Dzieci nie zasłużyły na to, aby nie mieć nauczycieli

W „Głosie Nauczycielskim” ukazał się wywiad z dyrektorką z Gdańska, która zasłynęła opinią, że rodzice powinni całować nauczycieli po rękach. Sytuacja w szkołach jest bowiem bardzo trudna. Wakatów jest jeszcze więcej niż rok temu. Trzeba się liczyć z tym, że dzieci nie będzie miał kto uczyć.

Wywiad z dr Agnieszką Tomasik można przeczytać tutaj.

Całowanie po rękach to metafora szacunku. Nie do wszystkich rodziców dotarło, że poszturchiwanie nauczyciela z byle powodu szkodzi przede wszystkim dzieciom. Niskie zarobki można zaakceptować, gdy towarzyszy im dobra atmosfera w pracy. Dyrektorzy szkół już wiedzą, że o nauczycieli trzeba dbać. Nie wiedzą jednak tego jeszcze rodzice. Gdy obecnie nauczyciel odchodzi ze szkoły, to najczęściej z powodu złych relacji z ludźmi.

Rodzice lubią skarżyć na nauczycieli, dzwonić do dyrektora, pisać donosy do kuratorium. W mojej szkole obowiązuje zasada, że dyrektor nie przyjmuje skargi, jeśli rodzic nie porozmawiał najpierw z nauczycielem. Niestety, ta zasada nie obowiązuje w kuratorium. Więc rodzice walą śmiało do kuratorium i opowiadają to, co usłyszeli od dziecka. Często nawet nie podjęli próby porozmawiania z nauczycielem.

Miałem wiele konfliktów w rodzicami. Na pewną mamę musiałem się zaczaić, gdy wychodziła z gabinetu dyrektora. Tłumaczyła mojemu szefowi, że nie będzie ze mną rozmawiała, gdyż to nie ma sensu. Zastąpiłem jej drogę i na przywitanie pocałowałem w rękę (matce, która troszczy się o dziecko, zawsze okazuję szacunek). Z wrażenia aż usiadła i zaniemówiła. Okazało się, że da się ze mną porozmawiać, choć wymaga to trochę odwagi. No i okazania odrobiny szacunku dla pracy, którą wykonuję. Kto tego nie potrafi, od razu idzie ze swoją sprawą do dyrektora albo nawet kuratora.