Rosyjskie dzieci w polskich szkołach

Nauczycielka, która zorganizowała na swojej lekcji akcję wpisywania negatywnych komentarzy o rosyjskich restauracjach, nie zdawała sobie sprawy, jak wielki odzew to wywoła. Przede wszystkim zdziwienia i oburzenia. W szkole są przecież uczniowie pochodzenia rosyjskiego.

Zawsze przy omawianiu „Zbrodni i kary” korzystam z pomocy uczniów, w których żyłach płynie rosyjska krew. Nierzadko trafiał się ktoś, kto był w Petersburgu i mógł opowiedzieć, jak wygląda miasto. Niejeden przynosił na lekcje oryginał powieści Dostojewskiego i czytał nam fragmenty dzieła, abyśmy mogli posłuchać, jak to brzmi. Wielkie wrażenie robił zawsze opis śmierci kobyłki czytany w dwóch językach: po polsku i po rosyjsku. 

Piszę o tym, aby podkreślić, że w polskich szkołach są nie tylko dzieci ukraińskie. Są też rosyjskie. Trzeba bardzo się pilnować, aby nie wymyślać akcji popierających Ukrainę, które mogłyby uderzać w uczniów pochodzenia rosyjskiego. Żeby nie czuły się dyskryminowane, atakowane i poniżane. Sprawa jest bardzo delikatna.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć znajomym, którzy pytali, czy to prawda, że koleżanka zorganizowała taką lekcję. Opowiada o tym młodzież. Mam nadzieję, że jest w tym tylko cząstka prawdy, natomiast żadnego hejtowania Rosjan nie było na godzinie wychowawczej. Boję się nawet pytać. Potraktowałem pytania znajomych jako ostrzeżenie. 

W szkołach pojawili się uczniowie ukraińscy, będzie ich coraz więcej. Naszą rolą jako pedagogów jest dopilnowanie, aby nie doszło do żadnych ataków na uczniów pochodzenia rosyjskiego. Dlatego trzeba uważać, jakie akcje poparcia dla Ukrainy wymyślamy i na jakie propozycje uczniów wyrażamy zgodę. Bardzo trzeba uważać.