Lekarstwo na niż
Największym problemem oświaty jest brak uczniów. Wprawdzie uczeni pracują nad klonowaniem człowieka, ale nie ma co liczyć, że w najbliższych latach klony zaludnią szkoły i uratują obecnych nauczycieli przed bezrobociem. Na pomoc Unii też nie ma co liczyć. Państwa członkowskie prędzej nam uczniów podbiorą, niż coś dorzucą od siebie.
Wydawało się, że sprawa jest beznadziejna, ale dzisiejsza „Rzeczpospolita” przyniosła cudowne lekarstwo. Otóż nauczyciele sami mogą rozwiązać problem braku uczniów, po prostu zostawiając odpowiednią liczbę dzieci na drugi rok w tej samej klasie (zob. tekst). Trudno pojąć, dlaczego sami nie wpadliśmy na ten cudowny środek.
W moim liceum ponad 170 osób zamierza w tym roku ukończyć szkołę. Przyjęło się, że każdego osobnika wypychamy, aby tylko mieć spokój. To duży błąd. Przecież można by zostawić połowę i uruchomić dodatkowe klasy repetujących. Inne kraje, jak chociażby Francja czy Hiszpania, tak właśnie radzą sobie z brakiem uczniów. Tam repetuje co trzecie dziecko. Doprawdy w Polsce wykazujemy się wielką niefrasobliwością, że wypuszczamy uczniów z rąk, gdy możemy ich zatrzymać.
Jak obliczył Balcerowicz, co piąty nauczyciel powinien zostać zwolniony, Tymczasem sytuacja może się diametralnie odmienić. Jak zaczniemy uczniów zostawiać na drugi rok, to nie tylko nikogo nie trzeba będzie zwalniać, ale jeszcze dyrekcja zostanie zmuszona do zatrudnienia nowych pedagogów. I o to chodzi. Ja już upatrzyłem sobie kilka osób do zachowania w tej samej klasie na drugi rok. Dziecku repeta nie zaszkodzi, a nam uratuje tyłki przed zwolnieniem. Jak wszyscy nauczyciele zachowają się podobnie, niż nie będzie taki straszny.
Komentarze
podpowiem jeszcze jedno wyjście: niech nauczyciele uczą nauczycieli 🙂
Przepadło, ubiegli Pana 🙁 Przecież teraz, dzięki naszej oświeconej minister uczeń może zdać nawet w szkole ponadgimnazalnej z oceną niedostateczną. Jedynym ratunkiem jest znalezienie kolegów/koleżanek, którzy dostawią jeszcze kilka jedynek. W efekcie końcowym może to przynieść Panu jeszcze jedną umiejętność, której polscy nauczyciele podobno nie posiadają- wspólpraca w grupie 🙂
Rozumiem prześmiewczy ton Pana tekstu, ale nie ma co robić sobie jaj.
Wyroki demografii są nieubłagane. Ilość uczniów w ciągu najbliższych lat (np. osiemnastu) są już znane, gdyż te dzieci już się urodziły. Prześledzenie trendów demograficznych wskazuje, że w latach 2015-2020 w grupie 18-22 latków ilość młodzieży zmniejszy się o 45% (poziom 2010 traktując za 100). Jaki będzie los szkolnictwa ponadgimnazjalnego? wyższego?
Mój kolega lekarz w kwestii specjalizacji doradza młodszym kolegom – zamiast pediatrii wybierz geriatrię.
Jak już nieraz pisałam, w moim przypadku drugoroczność okazała się zbawienna. Irytowała mnie moja wychowawczyni (a za razem polonistka) oraz klasa z mojego rocznika, uważana w całej szkole liczącej ponad 550 uczniów, za najgorszą. Teraz, w nowym roczniku jestem w tej najlepszej. Dodam, że możliwości zmiany szkoły nie było, bo w pozostałych panuje konkurs świadectw.
ale czemu wypychacie?
skoro sam to tak określasz, że dlatego aby mieć święty spokój to albo oni nie zasługują na ukończenie szkoły i wystawiając im pozytywna ocenę poświadczacie nieprawdę,
albo zmusza was do tego dyrekcja, bo też chce mieć święty spokój i dobre wskaźniki,
naprawdę nie uważasz, że lepiej by było aby ci co na to zasłużyli, powtórzyli klasę, nie mówię tu o zapewnieniu sobie pracy ale o porządnym zdobyciu wiedzy przez tych uczniów, bo skoro nie potrafiliście ich nauczyć minimum w przewidzianym czasie, to może potrzeba i im i wam dać na to trochę więcej czasu
Bardzo rzadko zostawiam uczniów na drugi rok. Powodów jest kilka:
– nie ich wina, że trzeba się uczyć do 18 roku życia, niektórzy po prostu nie mają możliwości
– zaniedbania w nauce najczęściej odzwierciedlają kłopoty rodzinne, rodziny sobie nie wybierali, myślą o tym aby coś zjeść a szkoła jest po to aby w zimie nie zmarzli
– zupełny brak ambicji i aspiracji, kłania się ponownie atmosfera domu rodzinnego
Jestem zwolennikiem uczenia dziecka w szkole, wystarczy, że na lekcji uważa a już minimum wiedzy wtłoczę mu do głowy. Dziecko przecież jest bardzo zajęte, chodzi na imprezy, randki, gra na komputerze … . To również wina rodziców. Nie mają dla nich czasu.
Nie umywam rąk, nie zwalam winy na nikogo. Ciężko pracuję na każdej lekcji, często zostaję po lekcjach jak jest taka potrzeba.
Jednak czasami zdarzy mi się pozostawić ucznia. Biorę wówczas część winy na siebie. Nie potrafiłem go zmobilizować, nie byłem wystarczającym autorytetem dla niego.
Czy drugoroczność jest potrzebna? Tak.
@ Panie Stary,
jakże przyjemnie przeczytać, co Pan pisze i zgodzić się z tym w całości.
Czy Pańscy uczniowie (zapewne liczni i wdzięczni) nie mogliby trochę podnieść poziom konstruktywnego uczestnictwa w komentarzach?
Bo ja nie wierzę, że piszą tu głównie frustraci i oszołomy w sposób reprezentatywny dla środowiska.
Pana wypowiedź kłam temu zadaje i ja na szczęście nic już nie muszę dodawać.
Dziękuję. 🙂
Ale gdzie w tym wszystkim zysk? Przecież, niezależnie od ilości powtarzanych klas, taki nieborak i tak musi się uczyć do 18 roku życia, ale nie dłużej.
Przyszłość dla takiego rozwiązania widziałbym raczej w szkołach niższego szczebla, które istotnie mogą dzięki ‚repetom’ zyskać więcej uczniów, niż wynika to z danych GUS-u o ilości dzieci w każdym roczniku, ale w liceum można wręcz stracić – bo swoje lata odbębnią już wcześniej.
Trzymanie ludzi w szkole do 18 roku życia to absurd, tym bardziej, że uczy się ich tam ogólnej wiedzy, brak praktyki. Polikwidowano zawodówki- wiadomo- praktyczna nauka kosztuje za dużo, wmówiono głupolom, że jak skończą licea, zarządzanie i marketing to wszyscy będą kierownikami, a tu muka.
W Anglii jeszcze parę lat temu była segregacja uczniów na poziomy, ze zróżnicowanymi wymaganiami, już od bodajże 4 klasy. Hydraulik nie musi być erudytą. Przy czym każdy, jak się starał, dostrzegł nagle światło nauki nie miał zamkniętej drogi, mógł wejść na wyższy poziom po spełnieniu odpowiednich wymagań. Sensowne, i logiczne. Ale to oczywiście niepoprawne i haniebne 😉