Frekwencja w klasach maturalnych

Niska frekwencja w klasach maturalnych pozwala poczuć, co to znaczy prowadzić lekcję w małej grupie. Sama przyjemność.

Dla zasady, chociaż myślę całkiem inaczej, wyraziłem ubolewanie, że tak mało osób przyszło na moją lekcję (frekwencja ok. 50 proc.). Usłyszałem, że powinienem się cieszyć, ponieważ należę do wybrańców. Są lekcje, na które nie chodzi nikt. Jak tylko zadzwonił dzwonek, uczniowie zaczęli się umawiać, czy zostają w szkole, czy wychodzą. Było samo południe.

Miałem już zareagować, że to nieładnie przychodzić tylko na wybrane zajęcia, ale się powstrzymałem. Muszę przyznać, iż nie ma większego komplementu dla nauczyciela niż obecność niewielkiej grupki uczniów – tylko tych, którzy naprawdę chcą.

Oczywiście, frekwencja 50-procentowa to nie jest duży komplement, lecz średni. Szczerze zazdroszczę kolegom, którzy gromadzą na swoich lekcjach zaledwie jedną trzecią klasy. To całkiem spory komplement. A jak do nauczyciela przychodzi tylko dwoje-troje uczniów, to już jest przejaw prawdziwego uwielbienia. Mnie, niestety, do takiego stanu jeszcze daleko, chociaż z każdym rokiem coraz bliżej.