Gdzie te orły i sokoły? Niski poziom kadr w MEN

Wciąż czekamy na publikację ostatecznej wersji nowych podstaw programowych. Profesor B. Śliwerski znalazł w projekcie tego dokumentu tyle wodolejstwa, „banałów, pustosłowia, publicystycznych zwrotów i wyjałowionych, potocznych określeń”, że uznał to za dowód bardzo niskiego poziomu kadr w MEN. Fachowcy czegoś takiego by nie napisali.

Śliwerski skupił się na zmianach w szkole podstawowej (uwagi profesora tutaj). Uznał, że projekt podstaw programowych został napisany bez porządnej diagnozy, bez klarownej strategii, tylko na zasadzie chciejstwa. „O finansach nawet nie wspominam”. 

Wiele jest w dokumencie pobożnych życzeń, np.: „Szkoła zapewnia bezpieczne warunki oraz przyjazną atmosferę do nauki, uwzględniając indywidualne możliwości i potrzeby edukacyjne ucznia”. Inne wyrywki z rządowego dokumentu są jeszcze bardziej życzeniowe, a konkretów brak.

Przedstawione do konsultacji społecznych nowe podstawy programowe są tylko skróconą wersją podstaw, które stworzył PiS. Banały i lanie wody wyszły więc spod ręki pisowskich ekspertów, a wyznaczeni przez Barbarę Nowacką specjaliści tylko je skracają. Ponieważ jednak podpisują się pod nową wersją dokumentu, wygląda, jakby odpowiadali za wszystko i byli autorami każdego słowa. Stąd biorą się nerwy prof. Śliwerskiego.

Lepiej było nie ruszać tego g…, tylko wyrzucić je na śmietnik, a podstawy napisać od nowa. Chodziło jednak o czas, o szybkie zmiany, więc zdecydowano się na podrasowanie pisowskich podstaw programowych, czyli usunięcie z nich najgorszych treści. Zapomniano jednak, że g… nie da się podrasować. Jak pisał Wyspiański w „Weselu”, „nie polezie orzeł w gówna”. Barbara Nowacka polazła i oto skutki. Obawiam się, że ostateczna wersja podstaw programowych, na publikację której wciąż czekamy, nie będzie wiele lepsza od projektu.