Matura na bombie

Zwiększa się liczba szkół, które dostają informacje o podłożeniu bomby w salach egzaminacyjnych. Trzeba wzywać policję, ewakuować ludzi, sprawdzać teren. Maturzyści wściekają się, płaczą. Podejrzewam, że znacznie więcej placówek dostaje takie maile, ale część dyrektorów nie zagląda do internetu. Może lepiej niech sprawdzą swoją skrzynkę pocztową oraz skrzynkę szkoły.

Nie chcę wywołać wilka z lasu, dlatego piszę o tej sprawie bardzo oględnie. W moim liceum przeszliśmy wszelkie możliwe szkolenia z reagowania na zagrożenie pożarowe, atak terrorystyczny, zawiadomienie o podłożeniu bomby itd. Mucha nie siada. Było tego tyle, zarówno dla uczniów, jak i dla kadry, że wszystkim obrzydło. Miało się wrażenie, że to zbędny wysiłek – przecież polska szkoła jest święta.

Wczoraj byłem totalnie w szoku, dzisiaj zaciskałem zęby ze złości, jutro będę szedł do pracy w wielkim strachu. Przez owe „bomby” tegoroczne egzaminy maturalne wyglądają jak kawałki lustra, które ktoś stłukł bezpowrotnie. Maturzyści, nauczyciele czują się pokaleczeni. Nienawiść, podłość, błazeństwo czy głupota? Któż robi coś takiego i w jakim celu?