Jak się nabiera dzieci do liceów
Elektroniczny system naboru do liceów miał zlikwidować patologie, jakie istniały wcześniej, m.in. bieganie od szkoły do szkoły i szukanie wolnego miejsca dla dziecka. Teraz szkołę, klasę i miejsce na liście wyznacza system. Wystarczy przyjąć tę ofertę bądź odrzucić. Niestety, to tylko teoria, w praktyce jest płacz i zgrzytanie zębów.
System wygenerował listy zakwalifikowanych do poszczególnych klas oraz listy rezerwowych. Rezerwowi, często o jeden punkt gorsi od zakwalifikowanych, czekają w nadziei, że zwolni się miejsce i zostaną przyjęci. Niestety, rodzice zakwalifikowanych nie kwapią się z poinformowaniem, czy dziecko będzie uczniem tej szkoły, czy też znalazło miejsce gdzie indziej. Nie wszystkie licea są w systemie, więc nie da się tego ustalić elektronicznie, trzeba czekać.
Bardzo ładnie zachowują się koledzy z Liceum Politechniki Łódzkiej (placówka poza systemem), ponieważ pytają swoich przyjętych, czy dostali się do innej szkoły. Jeśli tak, proszą rodziców, aby udali się tam i poinformowali o rezygnacji. To piękna i solidarna postawa. Wiadomo, jak bardzo ułatwia to robotę innym, a poza tym dzieci z list rezerwowych czekają, płaczą, histeryzują itd.
Zwykle lista zapełnia się deklaracjami w dwóch trzecich, potem jeszcze kilka osób dochodzi na ostatnią chwilę, czyli po tygodniu. W każdej klasie są jednak tacy, którzy nie przyjdą w ogóle. Można tylko gdybać, co się stało. Może dziecko zostało przyjęte do szkoły w innym mieście, może zdecydowano się na placówkę niepubliczną, może rodzina wyjechała z kraju. Bez względu jednak na sytuację, można przecież zachować się jak człowiek i pomyśleć o innych dzieciach. Dlaczego mają czekać i cierpieć?
Komentarze
@Gospodarz
Tak działa rekrutacja (również dla uczniów!) często przez całe wakacje(!) według ostatniego(rozporządzenie z 2 listopada 2015) „prezentu” p.Kluzik (vel Drożdżówki) dla polskiej edukacji… 😉
Tak samo jest przy rekrutacji na studia. W tym przypadku dorośl już ludzie nie informują, że rezygnują i złożyli papiery gdzie indziej. Co więcej- składają papiery (czasem mozna składać kopie świadectwa) i przewód decyzyjny im się wydłuża. A biedni „rezerwowi” mają wakacje z głowy.
Moje uwagi do problemu są takie:
a) masowy system rekrutacji jest ze swojej natury skomplikowany i bardzo stresujący dla wszystkich stron tzn. dla samych absolwentów, dla poszczególnych instytucji i dla całości systemu. A jeśli jest coś z natury skomplikowane i stresujące, to chyba trzeba się z tym pogodzić i jakoś z tym żyć. Takie podejście nie zlikwiduje strasów, ale je znacznie złagodzi.
b) Zawsze tak było i zawsze instytucje to jakoś przechodziły. Jestem ciekaw czy są przypadki, że instytucje oświatowe łamały sobie kark i doznawały kłopotów egzystencjalnych z tego powodu.
c) w ludziach panuje często śmieszne przeświadczenie, że systemy komputerowe rozwiązują systemowe problemy. Tym czasem, tak jak pióro za 1000 dolarów nie zrobi z grafomana genialnego pisarza, tak komputery nie naprawią głupoty ludzi i błędnych założeń systemu. Mogą tylko głupotę, brak kompetencji i błędy systemu obnażyć 1000 razy szybciej, a nawet doprowadzić system 1000 razy szybciej do katastrofy. Ale to tylko uwaga na boku.
d) systemy nie mogą walczyć z naturą ludzką i z naturą skomplikowanych systemów, lecz je uwzględniać a nawet wykorzystywać dla swoich celów. Nie mówię, że tutaj byłoby to z pewnością przydatne, ale w systemach tego typu od dawna są dosyć skuteczne rozwiązania depozytowe. Załóżmy, że każdy wpłaca wpisowe wysokości np. 200 zł w każdej instytucji, w której się zapisuje (na studia może i 500 zł), z możliwością pełnego zwrotu tej kwoty, gdy ostatecznie w tej instytucji do nauki przystępuje oraz pełnego lub częściowego zwrotu, gdy w jakimś określonym sensownym terminie swój akces wycofuje. W każdym innym przypadku kasa przepadałaby na rzecz budżetu instytucji lub państwa. Tutaj natura ludzka by tak zadziałała, że po pierwsze zapisy byłoby bardziej racjonalne i wstrzemięźliwe oraz że meldowanie rezygnacji byłyby w w interesie samych zainteresowanych.
@belfrzyca
W przypadku rekrutacji na studia w cywilizowanych krajach (np.UK), przy zdecydowanie bardziej skomplikowanej i zindywidualizowanej (jeśli chodzi o uczelnie i kandydatów) procedurze rekrutacyjnej istnieje OD LAT scentralizowany komputetrowy system rekrutacyjny (w UE – UCAS) , który to eliminuje. Tyle, że u nas uczelnie chciałyby zarabiać na opłatach rekrutacyjnych ile i jak długo się da … 🙁
Dziwne. Kiedy ja składałem papiery, wybierało się 3 licea wzgodnie z kolejnością preferencji i system wszystkich dopasowywał. Problemy mieli jedynie ci, którzy się do żadnego z tych 3 nie dostali, ale oni nie musieli czekać.
@mpn
Teraz wydłużono straszliwie odstępy pomiędzy kolejnymi etapami … 🙁
@belferxxx
Ja nie wiem, co to jest, że wszystko muszą zepsuć…
@mpn
To rozporządzenie to ostatni prezent (z 2 listopada 2015) Kluzik vel Drożdżówki – teoretycznie ma dać możliwość kandydatom skutecznego oprotestowania każdej decyzji po drodze procedury … 😉
Przepraszam, ale skąd Państwo już (8 lipca) wiecie, że dziecko jest na liście rezerwowej? Przecież listy – zgodnie z zarządzeniem kuratora – będą 15-ego?
Prawda jest taka, że teraz wszystkie szkoły oraz uczelnie chcą iść z duchem czasu i pokazać, że są nowoczesne, ale nie wszystkie ich decyzje są przemyślane. Według mnie, jeśli nie jest się w stanie wdrożyć systemu tak, by sprawnie funkcjonował i faktycznie ułatwiał ludziom życie, a nie na odwrót, lepiej pozostać przy sprawdzonych, tradycyjnych formach.