Po co nauczycielom wakacje?

Nigdy nie mogłem zrozumieć, po co nam są potrzebne wakacje. Inni nie mają i żyją. A jak człowiek dysponuje tym, czego nie ma reszta, to naraża się na taką zazdrość, że głowa mała. Mnie też sąsiedzi gotowi są utopić w łyżce wody właśnie z powodu wakacji.

Dzisiaj pojechałem do szkoły, gdyż taki był nakaz dyrekcji. Nie do roboty, bo roboty przecież w wakacje nie ma, tylko na radę pedagogiczną. Tam dowiedziałem się, że będziemy wzywani na różne posiadówki do 11 lipca, a może nawet trochę dłużej. Czyli dwa i pół tygodnia lub trzy będziemy nic nie robić w szkole. Powtarzam więc, po co nam wakacje?

Jak mam przyjeżdżać do szkoły i nic nie robić, to wolę jednak coś robić. Sekretarka obiecała, że znajdzie mi jakąś robotę. Sama by to szybciej zrobiła, ale jak mam jęczeć, to się poświęci i podzieli swoją pracą. Pewnie potem będzie po mnie dwa razy dłużej poprawiać, ale niech straci. Jak się woźna zgodzi, to umyję okna. Wprawdzie nie mam uprawnień do pracy na wysokości powyżej metra z hakiem, ale może nic się nie stanie. Obiecałem, że będę uważał.

Uśmiechnąłem się do wicedyrektorki i też dostałem robotę. Będę przyjmował świadectwa gimnazjalistów i sprawdzał, czy są w porządku. Myślałem, że to robota tylko dla mnie, ale okazało się, że jest nas dziesięciu do jednego zadania. Obyśmy się jutro nie pozabijali. Szefowa powiedziała, że zorganizuje nam szkolenie i nauczy, jak siedzieć w pracy i nic nie robić. Rozejrzy się i poszuka specjalisty od tych spraw. Niby pełno takich na rynku, ale lepiej wziąć kogoś z polecenia. Na razie musimy zacisnąć zęby i wytrzymać.