Dziarscy weterani
Weteranów, którzy nadają się do pokazania młodzieży, jest dziś niewielu. Znacznie mniej niż szkół, które chciałyby ich zaprosić. Popyt znacznie przewyższa podaż. Szczególnie w takim dniu jak dzisiaj przydałby się jakiś żołnierz wyklęty w murach szkoły. Trzeba być jednak niezwykle obrotnym nauczycielem, aby załatwić uczniom dobrego weterana.
Najczęściej trzeba się zgodzić na transakcję wiązaną. Weteran nie będzie dziarski, ale za to towarzyszyć mu będzie młody asystent, który za niego wszystko powie, a staruszek jedynie przytaknie. Tak to często wygląda, że zapraszamy weterana, a otrzymujemy prawicowego aktywistę. Cóż, chyba lepsze to niż nic.
Zresztą podobnie było za komuny. Nauczyciele zapraszali uczestnika II wojny światowej, a otrzymywali parę: weterana i jego komunistycznego przyjaciela. Pamiętam, jak za moich czasów uczniowskich stary żołnierz zapomniał się i zaczął opowiadać szczerze. Komunistyczny przyjaciel próbował przerwać, jednak mówca był na tyle dziarski, że nie pozwolił. Dokończył historię, a my byliśmy wniebowzięci.
Dzisiejsza młodzież raczej już tego nie doświadczy. Za mało jest dziarskich weteranów. Większość z braku sił witalnych zgodzi się na historię, jaką przedstawi za nich prawicowy przyjaciel. Mam nadzieję, że młodzież nie we wszystko uwierzy.
Komentarze
Dziarskich weteranów dziś jak na lekarstwo. Sam miałem takiego sąsiada, legionistę, ale już dawno opuścił ziemski padół.
Takim weteranem był dla mnie Franciszek Gajowniczek, który, mając wtedy ponad 70 lat (sprawdziłem w Wikipedii jego datę urodzenia), wdrapał się był na wieżę naszego kościoła do ulokowanej tam salki katechetycznej. Zrobił na mnie duże wrażenie. Tym większe, że albo właśnie wtedy byłem w trakcie albo już po lekturze „Pięciu lat kacetu”.
Życzę żelaznego zdrowia, choć ciekawe, jak dziarski będzie Gospodarz w siedemdziesiąt lat po kolejnej wojnie, do której wiedzie dziś świat urojony mesjanizm kopniętego państwa apartheidu, któremu musi obligatoryjnie służyć jako formalny syn przymierza…? Swoją drogą, odwoływanie się w masońskiej nomenklaturze do Synów Przymierza z Damaszku, synów Sadoka, Światłości, ludzi czystych moralnie i prawych opisanych w rękopisach z Qumran, jest perwersją iście diabelską, co może słusznie bulwersować, jednak nie zaskakiwać, albowiem jakaż inna miałaby być?
Odnośnie bohaterów, którzy nie złożyli broni po zdradzie Roosevelta, Churchilla oraz ich kumpla Stalina (znamy naszych wrogów, dlaczego powtarzamy błędy przeszłości iluzorycznymi sojuszami?) i oddaniu Polski w niewolę na pasożytniczy żer żydokomuny przez dziesięciolecia, to wyimaginowani potomkowie Abrahama z okolic Pergamonu, zdegenerowani tak, jak ci Izaaka i Jakuba, wiele zrobili, żeby pozbawić wigoru tzw. Żołnierzy Wyklętych, mordując ich masowo po wojnie strzałami w tył głowy, trzymając latami w katowniach po lewych procesach, zsyłając do sowieckich gułagów, pozbawiając kolejne pokolenia możliwości edukacji oraz pracy. Niewielu przetrwało, gdyż urodzeni mordercy okupujący Polskę dobrze znają swoją złą robotę, jak nikt na świecie, taka gmina.
Ups, przepraszam Gospodarza najmocniej, w pośpiechu źle kliknęłam, byłam przekonana, że to wpis p. Hartmanam choć dziwił mnie niezwykły brak jadowitości… Sorry, wybacz Gospodarzu, zwykła pomyłka.
No, naprawde, Panie Psorze.Nedzne wykrety, byle tylko mlodziezy nie wychowywac do patryjotyzu. . Wystarczy jeden telefon do IPNu a dowiaza Wam weteranow do wyboru, do koloru, w kazdym wieku i w kazdym stadium dziarskosci lub demencji. Jezcze nie bylo tak zle aby wetereanow w Polsce zabraklo.
Doktor Ewa. Ten doktorat to pewnie nie z historii. A jeżeli to z tej czarno-białej wersji.
Klapciak. Nie dokuczaj „Dr Ewa”. On ma powazna diagnoze i jest na krotkim zwolnieniu z osrodka. Serio.
Jak brakuje „żołnierzy wyklętych” to może by tak spróbować z „nauczycielem wyklętym”. Wziąć na przykład takiego Trynkiewicza z psychiatryka i zrobić z nim objazd po szkołach. Akademie pamięci o „nauczycielach wyklętych” można by połączyć z elementami wychowania seksualnego młodzieży oraz z aktami ekspiacji środowiska nauczycielskiego za wszelkie zbrodnie wobec uczniów. Oczywiście z błaganiem o wybaczenie i uroczystą przysięgą na poprawę. To ostatnio takie modne w Polsce.
Myślę, że byłoby do życiowo dużo praktyczniejsze. Ad wojen młodzież ma dzisiaj gry komputerowe i to dużo ciekawsze niż strzelaniny po wiejskich weselach i rekwirowanie chłopstwu świń, jajek i mleka przez partyzantów w lesie.
Do mojej szkoły przez kilka lat przychodził cichociemny oficer, więzień sowieckiech łagrów- sam, był do końca postacią ciekawą, mówił niezwykle interesujący rzeczy i w świetny sposób.
Sprowadza Pan historię okresu wojny i okresu powojnennego do „będzie obok prawicowy przyjaciel”- cóż, lewica równo dała sobie odebrać tę część historii. Można bohatera zrobić np. ze Stefana Michnika.
W szkole w moim mieście dzisiaj jednemu gimnazjum nadadzą imię Danuty Siedzikówny „Inki” – wiem, Pan tym byłby wstrząśnięty.
Czym (kim) innym Inka, a czym innym posiadacz wyroku śmierci AK i posadę szefa powiatowego UB w Nowym Targu w życiorysie Kuraś – Ogień czy morderca m.in. 80 woźniców transportujących jego oddział podwód Rajs-Bury … 😉
No teraz o wielkim bohaterstwie i odwadze solidarnościowej konspiry będą nowi bohaterowie opowiadać – 50-70-letni więc jeszcze dziarscy … 😉
Znajdą się „nowi” weterani. Już za chwilę okaże się, że z komuną walczyli nie mniej walecznie jak żołnierze z Westerplatte. panowie Jaki, Sasin, Żalek, Ziobro, Kurski, Duda……………….
Nie „za chwile sie okaze”, tylko juz wiemy, ze walczyli, a Walesa om klody rzucal pod nogi.
Stopień z wyklęcia.
Bardzo mi się wpis podoba.
Daje do myślenia, problemowo i społecznie.
Być może rozwiązaniem problemu przewagi publicznego, szkolnego popytu nad podażą dziarskich weteranów pomocnych w objaśnianiu świata przez wykwalifikowane kadry edukacyjne, byłoby utworzenie stopnia: nauczyciel wyklęty.
Nauczyciele wyklęci, społecznie, ekonomicznie, godnościowo czy aspiracyjnie (a chyba tylko tacy dowodzą w mediach swe istnienie etatowe), mogliby robotę z młodzieżą wykonywać i komentować na bieżąco, w miejscu martyrologii, bez specjalnych wieczernic i apeli.
Byłoby to spójne i wychowawcze znacznie bardziej, niż obecna konieczność wallenrodyzmu, miotającego się w dedykowanym przekazie pomiędzy rodziną, przyjaciółmi, klasą, pokojem gogicznym, gabinetem pani derektor czy też np. blogiem.
Można się przecież w tym systemie oświaty pogubić, w kwestii czy komuna się już skończyła czy zaczęła i która grupa w co aktualnie wierzy i po jakim kursie.
–
PS I dlatego jeszcze wpis jest taki dobry i bardzo mi się podoba, że dotyczy oświaty, a nawet historycznej, która już była.
Nie wroci. To nie o jasnosc myslenia chodzi tylko o pewne wyczucie literackiej konwencji. Komu nie dane, temu nie dane.
Mnie sie tez wpis ogromnie spodobal. Smialam sie czytajac.
Jakieś pół wieku temu, sensacją w mojej szkole podstawowej w małym miasteczku był przyjazd Murzyna. Oryginalnego, ciemnoskórego, chyba studenta. Późniejsze spotkania z bohaterami, literatami itd nie miały tego ciężaru zainteresowania dziatwy. Pomysłodawcy obecnych spotkań są beznadziejnie zacofani. Nie znają świata w jakim funkcjonuje młodzież. To świat wirtualny gdzie można dowolną historię znaleźć/stworzyć/zweryfikować. Mało komu, oprócz partyjnym propagandystom imponuje dziadek walczący o jakąś Polskę która jest odległa jak galaktyka Oriona. W czasie gdy świat biegnie naprzód, PiS próbuje zawinąć historię. Idąc w kierunku skansenizacji Najjaśniejszej RP. Wszelkie próby nadymanego heroizmu kończyły się dla Polski tragedią i morzem ofiar. Że wspomnę lata 30-te II RP. Na szczęście młodzież myśli, ma kontakt ze światem a póki granice otwarte zawsze może zmienić ojczyznę, co młodzi ludzie robią bez większego żalu coraz częściej.
@mzak 2 marca o godz. 9:51 247520
„Jakieś pół wieku temu, sensacją w mojej szkole podstawowej w małym miasteczku był przyjazd Murzyna.”
Pół wieku temu?
Małe miasteczko @mzaka musiało być zatem niezwykle progresywne w porównawniu z taką Częstochową A.D. 2009, gdzie jak wiadomo Nasza Magnificencja Ojciec Rektor Założyciel była łaskawa wyrazić swoje zdumienie faktem wcale się nie mycia jednego z kolegów w kapłaństwie.
„Pomysłodawcy obecnych spotkań są beznadziejnie zacofani. Nie znają świata w jakim funkcjonuje młodzież. To świat wirtualny gdzie można dowolną historię znaleźć/stworzyć/zweryfikować. Mało komu, oprócz partyjnym propagandystom imponuje dziadek walczący o jakąś Polskę która jest odległa jak galaktyka Oriona.”
Bardzo przepraszam, ale to @mzak wykazuje się całkowitym oderwaniem od rzeczywistości. Taka na przykład polonia chicagowska w każdy dzień powszedni po godzinie 19-tej może sobie włączyć radio na fali 1490kHz i wysłuchać najnowszych przekazów jakie ma dla nas EN-KI, czyli Duchowy Opiekun Ziemi mieszkający właśnie na Orionie.
Każdy może sobie porozmawiać z EN-KI za pośrednictwem pani Lucyny Łobos z Wrocławia, która jak tylko odwiedza Chicago to urządza seanse czanelingu z EN-KI z restauracji albo z Klubu „Eagels”.
**http://misjafaraon.com/
„W czasie gdy świat biegnie naprzód, PiS próbuje zawinąć historię. Idąc w kierunku skansenizacji Najjaśniejszej RP. Wszelkie próby nadymanego heroizmu kończyły się dla Polski tragedią i morzem ofiar. Że wspomnę lata 30-te II RP. Na szczęście młodzież myśli, ma kontakt ze światem a póki granice otwarte zawsze może zmienić ojczyznę, co młodzi ludzie robią bez większego żalu coraz częściej.”
I tutaj także należy skorygować całkowicie błędne przekonanie, jakoby „zmiana kraju” na coś pomagała.
Wczoraj w w/w radio wysłuchałem płomiennych opowieści przedstawicieli Narodowych Sił Zbrojnych-Nowego Pokolenia z Chicago na temat ich walki o pamięć o żołnierzach wyklętych.
Że chodzą po polonijnych szkołach i nauczają.
Sama „zmiana kraju” jak widać niczego nie daje.
Zmienić duuużo więcej.
W poprzednim wpisie zabrakło słówka „należy”.
Albo „czeba”.
Czy może ktoś podać aktualną definicję żołnierza wyklętego, już sie pogubiłem kto nim jest.