Dudzikowa do przemyślenia
Zwierzęta pożerają swoją ofiarę, nie filozofując. Ponieważ jestem człowiekiem, mam ochotę zrozumieć swoją agresję wobec innych oraz innych wobec mnie. W trakcie roku szkolnego, gdy zacznę uczestniczyć w tym wielkim pożeraniu się, nie będzie czasu na refleksję. Może wyjdzie ze mnie bestia, a może sam trafię na jakąś bestię. Teraz więc, dopóki jestem człowiekiem, czytam, chcąc zrozumieć. Nie mogłem się doczekać kolejnej książki Marii Dudzikowej, ponieważ nikt w sprawach edukacji tak nie wykłada kawy na ławę jak ta autorka. Książka w końcu wyszła, nosi tytuł „Pomyśl siebie… Minieseje dla wychowawcy klasy”.
Pisanie o edukacji staje się coraz mniej atrakcyjne, gdyż trzeba wciąż pisać o tym samym. Dudzikowa pisze wprawdzie o tym, co inni, czyli o typowych problemach szkolnych, ale ponieważ domaga się coraz natarczywiej rozwiązania tych problemów, każdą jej książkę czyta się jak absolutną nowość. Autorce udaje się łączyć i godzić dwie zasady: maksymalne otwarcie na szkolną rzeczywistość i maksymalną szczerość w jej ocenianiu. Kto ma jakieś złudzenia albo też mgliste pojęcie o edukacji, ten po przeczytaniu „Miniesejów” szeroko otworzy oczy ze zdumienia. Wszystko w końcu stanie się jasne. Ja sam, chociaż myślę podobnie jak pani profesor, byłem poruszony i zaskakiwany każdą jej konkluzją, tak były to mocne słowa. A najbardziej przejąłem się tekstem „Samorząd szkolny jako kłopot”. Przez cały rok szkolny zachowywałem w miarę czyste sumienie, ale po przeczytaniu tego eseju dotarło do mnie, że jednak pożerałem i grabiłem, nie filozofując. A jak sam nie pożerałem i nie grabiłem, to mnie pożerano i ograbiano. Oczywiście usprawiedliwia mnie to, że wszystko robiłem dla dobra dzieci, a jak nie dla ich dobra, to dla dobra ojczyzny, a jeśli nie ojczyzny, to w imię Boże. Dlatego czułem się dobrze.
Teraz po przeczytaniu „Pomyśl siebie…” trochę ze mną, na szczęście, gorzej. Polecam to uczucie innym.
Komentarze
Szkoła jest dosyć śmiesznym środowiskiem, bo wciąż następuje tam walka klas.
a propos pani prof. Dudzikowa to mgr czy dr hab? Pozdrawiam
No jak profesor to chyba nie magister!
A jakie by tam książki nie pisać i jakby one mądre nie były, to nauczyciele i tak przeycztają, przemyślą, a potem i tak będą robić dalej to, co robili!
Paulko.
Szkolny profesor to nie kto inny, jak magister.
Zachodzi pytanie, o kim mówimy, czy o magistrze-profesorze z liceum czy o osobie posiadającej pełnię praw do używania tego naukowego tytułu.
Pozdrawiam.
Drogi Bolku i cała reszto!
Radzę poważnie zacząć zastanawiać się nad stosowaniem tego tytułu wobec nauczycieli szkolnych.
Bo może być to nieuczciwe wobec profesorów na uczelni.
Pozdrawiam
Powiem Ci Mańku, że nigdy nie rozumiałem, dlaczego mam nazywać kogoś tytułem do którego ta osoba nie ma kompletnie żadnych praw, a w sferze naukowej do profesora ma mniej więcej tak daleko, jak z centrum łodzi na Marsa.
Co do profesorów uczelnianych to w moim przekonaniu masz absolutną rację. Oni ciężko pracowali na swój tytuł, bynajmniej nie po to, by stawiano ich na równi z licealnymi nauczycielami.
Pozdrawiam
Mańku iPaulko.
Niestety nigdzie nie znalazłem konkretnych informacji o Pani Marii Dudzikowej.
Jednak na stronach internetowych księgarni, przed jej nazwiskiem nie występuje tytuł profesora, więc przypuszczam, że jest magistrem.
Pozdrawiam.
Moi drodzy, Maria Dudzikowa to profesor zwyczajny dr hab., pracuje na Uniwersytecie w Poznaniu. Informacje o niej mozna znaleźć choćby na stronie http://www.nauka-polska.pl (bazy, ludzie nauki) oraz na tyle książki, o ktorej mowa w artykule. Pomimo pracy na Uniwersytecie, nie odrywa się od szkolnej rzeczywistości. Wciąż prowadzi badania i jest blisko nauczycieli oraz ich podopiecznych.
Hmm…
No skoro tak jest, to pewnie faktycznie owa pani jest magistrem. Przyznam, że nigdy o niej nie słyszałam mimo, że siedzę trochę w tego typu książkach, a to ze względu na mój kierunek studiów! Niedługo będę męczyć dzieci w szkole, jak wasz pan magister! 🙂
A co do nazewnictwa, to też nigdy nie mogłam tego pojąć! Między profesorem akademickim a profsorem w szkole (czyli magistrem) jest kolosalna różnica w wiedzy, a także w sposobie podejścia do swojego zawodu. Dla profesora akademickiego jest to pasja, a dla profesora szkolnego, często zwykła robota, do której niejednokrotnie został zmuszony!
U mnie na kierunku (filologia polska, kłaniam się panie magistrze) mówi się, że szkoły są pełne niespełnionych poetów i prozaików, którzy „z braku laku” poszli uczyć i swoje żale i niepowodzenia wylewają na uczniów.
Smutny wniosek na końcu…
Myślę, że każdy zawód to powołanie . Albo się go ma, albo nie. Dodatkowo na wszystko wpływają czynniki zewnętrzne (polityka, system). A nauczyciele są na świeczniku, dlatego tak łatwo wytykać błędy w ich postępowaniu. Na rozmowie kwalifikacyjnej na studia (pedagogiczne) powiedziałam, że miałam tylu sfrustrowanych nauczycieli, że chcę się w końcu dowiedzieć, skąd to wieczne klimakterium! I dowiedziałam się, niestety…
Tak Paulka ma rację. Do szkół w okresie komuny dobór kadr był negatywny: kolokwialnie mówiąc ;/ szedł tam ten kto nie dostał się wyżej.
Ciesze się że wywołałem dyskusję nad zasadnością tej dziwnej „tradycji”.
Nie wiem tylko, czym uczniowie zasłużyli sobie na automatyczną niechęć nauczycieli.
Na przykład ostatnio składałem pieniądze na indeks i legitymację studencką.
Jest KOLOSALNA różnica kultury osobistej między dziekanatem a sekretariatem szkoły
Pozdrawiam
I czy Maniek nie ma racji że trzeba z tym skończyć?
Pan mgr Chętkowski ma być tytułowany podobnie jak prof. dr hab. Maria Dudzikowa?
Co najmniej dziwne….:/
Ooo!!!
Wreszcie wiemy jak stopień ma pani Duzdzikowa! Doktor habilitowany!
…szkoda wasze intelektualnej walki nad tytułami naukowymi … przypadkiem „wpadłem” na tę stronę i co widzę – to istny szok … jałowa dyskusja … dla wyjasnienia i pewnego rodzaju utrwalenia – dyskutujecie o prof.dr hab. Marii Dudzikowej u której pisałem pracę magisterską w Zakładzie Pedagogiki Szkolnej / 1995/, którą obroniłem …zycze kazdemu kontaktu z takim nauczycielem akademickim … 3majcie się ciepło … a Paulka niech nie szidzi w ksiązkach tylko zacznie je czytać to może coś sie jej rozjasni …
Halo halo!
Wara od mojej babci!
Jest nie tylko panią profesor zwyczajną, ale i również nadzwyczajną babcią:)
Więc proszę jej tu nie ośmieszać!
z poważaniem wnusia Ola 🙂
Nie będę oceniać „twórczości” prof Dudzikowej ale chcę wyrazić swoją opinię o tej osobie jako człowieku – pedagogu. Miałam z prof do czynienia podczas pisania pracy mgr i muszę powiedzieć, że był to dla mnie czas bogatych doświadczeń. Niestety bogatych w bardzo negatywnym aspekcie. Po pierwsze profesor uświadomiła mi ogrom obłudy i zakłamania panującego na UAM, czego sama była doskonałym przykładem. Nazywanie siebie mistrzem i uwzględnianie tylko własnego punktu widzenia to chleb powszedni w gabinecie prof. Czara goryczy przelewa się w chwili gdy prof zarzuca mi plagiat, nie jest w stanie go udowodnić i nie ma godności by przeprosić (w końcu to mistrz:-) Pani profesor! Każdy z nas jest człowiekiem – tylko człowiekiem, równym sobie, bez względu na tytuł czy liczbę wydanych pozycji w literaturze!!!! Proszę otworzyć się na ludzi – może ktoś ma coś ciekawszego do powiedzenia niż Pani punkt widzenia. Tytuł profesora nie upoważnia Pani do poniżania innych i tłamszenia ich twórczości. Tytuł profesora nie jest wyznacznikiem Pani wyższości nad innymi! Człowiek jest człowiekowi równy, proszę o tym pamiętać prowadząc kolejne seminaria. Czy nie zastanawiało Pani dlaczego studenci uciekają od Pani, grupy seminaryjne są coraz mniej liczne? My wolimy wykładowców, od których możemy nauczyć się jak być dobrymi pedagogami, którzy swoim przykładem, podejściem do życia przejawiają postawę otwartości i szacunku. Godność – każdy z nas ma do niej prawo, a Pani próbuje nas z tej godności odzierać. To tyle.