Biskupi upierają się przy dwóch godzinach religii

Nawet kardynał Grzegorz Ryś, wydawałoby się jeden z najrozsądniejszych duchownych w Polsce, nie widzi zalet w ograniczeniu lekcji religii. Upiera się, aby uczniowie chodzili na dwie godziny w tygodniu, a nie – jak chce ministra edukacji Barbara Nowacka – tylko na jedną. Jako argument łódzki hierarcha podaje, iż religia to dobra rzecz (szczegóły tutaj).

Jest wiele dobrych przedmiotów w szkole, które wpycha się uczniom w nadmiarze. Nie tylko religii jest za dużo, ale także historii, hit-u, wf-u, godziny wychowawczej oraz języka polskiego. Wszystkie przedmioty nieegzaminacyjne powinny być nauczane w wymiarze jednej godziny w tygodniu, egzaminacyjne zaś w wymiarze dwóch-trzech godzin, lekcja wychowawcza raz na dwa tygodnie wystarczy. Zamiast hit-u choćby psychologia. Uczeń powinien mieć obowiązkowo maksimum sześć lekcji dziennie, a w klasie maturalnej pięć. 

Zauważyłem, że uczniowie mojego liceum mają jedną godzinę informatyki w tygodniu (tylko przez trzy lata) i dwie godziny religii (przez cztery lata). W sumie podczas nauki licealnej mają ok. 90 godzin informatyki i ok. 240 godzin religii. Lepiej nie pochylać się nad planami lekcji, bo można w nich dostrzec więcej takich dziwów. Na szczęście młodzież nie chodzi na lekcje, które uważa za niepotrzebne. Jedna godzina religii w tygodniu mogłaby zatrzymać trend wypisywania się z tego przedmiotu. 

Gdyby kardynał Ryś to rozumiał, sam zabiegałby o ograniczenie nauczania religii do jednej godziny w tygodniu. Co po dwóch godzinach, gdy frekwencja jest bliska zeru? Tak, ocieramy się o zerową frekwencję, więc po co upierać się przy dwóch godzinach? Po co Kościołowi ta fikcja? Jezu, tu nie ma się co dogadywać z biskupami, religii nie może być więcej niż informatyki!