Nowe i stare metody nauczania
W Suwałkach położono kostkę granitową na małym odcinku ul. T. Kościuszki, tuż przy parku. Radość była taka sama, jak w latach 70., gdy kostkę granitową w tym samym miejscu zalewano asfaltem. Był wtedy festyn i teraz też zorganizowano huczne uroczystości. Prawdę mówiąc, zawsze tak się dzieje, że gdy nastaje jakiś postęp, to wszyscy się cieszymy, a potem, gdy wracamy do starego, cieszymy się jeszcze bardziej. W szkole kilkanaście lat temu panowała euforia związana z wprowadzaniem aktywizujących metod nauczania. Radości nie było końca, gdy jakiś nauczyciel prowadził lekcję pokazową, stosując pracę w grupach.
Teraz na samą myśl o pracy w grupach ludzie dostają białej gorączki. Także uczniom obrzydły metody aktywizujące. Wraca się więc z ulgą do dawnego systemu. Kto potrafi przeprowadzić sensowną lekcję, stosując anachroniczne metody wykładu bądź pracy nad tekstem, ten wzbudza zachwyt. Można powiedzieć, że najpierw zalano umysły młodzieży asfaltem nowoczesnych metod nauczania, a teraz, gdy asfalt się nie sprawdził, wracamy do kostki granitowej, czyli tego, jak było dawniej. Teraz w szkole przede wszystkim po staremu należy stukać i kuć, bo liczą się wyniki z egzaminów, a nie ostra jazda.
Być może warto wprowadzić jeszcze kary fizyczne, aby było zupełnie jak dawniej. Kostkę położono w Suwałkach na najpiękniejszej ulicy w mieście pewnie jeszcze za cara. Kto wie, czy niedługo nie wrócimy do metod nauczania stosowanych właśnie za cara. Ja już szukam dawnych podręczników, bo na metodyce carskiej zupełnie się nie znam.
Komentarze
Normalne. Jedna konstrukcja myślowa naszych pedagogików przegrała z drugą konstrukcją myślową innych naszych pedagogików. Zawsze mnie zastanawiała łatwość tworzenia nowych teorii pedagogicznych przez naszych uczonych. Teorii nijak mających się do realiów szkoły, o niesprawdzonej skuteczności albo sprawdzonej tak, że włos się jeży na głowie. Panowie uczeni sobie wymyślą, a potem nauczyciele, posłuszny narodek, próbują dopasować te puzzle do obrazka. A często wystarczyłoby proste pytanie – co wyciąć z podstawy programowej, by mieć czas na stosowanie tych nowych metod, żeby nowa, wspaniała metoda nauczania wylądowała w koszu łącznie z autorem.
Oj, profesorze, po co te prowokacje w okresie wakacji? Jeszcze Giertych wroci wczesniej z wakacji i zarzadzi, by skonczyc w szkolach z metodami aktywizujacymi i wprowadzi dyscypline fizyczna! A moze tak powrocic do starozytnej maksymy „zlotego srodka” i dac uczniom pare znakomitych wykladow, troche pracy w malych grupach i moze jeszcze jakas metode dyskusji panelowej? Moze nie wprowadzac podzialu dydaktyki na czarno-biala, czyli te niesluszna i te postepowa w zaleznosci od obowiazujacej mody, tylko rozwijac kazda z metod i form pracy z uczniami, byleby tylko potrafili i chcieli sie dzieki nim uczyc?
Mozna tylko dodać jedna rzecz techinki moze i sa potrzebne, bo faktycznie aktywizuja ucznów szczególnie tych młodszych. To bardzo dobra forma edukacji i uczenia młodych szczególlnie w oparciu o skorzystnie z techik. Trzeba jednak korzystac z wielu wiedziec jak je zastosowac, bo jezeli stosuje sie cos tak wycinkowo to za dobrze to nie wychodzi. Nie jestem aczkolwiek przekonanna do stosownia ich w czasie gdy uczniowie potrzebuja wiedzy..Ja nie doswiadczyłam, aż tak bardzo owych technik ale jak sie pojawiały na zajeciach to skutekj był taki ze nie bardzo miałam na nie ochote.. Teraz z perspektywy czasu spogladam na to inaczej, wiem jedno robiłosie prace w grupach a potem wymagało nie wiedomo czego nie przedstawiając potrzebnej wiedzy. I tu jest cały problem skupianie sie pedagogów na jednym.. a zapomnianie na drugim.
Jak Pan pięknie porównał swoją pracę do zalewania kostki granitowej asfaltem, bądź też, jak kto woli zrywaniem go z owej kostki.
?Tylko głupiec nie zmienia zdania? Chyba lepiej próbować różnych metod niż trwać w jednej – błędnej.
?Teraz w szkole przede wszystkim po staremu należy stukać i kuć, bo liczą się wyniki z egzaminów, a nie ostra jazda.?
Tak jak Pan nie chodzi do pracy dla przyjemności, tylko dla pieniędzy, * tak i każdy uczeń, którego tam Pan mija, chodzi doń tylko i wyłącznie dla świadectwa jej ukończenia z jak najlepszym wynikiem. I doprawdy mało, kogo obchodzi jak rozmnaża się Cyanophyta, jak się całkuje czy co autor miał na myśli pisząc coś tam.
Z tego, co wiem na próbnej maturze był wiersz Pani Wisławy Szymborskiej. Trzeba było go opracować. Otóż wspomniana laureatka nagrody Nobla pokusiła się o opracowanie własnego wiersza na poziomie rozszerzonym. Po sprawdzenia z kluczem okazało się, że ledwo by zdała. Tyle właśnie warte jest rozmyślanie, co autor miał na myśli pisząc swój utwór i układanie do tego klucza odpowiedzi..
*i nie ma, co się dziwić, bo każdy tak robi, łącznie ze mną. Choć ja, i wielu z Państwa lubi swoje zajęcia, to gdybym miał dostawać, co miesiąc tą samą pensję jako zasiłek dla niepracującego do końca życia, to od jutra byłbym bezrobotnym;)
Pozdrawiam.
bez przesady kochany panie bez przesady ja się nauczyłem do matury bez pana pomocy bo mi pan nie pomógł wszystko co zrobiłem do matury zrobiłem sam
Także lepiej stosować metody „anachroniczne” aniżeli eksperymenty
kiedyś dzieci musiały uczyć się same lub prosić o pomoc dorosłych , uczonych choć kto kiedyś miał czas na pomaganie dzieciom ,niech pan powie profesorze . A o tej kostce to bez przesady nic nie pomaga jakaś kostka.