Stówa podwyżki
Nauczycielom bardzo przyda się stówa podwyżki (mniej więcej o tyle netto wzrosną nasze wynagrodzenia). Trzeba bowiem pożegnać koleżanki i kolegów, którzy odchodzą z pracy. Z mojej szkoły taką decyzję podjęło siedem osób.
Kiedy nauczycielski skarbnik zgłosił się po stówę, poprosiłem, aby poczekał, aż dostanę podwyżkę. Bez tego trudno wyciągnąć z portfela nawet złotówkę. Czarnek właśnie podpisał nowe stawki wynagrodzeń, w moim przypadku będzie to nawet stówa z groszami, mogę więc śmiało dorzucać się do koleżeńskich prezentów na pożegnanie.
Oby tylko nikomu więcej nie przyszło do głowy odejść ze szkoły, bo doprawdy nie będzie za co kolegę czy koleżankę pożegnać. Nauczyciele strasznie teraz liczą pieniądze. Wiadomość, że aż na siedem osób trzeba się złożyć, wywołała popłoch w radzie pedagogicznej. Koleżanki i koledzy, nie żałujcie na składkę. Mamy z czego brać, przecież Czarnek dał nam podwyżkę.
Informacje – ile komu – tutaj.
Komentarze
Trzeba było wyjechać do Perfidnego Albionu, póki to jeszcze było możliwe.
Może trza było stanąć u wejścia z kapeluszem? Uczniowie by się zrzucili. Dla niektórych z nich stówa, to jedna wizyta mniej w jakiejś knajpie. Mielibyśmy bogatszych nauczycieli i zdrowszą młodzież za jednym zamachem. Kapelusz można znaleźć gdzieś na śmietniku.
Czyli dzień świra ,,wypłata,,
https://youtu.be/dR4nSfI_EfQ
Czy kiedyś Was docenia finansowo? Wątpię! Ale ducha nie gaście, zawsze może przyjść jeszcze gorszy ,,ministrant,, niż Zalewska czy Czarnek!
„Mega sfemonizowany zawód. Jak ja tych niedowartosciowanych debili nienawidziłem” – to o nauczycielach pisał członek nowej KRS Dariusz Drajewicz. A Andrzej Skowron, sędzia pracujący dla delegacji w ministerstwie sprawiedliwości dodawał: „Większość społeczeństwa ich nie cierpi i przy dobrej narracji, można zagonić ich do roboty, a cześć wyp…….ć”.
Chłopaki z „dobrej zmiany” obstalowali lustro, każdy nauczyciel popierający PiS może się w nim przejrzeć i zobaczyć – no właśnie. Nie ja to powiedziałem 😉
To nie jest podwyżka, to jałmużna! Mój kolega- pisowiec, kazał mi się cieszyć, bo wcześniej nic nie dostaliśmy! Skaczę z radości w myśl piosenki ” Ja to się cieszę byle czym!
Oksana Zabużko to niewątpliwie obiekt zainteresowań polonistów. Jakie lektury przyjdzie wam na nowo odczytać, z uczniami? Najbardziej boli, że Ukraińcy właśnie zrzucili nas z piedestału Prawdziwych Znawców Rosji. I Sienkiewicza?
Oksana pisze tak:
Czas spojrzeć na rosyjską literaturę nowymi oczami, wszak w dużej mierze to ona utkała „siatkę maskującą” dla rosyjskich czołgów. Studiowałam w ZSRR, gdzie literatura rosyjska była w szkołach przedmiotem obowiązkowym. Pamiętam szok z dzieciństwa, jakim było opowiadanie Turgieniewa „Mumu”. Głuchoniemy pańszczyźniany chłop, dobra dusza, na rozkaz dziedziczki zabija jedyne bliskie mu stworzenie, wierną suczkę. Historia ta miała wzbudzić u dzieci litość do bohatera i nienawiść do złej pani. Rozpoznaję dziś ludzi wychowanych w tamtej szkole w tych, którzy przeklinają Putina i współczują dobrym rosyjskim żołnierzom, których wysłał on na Ukrainę, żeby zabijali ogniem i mieczem nie tylko suczki, ale i wszystkie żywe stworzenia – biedni chłopcy, jak oni cierpią.
Kiedy i jak literatura rosyjska, ta bezwstydna „Katarzyna Masłowa”, zdołała uwieść Zachód, udając piękną księżniczkę uwięzioną przez okrutny reżim, i niepostrzeżenie zarazić go swoją infantylnie bierną biernością wobec zła udającą cnotę? (Pamiętajmy, jak w „Wojnie i pokoju” Natasza Rostowa zakochana bez pamięci w narzeczonym pod jego nieobecność biegnie posłusznie za pierwszym nędznikiem, który ją uwiódł, i jak bardzo współczuje jej autor). Z tym pytaniem winni zmierzyć się zawodowi rusycyści.
Niestety, poza nielicznymi wyjątkami większość z nich popiera mit europejskości rosyjskiej kultury, mit, w który doskonale wpisywał się podpułkownik KGB mówiący płynnie po niemiecku, gość talk-show CNN „Larry King Live”. To wystarczyło, by elity zachodnie uznały go za „jednego z nas”, zamiast dostrzec jego dziedzictwo – rozcięte brzuchy ciężarnych kobiet we lwowskim więzieniu NKWD w 1941 roku i roztrzaskane czaszki ukraińskich artystów i uczonych, od Kijowa w 1918 po obóz w Permie w roku 1985. Obecne egzekucje ukraińskich intelektualistów w okupowanych miastach – tak zginął w Buczy tłumacz Tacyta Ołeksandr Kyslyuk – są prostą, mechaniczną kontynuacją tego, co KGB robiło na Ukrainie za pamięci żyjących pokoleń, tyle że niewielu poza Ukrainą to obchodziło.
Grunt pod zwycięstwo Putina nad Zachodem przygotowano zawczasu. Kiedy w 1985 roku Milan Kundera opublikował w „New York Review of Books” esej „Wstęp do wariacji”, w którym usuwał literaturę rosyjską poza nawias europejskiej kultury, wyjaśniając, dlaczego nie trawi Dostojewskiego (kult emocji, jawna pogarda dla racjonalności), w sukurs jej ruszył Josif Brodski, tonem politruka tłumacząc „Dlaczego Kundera myli się co do Dostojewskiego” (sic!) i uciszając oponenta jak agresywny bot w dyskusji online – nikt nie miał ochoty kontynuować takiego „dialogu”. A przecież ofensywa Putina 24 lutego była, nie da się ukryć, czystą „dostojewszczyzną” w rozumieniu Kundery. Tylko tak da się ją zrozumieć – jako odrzucającą nie tylko Kartezjusza i Kanta, ale i Clausewitza eksplozję czystego, wydestylowanego zła, długo tłumionej historycznej nienawiści i zazdrości („dlaczego mielibyście żyć lepiej od nas?”, mówili Ukraińcom rosyjscy żołnierze), napędzanych poczuciem absolutnej bezkarności.
Wszyscy pamiętamy, że Anna Karenina rzuciła się pod pociąg, ale mało kto, że jej zrozpaczony kochanek pojedzie walczyć na Kaukazie, czyli zafundować tamtejszym narodom to samo, co dziś oficerowie Putina Ukraińcom. Co zrozumiałe, czytelnik sympatyzuje z Wrońskim, a nie mimochodem wspomnianymi ludami kaukaskimi, z którymi idzie na wojnę. Owa optyka „wybiórczej empatii” jest integralną cechą rosyjskiego imperializmu, a co za tym idzie i literatury rosyjskiej, która zawsze była jego beneficjentem. Pisała o tym trochę Eva M. Thompson („Imperial knowledge: Russian Literature and Colonialism”, Westport Londyn 2000) i ostatnio Ewa Berard-Zarzycka („La culture russe et l’invasion de l’Ukraine”). Trochę o minionych ośmiu latach naszej wojny (bo, przypominam, wojna zaczęła się w 2014 roku, a 24 lutego 2022 weszła w nową fazę) pisałam też ja.
Może gdyby na kulturowej mapie języków słowiańskich Brodski i cała jego rosyjska paczka nie próbowali zakrzyczeć Kundery (i innych „nie-Rosjan”), zachodni eksperci nie byliby teraz w takim bagnie, twierdząc zrazu, że Putin „jest za sprytny”, żeby zaatakować Ukrainę, bo to kompletnie nieracjonalne, a kiedy atak nastąpił, dali broniącym się Ukraińcom maksimum 96 godzin, bo gdzie tam jej, temu „zadupiu Rosji”, do takiego giganta? Spotkałam jak dotąd tylko jednego europejskiego slawistę, który w 2014 roku, wstrząśnięty objawionym wtedy neoorwellowskim obliczem Moskwy, prosił Ukraińców o przebaczenie za to, że całe życie patrzył na Kijów „przez rosyjskie okulary”, jako „trzecie miasto Imperium Rosyjskiego” – że nie dostrzegał stolicy tysiącletniej kultury, do której rosyjskie Imperium miało taki sam stosunek jak rosyjska armia do Buczy – ukraść, co się da, zniszczyć, czego się ukraść nie da.
est szansa, że przybędzie nam teraz takich światłych ludzi. Bowiem drogę bombom i czołgom zawsze torują książki, a dziś byliśmy świadkami tego, jak o losach setek milionów decyduje wybór lektur. Czas, byśmy przejrzeli nasze półki z książkami.
tłum. Sergiusz Kowalski
Esej pierwotnie opublikowany w „Times Literary Supplement”.
Całość: https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,28446445,oksana-zabuzko-ii-wojna-objela-cala-ukraine-i-tylko-10-proc.html
Obawiam się, że przy czternastoprocentowej inflacji, w tym co najmniej dwudziestoprocentowym wzroście cen żywności i niepoliczalnym szybowaniu cen energii, ta stówka podwyżki to z cztery stówki obniżki. Grudzień za darmo, oby także nie listopad.
Wroński (kochanek Kareniny) poszedł na ochotnika na wojnę serbską, która wybuchła po powstaniu w Hercegowinie, bo jak to ujął Tołstoj „Rzeź Słowian, współwyznawców i pobratymców, wywołała współczucie ku cierpiącym i oburzenie na prześladowców, a bohaterstwo Serbów i Czarnogórców, walczących za wzniosłą sprawę, wywołało w całym narodzie pragnienie dopomożenia swym braciom, i to nie tylko słowami, ale i czynem”. Co prawda Turcy to teraz nasi sojusznicy z NATO, ale chyba nie musimy przez to potępiać ludów bałkańskich walczących o niepodległość?
Pani Oksana Zabużko przed zachęceniem nas do odczytania Tołstoja na nowo sama powinna chyba odświeżyć sobie jego teksty.
@Hebius
Nie bardzo rozumiem Waszmości pokrętnej logiki, za to w przytoczonym fragmencie z Tołstoja dostrzegam wielkoruski panslawizm, co jako żywo na myśl przywodzi wielkopolski paneuropeizm Sienkiewicza, znany choćby z Pustyni i Paszczy, ale i w innych dziełach łatwo dostrzegalny. Z tą jedynie różnicą, że Sienkiewicz dokonywał krzepiącej serca projekcji siły z pozycji reprezentanta narodu podbitego, Tołstoj zaś — podbijającego. Ciekawe, że spotkali się na Litwie i Ukrainie.
Myślę, że dopóki kadry partyjne zarządzające Polską nie doznają objawienia, nie mamy szans na jakikolwiek rozwój. Objawienie to nie przyjdzie ze strony Kościoła, gdzie bardzo dużo mówi się o objawieniach. Odsyłam do książki „Mózg i błazen” – książki będącej rozmową Marcina Rotkiewicza z Jerzym Vetulanim. Jerzy Vetulani zapytany o wzór naukowca przywołał profesora Kazimierza Gumińskiego. Cytuję :
” Jedną z takich osób, które wywarły na mnie ogromny wpływ był profesor Kazimierz Gumiński, promotor mojej pracy magisterskiej z chemii. On coś we mnie widział, bo chciał abym został chemikiem teoretykiem.
„Panie magistrze, niech się pan przypatrzy – powiedział do mnie kiedyś – mam czterech docentów, a każdy z nich jest inteligentniejszy ode mnie. Pan widzi, jak ja sobie umiem dobierać ludzi ?”
Dla mnie to było jak objawienie, a przewyższać inteligencją Gumińskiego było cholernie trudno. Pomyślałem wtedy : kurczę blade, to jest metoda na bycie szefem! Trzeba po prostu szukać inteligentniejszych od siebie.
A co mamy teraz w kraju ? Inteligentniejsi od Kaczyńskiego to – pierwszy lepszy przykład, który się nasuwa : … właściwie lista inteligentnych nie ma końca, więc można wpisywać i wpisywać.
Tylko czemu powstało coś takiego jak Polski Ład ?
@kwant25
Żeby móc znaleźć do pracy inteligentniejszego od siebie jelenia, w tym drugim znaczeniu, trzeba mieć w ofercie dużo siana, oczywiście również w tym drugim znaczeniu. Wg najnowszych projektów i rozporządzeń minimalna pensja podstawowa fizjoterapeuty ze specjalizacją o 800 zł przekracza pensję podstawową profesora akademii medycznej. Kto więc jest tu jeleniem i kto dysponuje smaczniejszym sianem? Kto wstał z kolan i od razu stanął na głowie?
Płynna rzeczywistość
23 MAJA 2022
14:57
Zakładając, że chodzi o „jelenia” to rzeczywiście trzeba mieć dużo „siana”.
Myślę, że profesor Gumiński nie myślał o swoich współpracownikach jako o „jeleniach”, ale jako o wychowankach i następcach. A to zupełnie zmienia istotę rzeczy. Można stworzyć zespół , który zapewni rozwój. Rozwój przyciągnie „siano”. Każdy z nich skorzysta, a przy okazji i kraj.
Patrząc na kraj jako zasobnik „siana” od razu nasuwa nam się myślenie o „jeleniach” . I nic w tym dziwnego, bo inteligentniejszy mógłby być bardziej przebiegły, a więc niebezpieczny.
@Płynna Rzeczywistość
Był swego czasu taki znakomity wywiad z panem profesorem „medycznym”.
W rozmowie z reporterem wskazywał dom, który buduje i komentuje: „zarabiam 5 tysięcy miesięcznie, a budowa tego domu już pochłonęła 800 tysięcy…”
Niby Pan nie kłamie, tylko przywołuje statystykę, więc przypomnę ponownie Disraelego: „Istnieją trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, okropne kłamstwa, statystyki.”
Ale przecież Pan to wie 🙂
Taki profesor medycyny ile godzin miesięcznie ma zajęć? Miesięcznie 12 godzin?W pozostałych godzinach pracuje w prywatnym gabinecie, ordynatoruje, etc.
Nie wierzę, że nie potrafi Pan takich wniosków wyciągnąć. Formalne obowiązki nauczycieli w relacji do płac są drogą do likwidacji publicznej edukacji i zasługą każdego z rządów po 4 czerwca 1989 r.
@Krzysztof Cywiński
Panie Krzysztofie nie rozumiem jak to ostatnie zdanie, które Pan napisał ma się do wcześniejszego akapitu o tym prof. Naprawdę, pytam jako blondynka, nie w nastroju polemicznym.
@Róża
Napisałem komentarz do wpisu @Płynna rzeczywistość: „on jest inteligentny i szybko kojarzy” 🙂
1. @PR:”Wg najnowszych projektów i rozporządzeń minimalna pensja podstawowa fizjoterapeuty ze specjalizacją o 800 zł przekracza pensję podstawową profesora akademii medycznej.”
Mój komentarz:”@Płynna Rzeczywistość
Był swego czasu taki znakomity wywiad z panem profesorem „medycznym”.
W rozmowie z reporterem wskazywał dom, który buduje i komentuje: „zarabiam 5 tysięcy miesięcznie, a budowa tego domu już pochłonęła 800 tysięcy…”
Niby Pan nie kłamie, tylko przywołuje statystykę, więc przypomnę ponownie Disraelego: „Istnieją trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, okropne kłamstwa, statystyki.”
Ale przecież Pan to wie
Taki profesor medycyny ile godzin miesięcznie ma zajęć? Miesięcznie 12 godzin?W pozostałych godzinach pracuje w prywatnym gabinecie, ordynatoruje, etc.
Nie wierzę, że nie potrafi Pan takich wniosków wyciągnąć.
2.@Pr napisał:”Obawiam się, że przy czternastoprocentowej inflacji, w tym co najmniej dwudziestoprocentowym wzroście cen żywności i niepoliczalnym szybowaniu cen energii, ta stówka podwyżki to z cztery stówki obniżki. Grudzień za darmo, oby także nie listopad.”
Mój komentarz:” Formalne obowiązki nauczycieli w relacji do płac są drogą do likwidacji publicznej edukacji i zasługą każdego z rządów po 4 czerwca 1989 r.”
Czy zmiana redakcji tekstu przez wprowadzenie indeksacji 1 oraz dwa jest wystarczająca czy potrzebuje Pani jeszcze głębszej egzegezy tego tekstu? 🙂
@Krzysztof Cywiński
Trzeba napisać jasno – osoby , której dochody wynoszą 5 tys. zł/m-c nie stać na budowę domu za 800 tys. bo niby skąd ma mieć taką kasę ?
Z oszczędności ?
Odkładając połowę tej pensji musiałby zbierać ponad 25 lat a przecież jako stażysta, potem rezydent, doktorant i habilitant nie zarabiał tyle co profesor.
A z czego żyć?
Z kredytu hipotecznego ?
Wystarczy skorzystać z dostępnych w internecie kalkulatorów rat kredytu hipotecznego by obliczyć , że wysokość rat byłaby na poziomie tego dochodu.
Jest to realne przy dochodach co najmniej 3-krotnie wyższych.
@KSJ
Dla Pana to oczywistość 🙂
Wymagalny czas pracy fizjoterapeuty to 5 -7 h 35 min., w zależności od charakteru pracy. Ludzie miewają różne siły witalne: jedne i i jedni muszą zadowolić się etatem, inni pracują x 3. Dom wariatów, w którym żyjemy, daje oryginalną hybrydę: kompletny chaos obwarowany uznaniowym prawem powielaczowym rozporządzeniami nowelizującymi poprawki wniesione innymi rozporządzeniami, które i tak po swojemu interpretuje urzędnik. Ostatnim nauczycielskim przywilejem była praca w rytmie szkoły. Formalnie to niezgodne z prawem Grupa imbecyli upomniała się o egzekwowanie tego prawa, co dla wielu nauczycieli oznaczało radykalny protest: ” nie tylko nie gramy już dalej, ale wywracamy stolik, czyli składamy wypowiedzenie”. Inna konsekwencja to brak młodych i chętnych do pracy w wielkich miastach, oczywiście zgodnie z prawem 🙁
@KC
Pamiętam sprzed wielu lat wypowiedź jakiegoś wiceministra zdrowia, może z SLD, może z PO, może z PiS, na pytanie o marne pensje lekarzy: „przecież oni mogą sobie dorobić”.
Posłuchali rady i w dającym się odczuć procencie wyjechali, choć to jeszcze nie to, co w Rumunii, tam podobno wyjechał co trzeci.
Niech Pan to teraz przełoży na sytuację nauczycieli. No przecież mogą sobie dorobić, a pracują ledwo 18 godz. w tygodniu i jeszcze mają dłuuuugie wakacje, prawda?
Szybko dochodzimy do sytuacji, gdy „może” zamienia się w „musi”. Do pożaru, który ogarnia większość budżetówki. Do kraju, w którym życie społeczne przeżarte jest kopertą, znajomościami, lekceważeniem dobra publicznego. Urzędniczki skarbówki też mają sobie dorabiać? Niemożliwe, by Pan tamtych czasów, gdy „publiczne” znaczyło „niczyje”, nie pamiętał. Przy czym – razem z KSJ – z pewnością narzeka Pan na „poziom wyższych uczelni Polsce”, a na poziom szkół nie narzeka Pan tylko dlatego, że sam jest nauczycielem.
@Krzysztof Cywiński
Naprawdę dopiero po tym rozdzieleniu zrozumiałam.
@ Krzysztof Cywiński
Bo wcześniej mi się to zlało w jedną całość z tym prof. Prof.na uczelni ma mało godz.zajęć i mało tam mu płacą, a zarabia prawdziwe pieniądze w tych miejscach, w których pracuje dużo. No i ostatnie zdanie wyglądało jakby zrobił Pan analogię z nauczycielami (jak PR). Ale to nie pasuje do Pana poglądów i mi nie grało.