Zdalne nauczanie wróciło
Cała moja szkoła przeszła na zdalne nauczanie. Od poniedziałku uczniowie nie przychodzą do budynku liceum. Nauczyciele mogą prowadzić lekcje z domu albo ze szkoły. Większość wybrała dom.
Zachorowała jedna trzecia nauczycieli. Choruje też wielu uczniów. Zdrowi mówili, że boją się przychodzić do szkoły. Najbardziej przerażeni byli maturzyści, którzy w ten weekend mają studniówkę. Nie chcieli się zarazić.
Jednak to nie strach zarażeniem się był głównym powodem wprowadzenia zdalnego nauczania. Zdrowych nauczycieli było za mało, aby zapewnić ciągłość nauczania. Nie było – jak mawia dyrekcja – kim robić. Nie było też kogo posłać na zastępstwo, gdyż każdy jest obłożony godzinami znacznie ponad etat. Uczniami nie miał kto się opiekować.
O przejściu na zdalne nauczanie dowiedziałem się w niedzielę. Okazało się, że służbowy laptop jest za stary, aby poradzić sobie z nową wersją programów. Powaliły go aktualizacje. Musiałem ratować się prywatnym komputerem, też dość wiekowym, ale trochę lepszym od służbowego. Przydałby się obiecany jeszcze przez Czarnka bon na laptop. Niestety, nauczyciele liceów są ostatni w kolejce.
Info o zdalnym nauczaniu tutaj.
Komentarze
Z jednej strony tragedia, z drugiej – ulga.
No bo nie trzeba dojeżdżać do pracy.
Można prowadzić lekcje w kapciach…
Na krótką metę chyba jednak da się żyć.
Jako miłośnik teatru absurdu wyobraziłem sobie taką scenę:
Młodzież spontanicznie przyjeżdża do świetnie wyposażonej szkoły i w klasie przez Teamsy komunikuje się z siedzącym w domu w bamboszach i szlafroku nauczycielem.
Zdrowia i bezpłatnych szczepień życzę!
No, no, tu taka skromność, tymczasem
„Antonina Pokora finalistką w LIII Olimpiadzie Literatury i Języka Polskiego.”
„Antoni Pyżalski finalistą Ogólnopolskiej Olimpiady Filozoficznej ”
Polonistów (wśród polonistek) było wielu, ale filozof tylko jeden?
To też ładne:
XXI Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Prusa w Łodzi to nowoczesna szkoła, która w myśl założeń humanizmu edukacyjnego nastawiona jest na wszechstronny rozwój młodzieży. Oferujemy naszym uczniom możliwość rozwijania wszelkich zdolności, np. językowych, matematycznych, przyrodniczych i artystycznych, ale także sprawnościowych. Kładziemy nacisk na kształtowanie właściwych postaw moralnych, szacunku do ludzi i otaczającego ich świata. Wspieramy kreatywność i otwartość na potrzeby współczesnego społeczeństwa. Odnosimy się do tradycji Polski, Łodzi i naszej szkoły, które traktujemy jako uniwersalną wartość.
Dowiedziałem się też,że w Łodzi funkcję „szkoły węzłowej” dla młodzieży z Ukrainy pełni XXIII LO, czyli ktoś tam w Urzędzie Miasta dobrze kombinuje.
@Płynna rzeczywist@Płynna rzeczywistość 22 stycznia 2024 21:38
„Jako miłośnik teatru absurdu wyobraziłem sobie taką scenę:
Młodzież spontanicznie przyjeżdża do świetnie wyposażonej szkoły i w klasie przez Teamsy komunikuje się z siedzącym w domu w bamboszach i szlafroku nauczycielem”
Nie nadążacie Płynny dziadersie. Nie ma żadnego domu i nie siedzi w nim żaden żaden nauczyciel. Natomiast, w sztucznym domu, w sztucznych bamboszach i w sztucznym szlafroku siedzi Sztuczna Inteligencja.
Płynna rzeczywistość
22 stycznia 2024
Jako miłośnik teatru absurdu wyobraziłem sobie taką scenę:
Młodzież spontanicznie przyjeżdża do świetnie wyposażonej szkoły i w klasie przez Teamsy komunikuje się z siedzącym w domu w bamboszach i szlafroku nauczycielem.
Bohater prowadzi zdalne nauczanie, w bamboszach i szlafroku. Polecam, bo to dobry film: „The Whale” ( Wieloryb)
@PR
W Łodzi ferie zaczynają się za tydzień, teraz mają już wystawione oceny na półrocze. W każdej szkole po wystawieniu ocen spada frekwencja wśród uczniów, oceny odhaczone, można odetchnąć. Te zdalne to dla nich prezent, takie półferie. Przed wakacjami jest tak samo, po wystawieniu ocen uczniowie znikają.
…
Minister Sprawiedliwości – Prokurator Generalny uznaje jako nieistniejące (sententia non existens) postanowienie zabezpieczające wydane przez sędzię Trybunału Konstytucyjnego Krystynę Pawłowicz w dniu 15 stycznia 2024 r. (sygn. Ts 9/24), dotyczące zastosowania przepisów art. 47 ustawy z dnia 28 stycznia 2016 r. Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo o prokuraturze (Dz.U. z 2016 r., poz. 178).
Postanowienie to zostało wydane z rażącym naruszeniem prawa.
„Postanowienie zostało skierowane do wadliwie oznaczonych podmiotów, w tym osób, które w ogóle nie uczestniczyły i nie były stroną postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym. Zostało wydane bez wykorzystania dostępnej drogi sądowej, przez sędziego, który podlegał wyłączeniu z mocy prawa. Jest pozbawione cech aktu stosowania prawa, a tym samym nie może wywoływać skutków prawnych”
A Kamiński i Wasik mają następne doniesienie do prokuratury.
… coraz mniej. W nadchodzących wyborach 20% ??
Usprawiedliwienie, dlaczego podwyżka dla nauczycieli wyglądać ma tak, a nie inaczej.
„Myślę, że Tusk zwyczajnie się przejęzyczył”- kto usprawiedliwia? Pani z ZNP.
https://www.money.pl/gospodarka/znp-o-podwyzkach-dla-nauczycieli-mysle-ze-tusk-zwyczajnie-sie-przejezyczyl-6987473654732929v.html?utm_source=Twitter&utm_medium=social&utm_campaign=ttmoney&utm_term=post&utm_content=money
ktośktoś po cichu cieszy się, że przeżył sanację blog(u/ów), ale dalej jedyne, co potrafi, to szczucie na rząd.
Weźmy ten cytat:
Tak naprawdę nauczyciel początkujący dostanie 1218 zł podwyżki, mianowany – i tu jest problem – tylko 1167 zł, a dyplomowany 1365 zł.
Kto pracował w budżetówce, ten wie, że nauczyciele mają w zasadzie pewną 13. pensję. To oznacza, że nauczyciel dyplomowany tak naprawdę zarabia (bez nadgodzin, premii itp.) X*13/12, gdzie X to jego pensja z umowy o pracę. Czyli np. do 1365 zł dla dyplomowanego trzeba dodać nieco ponad 100 zł, do tego od kilku do 20% za staż pracy i wychodzi nam, że Gospodarz z pewnością dostanie miesięcznie ponad 1500 zł brutto. Z mianowanymi jest faktycznie problem, bo może dopiero włącznie z 20% dodatku za staż pracy jest szansa na dobicie w okolice 1500 (tu oczywiście powstaje pytanie, czy różne dodatki, w tym za wychowawstwo, wzrosną o 30%, co zwiększy szanse na osiągnięcie przeciętnej podwyżki na poziomie 1500). W przypadku nauczycieli początkujących szans na +1500 nie widzę.
Czy to jest problem – wypadałoby zapytać samych nauczycieli a także ewentualnie Tuska, który w swoim czasie mówił o „minimum 1500 zł, CZYLI 30%”. Czarnek, przypomnijmy, dawał kilkanaście procent.
Patrząc z szerszej perspektywy – mamy taki system płac i taki system podatkowy, że trudno znaleźć 2 osoby, które, mówiąc o zarobkach, miałyby na myśli to samo. Na przykład diety poselskie zdaje się, że nie są opodatkowane, uzusowione itd. Wile ludzi zapytanych o swoje zarobki, poda kwotę netto, choć pracodawca poda tzw. brutto-brutto. Z kolei nauczyciele lubią posługiwać się wynagrodzeniami minimalnymi (brutto) z rozporządzenia ministra, choć ich rzeczywiste zarobki, z punktu widzenia płatnika (ministerstwo, samorządy) są pewnie co najmniej o 1/3 większe (13. pensja, dodatek urlopowy („grusza”), premia za staż pracy, dodatki motywacyjne, nadgodziny, obowiązkowe składki pracodawcy itp. itd.).
UWAGA. Uważam, że w rozmowach o wysokości zarobków nauczycielskich w relacji do innych grup zawodowych należy uwzględniać wszystko z wyjątkiem nadgodzin, bo te są wypłacane za pracę dodatkową („pozastatutową”).
@Płynna rzeczywistość 23 STYCZNIA 2024 17:13
ktośktoś po cichu cieszy się, że przeżył sanację blog(u/ów), ale dalej jedyne, co potrafi, to szczucie na rząd.
Tak. Ta wydmuszka ma mocno ograniczony repertuar.
I chyba konkretną blogową “misję” do wypełnienia.
Urokliwe jest to „szczucie na rząd”. Urokliwe. Ważne, że pan kocha rząd miłością wielką, iście romantyczną, z niewidzeniem spraw pewnych.
Na dodatek po niedobrym ministrze edukacji nic lepiej nie zapowiada się pani minister. Jej wywiad w poniedziałek dla Polsat News był czymś niesamowitym.
W tej chwili problem z płacami zdaje się leżeć gdzie indziej niż w tym „1500 zł”. Za moich nauczycielskich czasów były 4 stopnie awansu zawodowego: stażysta, kontraktowy, mianowany i dyplomowany. Czarnek zlikwidował kontraktowego z bardzo prostej przyczyny: zarobki kontraktowych zaczęły przytulać się do zarobków stażystów, które z kolei zaczęły szorować po, a nawet pod poziomem mułu płacy minimalnej. Tyle że pisowcy to mistrzowie odwracania znaczeń: Czarnek niby zlikwidował stopień nauczyciela kontraktowego, a tak naprawdę – mianowanego, redukując mianowanych do kontraktowych – i to bez zmiany nazwy stanowiska pracy! Gdyż albowiem teraz po podwyżkach Nowackiej nauczyciel mianowany – kiedyś nie byle kto w szkole – zarabiać będzie raptem o 150 zł więcej niż nauczyciel początkujący. I tej wielkości relacja między tymi płacami trwa od kilku lat. Po cholerę robić więc awans? I – co ważniejsze – po co ładować się w pracę w szkole skoro jedyny istotny awans, też niczego nieurywający, na nauczyciela dyplomowanego, czeka za wiele lat – i koniec? Przy czym tendencja jest taka, że i ten stopień stopniowo zbliża się, czy też chyli, ku pensji nauczyciela początkującego. Wydaje mi się, że dla młodego człowieka większym motywatorem są zarobki na końcu a nie początku drogi zawodowej.
To jest tragiczne żniwo głównie ostatnich 8 lat, ale nie tylko. Tyle że 8 lat temu nic nie było przesądzone, nie musiało dojść do tego, co teraz mamy.
PS. Można by zrozumieć spłaszczanie zarobków jako efekt świadomej polityki państwa mającej służyć wyrównywaniu szans, sprawiedliwości społecznej. Taki model nordycki w Polsce. OK. Tylko że to spłaszczane przez ostatnie 8 lat było niezwykle wybiórcze. Za felieton do Radia Rzeszów jeden gość („jeden” = konkretne nazwisko) dostawał 4,5 tys zł. Podobnie z zarobkami w i przy NBP czy TVP. Więc to nie była polityka służąca sprawiedliwości społecznej, tylko żerowanie szkodników na budżecie państwa i pracownikach budżetówki.
I jeszcze jedno: to „zgranie” w czasie: nie będzie zadań domowych + podwyżki:
„I to wszystko w czasie, gdy rozgłosiło się podwyżki „minimum 1500zł brutto” w sposób celowy, znając różnicę pomiędzy teoretyczną konstrukcją zwaną średnim wynagrodzeniem a minimalnym wynagrodzeniem nauczyciela dla danego stopnia awansu, od którego większość nauczycieli ma liczone wynagrodzenie i to, jakie się ma kwalifikacje, naprawdę nie ma znaczenia. Od dawna w przestrzeni medialnej istnieje pojęcie średniego wynagrodzenia nauczyciela, które tylko podgrzewa emocje tłumu”.
https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/prace-domowe-nie-beda-zadawane-nauczycielka-uwaza-ze-to-blad/pgnhe9d?utm_source=onetsg_fb&utm_medium=social&utm_campaign=onetsg_fb_48h&utm_term=autor_11&fbclid=IwAR2EoRNNiGAMsG7z5Lqe3Dw1MV8ZjzAPlUrxQrTDmZqj_pwDhvLwcte7PHI
@KtośKtoś
Jaki uroczy i wzruszający ten list, najbardziej zdanie “dziwi mnie, że nie słychać protestów rodziców…”. Nie wiem jaki level odklejenia ma ta pani, bo rodzice dziękują Bogu, że mamy rok wyborów samorządowych, Nowacka ma dzieci w wieku szkolnym i wie z własnego doświadczenia jak jest naprawdę, a Tusk przyklepał temat nagraniem na tt.
Pierwszy raz od lat rodzice i uczniowie są po stronie ministra, a nie nauczycieli. Donald Tusk pokazał, że dziecko to człowiek, nie podczłowiek, obietnica złożona dziecku ma wartość, a łatwe do przewidzenia histerie skwitował mrugnięciem oka.
Darmowa reklama dla PiS na wszystkich kanałach TV.
Wypuszczenie ułaskawionych przestępców Kamińskiego i Wasika nadawane „live”.
Wcześniej obrzydliwe wystąpienie Dudy.
Teraz spodziewam się dopiero zadymy w Sejmie.
Co sobie o tym myślała na prawdę zona Kamińskiego ?
Uchwycony moment, gdy żona Kamińskiego kpi, maski opadły. Coś niebywałego!
https://www.youtube.com/watch?v=Wz7RAAKrJuA
KtośKtoś
Pojęcie średniego wynagrodzenia nauczycieli to nie jest wymysł medialny, a konstrukt od dawna występujący w ustawie „Karta nauczyciela”. Polecam lekturę Rozdziału 5 rzeczonego aktu. I w ten sposób dochodzimy do clou dyskusji. Bowiem albowiem jeśli w jakiejś gminie (podstawówki) lub powiecie (szkoły średnie są pod powiatami, nie?) średnia pensja nauczyciela na danym stanowisku nie przekroczy średniego wynagrodzenia wyliczonego na podstawie KN i zapisu w ustawie budżetowej, to jednostka prowadząca ma tak ustalić regulaminy wynagrodzeń za godziny ponadwymiarowe i dodatki wszelakie, by średnia w placówkach jej podlegających była nie mniejsza niż, zaiste i doprawdy:
– Nauczyciel początkujący: 6 211,22 zł (wzrost o 30,00 proc. o 1 433,36 zł);
– Nauczyciel mianowany: 7 453,47 zł (wzrost o 30,00 proc. o 1 720,04 zł);
– Nauczyciel dyplomowany: 9 523,88 zł (wzrost o 30,00 proc. o 2 197,88 zł).
To są minimalne kwoty średnie łącznie z „gruszą”, „trzynastką”, wysługą lat, dodatkami funkcyjnymi, za wychowawstwo i tak dalej. Nie znaczy to, że każdy nauczyciel dostanie co najmniej 1500 zł więcej, niemniej, zdecydowana większość nauczycieli dostanie więcej niż 1500 zł. Każdy nauczyciel, w tym Gospodarz, będzie też mógł porównać swoją podwyżkę (liczoną uczciwie, z wszystkimi pochodnymi) i określić w ten sposób swoje miejsce w hierarchii dziobania: czy jest pod czy nad średnią?
Gdyby ktoś się czepiał, że wzrost dla początkujących jest o 30% a nie 33%, to z pytaniami i/lub pretensjami proszę udać się do łaskawego dzbana wetującego.
Dodajmy, że nauczycielem początkującym jest się od 2 do maksymalnie 6 lat. Podejrzewam, że większość zdaje egzamin (sic!) po maksymalnie 3 latach, więc grupa ze wzrostem średnim 1433,36 z nie powinna być liczna.
Dziękuję za uwagę.
Żyjemy w ciekawych czasach. Oto bowiem w pewnej szkole dwóch uczniów, synów kochanki dyrektora, dostało się na prestiżowe studia dzięki wynajętemu przez dyra studentowi, który za nich rozwiązywał zadania maturalne wprost do słuchawek w ich uszach. Gdy sprawa się wydała, sąd unieważnił te dwie matury, w dwóch instancjach. Jednak dobry dyro ich uniewinnił i twierdzi, że na mocy tego uniewinnienia oni nadal są studentami.
Teraz trwa batalia prawnicza o to, czy dyro może ułaskawić swoich ukochanych uczniów jeszcze przed egzaminem maturalnym, od razu wpisując im na świadectwie szóstki.
Obalamy mit o Finlandii bez zadań domowywch
W szkole podstawowej mojego dziecka w Espoo prace domowe zaczęły się pojawiać od pierwszej klasy. Oczywiście zadania są proste i nie zajmują więcej niż 10-20 minut. Książka do matematyki jest nawet napisana w taki sposób, że po każdej lekcji – porcji ćwiczeń do zrobienia w klasie – jest pół strony zatytułowane: „praca domowa”. To jedno, dwa zadania, utrwalenie przerabianego tematu. Czasem pojawiają się projekty specjalne związane z większym blokiem tematycznym. Od czasu wprowadzenia w życie nowego programu nauczania nauczyciele pracują w tak zwanych blokach tematycznych omawiających zjawiska. Może to być na przykład „wszechświat” albo „recykling”, „pogoda”. Wszystko wtedy kręci się wokół tego tematu, przedmioty się przenikają, a prace domowe mogą mieć formę projektu. Teraz każde dziecko codziennie wypełnia raport pogodowy: temperatura, siła wiatru, słońce/chmury. Praca nie zajmuje więcej niż 2 minuty. Trzeba było też zabawić się w prezentera pogody i zapisać w zeszycie prognozę pogody na następny dzień (prawdziwą lub wymyśloną). W klasie każde dziecko miało ją zaprezentować przy mapie. Nauczycielka zachęca również, żeby uczniowie czytali codziennie przez 10 minut.
Inne prace domowe z podstawówki? Narysować plan domu czy mieszkania. Pomierzyć różne odległości. Przeprowadzić wywiady z członkami rodziny. Zadania, których nie da się wykonać w klasie, które mają rozwinąć jakieś umiejętności: zadawania pytań, wyobraźni przestrzennej, samodzielnego wyszukiwania informacji.
Im wyższa klasa, tym prac domowych jest więcej. – Staramy się, żeby łącznie nie zajmowały uczniowi więcej niż godzinę dziennie. Czyli z jednego przedmiotu około 15 minut, bo wiemy, że inni nauczyciele też coś zadają – mówi mi Ale Toijonen, nauczyciel języka fińskiego w gimnazjum (obejmuje klasy 7-9) w Espoo
Wypracowania? Też się pojawiają i mogą być związane z omawianiem lektury. W klasach 7-9 uczniowie w ciągu roku zobowiązani są do przeczytania 3-4 lektur. Każda książka jest omawiana na lekcjach i uczeń dostaje też pracę do zrobienia w domu. Tiina Salonen pokazuje mi pracę jednego ze swoich uczniów. Po omówieniu książki dzieci miały przygotować projekt, coś w rodzaju własnej książki, oczywiście na komputerze, w formie graficznej. Składało się na to wymyślone przez ucznia krótkie opowiadanie. To żaden elaborat. Tekst, który widzę, ma około dwóch tysięcy znaków. Nie o długość jednak chodzi, ale o pomysł i wykorzystanie informacji źródłowych. Pod tekstem trzeba było zrobić bibliografię i znaleźć w internecie zdjęcie, które można wykorzystać, nie naruszając praw autorskich. Zatem praca z języka fińskiego, ale wymagająca od ucznia nabycia wielu umiejętności. Cały projekt, począwszy od czytania lektury po zajęcia w klasie i pracę w domu, trwał pięć tygodni.
Prac domowych się nie ocenia w polskim rozumieniu tego słowa, czyli nikt pały nie stawia za brak pracy i nikt nie karze za błędy.
Zazwyczaj sprawdzamy je wspólnie. To pozwala sprawnie przejrzeć całą pracę i zabłysnąć uczniom, jeśli znają odpowiedź. Atmosfera w klasie jest zrelaksowana i uczniowie mówią: tego nie zrobiłem, bo nie wiedziałem jak. Czasem uczeń powie, że nie odrobił pracy, co też jest OK. Może się zdarzyć. Jeśli się często powtarza, poskutkuje gorszą oceną na koniec roku. Mówię tu o uczniach liceum i uważam, że na tym etapie powinni już zacząć rozumieć, że zrobienie tej pracy jest dla ich własnego dobra. Absolutnie nie oczekuję, że rodzice będą pomagać w pracach domowych. Zawsze podkreślam, że jeśli zadana praca jest zbyt trudna, niech po prostu przyjdą do mnie i poproszą o pomoc – mówi Paula.
Nauczyciele zgodnie potwierdzają, że nie oczekują od uczniów prac bezbłędnych. Błędy mówią im, czego uczeń jeszcze nie wie, nie rozumie. Brak odrobionej pracy to również sygnał dla nauczyciela: jest jakiś problem. Może praca była zbyt trudna, może zwykłe zapomnienie, czyli dziecko musi jeszcze nauczyć się systematyczności. Jeżeli do prac domowych zabraliby się rodzice, nauczyciel traciłby informację o stanie wiedzy uczniów. Praca domowa zrobiona ręką rodzica jest bezużyteczna – dodaje Eric Allenbach.
https://wyborcza.pl/7,157035,23364369,obalamy-mit-w-finskiej-szkole-tez-sa-prace-domowe.html
Jeżeli na pracę domową składa się nowy materiał, którego nauczyciel nie zdążył zrealizować na lekcji, to jest to poważny błąd w podejściu do nauczania. Praca domowa może być sposobem powtórki, indywidualnego utrwalenia, niekiedy pomysłem na poszerzenie wiadomości w kierunku swobodnie wybranym przez dziecko, ale nie na wprowadzenie nowego materiału zgodnie z zasadą „sami sobie doczytacie”.
Niedobrze też, gdy praca domowa jest okazją do wystawienia stopnia. Polscy uczniowie są w ogóle permanentnie oceniani. Nasza szkoła przywiązuje relatywnie małą wagę do udzielania informacji zwrotnej, a wielką do stopni. Jeśli dostaję stopień z rozprawki, to mogę nie wiedzieć, dlaczego go dostaję: w jaki to tajemniczy sposób splotły się moja argumentacja, stylistyka, ortografia, wiedza merytoryczna, pomysłowość, tak, że na końcu wypadła mi czwórka? Skądinąd panuje bardzo silne przekonanie wśród nas, nauczycieli i rodziców, że stopnie są czymś, co motywuje dzieci do uczenia się. A stopnie wywołują przede wszystkim bardzo silny stres, który zmniejsza poziom akceptacji dla szkoły.
Wyobraźmy sobie teraz, że za źle zrobioną pracę domową dostajemy jedynkę, co ponoć się zdarza, i to nierzadko. Co z tego, że powiem: możesz tę jedynkę poprawić i będę uważał, że w ten sposób daję dziecku prawo do błędu. Dziecko odczytuje to inaczej. Nie dostało informacji zwrotnej, co poprawiać, jak sobie z tym poradzić – dostało jedynkę, która jest elementem stygmatyzacji. Wtedy włącza się mechanizm unikania. Jeżeli uczeń nie jest rozliczany za jakość pracy, którą włożył w zadanie, tylko za sam efekt, to bardziej mu się opłaca przepisać tę pracę od kolegi, niż pogłówkować samemu.
Według mnie zresztą ci, którzy dostają liczne piątki, też na tym koniec końców tracą. Dzieci z rozmaitych powodów nie podejmują wyzwań. Te, które dostają jedynki, sądzą, że się do niczego nie nadają, a piątkowicze obawiają się, że nie sprostają kolejnym wyzwaniom i stracą dobrą opinię. Prace domowe nie powinny być oceniane na stopień, podobnie zresztą jak większość naszych szkolnych aktywności.
Ogromne ilości prac domowych, o czym w ostatnim czasie jest bardzo głośno, są w dużej mierze skutkiem skandalicznie przeprowadzonej reformy szkolnictwa. Szczególnie obciążeni są uczniowie siódmych, a zaraz ósmych klas. Nauczyciele nie są w stanie zrealizować wszystkiego, co założono w programie, a z drugiej strony próbują wtłoczyć jak najwięcej wiedzy, która – obawiają się – będzie konieczna na egzaminach na koniec ósmej klasy. „Dobra zmiana” wprowadziła tzw. egzaminy wysokiej stawki już dla czternastolatków. Takie egzaminy są selekcyjne i decydują o dalszych losach ucznia, więc presja jest ogromna. To powoduje, że przenosi się pracę do domu. Zaczynają się korepetycje, ponieważ dla wielu rodziców pomoc przy pracy domowej jest za trudna. Raz jeszcze ujawnia się tendencja do prywatyzowania uczenia, przenoszenia na rodziców odpowiedzialności za uczenie dzieci.
Poza tym my, nauczyciele, czasem nie bierzemy pod uwagę faktu, że reszta pokoju nauczycielskiego też zadaje lekcje do domu. Kończy się tym, że czwartoklasista siedzi nad lekcjami dwie i pół godziny dziennie. To jest sytuacja absurdalna, ponieważ dziecko w tym wieku i po dniu spędzonym w szkole nie jest w stanie tak długo skupić się na pracy domowej, zwłaszcza nieciekawej.
Aleksander Pawlicki, ibidem
@PR
PR te wszystkie histerie pełne górnolotnych frazesów, które się teraz przetaczają nt prac domowych są odklejone od rzeczywistości. Wiem jak wyglądają prace domowe w SP i musi to wiedzieć Nowacka. Jest to niewyobrażalna strata czasu dziecka i rodziców. 90 proc.prac domowych nie ma żadnej wartości. Dzieci są tym udręczone, zniechęcone, tracą motywację do nauki, w badaniach wychodzi, że to 2,6 godz.dziennie, 7 i 8 klasa 3,6 godz. codziennie pracy w domu po 7 lekcjach w szkole. Mniej więcej połowę (te same badania OSSKO i Zw.Miast Polskich) muszą z dziećmi odrabiać rodzice. Wielu rodziców nie wie jak je zrobić, nauczyciel oczekuje bezbłędności, trzeba się wstrzelić w oczekiwania. Patologia, przyczyna kłótni z dziećmi, wrzeszczenia na dzieci, kłótni między rodzicami. Wszystko oczywiście zależy od szkoły i poglądów dyrekcji i nauczycieli. Zazwyczaj w szkołach prywatnych nie ma problemu, im słabsza szkoła i słabsza kadra tym większy problem. Wypełnianie całych zeszytów ćwiczeń strona po stronie to specyfika w szkołach na prowincji. Prace plastyczne na przedmioty nieplastyczne. Przepisywanie podręczników i Wikipedii. Od lat były robione badania jak wyglądają zadania domowe w szkołach podstawowych, jak wielkim są zbiorem błędów nauczycieli, ile czasu zajmują. Wszyscy wiedzą, że nic w tej sprawie się nie zmieniało od lat, tylko pogarszało, w tych szkołach gdzie są rozumni nauczyciele miało to ręce i nogi, w pozostałych patologia tylko narastała i schodziła do niższych klas. To była metoda pracy słabych nauczycieli, nie namęczę się, nie muszę nic przygotować od siebie, każe wypełnić zeszyty ćwiczeń i mam dowód, że coś robię. A teraz histeria, że bez konsultacji ze środowiskiem. Środowiskiem, które samo stworzyło ten problem i nigdy nie potrafiło go rozwiązać. To co mówi Nowacka to najlepsze z możliwych rozwiązanie problemu, na które to rozwiązanie środowisko nigdy by nie wpadło, jest mentalnie niegotowe i nigdy nie będzie gotowe. Praca domowa nieobowiązkowa, dla chętnych, nie na ocenę. Nie na ocenę czyli dokładnie taka jak powinna być. Ma rozwijać, dawać możliwość popełniania błędów i dawać informację zwrotną od nauczyciela. Jeżeli ktoś nie chce odrabiać techniki, woli matematykę, to robi matematykę. Tylko te panie, których jedyną metodą prowadzenia lekcji jest robienie strona po stronie zeszytów ćwiczeń nie będą wiedziały co teraz począć. Zeszyt niezapełniony i co teraz? Miałyby lepiej prowadzić lekcje? Efektywniej wykorzystywać te godziny w szkole?
Najbardziej wkurzające jest to, że w internecie jest sporo głosów nauczycieli ze szkół niepublicznych, którzy mówią, że to dobre rozwiązanie. Jeżeli ktoś chce coś powtórzyć, to robi zadania utrwalające, jeżeli chce czegoś trudniejszego, to prosi o trudniejsze. Jeżeli nie czuje potrzeby, to był w szkole, po coś tam był i coś powinien z niej wynieść. A nauczyciel zamiast wydawać polecenie klasie: ćwiczenia od strony do strony, musi się wysilić i zaproponować coś od czasu do czasu co by było rozwijające dla konkretnego ucznia. Jak czytam reakcje tych z publicznych, to wiem, że nic się nie da tam zmienić, etaty zabetonowane na najbliższe 15 lat, prywatyzacja będzie postępować. Szkoda dzieci biedniejszych rodziców, bo zostaną w tych szkołach, z tą kadrą, stracą najfajniejsze lata dzieciństwa, a ich rodzice nawet nie będą wiedzieli, że to była praca bez sensu, bo w tym czasie dzieci ogarniętych rodziców nie wypełniają durnych zeszytów ćwiczeń, tylko prywatnie uczą się na poziomie konkursowym.
Nie znam ani jednego rodzica, którego by wkurzyła Nowacka i Tusk, i który nie byłby zniesmaczony albo wk…ny oglądając popisy nauczycieli jakie odstawiają teraz w obronie swojego ego nie licząc się w ogóle z dziećmi. Wielu nauczycieli zdaje sobie sprawę, że te prace były zadawane patologicznie źle i wiedzą, że lepiej by nie były, bo kadry są jakie są, ale mimo tego będą histeryzować, bo ego ważniejsze od dziecka. Aż się zderzyli ze ścianą, Tusk i Nowacka to nie Czarnek, ludzie ich lubią i będą lubili.
@PR
Dam Panu kilka cytatów.
1. ,,Zadawanie obowiązkowych prac domowych na ocenę nie jest częścią metodyki. Jest ingerowaniem w prywatną sferę życia rodziny….jest to metodyka zagrażająca zdrowiu i zdecydowanie powinna być zakwalifikowana jako niedozwolona. Podobnie jak zakwalifikowano bicie dzieci, które jeszcze niedawno było wpisane w zakres metod wychowawczych. Jeżeli równowaga ma być zachowana dzięki łamaniu praw dziecka, to taka równowaga zdecydowanie powinna się zachwiać. Nauczyciel nie może się równoważyć kosztem dziecka. To dorosły ma odpowiadać za stworzenie warunków adekwatnych dla zdrowego i dobrostanowego rozwoju dziecka, a nie dziecko ma odpowiadać za dobrostan nauczyciela i całego systemu. Wiemy co było w programie wyborczym i wiemy na kogo głosowaliśmy. Nauczyciele dostali podwyżki, zmniejszany jest zakres PP i zakazywane prace domowe.”
2. „ Tak, zadania domowe na poziomie szkoły podstawowej są w obecnym kształcie dysfunkcyjne. Nie chodzi o to, że nie powodują wzrostu wiedzy-bo pewnie jakieś niewielkie korzyści przynoszą, ale mają tak destrukcyjny wpływ na motywację do nauki, generują tak wiele konfliktów między rodzicami i dziećmi, że ich ogólny bilans wychodzi na minus.”
3. „ Mówicie, że nauczyciel potrzebuje AUTONOMII. No, pięknie. Ale TYLKO MĄDRY nauczyciel wie, jak z niej korzystać dla dobra ucznia. Ilu takich znacie? Cała reszta, niestety tej autonomii nadużywa NISZCZĄC umysł i psychikę małego człowieka, zawalając go bezsensowną pracą domową, której nawet nie ma kiedy sprawdzić, używając jej jako narzędzia dyscyplinującego, wzmocnienia autorytetu lub kary.
Trzeba więc Ustawami odbierać możliwość nadużywania autorytetu, bo nie chodzi tu o poprawienie warunków przechowywania kapusty w sklepach spożywczych. Nie chodzi tu nawet o walkę o godne warunki transportu zwierząt domowych. TU CHODZI O ISTOTY LUDZKIE, o małych, niewinnych, bezbronnych ludzi, często padających ze zmęczenia i nie widzących sensu ani szkoły, ani życia, dla których już dziś nie ma miejsc w gabinetach psychoterapeutów i szpitalach psychiatrycznych”.
Wie Pan kto to napisał? Nauczyciele, nie ze szkół publicznych. Niech Pan teraz poczyta głosy z publicznych SP, porówna jaka to jest przepaść mentalna, tu nie chodzi o czesne, tu chodzi o różnice w głowach tych ludzi. Niech te szkoły publiczne padną, powstaną prywatne, i tam dotacjami z budżetu niech się płaci takim nauczycielom, dla których dziecko to człowiek, a człowiek to coś ważniejszego niż ego.
Kraj z dykty, gdzie edukacja i służba zdrowia się sypie, a rządzący opływają w przywileje i sowite wynagrodzenia. Chciałbym wierzyć, że po zmianie władzy coś się zmieni, ale mam coraz mniej nadziei, bo teraz głównym politycznym problemem Polski są panowie K i W. Jakby nic innego nie zakłócało rozwoju tego kraju a za wschodnią granicą nie toczyła się wojna.
Wojna sie toczy nie tylko za wschodnia granica. Jest druga wojna, wrecz swiatowa, ktora sie toczy i bierze prymat.
No ale my mozemy sadzic ze to nas nie dotyczy. Wiec wracajmy do prac domowych i bedziemy w domu
@Róża
Nie wydaje mi się, by zniszczenie szkolnictwa publicznego cokolwiek poprawiło w oświacie. Wręcz odwrotnie. To jak z publiczną i niepubliczną służbą zdrowia – ta druga szerokim łukiem omija ciężkie przypadki.
Chodzą słuchy, że magnesem wyciągającym nauczycieli ze szkolnictwa publicznego do niepublicznego są zarobki. Jeśli tak, to głównym czynnikiem (choć nie jedynym) jest poziom finansowania a nie sposób organizacji (publiczny – niepubliczny). Przy czym zniszczenie oświaty publicznej w dramatyczny sposób zwiększy koszt jej funkcjonowania i stanie się katalizatorem rozwarstwienia społecznego typu kastowego.
Co do zadań domowych – ja w podstawówce może je miałem, może nie, podobno po przyjściu do domu rzucałem tornister w kąt i w nienaruszonym stanie brałem go następnego rano do szkoły. Widocznie te zadania domowe, jeśli były, to dawało się zrobić/odpisać na przerwach. 3 godziny dziennie na zadania domowe w podstawówce to kosmos, moje dzieci (pokolenie gimnazjalne) na pewno czegoś takiego nie przeżyły i ja jako rodzin czegoś takiego nie znam. To jednak ak, jak by spróbować dorosłemu dodać 3 godz. pracy w domu po pełnej 8-godzinnej szychcie w pracy.
Poziom nauczyciela zależy od systemu jego edukacji. Gospodarz kończył studia na początku lat 90., gdzie to jeszcze jako tako z rozpędu funkcjonowało. Być może chciałaby Pani wiedzieć, jak obecnie wygląda kształcenie nauczycieli przedmiotów kierunkowych jak chemia, fizyka, informatyka. Zaczynając od naboru (kto w ogóle decyduje się na specjalizacje nauczycielskie), kończąc na procesie dydaktycznym w szkołach wyższych (co w ogóle motywuje publiczne szkoły wyższe do kształcenia nauczycieli i jakie mechanizmy służą zapewnieniu jakości tego kształcenia?). odpowiedź pośrednią można wydedukować z, echm, obserwacji szkół dzieci własnych i znajomych. Tych przedmiotów uczą dziś sfrustrowani emeryci i absolwenci 3-semestralnych kursów dokształcających, które z rusycystki czy nawet katechety w trymiga zrobią chemika. Kumaty informatyk w szkole to jakiś cud, wypadek przy pracy. Ciężko na ten stan pracowaliśmy przez ostatnie 30 lat. Choć może to nie ciężka praca, a zaniedbanie – zaniedbanie wysiłku dostosowania szkoły do zmieniającego się za jej oknami świata. Prosty przykład: 100 lat temu nauczyciel mógł być jedyną wykształconą osobą w promieniu wielu kilometrów i jeszcze gdy ja chodziłem do szkoły, nauczyciel górował wykształceniem nad zdecydowaną większością rodziców. Dziś to już przeszłość.
Przypomniałem sobie zadania domowe w podstawówce. Te traumatyczne były z prac technicznych, bo wymagały ode mnie posiadania dostępu do rzeczy, których nie miałem w domu (jakieś kawałki drewna, papier ścierny itp.). Innych zadań niż traumatyczne nie pamiętam.
Może inaczej: 100 lat temu nauczyciel mógł po ludzku być głąbem, a i tak na tle powszechnej biedy i ciemnoty był królem-Słońcem. Dziś nauczyciel-głąb jest co najwyżej królem Julianem z Pingwinów z Madagaskaru.
Odczuwa sie przerzedzenie na blogu czy nie odczuwa?
@Płynna rzeczywistość 24 STYCZNIA 2024 10:43
Eeeeee…… Raczej nie. Król Julian był zabawny.
BTW. Ja też jako prace domowe pamiętam głównie prace plastyczne i tzw. „śpiew” (bo mi to najdelikatniej ujmując „nie szło”) i z liceum sążniste wypracowania (nie musiały być sensowne, ale musiały być długie), które potem (nie wiedzieć po co) czytaliśmy na głos na lekcji. I nie daj Bóg, żeby znalazło się w nich coś, co było sprzeczne z przekonaniami pani polonistki.
Pamiętam jeszcze jako pracę domową „słówka” z rosyjskiego i angielskiego (ale to raczej miało sens). Matematyki, fizyki, czy chemii nie pamiętam, ale może dlatego, że mi to szło nieźle.
Natomiast mieliśmy SUPER historię. Pani opowiadała tak, że wystarczyło słuchać na lekcji. Książki były w porównaniu do opowieści p. B. nędzne. Można? Można. Tylko pani B. się chciało. No i bezspornie miała talent. Nigdy nie podnosiła głosu…
Ech…. Żeby tak wszyscy byli tacy…
Czyżby Ortek próbował zagęszczać ten blog ?
Wątpię, czy ktoś pochwali taką inicjatywę.
@PR
PR ja uważam, że to sami nauczyciele zdemoralizowali nauczycieli. Są nauczyciele, którzy są dobrymi merytorycznie nauczycielami i inteligentnymi ludźmi z dobrym kontaktem z uczniami w stylu mentora i dużo od siebie dają, ale zawsze stawali w obronie ogólnie nauczycieli, środowiska. Zawsze usprawiedliwiali błędy, których sami nie popełniali, ale tak z rozpędu bronili kolegów. Nie myśląc przed czym bronią, nie przed złym szefem czy złym społeczeństwem, tylko usprawiedliwiają w ten sposób lenistwo, wygodnictwo, tępotę i krzywdzenie dzieci. Potem ci słabi nauczyciele wbijają im samym nóż w plecy.
Ci słabi potem rzucają im się do gardła jak tylko jest mowa np.o rankingu (wiem, że Panu się to nie mieści w głowie, ale w szkołach z tego absolutnego topu są nauczyciele z innej galaktyki), mowa o zróżnicowaniu wynagrodzeń, pensum itp. I ci słabi niszczą autorytet nauczyciela. Bo nie będzie już nigdy autorytetu z nadania, bo to nauczyciel. Te czasy minęły, nie wrócą, w świecie, w którym można uczyć się z różnych źródeł, mieć różnych mentorów poza szkołą, autorytet będzie miał tylko dobry nauczyciel.
Rozumiem, że koncepcja jest taka: zapłaćmy nauczycielom więcej, dużo więcej, żeby przyszli do pracy młodzi nauczyciele, ten beton się wykruszy i młodzi zmienią szkołę mentalnie na styl prywatnych czy zachodnich. Tylko, że szkoły są zabetonowane na 15 lat. Z całą masą nauczycieli jadących po najmniejszej linii oporu, słabych, przerzucających całą pracę na dziecko i rodziców, leniwych, nic nie robiących poza korzystaniem z gotowców, nawalaniem w dzieci ocenami, zadaniami domowymi i kartkówkami. Jeżeli ktoś myśli, że no trudno, jakoś to trzeba przetrwać, płacić dużo i czekać na naturalną wymianę kadr, to nie bardzo wierzę, że to się może udać. Po pierwsze szkoły interesują tylko tę część społeczeństwa, która ma w nich dzieci. Jeżeli ta część ma czekać latami aż szkoła się zmieni, a ich dzieci mają całe swoje dzieciństwo spędzić w tym co jest, to chyba widać, że to głupi pomysł. Bo każdego człowieka w pierwszej kolejności obchodzi jego dziecko, a nie budowanie jakiegoś systemu na przyszłość. A po drugie jaki młody człowiek chciałby się pakować do pracy w takim miejscu, nawet jakby płacili tyle co na rynku plus wszystkie bonusy, które oczywiście nauczyciele nie rozumieją, że są bonusami, czyli mała liczba dni pracy w roku w porównaniu do innych zawodów, roczne urlopy zdrowotne, nieusuwalność, możliwość wykonywania częściowo pracy poza miejscem pracy, brak problemów z zapewnieniem opieki własnym dzieciom w dni typu ferie świąteczne, zimowe, wakacje . Tam gdzie to jest zabetonowane tymi gnuśnymi paniami w wieku menopauzy, z wiecznymi pretensjami do wszystkich o wszystko, nie ma wizji szkoły i żadnych ambicji, to jest to toksyczne środowisko pracy dla młodego człowieka, szkodliwe dla jego psychiki. Do takiego miejsca mogą przyjść pracować tylko ofiary losu. Bardziej rzutcy wybiorą pracę w innym miejscu, z innymi ludźmi, żeby się nie udusić. Moje dziecko ma taki tekst: jeżeli jesteś w miejscu, w którym jesteś najlepszy, to znaczy, że jesteś w niewłaściwym miejscu i trzeba ruszyć dalej.
Dlatego pomysł na przeczekanie, torpedowanie wszelkich zmian, co właśnie odstawiają nauczyciele, żadnych pozytywnych skutków przynieść nie może, będzie po cichu postępowała dalsza prywatyzacja.
Nowacka próbuje szkołę zmienić na taką, w której dobrze czułoby się dziecko i do której mógłby przyjść pracować młody człowiek po studiach. PR młodzi nauczyciele częściej występują w szkołach prywatnych, a całościowy bilans ich wynagrodzeń i bonusów wcale nie jest tam taki rażąco korzystniejszy.
Baron5 juz POchwalil. No to i chwala Mu.
Szczegolnie POchwala sie Pana Barona/Graffa5 za POwstrzymaniem sie z hunwejbinskim nawolywaniem Gospodarza do wiadomych interwencji
m^2
Być może dzięki tym wypracowaniom dziś wiesz, gdzie stawiać przecinki? Brzmi humorystycznie (tyle pracy, żeby nauczyć się interpunkcji?), ale problem jest poważny: myślę, że nie więcej niż 10% dorosłych jest w stanie napisać tekst liczący ok. 2000 słów (żadne fanaberie: po prostu raport, opinia, podanie z uzasadnieniem) poprawny pod względem językowym (od ortografii i interpunkcji po spójny, logiczny przepływ myśli od pierwszego do ostatniego zdania). Tego nie można osiągnąć bez wcześniejszych wprawek w pisaniu z interakcją (opinią nauczyciela). Należy tylko ubolewać, że „wypracowań” nie praktykuje się na innych lekcjach (np. matematyki czy fizyki).
Tyle że aby wprowadzać zmiany, także takie, należy ze środowiskiem to skonsultować. A pani minister wprost przyznaje: „Nowacka o wycofaniu prac domowych. „Konsultowane przede wszystkim z młodzieżą”.
I o ile są durne prace domowe, to nie należy od razu zmieść wszystkie. Ustalić, porozmawiać, a nie odgórnie zadecydować. „Nie będzie niczego”.
To w sumie znieśmy obowiązek szkolny.
Za to zgadzam się z tym:
„Nie wydaje mi się, by zniszczenie szkolnictwa publicznego cokolwiek poprawiło w oświacie. Wręcz odwrotnie. To jak z publiczną i niepubliczną służbą zdrowia – ta druga szerokim łukiem omija ciężkie przypadki.”
https://www.rp.pl/edukacja/art39730191-nowacka-o-wycofaniu-prac-domowych-konsultowane-przede-wszystkim-z-mlodzieza
Orteq
24 stycznia 2024
Graffa5 za POwstrzymaniem sie z hunwejbinskim nawolywaniem Gospodarza do wiadomych interwencji.
Zasadniczy błąd w sztuce.
Nigdy nie prosilem Gospodarza o pomoc. Sam zwykłem lać brudną szmatą od podłogi, w pysk … etc.
@Płynna rzeczywistość 24 STYCZNIA 2024 13:27
Może i tak.
Ale z historii ciągle wiele pamiętam, a z j. polskiego tylko męczarnie co napisać „żeby się pani podobało” i było odpowiednio wodniste.
Onegdaj widziałem jakiś amerykański (?) film w którym w ichniejszej „High school”, ale z górnej półki, zadania były takie: Stawiam problem, i Kowalski będzie „za”, a Nowak „przeciw”. Należy solidnie uargumentować swoje stanowisko. Ustnie, pisemnie, w debacie. To jest (moim zdaniem, rzecz jasna) to czego się *trzeba* nauczyć na lekcjach języka polskiego. Od tego zależy, czy absolwent będzie ryczał niczym „Gaudenty jak lew rozruszony gdy Hiacynta na ziemi zobaczy”, czy też spokojnie, bez uciekania się do inwektyw, przedstawi i uzasadni swoje opinie, czy przekonania.
A teraz jest tak, że przychodzą ludzie po niby dobrych szkołach, z piątkami „z polaka”, a głupiej instrukcji nie potrafią napisać.
@KtośKtoś
Nikt nie zmiata dobrych prac domowych. Nikt. Po prostu uczeń jak nie odrobi durnych, to nie może dostać za to oceny. I tyle. Za odrobienie niedurnych też nie dostanie oceny. Problem w tym, że przyznanie uczniom i rodzicom jakiegokolwiek wyboru nie mieści się wielu w głowie. Nie mieści się, mimo, że wiedzą, że tylko dziecko było ofiarą niekompetentnego nauczyciela zawalającego je pracami durnymi i odbierającego mu tym dzieciństwo. Dawniej durne prace też były, ale było ich na tyle mało, że można było przymknąć oko, bo zabierały mało czasu, teraz zabierają dzieciństwo. I nie ma na to zgody.
Jak błyskotliwy byłby wynik konsultacji ze środowiskiem???
Mogę go przedstawić i bez konsultacji. Serio mogę napisać sprawozdanie z przebiegu takich konsultacji, pomysłów, które by się pojawiły w ramach konsultacji, reakcji jakie by wywołały te pomysły, a potem wnioski końcowe.
@PR
Są 3 osoby wypowiadające się publicznie nt edukacji, które warto czytać. Dudek-Różycki (mam do niego słabość jak do Tuska), Mikołaj Herbst i chyba Jędrzej Witkowski (najmniej czytałam). Łączy ich wspólny mianownik- są młodymi facetami z dr., duży poziom wiedzy ogólnej, rzeczowość, kultury prawnej (a to rzadkość, większość chyba niewiele rozumie, dlatego histeryzują) i przekonanie, że dziecko to człowiek, nie worek kapusty, zasługuje na edukację, a nie traktowanie z buta.
@Róża,
Nowi, dobrze wyedukowani, chętni do pracy młodzi nauczyciele nie przyjdą do szkół, bo, powtórzę, ich nie ma i długo nie będzie na uczelniach. Ta zapaść ma to do siebie, że jest wielonarządowa.
Żeby za 6-10 lat pojawili się pożądani dziś kandydaci do zawodu nauczyciela, należałoby już dziś nakręcić „Belfra Mateusza” (może do szkoły dojeżdżać rowerem) albo rymejk „Czterdziestolatka” z belfrem Karwowskim w roli głównej. Tylko kto dziś ogląda telewizję?
No nie. Rower odpada, chyba że w proekologicznej Warszawie. Poza Warszawą Belfer Mateusz musi ze swojej podmiejskiej willi dojeżdżać do szkoły wypasioną furą.
@PR
Może na tym odcinku pedagogicznym na studiach, nie wiem jak to się nazywa, specjalizacja nauczycielska czy coś takiego, ich nie ma. Ale oni są na rynku, bardzo, bardzo wielu studentów i doktorantów uczy prywatnie. Bardzo dobrze uczą. W zasadzie to nawet za dobrze, przez co rodzice widzą, że dzieci niezmotywowane, raptem robią się jakby bardziej zmotywowane i chętne do uczenia się, bez wywierania presji.
@Róża
Ale to jest BARDZO, BARDZO, KOSZMARNIE BARDZO drogie nauczanie.
Pytam dra Googla, a on mi na to „40-400 zł/godz”. Domyślam się, że od łebka. Przecież nikt nie zamawia korepetycji dla grup 35-osobowych. Dodajmy, że korepetytor nie odpowiada za bezpieczeństwo czy wychowywanie uczniów.
@PR
PR żeby za 6,10 lat pojawili się pożądani kandydaci do pracy w szkole, to szkoła musi zmieniać się już dziś, robić się jakoś fajniejsza. Nie może być czymś co uczeń chce jakoś przetrwać, bo wtedy nie będzie chciał do niej wrócić.
@PR
PR jest różnie, są indywidualne, są też zajęcia grupowe albo zdalne, generalnie nie jest to tak drogie jak sobie to ludzie wyobrażają, a jakość jest taka, że niewielu nauczycieli ma taką wiedzę, a na pewno nie ci z SP. Skuteczność i atmosfera też nie z tego świata, w którym pani histeryzuje, że nie będzie mogła zadawać wypełniania zeszycików ćwiczeń na ocenę. Pani po zdalnej onlajnówce.
Niech Pan też weźmie pod uwagę, że tj.stawka za godzinę realnie wykonywanej pracy polegającej na uczeniu, nie 45 min., z czego jeszcze mniej nauczania. Nie płaci się za przygotowanie do pracy, za wakacje i wszystkie dni wolne od nauki w SP, czyli pół kalendarza w ciągu roku, za roczne urlopy zdrowotne.
@PR
I jeszcze w cenie, zamiast wypełniania zeszyciku ćwiczeń od strony do strony i innych bzdur w połączeniu z fochem, ma Pan mentoring, zarażanie pasją. I takich ludzi jest dużo na rynku.
A tymczasem czytam sobie te histerie, że bez konsultacji ze środowiskiem, tym środowiskiem, które stworzyło taką patologię bezsensownego odbierania dzieciństwa bez żadnej wartości dodanej w zamian, w każdym razie na pewno ta minimalna wartość nie była warta swojej ceny. W tym kraju nie ma tylu psychiatrów dziecięcych , żeby to kontynuować.
@60+
Wg mojej wiedzy katechetycznej, z 4 dorosłych zaangażowanych w ten proceder, 2 zasługują na zaszczytny tytuł na literkę c, a może i k. Dzieciom grozi zaś literka b. Nie wiem, na jaką literkę zapracował sobie ksiądz i wszyscy tam obecni. Może jakiś uczeń zapyta swojego katechety?
PS. Coś mi nie pasowało, więc sprawdziłem, że „Zapytać może się łączyć zarówno z biernikiem, jak i z dopełniaczem”. Jak pisać maturę z tak porąbanego języka?
@Róża
13 lat temu córka pisała w liceum próbną maturę z polskiego..
Nauczycielka oddając sprawdzoną pracę powiedziała – ” wg starych zasad oceny miałabyś bdb ale wg obecnie obowiązujących dost.
Jaka zatem była ta praca – bardzo dobra czy dostateczna?
Dzisiaj gdy dzieciak rozwiąże zadanie poprawnie ale inną metodą niż jest w podręczniku otrzymuje ocenę negatywną a w moich czasach otrzymywało się dodatkowy plus za to, że wiedział więcej niż jest w podręczniku..
Po 40-tu latach pracy zawodowej z wiedzy szkolnej pozostało jakieś 10-20% – pozostałe 80-90% to wiedzą nabyta w czasie pracy..
Tak więc ukończenie szkół to nie jest KONIEC lecz POCZĄTEK nauczania gdyż człowiek uczy się przez całe życie.
@Róża
Zgadzam się, że to nie są duże pieniądze, 1000 zł. podwyżki dla 700 tys. nauczycieli to niecałe 50 zł na ubezpieczonego w ZUS. Pewnie mniej niż ten ubezpieczony na alkohol i papierosy wydaje, że użyję nieco pokrętnych argumentów.
@PR
https://torun.wyborcza.pl/torun/7,48723,30628976,listy-do-nowackiej-mlodzi-z-ogolniakow-pisza-do-ministry-edukacji.html?
PR proszę przeczytać, ja się popłakałam ze śmiechu. Nauczyciele dokonują teraz samozaorania tocząc walkę o prace domowe na oceny, a tymczasem uczniowie piszą listy do ministra, w których w zawoalowany, grzeczny sposób pokazują beton nauczycielski z sugestią wysłania na kursy z psychologii. Serio się popłakałam, nauczyciele betonowi mają ich gdzieś, ci niby bardziej wrażliwi opowiadają o armiach psychologów, których trzeba zatrudnić w szkołach, a uczniowie piszą, że to nauczycieli trzeba wysłać do psychologów 😉
Jak nauczyciele poradzą sobie z faktem, że uczniowie bardziej ufają Nowackiej niż im? Licealiści to wielki elektorat na następną kadencję 😉
@PR
Jak Pan to policzył? Koszt podwyżek 23 miliardy, nie styka się na pierwszy rzut oka z liczbą ubezpieczonych.
@PR
Jak Pan lubi liczyć, to Panu podam jak w liczbach wygląda jakość edukacji w SP. Uczeń w domu uczy się 18 godz.tygodniowo w 7 kl., w szkole ma poza michałkami 24 normalne lekcje, w sumie z religiami 35. Tj. 18 godzin zegarowych normalnych przedmiotów i na to przypada 18 godzin pracy w domu. Jeden do jednego.
Róża 24 STYCZNIA 2024 18:28
Ale oni są na rynku, bardzo, bardzo wielu studentów i doktorantów uczy prywatnie. Bardzo dobrze uczą.
Korepetycje a uczenie w szkole to są zupełnie różne rzeczy. Kto nigdy nie uczył w szkole, mając na głowie całą klasę, cały materiał, i całą odpowiedzialność, ten nie wie o czym mówi. Nie rozchorujesz się, nie zaśpisz, nie odwieziesz dziecka do lekarza. Z sukcesów korepetycyjnych nie wyciągałabym żadnych wniosków. To się tak ma do siebie jak kąpiel w wannie, i kąpiel w morzu w czasie sztormu, kilometr od brzegu.
Mnie nie dziwi, że panie, jak je nazwałaś, „menopauzalne” są wydrenowane z pomysłów, zapału i energii. W wielu korporacjach zwalnia się ludzi „w pewnym wieku”, ale w Stanach z sowitą odprawą, żeby nie poszli do sądu. Co proponujesz tym paniom? Czy mamy wysyłać nauczycieli na emeryturę po 20 latach przy tablicy? To nie jest zły pomysł, jeśli jest ich kim zastąpić, ale to jest marnowanie ludzkiej wiedzy i doświadczenia. Na uczelniach to trochę lepiej działa, bo profesor ma znacznie mniejsze obowiązki niż doktor. Może w szkołach też da się przeprowadzić takie zmiany. Pół etatu za minimalną stawkę tego nie załatwi.
@Izabela
W wielu krajach nauczyciel nie ma nieusuwalności jak u nas, w innych ma, ale często jest to połączone z bardzo trudnym egzaminem wstępnym umożliwiającym wejście do zawodu.
Uprawnienia do nauczania przedmiotu można u nas zdobyć na podyplomówkach onlajn, wielka ściema, z której śmieją się sami nauczyciele. W Polsce można uczyć przedmiotu, z którego się samemu zupełnie niczego nie rozumie. Można być absolwentem pedagogiki i zrobić uprawnienia do nauczania fizyki, chemii, matematyki. Mając po zdobyciu uprawnień zerową wiedzę.
Jeżeli chodzi o wynagrodzenia to na UW przeliczano ile zarobiliby absolwenci poszczególnych kierunków, gdyby nie pracowali w szkole, tylko na wolnym rynku. Po podwyżkach, które teraz będą, tylko ścisłowcy w dużych miastach zarabialiby na rynku dużo więcej. (Polecam prof. Herbsta, on to bada od lat). Absolwent polonistyki po 4 latach pracy zarabiałby poza szkołą 10 proc.wiecej niż w szkole. Przed podwyżkami. Teraz będzie podwyżka 33 proc.
Liczba godzin pracy w skali roku przy tablicy nauczyciela SP w Polsce jest jedną z najniższych na świecie , 500 godz.z kawałkiem, w Niemczech to ponad 700.
Ta przykładowa pani, o której piszemy, żeby wyrobić to pensum przychodzi do pracy 4 dni w tygodniu np.na godzinę 8.00 i wychodzi ze szkoły o godzinie 11.30, a piątego dnia przychodzi na 8.00 i wychodzi o godz. 9.40. Dokładnie tyle czasu łącznie z przerwami przebywa w szkole i ma wyrobione pensum. 4 dni po 3,5 godz zegarowe i jeden dzień 1godz.40 min.
Nie widzę żadnego powodu, żebyśmy nie mogli oczekiwać od niej po prostu uczciwej pracy, za którą pobiera wynagrodzenia. Żadnego. W żadnym innym miejscu nie mogłaby sobie pozwolić na przerzucenie swojej pracy na innych. Natomiast w wielu, bardzo wielu szkołach tak to wygląda. To nie jest normalne, że polski nauczyciel pracuje najmniej godzin w ciągu roku, a jego pracę wykonuje w domu rodzic. Polski uczeń spędza w domu na zadaniach domowych, nauce do kartkówek ( wg badaniach z 2018 r.średnia liczba w 7 kl.kartkówek w tygodniu to 3, sprawdziany 2-3, tj.niespotykane nigdzie indziej testowanie dzieci) więcej czasu niż w krajach OECD. Wg zaleceń ekspertów to powinna być w starszych klasach SP maksymalnie godzina dziennie, u nas jest 3,6 godz.
Jest Pani sobie jako psycholog w stanie wyobrazić dziecko 12,13 letnie, które codziennie w szkole jest 7 godzin, po szkole siedzi nad lekcjami 3,6 godziny codziennie, ma kilka testów w postaci sprawdzianów i kartkówek w tygodniu, praktycznie każdego dnia jest oceniany, testowany?
Naprawdę to jest normalne, że nauczycielka, która jest w szkole tylko 3 godz.zegarowe dziennie, nie może poprowadzić lekcji w taki sposób, żeby uczeń wynosił coś z lekcji, a nie mniej więcej na każdą godzinę lekcyjną przedmiotu normalnego (czyli nie tzw.michałka) , musiał poświęcić w domu kolejną godzinę pracy? Przecież idea pensum polega na tym, że to nauczyciel, który ma tak niskie pensum, powinien przygotować się do prowadzenia lekcji i na to zakłada się dodatkową godzinę. A u nas jest odwrotnie, to uczeń, który ma dwa razy tyle godzin co nauczyciel, (35 godz. łącznie) w szkole, w domu jeszcze 18 godz. uczy się tego czego miał nauczyć się w szkole.
To nie chodzi tylko o to, że tym paniom się nie chce, ale o to, że koszty tego płacą w Polsce dzieci, bo pracują 10 godz.na dobę. I jak ministerstwo próbuje to zmienić, bo my w Polsce naprawdę nie mamy psychiatrów dla tych dzieci, to nauczyciele stawiają opór.
@gospodarz
Gospodarzu w tym artykule o pracach domowych powinien Pan się uczciwie podpisywać, że jest to głos ZNP, bo wygląda to jakby był to normalny artykuł napisany przez dziennikarza.
1. W Polsce w SP nie ma żadnych dużych przepełnionych klas. To my chodziliśmy do klas przepełnionych, w których było po 36 osób. Teraz takie klasy są tylko w liceach. W szkołach podstawowych są do 25 osób. Średnia na klasę to w Polsce 18 uczniów, 21 w miastach, 15 na wsi. W Niemczech średnia na klasę to ponad 21 osób i nikt nie katuje uczniów SP tyloma godzinami pracy w domu.
2. W klasach wiejskich czyli tych małych uczniowie są jeszcze bardziej przeciążeni wg badań z 2018, teraz z 2023 to samo. I mają gorsze wyniki E8.
3. To wstrętne za pomocą udawanej troski o przemęczone dzieci załatwiać sobie ochronę etatów na czas niżu w SP. Jak z pisarza można się tak przeistoczyć w zetempowca? Chcecie zmniejszać klasy, chociaż wiecie, że to żadnego przeciążenia uczniów nie zmniejszy, bo przyczyna leży w metodach pracy kadry. Będziecie w ten sposób załatwiać etaty, tylko matematyków te dzieci nadal dzięki Wam nie będą miały, czyli kto nie ma zapobiegliwych rodziców będzie miał zamknięte drzwi do dalszej edukacji, bo w małej klasie pouczy go wykształcony onlajnowo podrabiany matematyk.
@ gospodarz
Gospodarzu jeżeli Pan pisze takie teksty, że przyczyną są duże klasy, chociaż nie ma w SP dużych klas, są mniejsze niż w bogatych Niemczech, to proponuję przywrócić tu Mauro i spółkę. On też obok prawdy nigdy nie stał.
Fortuna(?) kołem się toczy.
U Szostkiewicza urągają i to jeszcze jak, a tu nawet, że PiS to f… partia, nie można napisać. 🙁
Bardzo ciekawa dyskusja. Pani Izabella spiera się z panią Różą i obie mają rację! Takie cuda możliwe tylko na blogu polonisty.
@60+
A co kolega powie na taką łamigłówkę rodzinno-państwowo-etyczno-erotyczną (źródło informacji nr 1: Ewa Stępniak, adwokat)
żona Mariusza robiła aplikację u doradcy Dudy i ma z nim dziecko. Dodatkowo miała kancelarię z Ernestem Bejdą, a jej bratem jest ziobrowy prokurator, który pracował przy sprawie przecieków przy aferze gruntowej.
No, no, pierwsza żona Mariusza K. to też doradczyni dudy ze skromną pensyjką tak pod 40 kafli miesięcznie. Rodzinka na swoim+!
To ciekawy materiał do analizy przy okazji omawiania literatury wojennej:
Dziennikarka: Czemu nie ma dziś w Sejmie Kamińskiego i Wąsika?
Jarosław Kaczyński: Nie ma ich ponieważ mogą być w bardzo złym stanie zdrowia w związku z pobytem w więzieniu. Stosowano wobec jednego z nich tortury i to personalna decyzja Tuska i za to odpowie.
Dziennikarka: Wczoraj u Prezydenta nie wyglądali jak ofiary tortur.
Jarosław Kaczyński: Mój wuj, który był torturowany przez GESTAPO żył potem przeszło 90 lat.
Dziennikarka: Myśli pan, że można to porównywać? Jarosław Kaczyński: Można porównywać, bo niemieckie związki pana Tuska na to wskazują.
@Płynna rzeczywistość 26 STYCZNIA 2024 2:17
Kaczap zapodał, że obecny sejm jest fikcyjny. Hołownia odparł, że w takim razie żadna pensja się kaczapowi nie należy :)
Och ten Herr Tusku. Dopiero ktos nas do Unii NAPRAWDE wciagnie.
Ten Kwach to udawaniec zwykly byl.
Musi co byc weekend, nawet dla wyrobnikow pior blogowych.
Pochwala sie, Gospodarzu!
@ PR :
„: Nie ma ich ponieważ mogą być w bardzo złym stanie zdrowia w związku z pobytem w więzieniu..”
Czyli pan W też jest na odwyku ?
(Ważnym elementem terapii jest odcięcie od srodowiska w którym uzalezniony przebywał i w którym pił ) Bo z całą pewnością na Wiejskiej było mnóstwo kolegów od flaszki.
Ten Holownia to szczodry niczym Santa Clause.
Ho Ho Ho! The only way to go do Sidry. PO tak owocnej prezydenturze
@60+
Tu nie chodzi o paliwo wyborcze. Kaczyński to paranoik. Dla niego wrogiem jest wszystko i każdy, kto stoi na drodze do pełni jego władzy, do tego, by przeszedł do historii jako „emerytowany zbawca narodu”. Akurat dotąd głównym problemem była Unia, którą werbalnie utożsamił z Niemcami. Podobnie zawsze, gdy mówi Polska, ma na myśli PiS. a gdy mówi PiS, ma na myśli siebie. Mój ulubiony cytat o tym niedorobionym zbawcy:
Język wprowadzony przez Jarosława Kaczyńskiego do polskiej polityki, następnie podchwytywany i rozwijany przez działaczy partii, prawie przestał być narzędziem komunikacji, przejmując rolę politycznego cepa. Zalewa nas, używając określenia Aleksandra Smolara – „apokaliptyczno-spiskowy bullshit”, czyli słowne fekalia, bez żadnego odniesienia do prawdy. Skala manipulacji językowych, jawnych kłamstw, cynicznego odwracania sensów, agresji, insynuacji – nie znajduje żadnego uzasadnienia w realiach politycznych czy społecznych. Pal sześć, że ta władza obraża inteligentów, ona też obraża inteligencję.
Autor: Jerzy Baczyński
Źródło: „Polityka” nr 42 (2625), 20 października 2007, s. 12.
Oczywiście nie jestem psychiatrą, ale znałem gościa, który, jak się zorientowałem po numerze choroby statystycznej na zwolnieniu, leczył się psychiatrycznie. Nie wiem, czy to była paranoja, czy co innego. Wiem, że człowiek potrafił miesiącami funkcjonować zupełnie w granicach normy. Miałem okazję słuchać, jak przekonywał do swoich racji różne osoby z różnych szczebli organizacji. Za każdym razem był niezwykle przekonujący. Każdemu mówił sprzeczne rzeczy. Nikogo nie szanował. Osoby z dołu drabiny lekceważył (gdy tego nie słyszeli), tym z góry kadził. Każdemu wg potrzeb. Własnych. Powtórzę: mówił logicznie, przekonująco, miał masę pomysłów. Jednocześnie tak jakby całkowicie pozbawiony był sumienia. Jeśli nie kradł to nie dlatego, że tak mu mówił imperatyw wewnętrzny, tylko ze strachu przed karą.
Jak to jest, że Polską od ponad 20 lat z niewielkimi przerwami rządzi paranoik – to już inna sprawa. Widać ludzie bardzo chcą słyszeć proste kłamstwa. Przecież nawet gdy rządziła PO, to Kaczyński konstruował główne tematy debaty publicznej, jawnie manipulując mediami. Wszystko to, od układów i spisków PRL-owskich służb po „zamach smoleński Putina i Tuska”, okazało się kłamstwem, wszystko służyło jednemu – zdobyciu, a następnie utrzymaniu władzy (prawda, że to ciekawe, że od tylu lat nikt już nie przypisuje udziału w „zamachu” politycznie bezzębnemu już „Komoruskiemu”?). No cóż, pod względem zbiorowej podatności na manipulacje jako społeczeństwo nie jesteśmy żadnym wyjątkiem. Jeśli jednak władza budowana jest na kłamstwie, to spontanicznie otacza się ludźmi obślizgłymi, co w tej chwili widać w sposób doskonały. Jakby od 8 (w ścisłym pisowskim gronie: od 20) lat funkcjonowała w Polsce wirówka oddzielająca ludzi uczciwych od szumowin, przez większą część tego czasu kierująca jednak tych drugich w stronę władzy zamiast rynsztoka. Całe szczęście, że nie jesteśmy dużym i silnym krajem, co przynajmniej uchroniło nas od pokusy militaryzmu i, w konsekwencji, od nieodwracalnych awantur międzynarodowych. Ot, wódz-buc na miarę naszych możliwości.
Powiązanie pensji nauczycieli ze średnim wynagrodzeniem – projekt do komisji
https://www.prawo.pl/oswiata/powiazanie-pensji-nauczyciela-ze-srednim-wynagrodzeniem,511033.html
Jeżeli to, lub coś podobnego przejdzie, to będzie to wielki, choć odsunięty w czasie sukces nauczycielskich strajków z 2019 r. Nie liczyłbym jednak na szybkie procedowanie tego projektu.
— Nie wrócę — mówi krótko Agnieszka Wachnik, była nauczycielka języka polskiego w jednej z krakowskich szkół podstawowych, która z zawodu odeszła w 2022 r. — Podwyżki być może utrzymają w zawodzie tych, którzy już pracują. Ale nie znam nikogo, kto by odszedł, przekonał się, jak wygląda paca poza oświatą, i chciał wrócić. To jest zupełnie inna jakość pracy, inne wymagania i oczywiście wynagrodzenie – dodaje. (…) Obecnie udziela korepetycji z języka polskiego kilku uczniom, a na pełen etat pracuje jako testerka oprogramowania. (…) W ostatnim roku mojej pracy, gdy stałam pod tablicą, ukruszył mi się ząb. To był koniec miesiąca, a ja nie uwzględniłam w budżecie wydatków na dentystę. (…) W ciągu niespełna siedmiu lat, pod koniec pracy, już miałam objawy wypalenia zawodowego. Bo jako polonistka dawałam z siebie bardzo dużo, a w zamian dostałam niewiele i nie mówię tutaj tylko o wynagrodzeniu. (…) Trzeba zmienić cały system i podejście ludzi do zawodu nauczyciela. A to łatwe nie będzie, bo system jest jak puszka Pandory. Otwarta, wyrzuca z siebie kolejne problemy
Podkreślenie moje. Jak bardzo zmienia się otoczenie, w którym funkcjonuje szkoła. Jeszcze niedawno nauczyciel z likwidowanego gimnazjum mojego dziecka odszedł do rodzinnej stacji benzynowej, a tu – patrzcie państwo – testerka oprogramowania! Natomiast na skruszony ząb jeden z poprzednich wiceministrów doradzał zrobienie sobie dziecka, a najlepiej dwóch. Za 1600 zł ząb się naprawi i jeszcze dla ojca coś zostanie. Genialna recepta.
https://www.onet.pl/styl-zycia/onetkobieta/barbara-nowacka-do-nauczycieli-wracajcie-odpowiedz-jednej-z-nich/8kr8yq4,2b83378a
Wiec ten JK wciaz rzadzi?
Nie do wiary czary mary
Zdalne nauczanie to nic dobrego dla polskiej młodzieży. Rzadko kto teraz czyta książki, w których możemy znaleźć dużo wiedzy https://matfel.pl/product-pol-378407-Upadek-cesarstwa-rzymskiego-Peter-Heather.html. Ta książka wnosi wiele wiedzy do życia czytelnika, każdy nasz obywatel powinien ją przeczytać.