Małe miejscowości chcą mieć mniej szkół, a może nawet wcale

Zawidz, który nie płaci nauczycielom, może być pionierem w rozwiązywaniu problemów w oświacie. Chce zlikwidować część szkół podstawowych, może nawet wszystkie. Ponieważ obawia się sprzeciwu kuratora, chce iść z tym do sądu (info tutaj).

W gminie obecnie są 4 podstawówki. Klasy w nich są nieliczne, często mniejsze niż 10-osobowe. Likwidacja części szkół, np. dwóch podstawówek, wydaje się rozsądna. Dowożenie dzieci do oddalonych placówek jest tańsze niż utrzymywanie obiektu w pobliżu. Wszystko wydaje się logiczne. Dlaczego zatem kurator się sprzeciwia?

Sprzeciw kuratora wynika, o czym wójt wie doskonale, z polityki państwa. Władze centralne spodziewają się, że rzucenie na rynek lokalny 500+ (w przypadku Zawidza to prawdopodobnie jakieś 3 miliony zł rocznie) powinno przyczynić się do rozwoju miejscowości. Gmina, w której jest niewiele czynników rozwoju, powinna dzięki 500+ ożyć, a mieszkańcy powinni być wdzięczni komu trzeba. Małe miejscowości to żelazny elektorat PiS.

Likwidacja szkoły to jak wrzucenie wstecznego biegu. Nie ma szkoły w pobliżu, ubywać też będzie rodzin z dziećmi. Kto może, przeprowadzi się tam, gdzie dzieci mają lepszy rozwój. Zaczną się patologie. Za parę lat zostanie jedna szkoła, dziesięć knajp i gdzieniegdzie domki. Władze Zawidza upierają się, żeby strzelić sobie w stopę, a rządowi w plecy. Jeśli małe miejscowości będą umierać, to kto będzie oddawał głos na PiS? Warszawa?