Komu i kiedy wolno przeklinać?

Nie przesadzajmy z krzywieniem się na przekleństwa w mowie i piśmie. Jak we wszystkim, także w rzucaniu mięsem potrzebny jest umiar. Za dużo źle, ale za mało też niedobrze. Jako nauczyciel języka polskiego nieraz wydaję wyrok, czy użycie przekleństwa było uzasadnione.

No więc pewni ludzie z racji autorytetu mogą zawsze. Oni po prostu wiedzą lepiej. Na przykład Jurek Owsiak, jak klnie, to widocznie musi. Ostatnio dosadnie powiedział, co myśli o sytuacji w kraju. Szkoda, że w mediach ocenzurowano tę wypowiedź. Bez wulgaryzmów nie brzmi to tak, jak powinno (szczegóły tutaj).

Kiedy wychodzę z psem na ostatni spacer w danym dniu, to często słyszę, jak ludzie siedzący na balkonach opowiadają o robocie. O swoich szefach mówią bardzo mocnym językiem. Na początku mnie to oburzało, ale jak się wsłuchałem, to zrozumiałem, że i tak ludzie się hamują. Robotę mają ciężką, szefów fatalnych (w ogóle u nas często rządzą ci, co nie powinni kierować nawet taczkami). Bez mocnych słów nie da się wyrazić frustracji, w jaką wpędza człowieka zła władza.

Uczniom staram się nie pozwalać. Jedna z klas ufundowała nawet dla mnie T-shirt z napisem „Mów przy mnie bez wulgaryzmów”, a inna: „Mów językiem literackim”. Tuż przed wakacjami jedna z uczennic, gdy zwróciłem uwagę na niestosowną mowę, powiedziała, że rodzice pozwalają jej używać takich słów. Zgodnie z wytycznymi MEN to rodzic decyduje, wg jakich wartości ma być wychowywane dziecko. Szkoła nie może narzucać treści sprzecznych z ideałami rodziny. Dzieci mają więc prawo mówić dosadnie, gdyż tak są wychowywane w domu.

W sumie wszyscy mogą wszystko, tylko nie ja.