A może i ty jesteś potomkiem ubeka?

Wpadła mi w ucho jedna ze złotych myśli Przemysława Czarnka. Otóż minister stwierdził, że krytycznie o podręczniku do historii i teraźniejszości prof. W. Roszkowskiego oraz pozytywnie o PRL może mówić tylko potomek ubeków (wypowiedź tutaj). Podobno wokół nas pełno jest ludzi o takim pochodzeniu, szczególnie w mediach.

W szkołach zapewne też. Na miejscu wszystkich, którzy nie chwalili wystarczająco mocno owego podręcznika, szybko sprawdziłbym swoje pochodzenie. Może się bowiem okazać, że taki krytykant ma w rodzie ubeka i wtedy… No właśnie, co wtedy, panie ministrze?

Nie muszę szperać w rodowodach, gdyż dobrze wiem, kim byli moi przodkowie zarówno po mieczu, jak i po kądzieli. Jak większość Polaków, rodzinę mam liczną, rozrzuconą po kraju i świecie, więc na zawołanie mogę wyciągnąć z niej każdego: i takiego, co krew przelewał dla ojczyzny, i takiego, co zdradzał, oraz takiego, co nic nie robił. Bohaterów i tchórzy, oryginałów i przeciętniaków, jak nieomal w każdej familii, także w mojej – dostatek. O cnotach jednych można by pisać książki, grzechy innych trzeba zamiatać pod dywan.

Diabli wiedzą, za kogo w rodzie każe PiS odpowiadać Polakom, więc na wszelki wypadek przypominam sobie wszystkich krewnych. Tych, co błyszczeli intelektem, i tych, co porażali głupotą. Myślę o osobach zdrowych na ciele i umyśle oraz o chorych. O wujkach, którzy za kołnierz nie wylewali, i o innych, którzy do kieliszka nie zaglądali. O sknerach i rozrzutnikach… Wszystko to płynie w mojej krwi, cóż można na to poradzić?

Co do ubeka w rodzinie, niech pozostanie to wyzwaniem dla biografów. Jak się nadarzy okazja, nie omieszkam niechwalebnych czynów ministra skrytykować. Odpowiedź już znam. Ciekawe, jakich przodków – wszystkich, nie tylko wybranych – miał Czarnek, że tak śmiało atakuje pochodzenie oponentów. Oby się nie okazało, że przyganiał kocioł garnkowi. Idealnej rodziny nie ma, panie ministrze, idealna bywa tylko niewiedza.