Opieka nad dziećmi w kościele

Episkopat domaga się, aby nauczyciele nie tylko przyprowadzali dzieci do kościoła, ale także sprawowali nad nimi opiekę. Pedagodzy odpowiadaliby więc za porządek w kościele, a ksiądz byłby tylko od posługi duchowej (info tutaj).

Gdziekolwiek jestem z uczniami, zawsze poczuwam się do opieki nad nimi. W muzeum, w teatrze, na basenie, w pociągu czy w kinie nie czekam, aż interweniują pracownicy. Problem jednak w tym, że nie do każdego miejsca z uczniami wchodzę. Na przykład do kościoła mogę, ale nie muszę. Kwestia ta nie jest uregulowana prawnie, więc każdy robi, co chce.

Episkopat domaga się od nauczycieli opieki nad dziećmi, ponieważ wie, iż księża sobie nie radzą. Niedawne wydarzenie w Łodzi, kiedy to zacny duchowny uderzył w twarz niesfornego gimnazjalistę, pokazuje, iż pomoc pedagogów jest nieodzowna. Gdy lekcje religii odbywają się w szkole, katecheci otrzymują wsparcie od kolegów bądź dyrekcji. Czy na podobną pomoc powinni liczyć w kościele?

Łatwo argumentować, że nie każdy nauczyciel jest katolikiem, więc nie można go zmuszać do pracy w kościele. Jednak praca to praca. Nie ma znaczenia, gdzie się ją wykonuje. Nie muszę być katolikiem, aby być ochroniarzem w kościele. Wszystko kwestia przydziału obowiązków. Dyrekcja oddeleguje mnie do czynności zawodowych poza miejscem pracy, np. w kościele, wystawi delegację albo wypożyczy innemu podmiotowi na czas określony za odpowiednim wynagrodzeniem. Jeśli odbędzie się to zgodnie z prawem i na warunkach określonych przez Kartę Nauczyciela, nie widzę problemu. Problemem byłaby praca na gębę, bez umowy, bez zasad, bez wynagrodzenia, jedynie za Bóg zapłać.