Szkoły szukają psychologa. Nie tylko dla uczniów

Zaczynam mieć wątpliwości, czy „zaklepany” na przyszły rok psycholog nie zechce zatrudnić się w innej szkole. Ofert pracy jest bowiem bardzo dużo. Psycholodzy zainteresowani pracą w szkole mogą przebierać i wybierać.

Jeśli jakaś szkoła nie ma „zaklepanego” psychologa, może już go nie znaleźć. Pewnie na kilka godzin w tygodniu ktoś się zdecyduje, natomiast na cały etat raczej nie. Zarobki szkoła oferuje niewielkie, a roboty będzie huk. Jeszcze nigdy nie było takiego zapotrzebowania na pomoc psychologiczną jak obecnie (oferty pracy łódzkiego kuratorium dla nauczycieli tutaj).

Boję się myśleć, co się będzie działo w szkole, której nie uda się pozyskać psychologa. Na cały etat, gdyż praca z doskoku na kilka godzin nic nie da. Zresztą psycholog, który tylko dorabia w szkole, np. pełni dyżur raz w tygodniu, to żadna pomoc. Problemów z psychiką dzieci jest tyle, że i dwóch psychologów miałoby co robić.

Gdy nie ma psychologa, wszystko spada na barki wychowawcy. Wychowawcy, który za tę pracę, jakże ciężką i odpowiedzialną, otrzymuje – taka jest stawka w Łodzi – 300 zł brutto (ok. 200 do ręki), a w przedszkolach (150 zł brutto). Choć po pandemii obowiązki wychowawców zwiększyły się kilkakrotnie, niepisowskie władze samorządowe podwyżki nie przewidziały. 

Pod względem traktowania nauczycieli PiS i opozycja – przykro mi to mówić – są sobie równe. Żeby sobie z tą trudną prawdą poradzić, nauczyciele też potrzebują psychologa.