Co jeśli to błąd kardynalny?

Jeśli pisałeś dzisiaj maturę z polskiego i martwisz się, że popełniłeś błąd kardynalny, na 99 proc. się mylisz. To nie jest „kardynał”, lecz zwykły błąd rzeczowy. Jeżeli masz wątpliwości, pytaj fachowców.

Na egzaminie maturalnym można popełnić – choć się nie powinno – wiele różnych błędów, m. in. logiczny, kompozycyjny, językowy, ortograficzny, interpunkcyjny, graficzny oraz rzeczowy. Bardzo poważny błąd rzeczowy – tylko dotyczący lektury obowiązkowej poznawanej w całości – może zostać uznany przez egzaminatora za kardynalny, czyli główny, co oznacza wyzerowanie wypracowania. Za inne błędy odejmuje się punkty, ale nigdy nie zeruje pracy.

O „kardynałach” krąży wiele legend, które wzięły się z tego, że nauczyciele straszą nimi uczniów i uczennice. Sami też chętnie zerują szkolne wypracowania za wykroczenia, które wcale nie są kardynalne, a jedynie denerwujące. Zdarzyło mi się wyzerować pracę za to, że uczeń nazwał „Wesele” Wyspiańskiego powieścią, a to przecież dramat. Zrobiłem to „dla dobra” ucznia, czyli żeby zmusić go do nauki. Na egzaminie takich rzeczy się nie robi.

Trzeba by naprawdę mocno namieszać w powoływaniu się na przykłady z lektury, aby egzaminator uznał to za błąd kardynalny. Uczeń musiałby mieć zerową wiedzę o utworze, aby jego praca została wyzerowana. Egzaminatorzy zakładają, że jeśli z kilkudziesięciu lektur maturzysta wybrał tę jedną, to musi ją chociaż trochę znać. 

Zatem błędy, które popełnił, nie mogą być kardynalne. Trzeba by mieć wielkiego pecha i naprawdę napisać coś totalnie głupiego, np. że – uwaga błąd! – Telimena była matką Tadeusza – a potem na podstawie tego głupstwa budować argumentację i wyciągać wnioski, aby dostać zero punktów.

Jednak nawet zero za wypracowanie nie oznacza niezdanej matury. Arkusz egzaminacyjny z polskiego od tego roku jest tak skonstruowany, że wymagane 30 proc. można osiągnąć bez wypracowania. Wystarczy dobrze rozwiązać test. Czyli kto wie, może tragedii nie ma.