20 klas! Jak uczyć taki tłum?

Byłem przekonany, że uczę dużo klas. Aż dziewięć! Kolega powiedział, że nie mam się czym chwalić. On w tym roku dostał klas 20. A to też nie jest rekord.

20 klas to prawie 700 osób. Zapamiętywanie imion można sobie darować. W głowie zostaną tylko imiona osób, które się wyróżniają – pozytywnie lub negatywnie – reszta to anonimowy tłum.

Każdemu uczniowi trzeba wystawić trzy oceny w semestrze. Daje to 2 tysiące ocen w ciągu kilku miesięcy, a w całym roku 4 tysiące. Nauczanie zamienia się w ocenianie. Ocenami trzeba sypać jak z rękawa. Każdy pretekst jest dobry.

Uczniowie już się nie dziwią, że muszą podpisywać prace nie tylko nazwiskiem i klasą, ale też szkołą. Nauczyciel nie pracuje przecież w jednej placówce. Mógłby się pogubić.

Żeby ogarnąć taki tłum, trzeba mieć pomysł. Jak mi powiedział kolega, lekcję prowadzi przez 15 minut, a potem zadaje coś uczniom. Im krócej mówią czy piszą, tym wyższa ocena. Prac domowych nie zadaje. Uczniowie go kochają, bo nie muszą się narobić, żeby mieć wysokie oceny.