D. (tfu, na psa urok, miałem napisać C.E.) 2011 to wstyd.
Tylko postawy i kompetencje.
A leguminkę i basen to nam filipińska pielęgniarka do łóżka przyniesie? Albo ukraińska, prawda? Bo my som zamożne i kurturarne bardziej. Zarobiliśta kształtowaniem kulturalnych postaw, bo przecież nie projektowaniem (w liceum) cache.
Napisano to po polsku, czyli w języku kraju, w którym można co najwyżej nauczyć się programowania z wykorzystaniem cache po to, aby kupić to-to od tych, co potrafią fizycznie wykonać. Praktycznych prymitywów, co to nie martwiły się swoim losem za sto lat ale tu i teraz.
„żadna nowoczesna fabryka mebli nie potrzebuje już dziś stolarzy czy technologów, jak medycyna ? cyrulików, motoryzacja ? skrawaczy i wytapiaczy.”
No tak, na blogu piszemy anonimowo, to nie wstyd takie kretyństwa opowiadać.
Uczniom takich indorowatych bufonów jak Gekko trzeba dziób wsadzić w czeka z tygodniowymi zarobkami operatora maszyny CNC po maturze, aby zrozumieli raz na zawsze, komu dawali się oszukiwać.
Dla Gekko meble biora się ze sklepu, prąd z kontaktu, pastylki z apteki, itd. On zarabia ukulturalnianiem i kształceniem postaw. Całę szczęście, że ma wystarczająco dużo idiotów, którzy mu za to zapłacą. I śmieje się, bo on kasuje jak najbardziej teraz-zaraz, a zdziera z durniów za androny o stu latach do przodu i o postawach.
On nie chce być „technologiem obróbki skrawaniem w roli trenera załogi promu kosmicznego.”
Robią mi się zajady. Gekko polską szansą na polski prom kosmiczny zaprojektowany przez jego uczniów w Polsce. Bez szwów materacowych, bez obrabiarek, bez C++, bez stolarzy, bez projektantów „cache”…On bykom do matury będzie postawy kształtował, tak aby zmieniali i ulepszali świat.
Każdy widzi, jak brak praktyczności dobija Polskę. Urzędasy mnożą się jak króliki, długi rosną, kraj jest montownia i wielką centralą telefoniczną a licea muszą uniwersalnie i kulturalnie przygotowywać na 100 lat do przodu i to tylko i wyłącznie w kreatywnych zawodach.
To, co opisywał na poczatku Gospodarz to tylko absolutne minimum z minimum. Rodzice powinni zawlec swoje dzieci do pracy i kazać im spędzić tam z bity tydzień.
Nie gapiąc się ale robiąc to samo co rodzic. A jeżeli rodzic kroi innych ludzi albo powozi lokomotywą to przynajmniej patrzeć przez tydzień jak cień rodzica na to, co się dzieje. Bo dzieciaki nie maja pojęcia, co robią rodzice w pracy.
A oprócz chodzenia do sądu (czy na Wydziały co jest już zupełną strata czasu i chwytem rekrutacyjnym uczelni) napisać jakieś pismo procesowe w kancelarii. Praktycznie. Dziennikarzem to nie wiem kto chciałby zostać, chyba tylko politycy mają niższą reputację od dziennikarzy. Wyjazdy do Parlamentu Europejskiego są kretyństwem i stratą czasu i pieniędzy. To tak, jakby szkoła sportowa organizowała wyjazdy na mecze Barcelony. A wymiana ze szkołą partnerską rozumiem przede wszystkim jako codzienny i wielokrotny kontakt w postaci uczniów liceum Gospodarza telefonujących, skajpujących czy gmailujacych do swoich kumpli za granicą i plotkujących z nimi godzinami. Codziennie. Po niemiecku i po polsku. Jak łączone lekcje z kamerami w obu szkołach. Nie jako nowinka, ale jako normalność. U nas historia II wojny i u nich. No to klik-klik, łączymy się spinamy obie klasy i przeprowadzamy łączną lekcję o II wojnie światowej. Wtedy to ma sens. Praktycznie!!!
zza kałuży
6 grudnia o godz. 4:21
„…A poza tym jestem w takim humorze jak Gekko cały czas (czyli uważam się teraz za kierownika samego boga, taki Zeus^2) a więc wielkiej tolerancji dla idiotów nie mam…”
– – –
Nic nie poradzę, że wśród ślepców jednooki królem, ale po co od razu Zeus, czy nawet kierownik?
Zatrudniam i zwalniam takich i innych kierowników, ale nie chciałbym być w ich skórze…hihi.
Poza tym, nie masz zupełnie racji w rozważaniach o uczeniu kręcenia śrubą, w przeciwieństwie do krytykowanych przez Ciebie przedmówców.
Uczenie ludzi to naprawdę fachowa kompetencja.
Ludzie nie uczą się przez mówienie im, jak się co robi, chyba że na pamięć.
Te czasy pojmowania oświaty minęły wraz z recytacjami wierszyków ku czci na akademiach.
Ale nie w Polskiej Szkole (czyżbyś taką ją chciał widzieć, jak sprzed 50 lat?)
Jeśli tak, polecam kolejny, współczesny polo-wykwit edukacji poprzez kazalnicę:
http://wiadomosci.wp.pl/title,Dzieci-wierszem-witaly-Kaczynskiego-dyrektorka-upomniana,wid,14047052,wiadomosc.html?ticaid=1d822
@ zza kałuży,
i jeszcze addendum a propos Twoich adpersonas:
masz nie humor, ale fazę maniakalną, manifestowaną podkorowo. Nie musisz wściekać się, czytając rzeczy sobie niepojęte.
Praktyczniejsza będzie terapia zajęciowa, na przykład odkręcanie sobie śruby, najlepiej u terapeuty, nieskażonego polską oświatą 🙂
Inaczej, stolarze zakręcą Ci znowu cache w promie kosmicznym i będziesz musiał sam lokomotywą swoją kałużę przepłynąć 🙂
Potraktuj to jako życzliwą receptę, z życzeniami do powrotu… 🙂
@zza kałuży
Tak żeś się uniósł, że aż się z Gekko zgodzę. (O matko…)
Fakt, że ktoś czegoś nie rozumie, bo nie miał w ręku rekwizytu, oznacza tyle, że ma trudności z przyswajaniem wiedzy za pomocą zmysłu słuchu, który jak udowodniono jest najtrudniejszym sposobem przekazywania wiedzy, bo wymaga często wyobrażania sobie rzeczy abstrakcyjnych, których do tej pory nie widzieliśmy. Potem narzekasz na brak praktyczności, ale praktycznego pokazania dzieciakom śruby zabraniasz w miejsce opowiadania dyrdymałów o tym co ta śruba robi i jak… Ech, znowu to przyznam. Taki z Ciebie naukowiec, a z igły widły…
Jakby mi ktoś za młodu powiedział, że sztagi biegną od salingów masztów do pokładu lub do innych drzewc, to popukałbym się w głowę i w życiu na łódkę nie wsiadł. Ale miałem szczęście mieć pasjonata żeglarstwa za nauczyciela i ten wziął mnie na łódkę i paluchem pokazywał, to knaga, służy do umocowania liny, to sztag, trzyma maszt, czyli to najwyższe na czym wiszą żagle, w pionie, to jest ósemka i tak się ją wiąże, a tak jest węzeł ratunkowy, a tak cumowniczy, acha, cuma to to czym się łódkę do brzegu wiąże… itd. Można uczyć i można uczyć. Twoim uczniem, z całym szacunkiem, bałbym się być, bo Ty skupiłbyś się na tym czego nie wiem i nie umiem, jak inaczej (gorzej) od Ciebie pojmuję świat, a najbardziej na tym, jak ogromna jest przez to między nami przepaść.
Wrócę na moment do komentarza @foam, nauczyciela.
Pominę już pogardę z jaką nauczyciel wypowiada się o uczniach, zawodówki.
Że uważa ich za coś gorszego, że powinno się takich nauczycieli eliminować z wykonywania zawodu.
Próbował wyjaśnić zasadę śruby prawoskrętnej. A czy zasada śruby lewoskrętnej jest inna? To czemu próbował wyjaśnić zasadę prawoskrętnej a nie śruby po prostu?
Kręcimy tak, jak byśmy wkręcali.
Co? Jakę śrubę?
Lewoskrętną, czy prawoskrętną?
Prawoskrętną, o niej mówimy.
A prawoskrętna oznacza, że wkręca się w prawo, czy prawoskrętna wykręca się w prawo, czy skrętność śruby ocenia się patrząc od łebka czy od strony gwintu?
A skąd ma uczeń to wiedzieć i po co ma się dowiedzieć?
Czy gdyby zapytał o to samo uczniów renomowanego liceum dostałby inna odpowiedź-pytanie?
Taką samą, ci inteligentniejsi z mat-fizu by go ośmieszyli co najwyżej zadając wyżej zadane pytania.
Co? Jakę śrubę?
Lewoskrętną, czy prawoskrętną?
– – –
Młodzież lubi w szkole słuchać o skrętach, w tym różnokierunkowych.
Zwalnia to od obowiązku umienia skręcania – winien jest klucz. Pozwalając jednocześnie młodzieży skupić się na idącej tak, ex caethedra. nauce dojrzałego wkręcania w przekręty.
Młodzież może w wyniku tej edukacji, będąc już dorosłą, wykazywać w dni świąteczne skręt prawicowy, a w dni robocze – lewicowy.
To się nazywa edukacja przez postawę.
Obserwuje to niewidzącym wzrokiem Gospodarz w kolejnym wpisie, aż mu się lewe ucho strzyże… 🙂
Któż więc takiej edukacji śrubę przykręci?
Overdrive
6 grudnia o godz. 13:34
Tak żeś się uniósł, że aż się z Gekko zgodzę. (O matko?)
– – –
Wiedziałem, że się polubimy i to niekoniecznie przez koję 🙂
Ale po co ten ekshibicjonizm ???
Zza kałuży halsuje jakby mu mieczyk wytrąciło, ale idzie kursem równoległym do Ciebie, ja go i tak mam w kącie martwym 😉
parker 6 grudnia o godz. 17:17
„Wrócę na moment do komentarza @foam, nauczyciela.”
Że on żle tłumaczył? Ależ to oczywiste! Tu nie ma co czasu tracić. No ale dla kogos, kto jak parker 100% odpowiedzialności za wyniki edukacji na belfrów składa a sam jako rodzic rączki umywa, to naturalne.
Dla mnie o wiele tragiczniejsza jest ta cała dyskusja o gwintach jako przykład tragicznego stanu edukacji technicznej w Polsce.
Jak dziecko fo szkoły przyszło i zlało sie na lekcji, bo w domu nie nauczone, że sika się w ubikacji a nie pod siebie, to też wina belfra? W liceum czy w gimnazjum?
Jak nastolatek nigdy pedałów w rowerze nie rozkręcał to wina belfra a nie ojca?
Overdrive 6 grudnia o godz. 13:34
„Fakt, że ktoś czegoś nie rozumie, bo nie miał w ręku rekwizytu”
To, że nastolatek nie miał w ręku klucza rowerowego i nie wykręcił nigdy z roweru pedału to wina jego ojca a nie nauczyciela. Odwal sie od nauczycieli. Oni nie winni tego, ze ojciec był do dupy. Jasne?
Jakimi metodami, tłumacząc teoretycznie czy łapy brudząc w smarze (moja metoda) ojciec miał wyjasniać dzieciakowi w domu o gwincie – nie twoja ani nie moja ani nie belfra sprawa. Dzieciak MA WIEDZIEĆ takie rzeczy PRZED WYJŚCIEM Z DOMU. Tak samo jak o układaniu sztućców na stole, o bekaniu i pierdzeniu przy ludziach, o dłubaniu w nosie i zjadaniu gilów, o zapietym rozporku, o pluciu, o sikaniu do ubikacji a nie w bramie. Inaczej Polska będzie zasranym bantustanem a nie cywilizowanym krajem. Są jakieś minimalne standardy. A ponieważ na tym jedym blogu mamy trzech teoretyków od kształtowania postaw a nie od konkretów, to polska młodzież dalej jedyną sensowną robotę będzie znajdowała za granicą bantustanu.
„Jakby mi ktoś za młodu powiedział”
Właśnie o tym mówię, nie nauczyciel w szkole tylko ktoś inny. Nie zwalaj odpowiedzialności tylko na szkołę. Na łódkę trzeba wleźć. I nie imputuj mi, że ja tylko chciałbym teoretycznie. Nie wiem, w ogóle, skąd to oskarżenie? Ja protestowałem przeciwko traceniu czasu na wyjasnianie w szkole (teoretycznie czy pokazując śrubę) takich prostych rzeczy jak kierunek gwintu. Twoją metodą trzeba by uczniom wyjasniać jak się chodzi po schodach i jak kwiatki w klasie podlewa. Co jeszcze zwalisz na nauczycieli?
A jak ojca nie ma albo pijany pod stołem? A jak ojciec i matka w życiu śrubokręta w ręku nie mieli?
Do lekaża też nie ma co mieć pretensji, że homeopatię przepisuje bo mamy rozum prawda?
„Jak nastolatek nigdy pedałów w rowerze nie rozkręcał to wina belfra a nie ojca?”
– – –
Odpowiedzialność za to, w jaki konkretnie sposób uczą belfrzy, o czym sami piszą, ponoszą oczywiście rodzice, pedały i starozakonni (może tylko starsi bracia;)
Powiew wiatrów zza oceanu jak się patrzy 🙂
Podróże kształcą, ale ten Polak i tak potrafi. Tożsamość zachować kulturową, której żadna oświata się nie ima 🙁
parker 6 grudnia o godz. 22:02
„A jak ojca nie ma albo pijany pod stołem?”
No i co z tego, że lezy pijany pod stołem? Sugerujesz, że dzieciak ma go za to zabić? Bo w wypadku nauczycieli tak za każdym razem reagujesz. Najpierw na pal z nimi, potem ukrzyżować a na koniec na stos, I jeszcze utopić truchło. Ojciec się spił, to leży pod stołem. Wytrzeźwieje to wstanie i rower z dzieciakiem rozkręci. Nikt nie jest idealny. Takie jest życie. Szare i brudnowate a nie biało-czarne. Nauczyciel też jednego dnia powie durnotę, źle oceni albo obrazi. Innego dnia będzie się starał to wynagrodzić i będzie lepszym pedagogiem. Jak mu pozwolisz dożyć do następnego dnia, a nie rzucisz się zaraz do krzyżowania. A potem będziesz się dziwił, że nie masz z nim komunikacji. I myślał, że twoje dziecko się nie zorientuje co uważasz o nauczycielce.
„A jak ojciec i matka w życiu śrubokręta w ręku nie mieli?”
A jak wychodząc z domu majtki na wierzch spodni wkładają?
„Do lekaża też nie ma co mieć pretensji, że homeopatię przepisuje bo mamy rozum prawda?”
Skąd u ciebie aż taka zarozumiałość? Nie sądzisz, że skoro parker się jakimś cudem dowiedział, iż homeopatia nie ma naukowych podstaw to i ja i mój sąsiad też będziemy w stanie się tego dowiedzieć? I Jędrzejowa ze stołówki tez?
Jak jesteś taki mądry, to podaj mi link do strony, gdzie uporządkowano w kolejności ważności wszystkie kategorie błędów lekarskich. Taki histogram niepotrzebnie obcietych nóg, biopsji, prześwietleń, naświetleń, itd. Ja twierdzę, że ludzkość bardziej cierpi z powodu niepotrzebnych operacji cięcia cesarskiego przy porodzie a nie z powodu homeopatii. Albo z powodu zżerania nadmiernej ilości pastylek na uspokojenie, podniecenie, pobudzenie, uśpienie, wybudzenie, rozweselenie, posmutnienie, itp. Przekonaj mnie, że się mylę.
I zamień homeopatię na ten nowy, prawdziwie najgorszy dla ludzkości błąd lekarski.
Przekonaj mnie?
A to akurat niemożliwe.
Ale napiszę, że jest różnica między błędem lekarskim bo błędy się zdarzają ludziom a leczeniem czarami przez dyplomowanego lekarza.
A że homeopatia nie szkodzi?
A to zależy jak na to spojrzeć, szkodzi nieleczenie.
Bo rzeczywiście z wieloma chorobami sobie organizm dorosłego zdrowego człowieka radzi. Ale w przypadku dzieci i starców leczenie homeopatią zwykłego przeziębienia prowadzi do ciężkich zapaleń płuc i innych powikłań na przykład.
Skala tego zjawiska jest ogromna.
@zza kałuży
„To, że nastolatek nie miał w ręku klucza rowerowego i nie wykręcił nigdy z roweru pedału to wina jego ojca a nie nauczyciela. Odwal sie od nauczycieli. Oni nie winni tego, ze ojciec był do dupy. Jasne?”
To nie jest kwestia niczyjej winy tylko podejścia do nauczania. Jeśli podejdzie się do niego tak jak sugerujesz, czyli że wszystkie dzieci mają mieć określony zestaw umiejętności, zachowań i kultury wyniesionych z domu, to owszem, wszystkie które ich nie mają w dostatecznym stopniu wyglądają jak przygłupy. A spróbuj spojrzeć na to z innej strony. Człowiek idzie do szkoły, żeby się nauczyć. Gdyby wszystko umiał to po co by chodził? Zatem zadaniem nauczyciela jest zorientować się co kto potrafi i od tego momentu nauczać, a nie nabijać się z tych, którzy czegoś nie potrafią, bo w ten sposób nikt się jeszcze niczego nie nauczył, poza nienawiścią do nabijającego.
„Nie wiem, w ogóle, skąd to oskarżenie? Ja protestowałem przeciwko traceniu czasu na wyjasnianie w szkole (teoretycznie czy pokazując śrubę) takich prostych rzeczy jak kierunek gwintu.”
No właśnie stąd to „oskarżenie”. Traceniem czasu jest nauczanie od sztucznie narzuconego przez MEN poziomu dlatego, że jeśli ten poziom nie został osiągnięty wcześniej z różnych powodów, to dzieciaki siedzą jak na tureckim kazaniu. Kwestię tego czy ktoś ma ojca, który pokazał jak rower składać, czy pije, czy wcale go nie ma, poruszył już parker. Dziecko nie może być odpowiedzialne za to co go w życiu spotkało do tej pory, bo nie ma na to żadnego wpływu. Po raz kolejny wychodzi, że nauczyciel powinien dostosować program do dziecka, a nie dziecko do programu.
@parker
„…w przypadku dzieci i starców leczenie homeopatią zwykłego przeziębienia prowadzi do ciężkich zapaleń płuc i innych powikłań na przykład.”
Nie mogę się zgodzić. Ja jako małe dziecko byłem bardzo długo leczony coraz to mocniejszymi antybiotykami z nawracającego zapalenia oskrzeli i płuc. Żadne z nich nie skutkowały i po iluś miesiącach wylądowałem w szpitalu z wodą w płucach. Dopiero tam ktoś się zastanowił, że to może nie zapalenie płuc. Wysłano mnie do specjalistycznej poradni i wyszło, że mam astmę, przez idiotów lekarzy doprowadzoną do wybitnie zjadliwej postaci.
Przez prawie 15 lat męczyłem się z konsekwencjami tamtych błędów, będąc bez przerwy chorym, bez prawidłowo funkcjonującego układu odpornościowego usmażonego przez antybiotyki, z wieloma alergiami do kompletu, które pojawiły się jak grzyby po deszczu. Pomogły mi alternatywne metody leczenia, m. in. homeopatia i medycyna chińska. Dzisiaj jestem zdrowy jak ryba, na ptasie grypy i inne wirusy reaguję śmiechem. Kiedy wszyscy kichają, prychają i chodzą na zwolnienia, ja funkcjonuję bez zmian. Moje dzieci mają szczęście, że nie pozwalam lekarzom robić im krzywdy i efekt jest dokładnie ten sam, kiedy dzieciaków w szkole zimą ubywa moje mają się świetnie. Wolę, żeby nie poszły, bo to strata czasu, niż nie poszły, bo chore.
Lekarskie „po pierwsze: nie szkodzić” dawno wyszło z użycia. Dzisiaj sami jesteśmy zmuszeni być własnymi lekarzami, żeby zwyczajnie nie dać sobie zrobić krzywdy.
Overdrive
7 grudnia o godz. 18:30
—
Parker napisał czystą prawdę o leczeniu.
Niepotrzebnie brniesz w gusła.
Nie każdy, kto wyzdrowiał WIE, dlaczego; ocena przebiegu własnego zdrowia nie czyni ekspertem w sposobach leczenia.
Tę wiedzę ma lekarz (chociaż nie zawsze umie z niej korzystać) albo nie chce lub sprzeniewierza się tej wiedzy. To ostatnie dotyczy lekarzy i oczadziałych healerów sprzedających różne lecznicze hom(e)opatie.
Społeczny dowód słuszności nie służy ani demokracji ani fachowemu wykonywaniu jakiegokolwiek zawodu.
Na blogu belferskim o leczeniu lepiej nie pisać głupstw, overdrive, bo Twoja wiarygodność niepotrzebnie na tym traci w kwestiach, w których masz dużo sensownego do powiedzenia.
@Gekko
Te gusła sprawiły, że wróciłem do zdrowia. Można też powiedzieć, że wróciłem do zdrowia bez pomocy innych metod tylko dlatego, że nie brałem więcej antybiotyków. Nie czuje się ekspertem w sposobach leczenia. Czuję się ekspertem w ocenie tych, które działają na zdrowie i tych, które szkodzą. Zachodnia medycyna szkodzi ludziom, zarówno zdrowotnie jak i finansowo. Cała moja rodzina i wielu znajomych unika zachodniej medycyny jak dżumy i widzę kto jest zdrowy, a kto nie. Podchodź do tego jak chcesz.
Na medycynie chińskiej się nie znam. Być może gdybyś zamiast się leczyć alternatywnie nie leczył wcale efekt byłby ten sam. Co do homeopatii to robiono wiele badań które dowodzą, że jej działanie nie wykracza poza placebo. A jej zwolennicy nie dysponują żadnymi badaniami klinicznymi potwierdzającymi skuteczność tej metody.
Primum non nocere, oczywiście i często lepiej dać placebo niż zrobić krzywdę antybiotykiem uodparniając pacjenta ale też i bakterie na jego działanie, ale przyjęcie w związku z tym założenia że placebo wystarczy jest za daleko idące. Kwestie finansowe pominę.
Ale nie pominę w innym aspekcie. Często realizując receptę pytam w aptece o zamienniki. Jeszcze mi się nie zdażyło żebym miał najtańszy lek przepisany. Zazwyczaj najdroższy. Mówię o zamiennikach nie różniących się substancją czynną co najwyżej stężeniem co wymaga korygowania zapisanego dawkowania. A na drzwiach gabinetu napisane” wizyty przedstawicieli firm farmaceutycznych tylko po godzinach pracy lekarza”
Z podsumowaniem się zgadzam ale nie wszyscy potrafią.
parker 7 grudnia o godz. 10:31
„A że homeopatia nie szkodzi?”
Ja tego nie napisałem. To jest twój skrót myślowy. Oczywiście, że zgadzam się, że przez zaniechanie / odłożenie w czasie naukowo sprawdzonych metod leczenia nieświadomy człowiek może sobie zaszkodzić. Zresztą w Polsce coś się zmienia i być może homeopatia będzie zakazana. Ostatnim, znanym medialnie i bardzo pouczającym przykładem na te zaniechanie jest śmierć (być może tylko przyspieszona, ale zawsze) S. Jobsa. Także nie musisz tępić mnie tam, gdzie się z toba zgadzam. Chodziło mi, tak jak zawsze i wszędzie, o priorytety. Wątpię bowiem, że akurat wszelkie zło spowodowane przez homeopatię przewyższa te, które powodowane jest przez tysiące innych, błędnych praktyk lekarskich (czy szerzej, szkodliwych praktyk na styku system opieki zdrowotnej-pacjent-lekarz).
Ja wolę zmierzyć, zanim wydam osąd. Tak jak z tymi cesarkami. Wiadomo, ile się ich przeprowadza, jaki to procent wszystkich porodów i jakie są towarzyszące cesarkom negatywy. Ty już wiesz, bez mierzenia, że „skala jest ogromna”.
Overdrive 7 grudnia o godz. 18:13
„Człowiek idzie do szkoły, żeby się nauczyć. Gdyby wszystko umiał to po co by chodził? ”
Sprowadzasz wszystko do absurdu. Niech ci będzie. Ja twierdzę, że to nie prawda. Że muszą być granice odpowiedzialności szkoły i konsekwentnie nauczycieli. Inaczej, tak jak pisałem, całkowicie abdykujesz jako rodzic swoją odpowiedzialność za wychowanie i wykształcenie swojego dziecka. Nie ma zgody. Ja chcę mieć wpływ na oba procesy. A co za tym idzie, godzę się (i chcę jej!) ponosić odpowiedzialność i za metody i za efekty. Ty oddawaj sobie swoje dziecko do fabryki i zabieraj innym blachę na garnki. Ja chcę decydować o metodzie tłoczenia i o finalnym kształcie. Ty będziesz za wszelkie braki produkcujne winił fabrykę. Słusznie – oddałeś, zapłaciłeś to wymagasz. Fajny masz deal z fabryką, bo ja do mojego zakładu wybrakowanego surowca nie wezmę. Jeszcze dostawcę karami obciążę za próbę przemycenia braków.
Ktoś tutaj niedawno podrzucił linka do strony prywatnej super-duper-eksperymentalnej szkoły co to rewolucyjnymi metodami uczy dzieci. Poszedłem na tę stronę i poczytałem. Nic a nic o wysokości czesnego. Google dopiero mi znalazł ile tam trzeba zapłacić. Co za to znalazłem na stronie super-szkoły? Ano w zestawie dokumentów rekrutacyjnych była ankieta dla rodziców, podkreślam – przyszłego ucznia. Szkoła żądała podania zawodu, wykształcenia i miejsca pracy rodziców. Z pewnością nie weźmie tych informacji pod uwagę podczas rekrutacji. Czyli nie jestem odosobniony w mojej chęci odrzucania społecznych braków.
Można zapluwać się osadem po socjaliźmie i utopijnie żądać super-szkół nie wymagając niczego od rodziców. To jest idityzm i nigdy się nie uda. Jak się chce poprawiać wyniki kształcenia oraz wychowania to WSZYSCY, całe społeczeństwo musi sobie podnieść poprzeczkę. Rodzice, krewni, sąsiedzi, państwo-system i nauczyciele. A nie, żeby tylko strzelać do nauczycieli i tylko do nich mieć pretensje.
Bądź takim kozakiem i jak następnym razem zobaczysz, że dzieci sąsiadów wałęsają się po podwórku bez nadzoru o jedenastej wieczorem to zapukaj do nich do drzwi i wylej sąsiadom taki sam kubeł dydaktycznych i umoralniających pomyj, jakie tu wylewasz wraz z innymi teoretykami na głowę praktyków.
Napisz nam, jak zareagowali sąsiedzi.
Overdrive 7 grudnia o godz. 18:13
„Po raz kolejny wychodzi, że nauczyciel powinien dostosować program do dziecka, a nie dziecko do programu.”
Głupia ta moja matka była jak w pierwszej klasie uczyła mnie malować lalkom buciki. Resztę lalki potrafiłem namalować tak, że mucha nie siadała, ale te buciki to była makabra, za Chiny nie potrafiłem. Ile płaczu wylałem na temat tych bucików, ile było kłótni i protestów w domu! Czterdzieści lat z okładem to pamietam. A potem co mój rysunek to na szkolnej wystawce lądował i na jakieś konkursy jeździł. Głupia matka była, bo nie wiedziała, że zamiast cierpliwie i „w ramach nieodpłatnych godzin rodzicielskich” pokazywać mi, jak się buciki lalkom maluje powinna z mordą do szkoły polecieć i zażądać natychmiastowej zmiany zarówno programu jak i nauczyciela. Coby ich do moich (nie)zdolności malowania bucików dostosować.
Overdrive
7 grudnia o godz. 19:33
@Gekko
„Te gusła sprawiły, że wróciłem do zdrowia. Można też powiedzieć, że wróciłem do zdrowia bez pomocy innych metod tylko dlatego, że nie brałem więcej antybiotyków. Nie czuje się ekspertem w sposobach leczenia.”
—
Wyrażasz powyżej opinie wzajemnie sprzeczne. Zapewniam Cię, że do zdrowia homeopatia nigdy i nikogo nie przywróciła, antybiotyki zaś sprawiają, że i Ty i ja oraz cała reszta ludzkości jeszcze żyje.
Ignorancja jest w dobie medialnej globalizacji towarem dochodowym i powszechnym, kiedyś była gusłem, później oświeceniowo wyśmiewanym.
Obecnie każdy umysłowy kit wciska się tak masowo i bezczelnie, że nie dziwię Ci się, że i Ty mogłeś mu ulec.
Pozdrawiam, ale tezy o szkodliwości antybiotyków i ozdrowieńczych możliwościach homeopatii to dyskusja o UFO i Yeti razem wziętych.
Dobre do archiwum X ale nie na blog edukacyjny.
PS Niestety, muszę Cię zmartwić, bez kompetencji i wiedzy o leczeniu nie można ocenić fachowości leczących (czy uczących, hehe), jedynie poziom własnej satysfakcji z ich zachowania.
Z tym zaś polemizować nie sposób, niech każdy ma co go cieszy, o ile nie szkodzi innym i sam za to płaci.
parker
7 grudnia o godz. 19:47
„…jeszcze mi się nie zdażyło żebym miał najtańszy lek przepisany. Zazwyczaj najdroższy. Mówię o zamiennikach nie różniących się substancją czynną co najwyżej stężeniem co wymaga korygowania zapisanego dawkowania. A na drzwiach gabinetu napisane? wizyty przedstawicieli firm farmaceutycznych tylko po godzinach pracy lekarza?
– – –
Parker, niemądrze i nieuczciwie insunuujesz. Np. „nie zdarzyło się” to nie jest to samo, co „zazwyczaj nie”.
I tak dalej jedziesz i zupełnie kulą w płot.
Między innymi dlatego, że żaden lekarz nie ma i nie może mieć pojęcia o cenach leków w aptece, gdzie zresztą także docierają różne firmy. Mam na myśli rzeczywiste ceny, które płacisz w akurat wybranym przez siebie miejscu.
Nie ma też żadnych „zamienników”, to pojęcie administracji publicznej, dzielącej naszymi pieniędzmi, równie nieuczciwe, co wprowadzające obywatela celowo w błąd.
Gdybyś tak, jak onaż, administracja, uznał, że po prostu ‚silnik spalinowy’ jest w samochodzie substancją, musiałbyś uznać równowartość bardzo różnych pojazdów wyposażonych w taki (a często ten sam) silnik.
Nikt tak przecież nie uważa; tak samo substancja czynna nie determinuje w 100% efektu danego leku.
A i samochody montowane z tych samych nawet części pracują i działają potem różnie, w zależności od kraju czy standardu montażu 😉
No więc, nie rozwijając nadmiernie tego wątku (bo jest jeszcze np. kwestia rzetelności farmaceuty informującego o rzekomych, nierzadko, zamiennikach – oraz zawsze, ochoczo o homeopatii/!/) weź pod uwagę, że edukacja, o którą tu apelujemy, nie może opierać się na fałszywych przesłankach i nieuprawnionych insynuacjach.
Prawda?
@Gekko
„Wyrażasz powyżej opinie wzajemnie sprzeczne.”
Wręcz przeciwnie. Dopuszczam możliwość, że homeopatia zadziałała jak placebo, czyli zasadniczo „nie szkodziła”. Homeopatia została wymieniona jako jedna ze stosowanych przeze mnie metod, która mogła ale nie musiała pomóc. Czego jestem pewien, to że medycyna chińska pomogła.
„Pozdrawiam, ale tezy o szkodliwości antybiotyków…”
Udowodniono, że działają wyjaławiająco na florę bakteryjną organizmu, prowadzą w związku z tym do grzybicy – bardzo często, i upośledzają kompleksowo układ odpornościowy. Ich działanie jest bardzo wybiórcze, zwykle nastawione na jeden szczep wirusa bądź bakterii, które to mogą nabierać odporności na dany antybiotyk, i zależy od szczęścia lekarza co do trafności ich przypisania i skuteczności działania. Antybiotyki są ważnym wynalazkiem ale w 90% przypadków przeceniane i przypisywane całkowicie niepotrzebnie. Identycznie jak wiele zabiegów chirurgicznych, w tym „cesarek”.
Coś o zachodniej medycynie wiem, ze swojego doświadczenia, rodzinnego, i lekarskiego, którego w rodzinie posiadam. To, że nie zgadza się z Twoim światopoglądem nie oznacza, że plotę co mi się w głowie uroiło akuratnio.
„Z tym zaś polemizować nie sposób, niech każdy ma co go cieszy, o ile nie szkodzi innym i sam za to płaci.”
Jeśli tak chcesz to postrzegać i pozwala Ci to spokojnie spać w nocy – nie ma problemu. Sam za to płacę, cieszy mnie to dużo bardziej niż medycyna „zachodnia”, kosztuje mniej, działa lepiej, satysfakcja nieporównywalnie większa.
Overdrive
7 grudnia o godz. 23:34
– – –
1/ Placebo polega właśnie na „niedziałaniu”. To co działa, to nasza wiara w tym przypadku. Homeopatia nie sprzedaje się jako przywracanie wiary, ale coś, co ma wpływ biologiczny na organizm i działa. Wierzyć możesz również w Wisznu, ale zestawienie go z lekami byłoby śmieszne, nie?
2/ Antybiotyki nie działają na wirusy, wbrew temu, co piszesz. Niestety reszta Twoich argumentów w tym względzie jest tak samo błędna. Co nie znaczy że antybiotyki są bezwzględnie bezpieczne i nie mają działań niepożądanych, ale na tym właśnie polegają prawdziwe leki – zawsze, ale to zawsze można nimi zaszkodzić, jak się tego chce albo nie umie stosować.
Nie dowodzi to ich szkodliwości w żadnym razie, oraz z pewnością nie stanowi argumentu dla szkodzenia czymś innym.
Stereotypy, oparte na błędnych przesłankach, jakimi tu operujesz, niestety szkodzą. Tak samo jak homeopatia w miejsce leczenia.
3/ Nie ma żadnej ‚zachodniej’ medycyny, jest tylko nauka zwana medycyną; jeśli spełnia normy i standardy naukowe, nieważne, z jakiego regionu pochodzi. Wierzenia i obyczaje ludów (również zdrowotne) są domeną etnologów i pokrewnych dziedzin; tylko w tym względzie mają związek z nauką, na przykład nozologią czy probabilistyką i w równym stopniu – z medycyną.
Jest oczywiście także nauka kościoła a nawet biskupa i nauka tańca czy szydełkowania. Także mogą mieć pozytywne konotacje zdrowotne, nie sąsiadując nawet na półce kuchennej z nauką, a tym bardziej medycyną.
3/ Kompetencja przez sąsiedztwo czy też drogą transgeniczną to słaby desygnat autorytetu fachowego 😉 Mimo wszystko zapewniam Cię, że mam znacznie krótszy dystans do omawianej nauki, niż Ty 🙂
4/ Niestety, tak jak każdy w naszym kraju może być lekarzem w dyskusji u cioci, tak samo zna się też na uczeniu innych. To nadal nie jest dobra rekomendacja do blogu edukacyjnego.
Może więc zejdźmy lepiej na obszar obywatelski ? 🙂
Pozdrawiam.
Gekko
Zarzuciłbym ci zbytnią pewność i kategoryczność wygłaszanych opinii ale ktoś, słusznie zresztą by napisał, że przyganiał kocioł garnkowi.
Był taki projekt ustawy o lekach który zabraniał lekarzowi pisanie na recepcie nazwy handlowej medykamentu tylko nazwę substancji czynnej i decyzje co do leku składał w ręce pacjentów po konsultacji z farmaceutą.
Upadł ten projekt za sprawa lobbyingu „środowiska”.
W leku leczy substancja czynna, reszta to pic na wodę fotomontaż zwany marketingiem.
Zamiast kupować panadole juniory, seniory, panadole dzień noc i popołudnie wystarczy kupić czysty paracetamol. W Niemczech 99 eurocentów za dużą paczkę bez nazwy handlowej.
Zamiast ibufenów, ibupromów, ibupronów max w ładnych pudełkach czysty ibuprofen, tak samo, dawkę trzeba sprawdzić. To samo z aspiryna i polopiryną.To samo z Ambrosolem Ambroksolem i innymi syropami zawierającymi te samą substancję, a różniącymi się stężeniem i smakiem. Mukosolwan też ma tańszy odpowiednik tylko mi nazwa umknęła.
Leki dla dzieci na przeziębienie różnią się od tych dla dorosłych tylko stężeniem i postacią(syrop smaczny dla dzieci tabletki dla dorosłych) Wystarczy zamiast syropu masę tabletkową w moździerzu utrzeć i z miodem na łyżeczce zmieszać i masz jedna czwartą kosztów.
Wiesz ile przeciętna rodzina z dwójką dzieci wydaje rocznie na leki tego typu?
Leki generyczne niczym się nie różnią od ich droższych zamienników.
Patent na nie wygasł po prostu i każdy je może produkować.
Co do łamania prawa przez nauczycieli na studniówkach też jesteś w błędzie, ale o tym jutro pod aktualnym blogiem. Chyba, że ktoś to już wykaże bo i tak mnie tu za dużo odkąd piszę pod jednym nickiem.
@Zza kałuży „Całkowicie abdykujesz jako rodzic swoją odpowiedzialność za wychowanie i wykształcenie swojego dziecka.”
Skądże znowu. Staram się podkreślić fakt, że nie ma dzieci równych sobie. Jeśli mówimy o publicznej szkole, to różni ludzie do niej trafiają i próbując wszystkich sprowadzić do jednego mianownika otrzymujemy właśnie absolwentów fabryki. Wszyscy zrobieni na ten sam rozmiar, potrafiący to samo, tak samo. Naturalnie przy procesie produkcyjnym występuje spad materiałowy wynoszący x. Tak nie można podchodzić do edukacji dzieci i ludzi generalnie. Jak to powiedział Coelho: „Szkołę trzeba wymyślić na nowo”.
Oczywiście, że ja jako rodzić biorę główną odpowiedzialność za wychowanie, edukację, kulturę, obycie, zachowanie, itd., swoich własnych dzieci. Ale nie wszyscy biorą. Zatem wymaganie, że wszyscy będą automatycznie kojarzyli co to jest śruba prawoskrętna i jakimi właściwościami się charakteryzuje, jest utopią i naiwnością. Tym, którzy nie wiedzą należy wytłumaczyć. Po prostu. A najlepiej na przykładach, bo sam fakt, że z dzieciakami majsterkujemy przy rowerach, nie oznacza automatycznie skojarzenia pojęcia „prawoskrętna”. Nie to jest najważniejsze przy grzebaniu w rowerze.
„Głupia ta moja matka była jak w pierwszej klasie uczyła mnie malować lalkom buciki.”
Gdyby w szkole znalazł się ktoś kto by Ci pokazał jak je malować, to być może ani łez ani potu, by nie było. Nie powinna natomiast lecieć z mordą, w szkole po to powinni siedzieć specjaliści po pedagogice, żeby wiedzieli jak tłumaczyć różne rzeczy.
Słowem podsumowania. Edukacja i wychowanie to zarówno zadanie rodziców jak i nauczycieli. Strajki na kolei w Wielkiej Brytanii w zeszłym stuleciu udowodniły, że nie można ludzi zmusić do wykonywania odgórnie narzuconych dyrektyw i nie ma takiego języka prawa, który wyegzekwowałby chęci i dobrą wolę. Ja jako rodzic i niegdyś uczeń, chciałbym by ludzie mieli możliwość wyboru: czego się uczą w publicznej szkole, i jak. Ja jako rodzic mam motywację, by uczyć swoich dzieci czego tylko potrafię i czego tylko chcą się nauczyć. Przy odrobinie dobrej woli z obu stron będziemy mieli najlepszą edukację na świecie. Tej woli nie widzę ze strony systemu i to chciałbym zmienić.
Overdrive 8 grudnia o godz. 0:26
„bo sam fakt, że z dzieciakami majsterkujemy przy rowerach, nie oznacza automatycznie skojarzenia pojęcia ?prawoskrętna?. Nie to jest najważniejsze przy grzebaniu w rowerze.”
Wybacz, że będę cie chwytał za słówka, ale wydaje mi się, że w twoim przypadku i w tej systuacji jak rzadko kiedy będzie pasowało.
Otóż „majsterkowanie przy rowerach” w takim sensie w jakim o nim mówiłem, czyli zmieniając/przesmarowując pedały właśnie oznacza automatycznie skojarzenia pojęcia „prawoskrętna”. Widać, że nigdy nie zdarzyło ci się tego robić. Albo masz zardzewiałe pedały w rowerze, albo nowoczesne, bardzo drogie i w związku z tym świetnie zabezpieczone łożyska albo nie wiesz co masz i cię to wogóle nie obchodzi. Im ciężej ci się pedałuje tym lepiej, w końcu jaki jest cel jeżdżenia na rowerze jak nie spalenie kalorii? Im ciężej pedałujesz tym dla twojego zdrowia lepiej. 😉
Serio, nie można odkręcić obu pedałów „od roweru” i nie wypowiedzieć słów „prawoskrętny” i „lewoskretny”. Po prostu nie można. U lwiej większości ludzi zabrzmi to jakoś tak:
„O k…a, to ten pedał był „lewy”! Za cholerę nie moge zapamietać który jest „lewy” a który „prawy”! Nowy klucz pietnastkę rozgiąłem i za każdym razem cholera ten sam rozmiar klucza psuję!”
Spróbuj to zrobić po raz pierwszy w życiu a zmniejszysz liczbę osób z awersją do techniki i przyznasz mi rację.
Wniosek z tego przykładu:
Więcej skromności opartej na praktyce a mniej niezachwianej pewności opartej na swoich przekonaniach co do teorii.
parker
8 grudnia o godz. 0:13
Zarzuciłbym ci zbytnią pewność i kategoryczność wygłaszanych opinii ale ktoś, słusznie zresztą by napisał, że przyganiał kocioł garnkowi.
– – –
Niestety, relacje naszych kompetencji w temacie nie są porównywalne, również do naczyń kuchennych 🙂
Wybacz, piszesz o leczeniu głupstwa; masz prawo jako laik.
Nie warto jednak rozpowszechniać niemądrych „urban legends” Goździkowej, mając renomę dyskutanta – parkera.
Bawię tu na blogu z tytułu obywatelsko-rodzicielskich zainteresowań i chciałbym przy tym pozostać, więc przyjmij moje uwagi jako życzliwą polemikę przy tej właśnie okazji.
Dalsze merytoryczne prostowanie Twych mylnych opinii w kwestiach leczenia, wykracza poza tę konwencję 🙂
Pozdrawiam.
A ja odnoszę wrażenie, że to ty rozpowszechniasz legendy miejskie, bo czymże leczy Goździkowa jak nie znana od lat aspiryną występującą u nas pod kilkunastoma nazwami handlowymi? I ludzie ten kit kupują zamiast poprosić w aptece o najtańszą postać kwasu acetylosalicylowego. Dawałem przykład z Niemiec gdzie paracetamol bez nazwy handlowej kosztuje 99 centów.
Piszesz „Parker, niemądrze i nieuczciwie insunuujesz. Np. ?nie zdarzyło się? to nie jest to samo, co ?zazwyczaj nie?.
Tak to nie to samo, ale jak mam napisać że mi się nie zdarzyło jak mi się nie zdarzyło?
Wiesz lepiej co mi się zdarzyło? Jakim prawem mi nieuczciwość zarzucasz?
„żaden lekarz nie ma i nie może mieć pojęcia o cenach leków w aptece, ”
Naprawdę? Takie gapy? To niech spyta tych przedstawicieli firm farmaceutycznych co go odwiedzają po ile w okolicy ich leki są sprzedawane. Nie mówimy o kilkuprocentowych różnicach w cenie tego samego leku między aptekami.
Nie odnosisz się do argumentów tylko piszesz, że piszę bzdury, wiesz lepiej bo jesteś z branży jak dobrze rozumiem więc z laikiem nie będziesz dyskutował.
Udzielam się na blogu pana Chętkowskiego już dosyć długo i zaobserwowałem jedna prawidłowość, kwiecista i bogata forma wypowiedzi „zazwyczaj nie” idzie w parze z ich wartościową treścią.
A jeszcze mi się „nie zdarzyło” żeby próba dotarcia do treści nie zakończyła się udzielaniem mi rad których sobie nie życzę.
A teraz konkrety
Nurofen dla dzieci syrop. Cena w aptece 20 pln za 100 ml -1 ml zawiera 40 mg ibuprofenu, czyli 20pln za 4000 mg ibuprofenu
W tej samej aptece Ibum 60 tabletek a 200mg ibuprofenu cena 20 pln czyli 20 pln za 12 000mg ibuprofenu
Pierwszy stosować od 6 do 12 roku życia, drugi TYLKO powyżej. Napisane nie stosować u dzieci poniżej dwunastego roku
Dawkowanie:
6 – 9 lat: 5 ml 3x dziennie. czyli 3 razy dziennie po 200mg ibuprofenu czyli jedna tabletka
9 – 12 lat: 7,5 ml 3x dziennie. czyli trzy razy dziennie półtorej tabletki.
Ten sam lek pod różnymi postaciami, ten dla dzieci trzy razy droższy.
Chce mi specjalista powiedzieć, że zrobię krzywdę dziecku jak mu podam tabletkę zamiast syropu który mi zapisuje lekarz?
A ilu rodziców którzy ledwo wiążą koniec z końcem jest w ten sposób oszukiwanych przez lekarzy?
Bo niepoinformowanie pacjenta o tańszym odpowiedniku uważam za oszustwo, bo ludzie to co na recepcie za święte uważają.
Czasem jak ich nie stać rezygnują z wykupienia recepty, bo samo przejdzie w końcu to tylko przeziębienie.
I czasem przejdzie a czasem zapalenie zatok albo płuc i szpital.
Ambroksol 30mg/5ml 150 ml = 7pln
Mukosolvan 30mg/5mg 200ml= 23pln
Obydwa leczą chlorowodorkiem ambroksolu i niczym się nie różną poza smakiem.
Czemu zawsze mi lekarz przepisuje Mukosolvan a nie tańszy Ambroksol?
Mam dalej przykłady podawać?
@zza kałuży
„Serio, nie można odkręcić obu pedałów ?od roweru? i nie wypowiedzieć słów ?prawoskrętny? i ?lewoskretny?. Po prostu nie można.”
Ok. Rozumiem, że dla Ciebie „majsterkowanie przy rowerze” oznacza odkręcenie wszystkiego i złożenie go od nowa? Dla nas nie oznacza. Nie czuję potrzeby rozkładania ich na części pierwsze. Smarowanie i oliwienie części ruchomych przebiega skutecznie i bez tego. Wymiana zacisków hamulcowych również. Nawet demontaż zębatki od przerzutek razem z łańcuchem, co odbyło się na prośbę dzieci, nie wymagał pojęcia „prawoskrętności”. Opony też zdejmujesz z obręczy i naciągasz na nowo, nawet jeśli są dobre?
„Im ciężej ci się pedałuje tym lepiej, w końcu jaki jest cel jeżdżenia na rowerze jak nie spalenie kalorii? Im ciężej pedałujesz tym dla twojego zdrowia lepiej.”
Jeśli używasz roweru jako maszyny do ćwiczeń, owszem. Jeśli używasz go jako środka transportu dla rodzinnych wycieczek na łonie natury lub po prostu odczuwania ciepłego wiatru na twarzy, to zapewniam Cię, że wręcz przeciwnie – chodzi o to by pedałowało się jak najlżej. To nie trening wojskowy, że 20 km na najcięższym biegu pod górkę. Chodzi o przyjemność spędzania czasu ze sobą.
„Spróbuj to zrobić po raz pierwszy w życiu a zmniejszysz liczbę osób z awersją do techniki i przyznasz mi rację.”
Aaa, to Tobie o rację chodzi? Dobrze, masz rację. Ucz ludzi „prawoskrętny” i „lewoskrętny” na przykładzie pedałów lub nawet teoretycznie. Ja nie mam racji, pominę zbędne pojęcia i skupię się na praktyce. Założymy się kto będzie miał awersję do techniki?
parker
8 grudnia o godz. 13:06
– – –
Parker, pomyliłeś z tym tematem blog i adresata swoich uwag.
Emocje przysłaniają Ci zdolność rozumienia, co do Ciebie piszę; powtarzasz się, nie odnosząc do meritum, co akurat nie dziwi, bo nie jesteś kompetentny aby prowadzić dyskusje o farmakopei.
Masz takie a nie inne przekonania, Twoja sprawa, po co zaśmiecać blog przepisywaniem opakowań leków?
I tak nie wiesz (i nie musisz), czym różni się wzór chemiczny ASA od jego biodostępności, w zależności od preparatu.
Umiejętność fachowej i krytycznej analizy praktyk leczniczych i farmakoterapii nie leży w Twojej mocy.
Dlatego leczeniem zajmują się lekarze a uczeniem – uczeni 😉
A jak o mnie chodzi, to zapraszam do prywatnego gabinetu edukacyjnego, chętnie Ci to, czego nie wiesz, odpłatnie, wyjaśnię 😉
Tu – nie. Topic over.
PS Patologie funkcjonowania zdrowia publicznego, chociaż systemowo nie różniące się od tych oświatowych, nie są do obrony, ale do krytyki, jednak nie tu i nie takimi, niecelnymi jak Twoje, argumentami.
@Gekko
„Antybiotyki nie działają na wirusy, wbrew temu, co piszesz.”
Tutaj zgoda, rozpędziłem się z tym wirusami.
„Co nie znaczy że antybiotyki są bezwzględnie bezpieczne i nie mają działań niepożądanych, ale na tym właśnie polegają prawdziwe leki ? zawsze, ale to zawsze można nimi zaszkodzić, jak się tego chce albo nie umie stosować.”
Nożem też możesz sobie zrobić krzywdę jak nie wiesz jak go używać. Z antybiotykami natomiast jest tak jakbyś brał do ręki nóż, który ma zamiast rękojeści ostrze. Jakbyś nie kroił zrobisz sobie krzywdę.
Prawdziwe leki to takie, które leczą i nie robią ludziom krzywdy jednocześnie.
„Nie ma żadnej ?zachodniej? medycyny, jest tylko nauka zwana medycyną; jeśli spełnia normy i standardy naukowe, nieważne, z jakiego regionu pochodzi.”
Zachodnia medycyna to taka, która przedkłada zysk przed wszystko inne. Wiesz czym się różnią Chińskie leki i zioła od „zachodnich”? Skutkami ubocznymi i ceną. Zasadniczo jedne i drugie robione są z tych samych składników (o ile nie mówimy oczywiście o 100% syntetycznych produktach), tyle że koncerny farmaceutyczne zawsze dodadzą coś do miksu, ewentualnie zmienią kolor i kształt i wypuszczą jako wersję 2.0 – nową, lepszą, droższą. Co więcej, część z tych ziół możesz wyprodukować sobie w doniczce i za pomocą moździerza lub garnka i gorącej wody zrobić SAMEMU coś co Ci pomoże.
Zachodnia medycyna to także taka, która swoje bogate korzenie ma w eksperymentach niemieckich lekarzy w czasie drugiej wojny światowej. Innymi słowy, czerpie z wyników testów na ludziach przeprowadzanych bez ich zgody, zwanych także torturami. Ta medycyna ma ze 60-70 lat. Część z niemieckich lekarzy-naukowców wyjechała do Stanów po wojnie. Byli chętnie zatrudniani w tamtejszych koncernach medycznych jako ludzie „z doświadczeniem”. A teraz potomkowie tych samych ludzi sprzedają tabletki na to i tamto… To tak w porównaniu do chińskich i innych „ludowych” metod leczenia mających kilka tysięcy lat udowodnionej skutecznej praktyki.
Gekko
Do meritum?
Jakiego meritum, przecież w twoim komentarzu do mnie nie ma treści. Do czego mógłbym mógłbym się odnieść?
Jest, że nie będziesz ze mną rozmawiał bo nasza wiedza jest nieprzystająca.
To po co się odzywasz?
„relacje naszych kompetencji w temacie nie są porównywalne”
„piszesz o leczeniu głupstwa”
„Nie warto jednak rozpowszechniać niemądrych „urban legends” ”
„merytoryczne prostowanie Twych mylnych opinii w kwestiach leczenia wykracza”
„pomyliłeś z tym tematem blog”
„Emocje przysłaniają Ci zdolność rozumienia”
„nie jesteś kompetentny aby prowadzić dyskusje o farmakopei.”
„po co zaśmiecać blog”
„I tak nie wiesz”
„Umiejętność fachowej i krytycznej analizy praktyk leczniczych i farmakoterapii nie leży w Twojej mocy.”
„chętnie Ci to, czego nie wiesz, odpłatnie, wyjaśnię”
Do tego mam się odnieść? Nie mogę bo mi gospodarz komentarza nie przepuści mimo że tolerancyjny w tej materii.
Ale ja też mam dla ciebie radę, zmień nick i spróbuj jeszcze raz.
Za maską aluzyjnego i ironicznego języka udanie skrywasz pustkę intelektualną.
Trzymaj się tego a nikt cie nie zdemaskuje.
zza kaluzy: „Pouczenia o przykładach nauczania o prawoskretności? Że pokazać gwint CZeba NAYpierw? Bo inaczej tuman jeden ?dyskutujący? uczenie o PRYorytetach edukacji nie BENdzie wiedział? A rower kiedykolwiek tuman jeden z drugim składał”
Dalbym Panu order za ten tekst. Gdybym mial jakies ordery do rozdania 🙂
W szlacheckiej Polsce szlachcic mogl utracic szlachectwo tylko dlatego ze: a) targnal sie na zycie krola, b) wzial sie do parcy zarobkowej.
Krolow nie mamy juz, wiec pozostaje b). Dlatego wszyscy musza byc magistrami i miec kierownicze stanowiska. Smar w rowerze wyniienia Ukraincy. Albo Niemcy
parker
8 grudnia o godz. 18:42
—
parker, piszę, bo cenię Twoje komentarze również, jeśli czasami się z nimi nie zgadzam.
A tak jest w przypadku, gdy wypisujesz głupstwa o leczeniu i to zupełnie nie na temat blogu. Chcesz w to brnąć – voila, ale nie licz na taryfę ulgową, gdy wkraczasz na oślep w nie swoje rewiry kompetencji 🙂
Powiedziałem Ci dokładnie tyle, ile trzeba ‚mądrej głowie’, jak mówi przysłowie.
Decyzja o tym, czy chcesz i potrafisz skorzystać z tego miana i tego co napisałem pozostaje Twoim wyborem.
Over& over. Pozdrawiam.
PS Pisanie bieżących komentarzy pod różnymi nickami jest nie fair i nieregulaminowe, nie licz w tym na mnie 🙂