Nasza absolwentka zginęła w katastrofie smoleńskiej

Nikt się w mojej szkole nie rwie do obchodzenia rocznicy katastrofy smoleńskiej. Nie chce bowiem być posądzony o demonstrowanie sympatii politycznych. Na stronie liceum nie ma więc ani słowa o tym wydarzeniu. A szkoda, gdyż zginęła wtedy Jolanta Szymanek-Deresz, nasza absolwentka.

Jako szefowa kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego odwiedziła nasze liceum. Zrobiła to z pompą. Pod szkołę podjechało kilka czarnych bmw, wysiadła z nich pani Szymanek-Deresz oraz grupa ochroniarzy. Nieźle wystraszyli portiera, gdy powiedzieli, że przyszli do jednej z polonistek. Portier – jak nam opowiadał – miał pomysł, aby milczeć jak grób, ale zdradził, gdy pojął, że to władza do nas przyjechała, a nie to, co mu przyszło z początku do głowy.

Pani Jolanta przyjechała do swojej polonistki, aby podziękować. Zrobiła to – powtórzę – z wielką pompą. Tak wielką, że nauczycielka popłakała się ze wzruszenia. Straciła już bowiem nadzieję, że kiedykolwiek spotka się twarzą w twarz ze swoją byłą uczennicą i usłyszy słowo, które ocala przed wypaleniem (30 lat czekała).

Wizyta ta obrosła w taką legendę, że można by napisać książkę. Albo jeszcze lepiej scenariusz filmu. Jeśli ktoś ma obawy, że zostanie posądzony o sympatie propisowskie, niech o ostatnim dniu życia Jolanty Szymanek-Deresz nie pisze nic. Inne dni też są godne uwagi.