Związkowcy chcą protestować na ulicach

Związkowcy chcą wychodzić na ulice i protestować. Rząd oraz władze w regionie dały tyle powodów, że w normalnych czasach manifestacja szłaby za manifestacją. W Łodzi woźne już by wyszły na Piotrkowską i pogoniły ekipę Hanny Zdanowskiej. Teraz jednak nie wolno. Dlatego OPZZ zwróciło się do premiera z prośbą o zniesienie zakazu zgromadzeń publicznych.

W imieniu OPZZ pismo do premiera skierował Andrzej Radzikowski (tekst tutaj).

W piśmie można przeczytać o prawie obywateli do wyrażania opinii i przedstawiania poglądów, które jest warunkiem wolności, istotą demokracji i sposobem komunikacji w społeczeństwie. Obywatele chcą móc się sprzeciwiać. Rząd powinien to rozumieć. Koniec słuchania tego, co mówi do nas władza. Polacy także chcą coś powiedzieć rządzącym. Powiedzieć i nie zostać za to aresztowanym albo ukaranym mandatem. Bo tak jest teraz.

Związkowcy chcą więc wyjść na ulice. Czy Mateusz Morawiecki się na to zgodzi? Znosząc zakaz zgromadzeń, ukręciłby bicz na samego siebie, choć nie tylko. Samorządy też sobie nagrabiły. Z drugiej strony, im później premier się zgodzi, tym większy bicz ukręci. Pragnienie sprzeciwu rośnie. Chcą związkowcy protestować, niech protestują – teraz na ulice wyjdzie jeszcze niewielu, a za parę miesięcy to mogą być tłumy, które rozwalą mury i zmiotą tę władzą. Jeśli premier widzi, co się dzieje, to się zgodzi.