Nowi nauczyciele w środku roku

Uczniowie narzekają na nauczycieli, którzy przychodzą do szkoły w środku roku. Przychodzą i wprowadzają swoje porządki, zupełnie nie licząc się z tym, co było wcześniej.

W zeszłym roku podobny problem wystąpił w moim liceum. Nowy nauczyciel zakomunikował w środku zimy, że zupełnie go nie obchodzi, jakie oceny mieli uczniowie do tej pory. Teraz wszystko zaczyna się od nowa. Niejako unieważnił dotychczasowe wyniki i kazał starać się, jakby właśnie był początek roku szkolnego. Zyskali ci, co mieli jedynki, straciły osoby z piątkami i szóstkami. Niektórym przestało na czymkolwiek zależeć.

Obecnie wiele szkół dotknęła plaga zatrudniania nauczycieli w ciągu roku. Nowi często zerują dzieciom konto i każą zaczynać od nowa. Ma to rzekomo motywować najsłabszych. W rzeczywistości uczy dzieci, że nic nie jest pewne, podkreśla znaczenie władzy (teraz ja rządzę i ustalam zasady) oraz podważa zaufanie do instytucji (statut szkoły nie przewiduje unieważnienia ocen z powodu zmiany nauczyciela).

Gdy słyszę o takich praktykach, zaczynam podejrzewać, że zatrudniani w środku roku nauczyciele nie mają przygotowania pedagogicznego albo o nim zapomnieli. Gdyby mieli pojęcie o psychice dziecka, nie unieważnialiby tego, co dzieci osiągnęły pod kierunkiem poprzednika. Ale nic, to są fakty i trzeba sobie z nimi poradzić. Moim zdaniem, tacy nauczyciele uczą życia. Może władza podobnie potraktuje wszystkich obywateli: unieważni kredyty i lokaty i każe wszystkim zaczynać ze stanem zero na koncie. Byłoby pięknie, a nawet wspaniale.