Dyrektorzy wydają zakazy i nakazy

Szkoły wypełniają się zakazami i nakazami. Na razie młodzież przestrzega, pracownicy też, ale dyrektorzy nie powinni przesadzać. Pewna doza swobody musi być. Koronawirus koronawirusem, jednak szkoła to nie więzienie o zaostrzonym rygorze.

Tak jak policjanci nie zawsze powinni karać mandatem, można przecież tylko pouczyć, tak samo dyrekcja nie zawsze musi surowo upominać. Czasem wystarczy poprosić. Choć niejeden szef myśli sobie, iż nie po to latami wypracowywał sobie opinię twardego i surowego, aby teraz być łagodnym. Jako nauczyciel też się nad tym zastanawiam.

No więc dzisiaj łagodnie zwróciłem uwagę dwóm osobom, aby założyły na korytarzu maseczki, bo tak trzeba. Byłem tak łagodny, że aż się pani woźna zmartwiła, czy nic mi nie jest. Do uczniów łagodnie? Przecież gamoń widzi, że wszyscy są w maseczkach, więc po co paraduje z gołą twarzą. Bezczelnie z nas sobie drwi. A ścierą takiego, to więcej się nie zapomni.

Też chciałbym ostro, ale przez te pół roku odwykłem od surowości i zrobiłem się miękki. Trzeba czasu, abym stwardniał i nabrał belferskiej surowości. Dawno nie wydawałem nikomu poleceń, dawno nie naginałem młodych drzewek, aby właściwie rosły. Muszę się od nowa wprawiać. Na szczęście jest w szkole tyle nakazów i zakazów, że nie brakuje okazji do zwracania uczniom uwagi, iż coś źle robią.

Byle tylko z tym nie przesadzić, bo w końcu jakiś uczeń nie wytrzyma i powie po prostu, aby się od niego odczepić. Dlatego niech się dyrektorzy pohamują z wydawaniem kolejnych zarządzeń, bo nerwy zaczną ludziom puszczać. Nauczyciele też mogą się szefowi odszczekać, choć, dobrze radzę, nie przy uczniach.