Praca dla uczniów
Gdyby Pan Bóg wystawił z nieba drabinę, pewnie niejeden człowiek zdecydowałby się po niej wchodzić. Co jednak zrobić, gdy drabiny nikt nie wystawia, a do raju każdy chciałby się dostać? Wiadomo, trzeba poszukać dobrej pracy. Zarobi się pieniądze, będzie przyjemniej.
Widzę, że coraz więcej uczniów szuka płatnego zajęcia. Dawniej na moim osiedlu ulotki roznosiły najczęściej panie w średnim wieku, a teraz widuję je coraz rzadziej. Zastąpili je chłopcy z plecakami. Niektórzy – jak sądzę – są bardzo młodzi, nawet nie licealiści. Patrząc, jak dźwigają ciężkie torby, przypomniały mi się biografie wielkich ludzi, którzy zaczynali zarabiać pieniądze od roznoszenia mleka lub gazet. Kończyli na stanowiskach prezesów korporacji lub jako właściciele wielkich firm. Patrząc na twarze pracujących uczniów, widzę, że mają podobne ambicje. Praca, którą teraz wykonują, to dopiero początek.
Znam jednak uczniów, którzy nie wezmą się do pracy, jeśli nie jest ona ? jak oceniają – na ich poziomie. Czekają na fotel prezesa, który spadnie im z nieba. Znałem wiele takich młodych osób, które mówiły, że za kilkaset złotych miesięcznie to szkoda im wychodzić w ogóle z domu. „Niech frajerzy tyrają, skoro nie mają bankomatów w domu”. Mieli na myśli mamę (jeden bankomat), tatę (drugi bankomat), ewentualnie babcie, dziadków, ciocie czy wujków jako kolejne bankomaty. A przecież doświadczyć, czym jest praca, powinni nie tylko ci, którzy nie mają bankomatów w domu, lecz wszyscy.
Wydaje mi się, że za lekceważenie pracy przez młodych często odpowiedzialni są rodzice. Nieraz przychodzą do mnie i się żalą: „Panie profesorze, ja mu powiedziałam, że on nic nie musi robić, ma się tylko uczyć”. Uważam, że nie można się uczyć, jednocześnie nie chwytając się jakiegoś praktycznego zajęcia. Niech ono trwa dłużej lub krócej, ale niech w ogóle będzie. Nauka oddzielona od pracy nie ma sensu, jest nienaturalna. Dlatego w szkole staramy się wykorzystywać okazje, kiedy można ? czasem wspólnie z uczniami – popracować. Jedni się garną, a inni uciekają, gdzie pieprze rośnie. Pamiętam, jak zasypało śniegiem nasz parking samochodowy. Wjechałem kilka metrów i utknąłem, za mną ustawiła się kolejka samochodów, głównie należących do uczniów. I wtedy nastąpiło coś, co się nazywa oddzieleniem ziarna od plew.
Kierownik administracyjny niczym Pan Bóg zachęcał wszystkich do wzięcia łopat i przystąpienia do wspólnej pracy. Będzie szybciej. Spośród uczniów (chłopców) ruszył się mniej więcej co trzeci, spośród nauczycieli wszyscy mężczyźni (trzeba było dać przykład). Gdy przyszedłem do klasy z uczniem, który zdecydował się pracować, żartom z kolegi nie było końca. Nie żartowano mądrze, tylko prymitywnie, tzn. z samego faktu pracy, że machanie łopatą to w sam raz dla niego, że w końcu zrobił coś, w czym jesteś dobry, że jest urodzonym cieciem, że jak się stanowisko zwolni, to może się o nie ubiegać, bo na pewno wygra w konkursie itd.
Tak, tak, żartujcie sobie z koleżanek i kolegów, którzy uczą się pracować. Czekajcie, aż Pan Bóg wystawi wam drabinę z nieba. Żebyście tylko umieli po tej drabinie wchodzić bez pomocy mamy, taty, babci, dziadka, cioci, wujka, tzn. bez ich pieniędzy. A domowe bankomaty proszę, aby czasem nie uruchamiały wypłaty, tylko wysłały swoich pasożytów do jakiejś pracy. Niech się uczą, że płatna robota jest jak zając, szybko ucieka.
Komentarze
Skomentuje to słodko – kwaśno takim oto dowcipem:
Przychodzi mama Jasia do biura posrednictwa pracy, zeby synowi robote
jakas zalatwic:
– Pani, nie byloby dla Jasia jakiej roboty, bo pije chlopak i pije….
– A co Jasiu potrafi?
– No murowac umie, podstawówke skonczyl…
– A to mamy: murarz, 4000 na reke…
– Pani kochana! Toc przeciez Jasiu caly czas bedzie chodzil pijany,jak
tyle pieniedzy zarobi… A za mniej cos nie ma?
– No jest jeszcze – pomocnik murarza, 3000 na reke….
– No ale 3000? To przeciez bedzie pil i pil… A tak za 600-700 zlotych
to cos by sie nie znalazlo?
– 600-700… Hmmm… To by Jasio musial studia skonczyc…
Gdy w latach sześćdziesiątych byłem we Francji na zaproszenie mojej koleżanki, przez tydzień nie było komu zajmować się mną, bo ona, maturzystka, pracowała jako hostessa na targach. Chciała zarobić na wycieczkę do Związku Radzieckiego, gdyż zamierzała studiować rusycystykę. Byłem cała sytuacją trochę zdziwiony ( u nas gość nigdy nie pozostawał sam), bo jej rodziców na pewno było stać, aby swojej córce zapłacić za wycieczkę.
Patrząc na niektóre amerykańskie filmy, możemy takie sytuacje także zobaczyć. Widocznie, nie jest to akurat wzorem do naśladownictwa. A szkoda.
Myślę, że lekceważenie pracy fizycznej lub pracy mało intelektualnej, jest negatywną cechą naszego wychowania.
Tylko jak to zmienić?
JKJK – mam podobne spostrzeżenia. Ileż razy slyszałem od rodziców ucznia „Ucz się synu(córko), żebyś nie musiał(a) tak ciężko pracować, jak ja”.
A dziecku ani się uczyć nie chce, ani pracować
Rodzice chyba zapominają, że nauka w szkole służy przygotowaniu młodzieży do samodzielnego życia. A jak tu o nim mówić, gdy młody po ukończeniu szkół nie chce podjąć pracy, przyszłość budując na mrzonkach o „łatwym szmalu” i będąc jednocześnie na „garnuszku” mamusi? Wszystkie pejoratywne wypowiedzi na temat „roboty” powodują, że stan, który opisałem, z dnia na dzień dla młodego człowieka staje się coraz bardziej prawdopodobny!
jan.
Jako anegdotę mogę opowiedzieć zdarzenie z r.1962, gdy były tzw. praktyki robotnicze przed studiami (6 m-cy w różnych zakładach pracy).
Moi koledzy kopali rowy na rurociągi w jednym z warszawskich parków. Usłyszeli jak babcia do wnuczka mówi „Pamiętaj, ucz się dobrze, bo inaczej będziesz jak ci panowie”.
Pozdrawiam
Ciężko wypracowany sukces daje ogromną satysfakcję. Niekoniecznie jednak trzeba dużo pracować, aby dużo zarabiać. Jakto mówią pieniądze leżą na ulicy, trzeba tylko je zauważyć i podnieść.
moi rodzice podchodzą do sprawy w sposób bardzo zdrowy. w momencie kiedy poszedłem na studia dostaję tylko tyle, żeby mi starczyło na mieszkanie, rachunki i jedzenie. reszta – moja sprawa. obecnie jestem na drugim roku, studiuję dwa kierunki, całe wakacje pracowałem za granicą i teraz doceniam że stać mnie na to czy tamto. praca w młodym wieku pomaga – na wiele sposobów – naturalnie te pieniądze, ale także perspektywę, człowiek robi sobie swego rodzaju reality check – zaczyna żyć w naszym świecie. Bo sporo studentów, nawet bardzo sporo teraz żyje świecie w którym ‚muszą się tylko uczyć’. co będzie potem – to się okaże.
pozdrawiam
Mądre słowa, w pełni Pana popieram!
Ja jestem uczennicą liceum, mam dobre oceny, na różnych rzeczach się znam. Mogłabym tworzyć stronki iternetowe w PHP, programować w Javie, Delphi, MySQL, C+,C++, naprawiać samochody ale cóż…nikogo to w sumie nie obchodzi bo i czemu miałoby?. Nie mam papierka, co z tego, że pomagam studentom w pracach. Taka jest Polska. Jestem z chłopakiem, który skończył studia – jest inżynierem i proponują mu pracę za 1000zł na m-c, natomist mój tata jako murarz dostawał 2200zł (i nie miał żadnego stażu). Jaką motywację mają młodzi? Dorabiam jako hostessa i zarabiam w granicach 10zł/h, za te pieniądzę opłacam bursę, kupuję jedzenie, chodzę do teatru a pieniądzę, które daje mi mama wydaję na prezenty dla niej z okazji urodzin, imienin, rocznicy ślubu itd.Nawet jeżeli biegam odzinami z plasikową głową wiewiórki to wiem, że gdy ją zdejmę mam kieszenie pieniędzy i nie muszę się nikogo o nic prosić, to jest cudowny stan, napędzający mnie i motywujący do podjęcia nastąpnej „fuchy”.
Pozdrawiam
Szkoda tylko, że wbrew pozorom u nas niełatwo taką pracę znaleźć…