Zrzutka na ekspres

W piątek piliśmy kawę z ekspresu, który kupiliśmy za własne pieniądze. Zrzuciliśmy się. Starsi pracownicy wspominali, że dawniej nie trzeba było się zrzucać, gdyż potrzeby nauczycieli zaspokajali rodzice uczniów. Podobno wciąż są szkoły, gdzie tak jest. Ale nie u nas.

Skończyła się więc pewna epoka. Rodzice niczego nam już nie kupią. Pechowo w dniu, kiedy przyszedł ekspres, zaczęła psuć się kuchenka mikrofalowa. Jest bardzo potrzebna, gdyż siedzimy w szkole bardzo długo, czasem nawet dziesięć godzin dziennie. Niektórzy w pracy jedzą śniadania i obiady. A stołówki nie ma. Może się też zepsuć lodówka, prezent od rocznika, który kończył liceum 20 lat temu. 

Na niektórych rzeczach są jeszcze pamiątkowe napisy, abyśmy nie zapomnieli, kto był darczyńcą. Mnie najbardziej wzrusza marmurowa tablica nad zlewem z napisem „Maturzyści 1998”. Kiedyś po wodę do czajnika trzeba było chodzić do toalety, aż jakiś rocznik się zlitował i ufundował nam wodę w pokoju nauczycielskim. To był wspaniały rocznik.

Na pracodawcę nigdy nie mogliśmy liczyć.

PS Przy okazji zrzucania się na ekspres niektórzy nauczyciele oświadczyli, że kawy nie piją, dlatego się nie dorzucą. Przy następnej zrzutce, np. na mikrofalówkę, trzeba będzie wziąć to pod uwagę.