Nauka zdalna potrwa dłużej
Kilka dni nauki zdalnej może nie wystarczyć. Należy się raczej spodziewać, że zostaniemy w domu znacznie dłużej. A wszystko przez nadciągającą piątą falę zakażeń, która ma być – jak wieszczy prof. A. Horban – dramatem, jakiego jeszcze nie widzieliśmy.
Choć minister Czarnek wprowadził naukę zdalną na siedem dni – trzy w grudniu i cztery w styczniu – to nie wszystkie szkoły się temu podporządkowały. Wciąż dostawałem informacje z różnych stron kraju, że dyrektorzy zgadzali się, aby – jeśli taka wola – uczniowie przychodzili do szkoły i mieli zajęcia stacjonarne. Niektórzy nauczyciele byli wściekli, że muszą z tego powodu przychodzić do pracy i de facto prowadzić lekcje w trybie hybrydowym.
Mnie na szczęście do ominęło. Przez trzy dni prowadziłem lekcje wyłącznie zdalnie. Wprawdzie sporo uczniów koniecznie chciało spotkać się w szkole, ale odmówiłem. Argumentowali, że innym nauczycielom to nie przeszkadza. Każdy odpowiada za siebie. Jak przyjdzie zapowiadany przez prof. Horbana dramat zakażeń, wolałbym nie pluć sobie w brodę. Jeżeli nauka zdalna potrwa dłużej, nie ruszam się z domu. Moja gęba na ekranie monitora musi każdemu wystarczyć.
Wesołych Świąt! – oby bez dramatów.
Komentarze
Mamy okres świąteczny, jesteśmy na blogu nauczycielskim, więc postanowiłem polecić Państwu do przeczytania kilka książek. Przede wszystkim zaś życzę wszystkim – z Gospodarzem na czele – Zdrowych i Wesołych Świąt oraz wszelkiej pomyślności w Nowym Roku (i nie tylko).
Znany profesor filozofii Tadeusz Gadacz powiedział trzy i pół roku temu w wywiadzie (Magdalena Grochowska, 28 lipca 2018 | 06:00, wyborcza.pl), że kiedy student ma przeczytać 300 stron, pyta, dlaczego wymagam heroizmu…
Niestety, ja również wymagam heroizmu – każda polecana książka liczy ponad 300 stron, a jedna nawet stron ponad 600…
Blog prowadzony jest na portalu tygodnika „Polityka”, więc pierwsze dwie pozycje są z pismem tym związane.
Michał Przeperski „Mieczysław F. Rakowski. Biografia polityczna”, Instytut Pamięci Narodowej, 2021
Daniel Passent napisał o tej książce m.in.: „Książka jest świetna i dobrze, że powstała. Ani jednego fałszywego zdania, żadnej propagandy, żadnej agendy politycznej, tylko znakomicie udokumentowana i przemyślana opowieść”.
Generalnie z Passentem się zgadzam; książka jest naprawdę doskonała, chociaż ze trzy fałszywe zdania bym jednak znalazł…
Pisze Przeperski w „Zakończeniu”:
„Owszem, bywał brutalny, potrafił podnieść głos. Ale też chętnie słuchał, wchodził w dyskusję, bronił własnych poglądów. Poszukiwał nowych źródeł informacji, szukał inspiracji tam, dokąd wielu jego kolegów z wewnętrznych kręgów władzy nigdy by się nie zapuściło….
Mówiący płynnie w trzech językach i podróżujący po świecie Rakowski potrafił funkcjonować w różnych kontekstach społecznych i na tle przywódców demoludów był człowiekiem z innej planety. Autor kilkunastu książek, jednej sztuki – cóż z tego, że nieudanej? – i setek artykułów prasowych. Nadto stale domagał się jakichś zmian, interweniował, działał – nie wystarczyło mu osiągnięcie stabilizacji i podtrzymywanie jej dla samego podtrzymywania. Wykorzystanie szans, jakie przyniósł socjalizm, zawdzięczał własnej ambicji i wytrwałości. Był socjalistycznym self-made manem….
[D]la ówczesnych czytelników było to [tygodnik „Polityka” – grzerysz] przede wszystkim okno na świat , dla twórców zaś – przestrzeń realizacji własnych ambicji. Tego rodzaju działalność: systematyczna, nastawiona na pracę u podstaw, stanowiła największy polityczny sukces Rakowskiego. Potomek wielkopolskich chłopów, współtworząc enklawę krytycznego myślenia dla tysięcy rodaków, inspirował się raczej wyniesioną z domu rzetelnością i szacunkiem dla pracy niż marksistowskimi dogmatami. W tym jednym aspekcie udało mu się skutecznie ulepszyć polski socjalizm”.
Ewa Nowakowska „Cierń szansy”, Fundacja Oratio Recta, 2021
Autorka (rocznik 1944) była wieloletnią dziennikarką „Polityki”. Książka jest połączeniem osobistych wspomnień Ewy Nowakowskiej z obszernymi refleksjami na temat PRL, III RP, IV RP oraz – sporadycznie – pracy w tygodnikach (wcześniej pracowała kilka lat w tygodniku „Kierunki”). Oto kilka fragmentów (śródtytuły moje):
STUDIA
„Na początku lat sześćdziesiątych zostałam studentką Wydziału Filozofii i i Socjologii (sekcja socjologii) Uniwersytetu Warszawskiego….
Studia rozpoczęłam pełna entuzjazmu i nigdy mnie nie rozczarowały…. To naprawdę były studia, a nie anonimowa masówka, w jaką przeobraziły się po transformacji. Znaliśmy się, znali nas wykładowcy. Zachwyciła mnie swobodna atmosfera panująca na wydziale, dyskusje nad lekturami, otwartość profesorów. Byliśmy zachęcani do używania rozumu, czyli stawiania pytań i szukania uzasadnień dla odpowiedzi. Nie oczekiwano od nas akceptowania cudzych opinii bez zrozumienia stojących za nimi argumentów. Z dzisiejszej perspektywy to były elitarne studia. Wykładowcy mieli dla nas dość czasu, by odpowiadać na pytania, rozwiewać wątpliwości, pomagać w zrozumieniu lektur. Wprowadzali nas w świat badań światowej socjologii. „Lonely crowd”, „Keep to the Joneses” – wiedzieliśmy, o co tu chodzi, nie zdając sobie sprawy, jak jesteśmy uprzywilejowani w dostępie do najnowszej wiedzy z naszej dziedziny. Przypominam: studiowałam w połowie lat sześćdziesiątych. Wedle obowiązującej obecnie wykładni historii tkwiliśmy wtedy w czarnej dziurze, za żelazną kurtyną, a reżim izolował nas od cywilizowanego świata. W rzeczywistości w księgarni Prusa na Krakowskim Przedmieściu można było kupić doskonale tłumaczoną i starannie wydaną klasykę socjologii i filozofii. A dzięki dr hab. Zygmuntowi Baumanowi poznawaliśmy to, co światowi uczeni ogłaszali na bieżąco. Między innymi poprzez czasopismo „Studia Socjologiczne”, którym on kierował”.
POCZĄTKI PRACY W „POLITYCE”
„Byłam już wtedy w zespole opiniotwórczego tygodnika, którym kierował człowiek ogromnej życzliwości i skromności [Jan Bijak – grzerysz]. Bezpośredni, otwarty. Jakby zakłopotany tym, że przejął szefostwo po swoim wybitnym poprzedniku, chociaż to ów zdecydował, że właśnie ten następca poprowadzi redakcję przez meandry nowych czasów. Przeprowadził z sukcesem, po czym oddał przywództwo młodym, ambitnym neoliberałom, którzy od dawna deptali mu po piętach. W zespole było kilku wybitnych indywidualności, imponujących wiedzą, warsztatem dziennikarskim i światowym obyciem. Wzbudzali szacunek”.
PRACA W NOWEJ „POLITYCE”
„Nagłe wycofanie się państwa z funkcji opiekuńczych pogorszyło przede wszystkim sytuację dzieci. Koniec zakładowych wczasów i kolonii okazał się dla wielu końcem jakichkolwiek wyjazdów wakacyjnych. Z powodów ograniczeń stypendialnych młodzież z prowincji masowo rezygnowała z nauki w szkołach z internatem. W połowie lat dziewięćdziesiątych obliczono, że co druga osoba, żyjąca w skrajnym ubóstwie nie skończyła 19 lat, a co trzecia – 14.
Napisałam o tym duży reportaż. O biedzie z twarzą dziecka. O dzieciach porzuconych. O poniżaniu „pegeerusów” z powodu koślawych butów i innych atrybutów ubóstwa….
Moi bohaterowie nie mieli szans, aby uciec z zaklętego kręgu biedy. Przeciwnie, ich sytuacja mogła się jeszcze pogorszyć….
Dzieci też mogły zostać bezdomnymi. Zatytułowałam reportaż „Dzieci-śmieci” i byłam z tego tytułu dumna.
Redaktor naczelny nie podzielał moich odczuć. Tytuł rozsierdził go najbardziej. Tekst także wywołał oburzenie.
Przecież to jest dywersja! Z tego reportażu wynika, że cała rewolucja solidarnościowa była na nic, że skutkiem planu Balcerowicza jest nędza i rozpacz! Dzieci-śmieci, co za pomysł! Skąd wzięłaś te dzieci?
Mój naczelny należał do bezkrytycznych entuzjastów reform Balcerowicza. Wiadomo było, że Balcerowicza na naszych łamach nie zaczepimy. A ja, kierowana reporterskim instynktem, nie zaś instynktem samozachowawczym, sprawiłam szefowi ogromny zawód i przykrość”.
KONIEC PRACY W NOWEJ „POLITYCE”
„Z kuluarowych rozmów dowiedziałam się, że należę do grona osób, które kierownictwo planuje „sczyścić” w związku z planami zmiany struktury własnościowej redakcji. Nie usunąć, nie pozbyć się, tylko właśnie „sczyścić”. Jak plamę z ubrania, jak błoto z buta….
Wkrótce zostałam zaproszona na rozmowę z szefem i jego zastępcami. Powiedzieli mi nie bez satysfakcji, że odkryli, iż za parę miesięcy osiągnę wiek emerytalny. A ponieważ zdrowie mi ostatnio nie dopisuję, to czas na odpoczynek. No i najwyższa pora, by ustąpić miejsca młodszym – niech oni też się wykażą! Jeszcze sprawa zaległego urlopu – firma mi za niego nie zapłaci, więc powinnam go czym prędzej wykorzystać.
Zaległy urlop spędziłam w szpitalu. Dlaczego nie protestowałam, nie broniłam się? Zdałam sobie sprawę, że przecież lepiej nie będzie. A przedłużanie istniejącej sytuacji było ponad moje siły. Pewnego dnia wyszłam z redakcji i nigdy więcej nie wróciłam”.
O NASZYCH WSPÓŁCZESNYCH MEDIACH
„Ciągle słyszę, że mamy wolne media. Wolne media? Wolne żarty! Wolne od zobowiązania służby społeczeństwu? Od odpowiedzialności? To tak. Kiedyś mówiło się o zasznurowanych ustach. Teraz większość dziennikarzy ma zasznurowane głowy. Mylą honor z honorarium, a kontrofensywę z kontrabandą. Na miejsce zinstytucjonalizowanej cenzury weszły inne formy. Autocenzura. Cenzura kościelna. Cenzura wydawcy. Cenzura aktualnej poprawności środowiskowej (w kogo walimy, a kogo oszczędzamy)”.
Magdalena Raszewska „Dejmek”, Teatr Narodowy Warszawa, 2021
Jak wyczytać można w bogato ilustrowanej publikacji „Staropolskie teatra Kazimierza Dejmka” (opracowanie Michał Smolis):
„W latach sześćdziesiątych XX wieku Europę zachwycały dwa zjawiska teatralne powstałe w Polsce: Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego i staropolskie przedstawienia Kazimierza Dejmka,
wpisujące się wówczas w świeżo powstały nurt wykonawstwa historycznego”.
Nasza świetna aktorka Joanna Szczepkowska powiedziała kiedyś, że najwspanialszym przedstawieniem teatralnym jakie widziała w życiu była „Historya o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim” w reżyserii Kazimierza Dejmka (premiera w Teatrze Narodowym w Warszawie odbyła się w 1962 roku; w 1961 roku przedstawienie tak zatytułowane zostało zrealizowane przez Dejmka w Teatrze Nowym w Łodzi).
Teraz dostajemy doskonałą biografię wybitnego reżysera napisaną przez profesor Magdalenę Raszewską, córkę zmarłego w 1992 roku wielkiego historyka polskiego teatru, Zbigniewa Raszewskiego.
Może zacytuję jedynie krótki fragment dotyczący Dejmka-ministra:
„Niezgoda, głębokie rozczarowanie rzeczywistością, która nie odpowiada marzeniom („miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle”), doprowadzają go do stanowiska ministra kultury….
W jednym z wywiadów Dejmek pytany, dlaczego zgodził się zostać ministrem kultury i to tak zaskakująco, w ludowym rządzie Waldemara Pawlaka, z widoczną irytacją odpowiada prowokacyjnie „z rozpaczy”. Oczywiście, w następnych zdaniach uzasadnia decyzję i wybór opcji dotychczasową drogą życiową, udziałem w ruchu ludowym w czasie wojny, przekonaniami – ale akurat ta „rozpacz” brzmi najbardziej wiarygodnie. „W tej chwili obserwuję próbę odwrócenia tych procesów, które po wojnie stanowiły o naszym awansie cywilizacyjnym. Bieda ogranicza możliwości zakupu nowej książki czy biletu teatralnego […]
Eksperymenty można sobie przeprowadzać w sali uniwersyteckiej na jakichś teoretycznych, symulacyjnych modelach – ale nie na żywym społeczeństwie”. I dalej, odpowiadając na pytanie dziennikarza: „Z jednej strony mówi się o Polsce jako państwie obywatelskim, a z drugiej – traktuje się nas jak stado idiotów”….
Na to, że czegoś w ministerstwie dokona, raczej nikt nie liczył, zwłaszcza, że tak na dobrą sprawę, trzej poprzedni ministrowie „nie zaistnieli” w życiu publicznym, a ludzie kultury mieli poczucie, że przez liberałów zostali przeznaczeni do odstrzału.
Od roku 1990 nakłady na kulturę spadły o 50% (na naukę o 70%). Polska miała przedtem jedną z najlepszych sieci bibliotecznych w Europie. W ciągu trzech lat zlikwidowano 543 biblioteki i filie (księgozbiory starzeją się, bo nie ma funduszy na ich odnawianie)”.
Siergiej Lebiediew „Granica zapomnienia”, Wydawnictwo Claroscuro, 2018
Na koniec coś z literatury pięknej. To wydana trzy lata temu świetna proza rosyjskiego pisarza, po którą ostatnio sięgnąłem.
W zasadzie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zacytować jedno zdanie z recenzji, jaka ukazała się w doskonałym dzienniku niemieckim „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: „Piękno języka jest prawie nie do zniesienia”.
Nauka pływania online. Jeśli dziecko utonie – zwracamy wszystkie koszty.
https://wordpress.com/post/thementorpl.wordpress.com/288
@Grzerysz
Jeśli chodzi o Lebiediewa, to żona moja sprezentowała mi lekturę „Dzieci Kronosa”. Okazało się, że z książkami jak z miłością — każdy musi trafić na swoją drugą połówkę. Żona książką zachwycona, ja dobrnąłem do połowy i spasowałem. Recenzje: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4906846/dzieci-kronosa
Szefem wydawnictwa Claroscuro jest przesympatyczny Kolumbijczyk biegle władający mową Szymborskiej, choć akcentu się oczywiście nie pozbył. Jedliśmy kiedyś razem po kawałku pizzy. Wydawnictwo rodzinne, wątpię, by poza nim i jego żoną ktoś się nad tymi książkami pochylał „etatowo”. Ale to oznacza, że każda książka takiego wydawnictwa jest małą perełką, o ile trafi do właściwego czytelnika. I tu kolejna ciekawostka, oni wycofali się z hurtowni (narzut ok 50% ceny detalicznej wydawcy, czyli za *sprzedaż* przez hurtownię książki wycenionej na 40 zł wydawca dostaje ok. 20 zł minus VAT, ale po tygodniu ta sama książka w księgarniach internetowych potrafi kosztować 25 zł, co daje jakieś wyobrażenie o, powiedzmy, pierwotnej dzikości rynku wydawniczego w Polsce).
Niezrażona pierwszą porażką żona podrzuciła mi kolejną lekturę z tego wydawnictwa – „K. Relacja z pewnych poszukiwań” ( https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4898641/k-relacja-z-pewnych-poszukiwan ). Taki południowoamerykański Kapuściński, gdyby Kapuściński pisał o Polsce, albo wręcz o swojej rodzinie. Książka artystycznie pewnie słabsza od Dzieci Kronosa, ale pozwala spojrzeć na nędzę kondycji ludzkiej z innej niż polsko-mesjanistyczna perspektywa. No i da się ją „łyknąć” w jeden, góra dwa wieczory.
@Płynna Rzeczywistość 25 GRUDNIA 2021 22:28
„Jeśli chodzi o Lebiediewa, to żona moja sprezentowała mi lekturę „Dzieci Kronosa”. Okazało się, że z książkami jak z miłością — każdy musi trafić na swoją drugą połówkę. Żona książką zachwycona, ja dobrnąłem do połowy i spasowałem”.
„Granica zapomnienia” – debiut – uchodzi za zdecydowanie najlepszą książkę Lebiediewa, dlatego nie próbowałem nawet czytać kolejnych.
Płynna Rzeczywistość 25 GRUDNIA 2021 22:28
„Szefem wydawnictwa Claroscuro jest przesympatyczny Kolumbijczyk biegle władający mową Szymborskiej…. Wydawnictwo rodzinne, wątpię, by poza nim i jego żoną ktoś się nad tymi książkami pochylał „etatowo”. Ale to oznacza, że każda książka takiego wydawnictwa jest małą perełką, o ile trafi do właściwego czytelnika. I tu kolejna ciekawostka, oni wycofali się z hurtowni…”
Oczywiście „Granicę zapomnienia” kupiłem swego czasu bezpośrednio w Wydawnictwie Claroscuro… 😉
@Płynna Rzeczywistość 25 GRUDNIA 2021 22:28
„Wydawnictwo rodzinne, wątpię, by poza nim i jego żoną ktoś się nad tymi książkami pochylał „etatowo””.
Druga sprawa to praktyczny brak u nas krytyki literackiej. Od dawna nie ma już tygodników typu „Kultura”, „Literatura”, „Życie Literackie”. W tygodnikach istniejących oraz w dziennikach działy kulturalne były od wielu lat systematycznie ograniczane lub nawet rugowane. W takiej „Polityce” wybór ze światowej literatury pięknej jest mocno ograniczony i bardzo przypadkowy. A w wigilijnym numerze francuskiego dziennika „Le Monde” – jak co piątek – spory dodatek o książkach… 😉
@grzerysz
Krytyka literacka przeniosła się do blogosfery oraz do *niszowych* rozgłośni radiowych, jak PR II, TOK FM czy rozgłośnie regionalne, dla których rozmowa z pisarzem to wciąż ciekawy temat. Przykład bloga literackiego: https://krytycznymokiem.blogspot.com/
Do tego stopnia, że czasami na 4. stronie okładki książki pojawia się logo takiego bloga jako „patrona”, por. https://krytycznymokiem.blogspot.com/p/patronat-medialny.html czy https://lubimyczytac.pl/patronaty .
W każdej szkole niemieckiej uczniowie i nauczyciele są CODZIENNIE testowani na obecność koronawirusa przed wpuszczeniem do szkoły. Dlatego nauka może się tam odbywać w trybie stacjonarnym. U nas rosyjska ruletka.
Najbardziej oczekiwana przeze mnie książka od jakichś trzech dekad; tytuł:
„O człowieku, który nie napisał jeszcze żadnej książki”
podtytuł:
„Chociaż nawet ona miała 1278 stron objętości”
Chętnie też poznałbym osobiście tytułowego bohatera tejże. Jednak, w dzisiejszym świecie, to chyba całkowicie fikcyjna postać, albo ktoś normalny i pijak nałogowy .
@Płynna Rzeczywistość 26 GRUDNIA 2021 17:00
„Krytyka literacka przeniosła się do blogosfery…”
Dla mnie w zasadzie nie istnieje. Podobnie jak nie istnieje poważna krytyka filmowa i teatralna.
Nędzny poziom mediów nie wynika tylko z tego, że nie ma komu ambitnych mediów czytać (słuchać/oglądać). Ale również z tego, że nie ma komu takich mediów robić…
@abuela 26 GRUDNIA 2021 19:43
„W każdej szkole niemieckiej…”
Proszę Pani – w Niemczech na służbę zdrowia przeznacza się w ostatnich latach niemal 12% PKB. Kraj ten umieścił kilka swoich uczelni w pierwszej setce najpopularniejszego na świecie rankingu szkół wyższych. Na czołowej uczelni amerykańskiej (czytaj światowej), Uniwersytecie Harvard, studiuje w tej chwili osiem razy więcej Niemców niż Polaków. To w Niemczech projektują i produkują samochody Mercedes, Audi, BMW, Porsche, Maybach, Volkswagen. Tam też wychodzi – i bardzo dobrze sprzedaje się – kilka doskonałych gazet i tyleż świetnych tygodników. W Niemczech czytają znacznie więcej książek niż w Polsce; Wskaźnik liczby księgarń na 10 tys. mieszkańców wynosi w Niemczech około 0.7. W Polsce – 0,45…
Kiedy poziom tygodnika „Polityka” zbliży się do klasy niemieckiego pisma „Die Zeit”, a jego sprzedaż osiągnie wielkość cotygodniowego zbytu niemieckiego kolegi (600000 egzemplarzy), to będę wiedział, że dogoniliśmy Niemcy… 😉
@Płynna Rzeczywistość 25 GRUDNIA 2021 22:28
Podałem kilka propozycji na okres świąteczny.
Teraz co czytam i będę czytał na początku Nowego Roku:
1. Maria Stiepanowa „Pamięci pamięci”,
2. Mario Vargas Llosa „Burzliwe czasy”,
3. David Diop „Bratnia dusza”,
4. Damon Galgut „The Promise”.
Z non-fiction:
1. Henry A. Kissinger, Eric Schmidt, Daniel Huttenlocher „The Age of AI: And Our Human Future”,
2. Andrzej Walicki „PRL i skok do neoliberalizmu I-III”.
@Płynna Rzeczywistość 26 GRUDNIA 2021 17:00
Ja wychowałem się na krytyce filmowej Andrzeja Wernera, Rafała Marszałka, Bolesława Michałka, Konrada Eberhardta, Zygmunta Kałużyńskiego oraz na krytyce teatralnej Konstantego Puzyny i Marty Fik. Krytyka literacka to najlepsze lata „Polityki”, „Kultury”, „Literatury”, „Życia Literackiego”, „Literatury na Świecie”, „Twórczości”, „Dialogu”… 😉
@abuela 26 GRUDNIA 2021 19:43
Niektórzy na tym blogu twierdzą, że zalewamy naszymi studentami czołowe uczelnie świata. Inni utrzymują, że co prawda jeszcze nie zalewamy, ale moglibyśmy to robić, bo mamy przecież trochę dobrych szkół średnich. Tak, jakby inni ich – i mnóstwa dużo, dużo lepszych – nie mieli…
Według aktualnych danych opublikowanych przez Uniwersytet Harvard, w całkiem sporej grupie studentów-cudzoziemców jest tylko garstka Polaków – niewielu więcej niż Bułgarów; o 50% mniej niż Rumunów, Chilijczyków czy Greków; ponad dwa razy mniej niż Argentyńczyków; osiem razy mniej niż Niemców i jedenaście razy mniej niż Brytyjczyków; pięćdziesiąt razy mniej niż Chińczyków…
Równie prestiżowy – a w bardziej wziętych, „nowoczesnych” kierunkach, nawet bez porównania bardziej elitarny – Uniwersytet Stanford pokazuje, że studentów-Polaków jest tam również śladowa ilość – tylu co Egipcjan, Kenijczyków, Argentyńczyków; mniej niż Peruwiańczyków, Pakistańczyków, Malezyjczyków, Wietnamczyków, Nigeryjczyków, Kolumbijczyków; znacznie mniej niż Tajlandczyków, Rosjan, Turków, Chilijczyków, Włochów; wielokrotnie mniej niż Brazylijczyków, Meksykanów, Niemców, Francuzów, Brytyjczyków; ponad dziesięciokrotnie mniej niż Koreańczyków; sześćdziesięciokrotnie mniej niż Chińczyków…
Takie statystyki uczą pokory, nieprawdaż?
@grzerysz
To nie do końca tak – ja mam na koncie grubo ponad setkę absolwentów i aktualnych studentów Oxbridge, Imperial College, Ligi Bluszczowej i jeszcze paru szkół tej rangi. Wśród starszych nauczycieli przedmiotów ścisłych i przyrodniczych mojej szkoły to normalne. Mieliśmy w tym roku 6 medalistów międzynarodowych olimpiad z grupy STEM – złotych, srebrnych i brązowych. Więc nie mamy kompletnie żadnych kompleksów. No ale takie szkoły to są ostatnie RESZTKI po świetności z czasów PRL, po prof.Mazurze ze Szkoły Lwowskiej i innych – nauczyciele odchodzą na ostateczną emeryturę czy tamten świat, systemowa urawniłowka, tak ukochana przez Płynną nierzczywistość (choć to jesden ze sztandarów PiS 😉 ]dobija i nie pozwala rozwinąć skrzydeł, dla młodych świat ma wiele innych kuszących ofert poza szkołą. Takich szkół jest JESZCZE w Polsce kilkanaście, będzie coraz MNIEJ … 🙁
@grzerysz
To już lepsze „O Chinach” Kissingera – cąła światowa polityka w pigułce – de facto również obecna … 😉
@belferxxx 27 GRUDNIA 2021 10:56
„To już lepsze „O Chinach” Kissingera…”
„O Chinach” to już dość wiekowa rzecz, podobnie jak „Porządek światowy”…
Jeszcze bardziej wiekowa, ale świetna, jest „Dyplomacja”.
Jak piszę te słowa, to mam przed sobą amerykański oryginał z dedykacją autora… 😉
Swego czasu na bardzo szacownym uniwersytecie miałem seminarium poświęcone Kissingerowi…
@belferxxx 27 GRUDNIA 2021 10:56
Zwróć też uwagę na współautorów książki – Erica Schmidta i Daniela Huttenlochera… 😉
PS.
Wracając do wspomnianego wyżej seminarium poświęconego Kissingerowi – prowadziła je pewna supergwiazda historii stosowanej… 😉
Na jedno z pierwszych zajęć trzeba było przeczytać fragment pracy licencjackiej Kissingera („The Meaning of History: Reflections on Spengler, Toynbee and Kant”) liczącej niemal 400 stron… 😉