Ulica Żyda z „Wesela”
Jeśli ktoś zarzuca młodzieży (kłaniam się w pas Jarucie), że nie umie pisać, niech najpierw sprawdzi, czy pisać umieją ludzie dorośli i to po wyższych studiach. W większości szkół obowiązuje zasada, że protokoły piszą tylko poloniści, ponieważ inni nauczyciele tego nie potrafią robić. Moja szkoła jest pod tym względem chlubnym wyjątkiem, gdyż protokołuje nawet matematyk, i to podobno świetnie. W szkole podstawowej, w której pracowałem, miał miejsce bunt polonistów, rozpoczęty słowami: „Czy reszta nauczycieli jest nieczytata i niepisata, że tylko my musimy protokołować?”.
Zgadzam się, że uczniowie po skończeniu gimnazjum czy liceum nie umieją pisać. Nie umieli zresztą po skończeniu przedszkola i szkoły podstawowej. Przeważająca większość nie będzie umiała pisać nawet po skończeniu studiów. Nauki pisania nie realizuje się na żadnym przedmiocie, także pisać nie uczy się na lekcjach języka polskiego. Na żadnym kierunku studiów, nawet na polonistyce, nie wdraża się studentów do pisania. Jeśli nawet jakiś nauczyciel chciałby uczyć trudnej sztuki pisania, to musiałby porzucić realizowanie materiału i przygotowywanie do egzaminu maturalnego, a tego przecież czynić mu nie wolno. Oczywiście na lekcjach odbywa się nauka pisania wypracowań szkolnych, ale ma ona tyle samo wspólnego z umiejętnością pisania, co jazda na osiołku z jazdą samochodem.
Uczymy w szkole umiejętności potrzebnych w poprzedniej epoce. Gdyby w armii postępowano podobnie, należałoby szkolić poborowych do udziału w I wojnie światowej. Tymczasem w szkole tak się właśnie zachowujemy. Każemy dzieciakom czytać 300 stron „Chłopów” Reymonta, 500 stron „Potopu” Sienkiewicza i tysiące stron innej anachronicznej literatury. Kto dobrze się uczy w gimnazjum czy liceum, ten nabywa umiejętności potrzebnych człowiekowi w XIX wieku. Każda piątka czy szóstka z języka polskiego, okupiona przecież znacznym wysiłkiem i poświęconym czasem, oddala ucznia od współczesności o jeden rok świetlny. Uważam, że całą anachroniczną literaturę można by podać dzieciakom w pigułce, a zaoszczędzony czas przeznaczyć na naukę pisania. Ale nie pisania o relacjach między chłopami a inteligencją w „Weselu”, tylko o problemach, które trapią współczesnych ludzi. Na przykład po przeczytaniu dramatu Wyspiańskiego uczniowie mogliby się zmierzyć z takim zagadnieniem: Zarząd pewnej wspólnoty mieszkaniowej wpadł na pomysł, aby nowej ulicy dać nazwę Żyda z „Wesela”. Obok jest ul. Chochoła, a dalej ul. Lucjana Rydla, pasuje więc do osiedla ul. Żyda z „Wesela”. Czemu nie? I w związku z tym mam polecenie: Napisz tekst, w którym przekonasz radnych miasta Łodzi, aby poparli prośbę tej wspólnoty i głosowali za powstaniem ul. Żyda z „Wesela”. Jak komuś się to uda, to znaczy, że naprawdę umie pisać.
Komentarze
Szanowny Gospodarzu,
w początkach lat sześćdziesiątych ostatniego wieku ubiegłego tysiąclecia bardzo byłem zły na polski system nauczania, który wbijał nam w głowy mnóstwo różnych wiadomości tak, że w porównaniu z np. uczniami amerykańskimi byliśmy wspaniale wykształceni. Ale oni umieli pisać na maszynie.
Skoro trzymamy kilkanaście lat w szkołach młodych, sprawnych ludzi o ogromnym potencjale twórczym, to może rzeczywiście warto ich nauczać czegoś pożyteczniejszego? Ucząc głównie katechizmu budujemy kolejne podwaliny – tym razem społeczeństwa moherowego. Gdyby chociaż tych kilku zdolnych do kreatywnego buntu miało możliwość idywidualnego rozwoju, byłoby to wielkim pożytkiem dla społeczeństwa. Ale które społeczeństwo lubi odmieńców?
Według mnie, każda próba realizacji powszechnego kształcenia skazana jest na niepowodzenie, bo „to nie tak, nie to i za mało”. Szkoła średnia zwana jest tak nie dla jej lokalizacji pośrodku ciągu kształcenia, a dla poziomu dopasowanego (podobno) do średnich możliwości ucznia. Kiedyś studiowało się nie w/na, a u.
Ja zrezygnowałem z kariery nauczyciela akademickiego po trzech semestrach. W zasadzie lubię uczyć i chyba (sądząc po wynikach) umiem, ale pod jednym warunkiem: nauczani muszą chcieć się uczyć.
Jakie jest wyjście? Nie wiem. Wiem, że trzeba i warto uczyć. I cała nadzieja w tych, którzy to rzeczywiście potrafią i czynią to pomimo wysiłków MEN.
Obserwując to, co się w Polsce dzieje wiem już jak doszło do powstania średniowiecza.
Pozdrawiam zza gór i rzek
Qba
Tym razem, dla odmiany, zgadzam się z autorem 🙂
Mam tylko jedną uwagę – rok świetlny to jednostka nie drogi (odległości) a nie czasu. Nie wypada nauczycielowi takich bzdur dzieciom powtarzać.
Oczywiście w poprzednim komentarzu powinno być ” rok świetlny to jednostka drogi (odległości) a nie czasu.”.
To, ze ktoś nauczy się czytać i pisać, nie świadczy jeszcze o tym, ze rozumie to co napisał lub przeczytał. To trzeba chcieć, a chcieć się nie musi.
Świat potrzebuje mądrych ludzi, a jest nich w każdym społeczeństwie około 20 procent. To ilość, która w zupełności wystarczy by zawładnąć całą resztą. Prognozy są takie, ze pracować i tak będzie tylko 20 procent dorosłej populacji. Reszta przed telewizorem albo przed ołtarzem. Jedni i drudzy właściciele tych przybytków nie maja w tym interesu by to zmienić. Na trwogi i reklamę reaguje pozostale 80 procent.
zaczynam podejrzewać, że to pod wpływem tej notki ministerstwo przygotowało projekt zmian w kanonie lektur szkolnych… i tylko sobie trochę nagięli pańskie nawoływania – uznali, że będą uczyć „języka patriotycznego”…
a u mnie w szkole protokołują wszyscy bez wyjątku – alfabetycznie, wg listy…
JKJK
Temat bardzo ciekawy i na czasie. Słuchając naszych polityków, jak mówią, wątpię, aby lepiej pisali.
Z dziennikarzami (niektórymi) jest wręcz odwrotnie. Może i umieją pisać, ale jak i co mówią, tragedia! Nie będę podawał nazwisk, bo nie o to chodzi, by komuś dokuczyć, lecz o to, że straciłem przez nich chęć słuchania radia (słucham, ale muzyki).
Jestem przed emeryturą. Nie mam wnuków w szkole. Straciłem orientację, jak i czego uczy się w szkole średniej. Jedno wiem. Nie uczy się logicznego myślenia i jasnego precyzowania, o co nam chodzi.
Jak tego uczyć? Nie wiem. Obserwuję tylko skutki nauczania. A te są straszne. Gdy słucham, jak miedzy sobą rozmawiają młodzi ludzi, co im się proponuje w mediach, ogarnia mnie przerażenie. Parę słów „kluczy” załatwia cała rozmowę. To po co umiejętność pisania i precyzyjnego mówienia?
Pozdrowienia.
PS. Czy były konsekwencje żartu z beczką piwa?
W mojej małej, wiejskiej szkole protokóły piszą wszyscy nauczyciele. Tak jak i uroczystości szkolene przygotowują matematycy i poloniści, nie ma wyjatków.
Jak się uda napisać, czy jak się uda przekonać?
Chyba nas Waćpan przeceniasz. Mnie chodziło tylko o to, że trzeba nauczyć (na wszystkich lekcjach; nie tylko na j.polskim) posługiwania się narzędziem komunikacji społecznej, jakim jest język. W skrócie rzecz biorąc, żeby nadający i odbierający rozumieli pod otrzymanym komunikatem mniej więcej to samo. Żeby młody człowiek już na starcie egzaminacyjnym nie był przegrany tylko dlatego, że nie umie się wypowiedzieć logicznie w mowie i piśmie.
Panie Dariuszu,jestem bardzo ciekawa,co napisze Pan jutro w komentarzu do nowego kanonu lektur.W końcu uczy Pan w liceum,ja w bardzo przcietnej szkole zawodowej(technika kształcące rzesze bezrobotnych).U mnie w klasie nie czyta nikt,więc powinno mi byc wszystko jedno,jakie lektury omawiam,ale nie jest mi wszystko jedno i chcę protestować,tylko nie wiem jak.
Zdaje się, że MEN wzięło sobie głęboko do serca pański komentarz na temat anachronicznej literatury, bo właśnie kanon lektur szkolnych został „poprawiony”, usunięto z niego utwory anachroniczne (sic!) oraz niepoprawne z takich czy innych powodów. Wszystko wymaga tylko odpowiedniej interpretacji, dla różnych ludzi anachronizm znaczy różne rzeczy. Trudno wymagać od osób, które mentalnie jeszcze głęboko siedzą w mrokach średniowiecza by rozumieli rozterki Kafki czy Dostojewskiego.
PS. Jeśli tak mają wyglądać zmiany ze strony MEN to ja podziękuje.
Witajcie Panie Gospodarzu,
Ulica Żyda z „Wesela” – to wspaniały pomysł. Tym lepszy, że dla wspólczesnej młodzieży wg moich obserwacji, zaczyna się zainteresowanie literaturą, którą później uzupełniają Kafka, Conrad, Gombrowicz i Dostojewski. Nieraz obserwowałam nagłą poprawę not z polskiego u tych uczniów, którzy poprzednio wręcz demonstracyjnie pokazywali swoje lekceważenie dla „głupich lektur. Zupełnie się im zresztą nie dziwię. Język prawie obcy, tematyka kompletnmie oddalona od wspólczesnego życia. Po co toczytać i jak o tym pisać. Gdyby Kochanowski był ukazywany w szkole na zakończenie ich edukcji pewnie byłoby nieco inaczej. Ale skąd 15 czy 16 latki maja znać staropolszczyznę, dlaczego mają zachwycać się Sienkiewiczem i jego kilkutomowymi dziełami kiedy atakują ich obrazy życia ptrawdziwego bo na codzień obserwowanego. Niestety jest to życie tak skomplikowane, że nijak można o nim pisać, bo brakuje słów, umiejętności ich rozumienia. Czy w szkole ktoś zwróci uwagę na niewłaściwe stosowanie słów w reklamach ? Czy ktoś uczy historycznego sposobu widzenia świata – takiego, który pokazuje procesy zmian w świadomości społecznej, politycznej czy gospodarczej. Gdyby Minister Ziobro był uczony pisania (i mówienia!) z uwzględnieniem skutków, które przyniosą takie czy inne słowa, zdania, oceny nie zmarłoby w Polsce paręset ludzi, w wyniku kryzysu w transplantologii. Dlatego uważam, że o dobrą edukację, szczególnie w dziedzinie humanistycznej należy walczyć i to ostro i konsekwentnie. Nawet jest to ważniejsze niż lustrowanie, wyroki w sprawach stanu wojennego czy kolejne bójki wszystkich ze wszystkimi w sejmie, senacie, rządzie, koalicji czy partiach politycznych. To co dzisiaj obserwujemy to świadczy o bardzo złej sytuacji w zakresie medodyki nauczania przedmioów humanistycznych w szkole. Matematyki można nauczyc się nawet samemu, jak bardzo się chce. Pisać i mówić, a przede wszystkim myśleć samemu się nie da. To trzeba ćwiczyć i stale nad tym pracować.
Ulicy Zyda z Wesela nie warto, gdyz jest to postac wycieta z kartonu (nawet imienia nie ma). Co innego Rachela.
Szanowny Gospodarzu,
Zaczął Pan swój wywód od dosyć dziwnego – według mnie – zestawienia. Tak jakby chciał Pan usprawiedliwiać nieumiejętność pisania przez młodych ludzi nieumiejętnością pisania przez dorosłych. Ci dorośli, którzy rzeczywiście w znakomitej większości nie potrafią napisać prostego podania o cokolwiek do kogokolwiek czy sformułować na piśmie w miarę poprawnie gramatyczne i ortograficznie prostej wypowiedzi, kiedyś byli przecież młodymi ludźmi i uczyli się właśnie w polskich szkołach. To szkoły ich takiego pisania nauczyły (a dokładnie – nie nauczyły). Sam Pan to dalej przyznaje.
Ja swoją edukację licealną odbywałem na przełomie lat 70-tych i 80-tych. Pamiętam jak wiele różnych rzeczy musiałem się uczyć i wiem, jak wiele z tego nigdy mi nie było do niczego potrzebne. Z wielu przedmiotów stałem się „wtórnym analfabetą”. Ale nie krytykuję tego, że liceum było właśnie OGÓLNOKSZTAŁCĄCE – młody człowiek, zaczynający wtedy naukę w liceum, rzadko kiedy był już na początku zdecydowany, co chce dalej w życiu robić i jaka wiedza będzie mu kiedyś potrzebna. Obserwuję teraz dzieci moich znajomych w różnym wieku – szkoła podstawowa, gimnazjum, liceum. I mam jakieś takie nieodparte wrażenie, że one wszystkie są zaprzęgnięte do jakiegoś dziwnego kieratu (mówię cały czas o szkołach publicznych) – ilość godzin nauki, ilość zadawanych do domu prac jest jednak zdecydowanie większa, niż „za moich czasów”. Słyszę o „programach autorskich” nauczycieli różnych przedmiotów, sprowadzających się w praktyce do przekazywania licealistom programu pierwszych lat studiów wyższych, jednocześnie słyszę od znajomych nauczycieli o coraz mniejszej ilości godzin przeznaczonych na przekazanie (nie mówię – na NAUCZENIE) coraz szerszego programu. Do tego dokładają się rodzice, którzy często chcą dziecku zapewnić lepszą przyszłość poprzez dodatkowe lekcje obcego języka, kursy tańca (albo tego, co akurat jest w modzie), jakieś zajęcia sportowe, itp.
No i jeszcze przecież to dziecko (i młodzież) chciałoby w końcu mieć chwilę dla siebie, zajrzeć do internetu, pogadać na czacie, czy obejrzeć, co jej znajomi „jajcarskiego” zdążyli wysłać na maila. A że – jak wiadomo – nie ma co tracić czasu na pisaninę, to w internecie pisze się do rówieśników „na luzie” – zero interpunkcji, zero ortografii, zero dużych liter. Zwrócenie komuś uwagi na sadzone co słowo błędy ortograficzne to teraz „naruszenie netykiety”.
I tak trochę przewrotnie zapytam – KIEDY się ta młodzież ma nauczyć pisania ? 🙂 Istnieje takie przekonanie (słuszne moim zdaniem), że aby umieć pisać, to trzeba najpierw dużo czytać. To zapytam jeszcze – KIEDY ta młodzież ma czytać ???
Pozdro (jak to się teraz mówi) 🙂
Nowy kanon lektur. „Gazeta Wyborcza” i inni zamiast ograniczyć się do stwierdzenia,że Dobraczyński nie był wybitnym pisarzem,zajmują się życiorysem tego autora. Ale robią to wybiórczo – nie informując,że Dobraczyński został zaliczony do „Sprawiedliwych wśród narodów świata” przez Instytut Yad Vashem. Ciekawe,że R. Giertych nie usunął z lektur książki wściekłego stalinowca T. Borowskiego,tego „kapo literatury polskiej”,jak napisał o nim w latach 50.,w „Wiadomościach” Grydzewskiego,emigracyjny krytyk,Juliusz Sakowski.
Myslec ,o tak , bardzo o to prosze . Przypomniala mi sie historia z mojej licealnej klasy . „Pan Tadeusz” mial byc nasza kolejna lektura . Jeden z nas , obecnie swietny lekarz, nie byl w stanie zmusic sie do czytania tego doskonalego dziela , biegal wiec za Pania polonistka , do nog sie jej rzucal na kazdej lekcji i o zmilowanie blagal . Po dwoch tygodniach zapadl wyrok . Nauczycielka zawaral z uczniem umowe , zamiast „Pana Tadeusza” mial przeczytac „Czarodzjejska Gore” a pozniej przeprowadzic na jej temat lekcje.Mial rowniez zaczac sie „modlic” zeby na maturze nie bylo Mickiewicza . Na maturze Mickiewicza nie bylo , Tomaszem Mannem zostala zarazona polowa klasy a ow uczen , wiele lat pozniej ,bojac sie o swoje dzieci , czytal im do poduszki nasze narodowe dzielo . Myslec ! , bardzo prosze.