Średnia dla baranów
Muszę wystawić oceny na koniec półrocza. Nie ma chyba ucznia, który nie chciałby otrzymać oceny wyższej. Nawet szóstkowicze marzą o siódemce. Większość uczniów próbuje mnie przekonać, abym podniósł ocenę o ten upragniony stopień. Gdy stosują logiczne argumenty, daję się przekonać. Niestety, większość próbuje mnie zmusić do zmiany decyzji, mówiąc, że chodzi im o wyższą średnią.
Teraz to dopiero półrocze, więc chętnych do wyższej średniej nie jest aż tak wielu. Prawdziwy wysyp amatorów średniej nastąpi pod koniec roku szkolnego. Wyższa średnia i czerwony pasek na świadectwie to będą najważniejsze argumenty w czerwcu. Jeśli ja podniosę ocenę, to być może inni nauczyciele też podniosą, więc będzie wyższa średnia, a może i ów wymarzony pasek. Niezła strategia. Przyznam się, że każda wzmianka o średniej i czerwonym pasku działa na mnie jak płachta na byka. Inne argumenty przyjmuję.
Guy Gilbert, francuski ksiądz, pedagog i pisarz, podchodzi do tego problemu bardziej stanowczo niż ja. W książce „Krzyk młodych” napisał: „Szkoła, w której liczą się tylko wyniki nauczania, to dno”. Niestety, większość placówek edukacyjnych na pierwszym miejscu stawia wyniki nauczania, a szczególnie średnią ocen i liczbę uczniów z czerwonym paskiem na świadectwie. Gilbert pisze: „Kiedy dyrektor, zanim przedstawi mi swoje cherubinki, zaczyna od tego, że pod względem średnich ocen szkoła znajduje się w ścisłej czołówce departamentu, w mojej głowie zapala się czerwone światło”.
Stawianie na pierwszym miejscu średniej ocen oznacza – zdaniem francuskiego pedagoga – że szkoła wychowuje stado baranów z głowami nabitymi wiedzą, ale bez charakteru. Warto dodać, że ta wiedza najczęściej okazuje się niepotrzebna w życiu. We wspomnianej książce można przeczytać: „Jeśli młodzi nie znajdą odpowiedzi na najważniejsze pytania ich życia, np. „Kim jestem?”, „Dokąd zmierzam?”, „O czym marzę?”, takie wykształcenie nie ma sensu”.
Jako wychowawca zwykle mówię rodzicom, aby dali spokój ze średnią ocen. Niech dzieciak ma kilka gorszych ocen z kilku przedmiotów, ale w zamian niech rozwija swoją pasję. Naszym celem powinno być, aby 1-3 przedmioty stanowiły dla ucznia obiekt szczególnych zainteresowań. Czwórki, piątki czy szóstki – to zależy od indywidualnych uzdolnień – z przedmiotów stanowiących pasję to najważniejszy cel nauki. Reszta może być na wymagane minimum. A średniej ocen nie obliczajmy w ogóle, raczej policzmy uczniów, którzy oddają się swoim pasjom. To się liczy, reszta ocen nie ma znaczenia.
Komentarze
Oczywiście ważna nie jest średnia sama w sobie ale wiedza i umiejętność jej użycia. Wysokośc ocen ważna jest np. przy prezyjęciu na studia (tak kiedyś było a po „giertychówce może i tak będzie).
?Kiedy dyrektor, zanim przedstawi mi swoje cherubinki, zaczyna od tego, że pod względem średnich ocen szkoła znajduje się w ścisłej czołówce departamentu, w mojej głowie zapala się czerwone światło?. nasz Pan Dyrektor zaczyna każdy rok szkolny od wspomnienia o średnich i czerwonych paskach. Znajdujemy się w XXI LO, gdzie średnia jest najważniejsza, panie profesorze. W sumie mało kogo obchodzą tu nasze zainteresowania.
P.S co mówią rodzice na tekst: Niech dzieciak ma kilka gorszych ocen z kilku przedmiotów, ale w zamian niech rozwija swoją pasję? jesli dają się przekonac, to gratuluję.
?Szkoła, w której liczą się tylko wyniki nauczania, to dno?. ? To nie dziw się Pan, że XXI wyleciało z rankingu liceów, a jak na nim było to na samym dnie.
Swoją drogą to Pan przecież też w ogóle nie uczy, a całe kształtowanie charakteru ogranicza się do pokazywania uczniowi, że jak się sam czegoś nie nauczy i zrozumie, to nie ma, co liczyć na pomoc nauczyciela. A o pasjach to w ogóle zapomnij, bo to strata czasu.
Pozdrawiam.
chyba pierwszy raz zgadzam sie z panem.
Aby skutecznie zapobiec atakom „rozwścieczonych” semestralnymi ocenami „niedocenionych” uczniów, wystarczy zwykła stanowczość. Bardzo efektywna jest „formułka”, ogłaszana w każdej klasie przed wystawianiem ocen: „Proszę uważnie mnie posłuchać: Oceny, które wystawiam są przemyślane i adekwatne do poziomu waszych wiadomości i umiejętności; są ostateczne i nie ma sensu przychodzić do mnie abym je podwyższył, bo tego z całą pewnością nie zrobię. Jeśli istniały jakieś niezależne od was okoliczności, o których nie wiem, a które miały wpływ na wasze oceny, to bardzo proszę powiadomić o nich swojego wychowawcę – jedynie jego interwencja może sprawić, że ocenę zmienię”. Amen. The end. Pozostaje tylko być słownym. Aha – oczywiście wystawione uczniom oceny muszą być naprawdę sprawiedliwe.
No i co z tego, że powiemy „nie należy uczyć się dla średniej”, „średnia nie jest najważniejsza”. Na wielu wydziałach podstawowym (czasem jedynym) kryterium rekrutacji na (dla wielu) wymarzonych studiach doktoranckich jest… średnia ocen ze studiów, jedynym kryterium stypendium naukowego jest… średnia ocen. Nie dziwmy się więc że wszyscy „szaleją” żeby mieć średnią jak najwyższą. Taki jest system…
Witam pana, panie Dariuszu. Pełna zgoda, jeszcze dla mnie jest upokarzające, jak ktoś kto nie zasługuje na dana ocenę, prosi o lepsza, ja wychodziłem w LO zawsze z założenia, że mam ocenę na jaką zasłużyłem. Śmieszyły mnie tabuny kolegów( a szczególnie koleżanek) proszących, żebrzących, podlizujących się, obrażających na nauczyciela, by dostać lepsza ocenę. Dla mnie brak charakteru i brak godności. W sumie z tego powodu miałem w pierwszej liceum tylko pół roku stypendium, bo nie uzyskałem sredniej na semestr 4,7,, pewnie jak bym prosił, latał za nauczycielami, by się udało, ale moim wyborem, było, że raczej nie.Pozdrawiam.
Bardzo gleboko zgadzam sie z tym Francuzem. Dokladnie o to powinno chodzic w nauczaniu. Rozwijac pasje. Pozwolic wiecej sie zajmowac jednym przedmiotem, nawet kosztem innych.
Ciekawa jestem co Pan mysli, Panie Darku, w sprawie giertychowej amnsetii maturalnej. BO tak jak nie cierpie Giertycha, tak w tym wypadku zgadzam sie z nim, choc jestem chyba odosobniona. Jesli prawie polowa uczniow nie jest w stanie zdac jakiegos egzaminu, to problem nie jest w uczniach, ale w sposobie nauczania danego przefmiotu, albo wymaganiach ktore sa ponad ich sily. Gdyby w Ameryce okazalo sie, ze prawie polowa uczniow czegos nie zdala, polecialyby glowy. Byloby dochodzenie niezaleznej komisji. Bylyby wyciagane jakies wnioski. Znaczy ze cos nie w porzaqdku z egzaminami lub nauczaniem i dzieci nie powinny placic za to ceny.
Jestem po stronie dzieci. Nie wierze, ze nie zdaly „bo sa leniwe”.Nie uwazam, ze amnestia „niepedagogiczna” (nienawidze tego slowa) . Mysle, ze szkoly nawalily.
Moze jestem niepoprawna liberalka. A Pan? Co Pan mysli?
Ja mam takie pytanie, które jest w pewnym stopniu powiązane ze średnią i byłbym wdzięczny, gdyby udzielił Pan odpowiedzi. Czy uczeń, który na koniec pierwszego semestru dostał ocenę dostateczną, ma szansę by na koniec roku z tego samego przedmiotu otrzymać ocenę bardzo dobrą (oczywiście oceny cząstkowe to 5 i 4, z przewagą tych pierwszych)? Jestem ciekawy jak o takiej sytuacji mówi regulamin szkolny i jakie jest Pana osobiste zdanie.
Żałuję, że w Polsce nie ma popularyzacji szkół, które stawiaja na indywidulany rozwój dzieci, tak jak w Summerhill A. Neilla. Sama chętnie wysłałabym moje dziecko do takiej szkoły, gdzie rozwijałoby się zgodnie ze swoimi naturalnymi skłonnościami. A co powiecie na szkołę laboratoryjną Dewey’a? Rozwijanie doświadczenia, które przydałoby sie w życiu codziennym. Angaż wszystkich zmysłów w wykonywane czynności rozwija je, pozwala odkryć to co we mnie najlepsze. Mówi w którą stonę mam sie udać, żeby w dalszym życiu realizowac się i być szczęśliwym. Takich szkół w Polsce nie ma. Jak skończę studia, to postaram się żeby chociaz jedna taka była 🙂
Pozdrawiam,
B.
beatagreen pisze:
„Żałuję, że w Polsce nie ma popularyzacji szkół, które stawiaja na indywidulany rozwój dzieci, tak jak w Summerhill A. Neilla. Sama chętnie wysłałabym moje dziecko do takiej szkoły, gdzie rozwijałoby się zgodnie ze swoimi naturalnymi skłonnościami. A co powiecie na szkołę laboratoryjną Dewey?a?”
Droga beatagreen. Chyba nie ma czego żałować. Wprawdzie zarówno Neill, jak i Dewey stawiają na indywidualny rozwój dziecka, ale są przeciwni przymusowi w szkole, pozostawiając w niej dużo miejsca na spontaniczność, przypadek i improwizację. Neill przeciwny jest narzucaniu dzieciom dyscypliny, udzielania rad, wszelkich nauk moralnych i religijnych pouczeń, poprzestając na wierze w naturalną dobroć dziecka. A co, jeśli dzieci są już źle wychowane lub zdemoralizowane? Same się „wyprostują”? Hmm.. Myślę, że w takiej szkole dzieciarnia zjadła by nas w jeden dzień. Dewey natomiast twierdzi, że w nauczaniu należy się kierować tylko naturalnym, bo nie sztucznie wywołanym przez nauczyciela zainteresowaniem ucznia i absolutnie nie wolno narzucać mu własnych pomysłów. Ciekawe czym, w takiej szkole, głównie interesowaliby się np. dorastający uczniowie? Jeśli zgodzimy się z postulatami Neill’a i Deweya (jest jeszcze podobny im Claparede), to nagle okaże się, że szkolne kształcenie ucznia „ciągnie się” jak spaghetti za jego rozwojem. Myślę, że takiego opóźnienia dla naszych dzieci nie chcemy.
Co innego, uzasadniające przymus w oświacie, stojące w opozycji do argumentacji Deweya i Neilla szkoły Sergiusza Hessena, Emila Durkheima, czy chociażby Jerome S. Brunera, który powiedział znamienne słowa: „Człowiek nie może być uzależniony od tego, czego nauczy się przypadkiem; trzeba go kształcić!”. Zgadzam się z nim. Ty nie?
Drogi Tycho,
Zasady Summerhill zakładały, że wolnośc dziecka i reslizowanie jego potrzeb jest możliwe do momentu, kiedy nie przeszkadza wolności drugiego człowieka. Już mniejsza o to, jak Neill rozwiązywał ten problem. Chodziło mi o to, że brakuje szkół, w których dzieci mogłyby się kształcić w jednym kierunku, dyscyplinie, do której mają predyspozycje. Zmuszanie dzieci do nauki czegoś, co im się nie podoba budzi tylko frustrację, niechęć do przedmiotu i do samego nauczyciela. Jestem za powstaniem takiej szkoły, gdzie przez różnorodne doświadczenie dziecko odkrywa w sobie to co lubi robić, co daje mu szczęście i zachęca do dalszej pracy.
Mając 21 lat żałuję, że nie poświęciłam czasu na to w czym zawsze byłam dobra. Moi rodzice wymagali ode mnie świadectwa z paskiem i 5 ze wszystkich przedmiotów. Wymagane w szkole przedmioty (o zgrozo, chyba z 14!) których nigdy nie lubiłam zabierały mój cenny czas.
Durkheim? Nie podoba mi się to, że musiałabym robić coś dla kogoś, a nie dla samej siebie. To jest dla mnie odebranie indywidualności, poczucia odrębności. Robienie czegoś w imię dobra społeczeństwa, to troche sprowadzanie wszystko do jednego poziomu. Może sądzę tak trochę z wrodzonej przekory. Co złego jest w zostaniu świetnym pisarzem na bezludnej wyspie, jeśli pisarz jest szczęśliwy?
?Człowiek nie może być uzależniony od tego, czego nauczy się przypadkiem; trzeba go kształcić!?
Jasne, że się zgadzam. Najlepiej byłoby, gdyby przypadkiem odkrył w sobie talent, a potem zgłębiał wiedzę, rozwijał się i kształcił. I za szkołą, która to umożliwia optuję.
Pozdrawiam serdecznie, zyczę miłego dnia 🙂
B.
P.S. Ponoć do Summerhill trafiały dzieci całkiem małe, 3,4 letnie. Nawet jesli dziecko jest niegrzeczne, samolubne i bije inne dzieci, proces resocjalizacji zapewnią mu inne dzieci. Czy polskich przedszkoli nie trafiaja dzieci źle wychowane i zdemorlazowane (jeśli 3 latka można nazwać zdemoralizowanym) .
mój pierworodny był wcześniakiem ważył 1 kg gdy się urodził nauka mu szła z wielkim trudem ale nigdy nie kiblował, córka nie skończyła liceum bo po skończonych 18 lat pojechała do Włoch (rzuciła szkołę) najmłodsza jest Basia teraz w 1 gimnazjum na półrocze miała średnią 4,0 a w podstawówce leciała na 2 i 3 chciałabym, żeby miała świadectwo z paskiem nawet jej wychowawczyni ciągnie ją do tego celu nie wiem jak będzie od pół roku trenuje chody bardzo to lubi a ja jako matka nie wiem czy oprócz wf-u lubi jakiś inny przedmiot dopiero Pan mi zwrócił na to uwagę i już wiem że muszę z nią o tym porozmawiać dziękuję