Uczniowie oceniają nauczycieli

Nauczyciele wystawiają uczniom oceny w dzienniku, a uczniowie w komunikacji miejskiej. Jechałem dzisiaj tramwajem i słuchałem, co dzieci mówią o swoich nauczycielach. Obelga goniła obelgę.

Potem przesiadłem się do autobusu, gdzie w podobny sposób mówili o nauczycielach rodzice. A zatem jakiś poje… matematyk, debil zasr…niec i ku…as, wystawił dopuszczający, mimo że do trójki brakowało dziecku dwie setne. Inny popapraniec, chemik w dupę je…, zapowiedział dziecku, które ma średnią 1,58 – niedostateczny. W pale się nie mieści.

Jakiś złamaniec geograf nie chce dać piątki przy średniej 4,59. Natomiast ta ku…wa polonistka czepia się pier…olonych błędów i nie daje czwórki. Pi…da jedna. I tak dalej w tę samą mańkę. Co nauczyciel, to większy ch…, a nauczycielka to ku…

Prawo do oceniania innych ludzi to wielki przywilej. Trzeba go używać z szacunkiem i czcią. Tak w piśmie, jak i w mowie. Kiedy nauczyciel mówi przy całej klasie, że stawia uczennicy niedostateczny, ponieważ ona nic nie umie (a komentarze nauczycieli bywają jeszcze gorsze), to tak, jakby w tramwaju powiedział, że ktoś jest ku…wą czy pi…dą.

Zresztą nie czepiajmy się języka. Nie o język tu chodzi, ale o brak szacunku człowieka do człowieka. Nie szanujemy się, a oceny – te w dzienniku, tramwaju czy autobusie – tego najlepszym dowodem. Jechałem półtorej godziny i nie usłyszałem ani jednej pochwały. Siedziałem równie długo w pokoju nauczycielskim – i też zero pochwał pod adresem uczniów. Czy to normalne?