Rodzice domagają się nauczycieli

Mija pierwszy miesiąc nauki, a wciąż nie wszystkie wakaty zostały obsadzone. Brakuje – jak wyliczyli Dealerzy Wiedzy – ok. 9500 nauczycieli. Rodzice tracą cierpliwość i domagają się zatrudnienia ludzi, którzy mogliby uczyć ich dzieci.

Dyrekcja – niczym przysłowiowy krawiec – tak kraje, jak jej materiału staje. Daje nadgodziny, kusi emerytów powrotem do szkoły, a gdy to nie pomaga, zatrudnia ludzi bez dostatecznych kwalifikacji. Żeby dostać pracę w szkole, nie trzeba nawet być studentem danego kierunku. Wystarczy zadeklarować, że ma się w planach podjęcie takich studiów. Dobre chęci zastępują dyplom (info o wakatach i próbach ich zapełnienia tutaj).

Rodzice zrobili się nerwowi. Wystarczy, że nauczyciela nie ma przez tydzień w pracy, a już żądają od dyrekcji, aby zaczęła szukać nowego pracownika. Przekonują, że tygodniowa nieobecność może przekształcić się w długotrwałe zwolnienie lekarskie. Może nawet zakończyć się pójściem na roczny urlop na poratowanie zdrowia. Więc jak dyrekcja już teraz zacznie szukać następcy, za pół roku znajdzie.

Rodzice jednak wykazują się zbytnim optymizmem. Nie ma chętnych do pracy w szkole. Dlaczego tak jest, wyjaśnia na swoim blogu prof. B. Śliwerski (szczegóły tutaj).