Plany na studia: przestępstwo

Maturzyści coraz śmielej opowiadają, że studia zamierzają ukończyć drogą przestępstwa. Taki jest skutek afery z kupowaniem dyplomów przez ludzi poprzedniej władzy, a może też obecnej. Oskarżeni zapewniają, że spełnili wszystkie warunki stawiane przez uczelnię, czyli tak tańczyli, jak im profesorowie grali. To musiała być bardzo niewymagająca melodia.

Młodzież tym się różni od dojrzałych przestępców, że nie kryje się ze swoimi planami na życie. Kiedy więc pytam, na jakie studia planują iść uczniowie, słyszę, że to zależy, co da się kupić i ile to będzie kosztować. Brzmi to jak żart z tego, co się w Polsce dzieje, ale nastolatki mogą mówić poważnie. Dyplomy się u nas kupuje.

Edukacja była powiązana z przestępczością od dawna. Przekrętów w oświacie jest od groma. Gdy na egzamin maturalny zgłaszają się absolwenci, którzy skończyli szkołę kilka lat temu (ale bez matury), mówią nieraz, że już są magistrami. Aby uczelnia wydała im dyplom ukończenia studiów, muszą dostarczyć świadectwo maturalne. Studiowali, choć nie mieli matury?

Przydałoby się powołać komisję, która zaczęłaby badać legalność wykształcenia Polaków. Proponuję zacząć od sprawdzenia, ile osób zdało maturę w tym samym roku, kiedy zostało magistrami. Co ciekawe, mogło się to stać nawet dzień po dniu. Nie zdziwiłbym się, gdyby zdarzyli się nawet tacy, którzy tytuł doktora zdobyli miesiąc później.

Rośnie nam pokolenie, które nie zamierza się męczyć nauką. Przykład dali nastolatkom politycy. Ile i komu trzeba zapłacić, aby w pakiecie nabyć świadectwo maturalne, dyplom licencjata, dyplom magistra, no i tytuł doktora? Uczniowie pytają serio.