Terapia dla Anny Zalewskiej
Nie tylko uczniowie otrzymali na koniec roku szkolnego świadectwa. Ocenieni zostali także nauczyciele, dyrektorzy szkół, a nawet minister edukacji. Niestety, nie wszyscy dostali pozytywne oceny i promocję do następnej klasy.
W moim liceum najbardziej stresowali się dzisiaj pracownicy. Zwyczajem jest, że uczniowie wystawiają nam oceny. Na środek sali zapraszani są wybrani nauczyciele i otrzymują – w zależności od wyniku głosowania – jakiś tytuł. Mnie w tym roku zaszczycono laurem w kategorii „Anielska cierpliwość”. Bardziej prestiżowe tytuły, np. najbardziej twórczego belfra czy mistrza ciętej riposty, przeszły mi koło nosa. Pokonali mnie lepsi koledzy (gratuluję). Na szczęście nie dostałem tytułów negatywnych i nie stałem się pośmiewiskiem szkoły.
Mniej szczęścia miała pani minister. Anna Zalewska otrzymała od ZNP świadectwo z samymi jedynkami (strona tytułowa tutaj, druga strona tutaj). Dwie oceny niedostateczne dają prawo do egzaminu poprawkowego, ale osiem to dyskwalifikacja – brak promocji. Do tego dochodzi naganne zachowanie. W takiej sytuacji należałoby panią minister skierować na przymusową (o ile zgodzą się prawni opiekunowie) terapię psychologiczno-pedagogiczną.
Wiem, że szkoły nie mają pieniędzy na te dodatkowe godziny z osobą wymagającą terapii, ale zwykle jacyś nauczyciele zgłaszają się do pomocy, mimo braku funduszy. Mnie też świadectwo Anny Zalewskiej tak poruszyło, że pragnę pomóc. Jeśli zgodzi się opiekun minister edukacji, czyli Jarosław Kaczyński, biorę panią minister pod swoje skrzydła i wyprowadzam na ludzi. 30 godzin z anielsko cierpliwym belfrem powinno wystarczyć.
Komentarze
Mamy cudotwórcę 🙂
Na tym świadectwie brakuje celującej oceny z religii państwowej.
A poważnie mówiąc, na tym świadectwie bardzo zgrabnie wypunktowano słabości pani ministry. Czy ktoś z Czytelników-zwolenników reform Zalewskiej pokusiłby się o wypunktowanie stron pozytywnych jej działań, za które można by jej dać oceny celujące pozytywne?
Mnie na przykład wkurza wymieniony na tym świadectwie anachronizm podstaw programowych i zgadzam się w tej materii z Łukaszem Turskim, który ładnie ujął problem „Nie chcę już rozmawiać o tym, czy kasowanie gimnazjów to zły pomysł. Dyskutujmy, po co potrzebujemy szkoły i jakiej”. Ministra Zalewska nie przedstawiła żadnej spójnej odpowiedzi na te dwa pytania.
Ludzie, którzy na przełomie wieków tworzyli dzisiejszą szkołę, nie przewidzieli aż takiego tempa i kierunków rewolucji technologicznej. Ich programy i pomysły dydaktyczne okazały się w dużej mierze niewystarczające dla współczesności. Te tworzone dziś na dzień dobry wystawiają się na nokaut, nie próbują nawet nadążyć za zmieniającym się światem. Tworzenie podstaw programowych to wyzwanie intelektualne, problem naukowy. Jego rozwiązanie jest ważniejsze niż programy, za które Narodowe Centrum Nauki daje granty.
Dajmy nauczycielom większą swobodę i elastyczność. A te dokumenty piszmy tak, żeby po każdym nowym odkryciu nie trzeba było ich aktualizować. Nauczyciel musi być przygotowany intelektualnie do tego, żeby nadążać za zmianami. One będą szerokie i bardzo złożone.
Czeka nas fundamentalna zmiana istoty zawodu. Musimy przemyśleć i przebudować cały proces przygotowania nauczyciela do pracy. Ja bym zaczął od systematycznego przekonywania całego społeczeństwa, że od tych ludzi zależy przyszłość. Że to już nie będzie dostarczyciel wiedzy „ile jest elektronów na n-tej orbicie K-tego atomu w układzie okresowym” – bo takie bezsensowne zadania rozwiązują dzieci w gimnazjum. Ale ktoś, kto wraz z rodzicami rozpozna wszystkie talenty ucznia i na nich zbuduje optymalny system kształcenia. Nauczyciel będzie musiał wiedzieć znacznie więcej – ale nie z chemii, fizyki albo o wojnach punickich, bo i tak nie wygra z wujkiem Google’em – tylko przekonać ucznia, do czego mu potrzebna wiedza o tranzystorze, o Hannibalu i o tym, co to jest ta dzięcielina, co pała.
W najbliższych latach problemami decydującymi o rozwoju świata nie będą zagadnienia z fizyki, ale z szeroko rozumianej ekologii, biologii, medycyny. Ze zmieniającego się stosunku człowieka do środowiska, z rozwoju sztucznej inteligencji, z automatyzacji mamy nowe problemy etyczne. Weźmy zatrudnienie: te dzieci, które teraz zaczynają szkołę, wejdą w świat, w którym dla ludzi nie będzie tak dużo pracy innej niż intelektualna. Roboty stopniowo będą zastępowały prace fizyczne.
@Krzysztof Cywiński,
każdy nauczyciel dokonuje cudów, gdy ma trudny przypadek, a czasu na ppp tyle, co kot napłakał. Ludzi potrzebujących pomocy jest mnóstwo, a godzin na osobę mniej niż palców u jednej ręki. Proponowane dla pani minister 30 godzin to luksus. Jeszcze nie zajmowałem się uczniem, który dostał ze wszystkich przedmiotów niedostateczny, a zachowanie ma naganne, więc może zbyt optymistycznie podszedłem do sprawy. Nie skreślam jednak nigdy nikogo. Jak napotkam opór w pracy z zaniedbanym dzieckiem, poproszę bardziej doświadczonych kolegów o wsparcie – razem powinniśmy pomóc pani minister poprawić oceny i zachowanie.
Pozdrawiam
Gospodarz
Co do Anny Zalewskiej. Pewien procent populacji stanowią ludzie, których określa się terminem „Koniunkturalista”. Zgodnie z definicją znalezioną w słowniku języka polskiego „Koniunkturalista – człowiek kierujący się w życiu własnym interesem”. Teraz jest dogodny czas dla takich ludzi. Występując publicznie, działając czy podejmując decyzje, tacy ludzie nie kierują się tym co myślą, ale tym co się opłaca. Annie Zaleskiej po prostu opłaca się być taką jaką teraz jest. Proponowanie korepetycji koniunkturaliście mija się z celem, do którego koniunkturalista dąży. A dąży do zaistnienia, którego w normalny sposób by nie było. Bo, aby było tak normalnie, to trzeba być intelektualnie człowiekiem na tyle dużego formatu, który jest poza jej zasięgiem. Jeśli ktoś nie rozumie, to podaję przykład Władysława Bartoszewskiego czy Jana Pawła Drugiego. Może to was nie przekonuje, ale ja to tak widzę. Gratuluję Dariuszowi Chętkowskiemu pomysłu na dobry dowcip. Ale to tylko dowcip.
@Płynna rzeczywistość
On uważa ją za lewaczkę. Ale co to znaczy ? Ciągle mnie to intryguje, bo nikt nie wyjaśnia tego terminu. Stan umysłu, hmm… Ale jaki stan. Co to oznacza w praktyce ?
@Kwant25
Twoja nadzieja, że wreszcie, z kompetentnego źródła, poznasz definicję lewactwa — jest niestety złudna. Jacek,”swój” komentarz, jak zwykle, znalazł na jakimś prawicowym portalu i teraz wkleja, gdzie popadnie, nie troszcząc się o cudzysłów.
Od lat pytam różnych bolszewików chodzących do kościola – nie piszę prawicowców bo z prawicą oni nie maja nic wspólnego – co to jest LEWAK.
\
zaden , Z A D E N nigdy nie odpowiedział. Ale myslę , że można zaryzykować stwierdzenie , ze , że lewak to człowiek mający inne poglądy na daną sprawę niż J.Kaczyński.
Dla polityka liczy się tylko ocena wystawiona przez kogoś, kto temu politykowi jest w stanie:
a/ zrobić krzywdę,
b/ dać forsę.
Kto jest w Wolsce w stanie zrobić krzywdę komuś, nad kim parasol trzymają Kaczyński i Rydzyk?
Definicja lewaka sprzed 2010 roku, kiedy rozlało się szambo: ‚ http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,156390
Definicja satyryczna:
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Lewak
Najlepszą jedną definicją tego słowa jest skojarzenie lewactwa z robactwem. Jest więc to chwyt retoryczny służący za rodzaj słownego cepa, którym bije się swojego rozmówcę, przenosząc rozmowę z poziomu merytorycznego na personalny. Ponieważ osoba używająca tego pojęcia należy do Polaków pierwszego sortu, a lewak z definicji do sortu pośledniejszego, wybrakowanego, być może nawet niepolskiego, wynik tego zabiegu erystycznego jest oczywisty: pokonany rozmówca leży na deskach i kwiczy niczym lewacka świnia.
„Lewak” nie ma dobrego antonimu. „Prawak” to nie to.
Bliższe polskiej rzeczywistości jest „klerykał”, gdyż PiS nie jest żadną partia prawicową tylko klerykalną. No ale najnowsza historia Polski (oraz Wolski) uczy nas, że na obecną potegę Kościoła usilnie pracowały absolutnie wszystkie partie, trudno zatem oczekiwac aby komuś w Tym Kraju chciało się uderzać w sedno problemu.
Wolska to etap przejściowy, w którym następuje stopniowy zanik świeckich instytucji państwa. Dalej mamy Iran.
@Płynna Rzeczywistość
Chyba żałuję, że spytałem. Lepiej jednak nie wiedzieć i tego słowa nie używać, bo znaleźliśmy się w świecie nienawiści, a to nikomu nie wychodzi na zdrowie. Po prostu szkoda na to czasu aby przebywać dobrowolnie w świecie paranoi. Choć z drugiej strony taki świat zgotowali nam wyborcy, bo większość z nich przeszło na tyle łatwo wszelkie etapy edukacji, że pozostała im tylko tęsknota za rozumem. No i takie słowa jak „lewak” i „prawak”.
Wtedy. gdy chodziłem do szkoły podstawowej, wówczas powszechnej, jedynka to była najlepsza ocena.