Jacy wrócimy do szkoły: z zapałem czy wypaleni?

Zagadałem kolegę, jak sądzi, w jakim stanie dzieci wrócą do szkół. Ten odpowiedział, żebym martwił się o siebie. Nie wyglądam bowiem najlepiej. Zresztą obydwaj wyglądamy fatalnie.

Kilka dni temu przyjąłem drugą dawkę szczepionki. Była okazja spotkać się z koleżankami i kolegami z pracy. Nie chcę nikomu dokuczać, ale prawda jest taka, że nauczyciele zmizernieli. Myślałem, że tylko ja nie mogę dojść do siebie po chorobie. Tymczasem wszyscy wyglądamy kiepsko.

A przecież widzę tylko cielesną powłokę. Nie wiem, co z wnętrzem. Czy w środku nauczyciele są lepsi niż z wyglądu? Czy zachowali pogodę ducha, czy będą stanowić oparcie dla uczniów? A może uczniowie przerażą się na nasz widok?

W weekend wyrwała mnie z zadumy w sklepie młoda osoba. Przystanęła, ukłoniła się, a ja zdębiałem, bo nie wiedziałem, kto to. Chwilę trwało, zanim poznałem uczennicę. Od końca września jej nie widziałem. Ponad pół roku dla młodego organizmu to szmat czasu. Z dziewczynki zrobiła się kobieta. A co zrobiło się z nas?

Dla starych organizmów pół roku to również szmat czasu, może nawet większy niż dla nastolatków. Młodzi na widok swoich nauczycieli mogą oniemieć. Przecież to jakieś stare dziady są. Tak może wyglądać nasz powrót. Ale przecież nie wygląd jest najważniejszy. Liczy się duch belfra. W maju – bo raczej wtedy wrócimy do szkół – przekonamy się, komu zgasł, a w kim jeszcze płonie.