Szkoły biedy

Miasto Łódź domaga się od MEN 8 milionów zł jako kosztów wprowadzania reformy oświaty, jednak na razie tnie budżety szkół. Rząd raczej nie zapłaci, a pieniądze znaleźć się muszą (info tutaj).

Budżet mojego liceum został obcięty o 40 proc. Właściwie można by ogłosić upadłość, bo bez tych pieniędzy szkoła nie jest w stanie funkcjonować. Istnieje jednak stary sposób na poradzenie sobie z problemem biedy. Ciężar finansowania trzeba przerzucić na rodziców – sugerują to sami urzędnicy. Dobry dyrektor to taki, który nie wyciąga pieniędzy z budżetu miasta, tylko ma swoje sposoby.

Jeśli rodzice nie zechcą płacić, w końcu przymusu nie ma, wtedy zamkniemy wszystkie projekty, wyłączymy sprzęty typu komputer, rzutnik, drukarka, ksero i pójdziemy na strych w poszukiwaniu starych narzędzi pracy. To nie będzie kreda, bo na kredę też nie ma pieniędzy. Co to może być, nie mam pojęcia, bo takiej biedy jak obecnie dawno nie było, więc nikt nie wie, co jest na strychu.