Lista aktywności premiowanych
W rekrutacji do gimnazjum i liceum liczy się mnóstwo rzeczy, a najmniej chyba wyniki egzaminów zewnętrznych. Różnymi duperelami można nabić tyle punktów, że właściwie nie opłaca się uczyć. Wystarczy dobrze pomyśleć.
Uczniowie i rodzice sumiennie czytają listę punktowanych aktywności (tzw. zasady rekrutacji). Zwykle na listę trafiają olimpiady przedmiotowe oraz certyfikaty potwierdzające znajomość języka obcego (do tego się nie przyczepiam), ale też różnego rodzaju konkursy, zawody, wolontariat taki i owaki, inicjatywy lokalne oraz włączanie się w życie szkoły (co to oznacza, decyduje najczęściej autorytarnie wychowawca).
Nieraz komisja rekrutacyjna pochyla się nad grubą teczką zaświadczeń i nie wie, co począć. Uczeń wprawdzie głąb, ale za to jaki aktywista! Niestety, system kandydata przyjął, więc nie ma co dyskutować. Odrzucamy tylko te aktywności, których nie ma na liście aktywności premiowanych (ustala kuratorium i MEN). Męczyłeś się, ale na próżno. Czasem też szkoda ucznia, który po prostu się uczył, a nie kombinował, czym warto się zająć, czym zaś nie warto. Podobno im mniej zdolny uczeń, tym większy kombinator.
Nic więc dziwnego, że od lat trwa nacisk środowisk nauczycielskich na MEN i podległe mu kuratoria, aby radykalnie zmienić zasady rekrutacji do ww. szkół. Niech liczy się wiedza oraz umiejętności, a te najlepiej oddają wyniki egzaminów. Ideałem byłyby oczywiście egzaminy wstępne do gimnazjum i liceum (albo chociaż tylko do liceum). Jeśli jednak ideał jest nieosiągalny, to przynajmniej niech liczą się egzaminy zewnętrzne. I tylko one.
Komentarze
W 100% zgadzam się z tymi słowami… Przytoczę tu to, co mówiła mi znajoma nt. rekrutacji do liceum (jej córki); nauczyciele przez całą 3 klasę gimnazjum nawijali o punktach; trzeba ich zebrać jak najwięcej -> wszelkie aktywności typu wolontariat (swoją drogą – wolontariat rozumiany cynicznie jako droga do uzbierania punktów na papierku… smutne…), wystąpienie w przedstawieniu.
Także olimpiady, o których Pan wspomina, to wcale nie taki dobry sposób. Nie do końca sprawiedliwe jest to, że dzięki olimpiadzie np. z angielskiego albo francuskiego można (nie, ma się zapewnione, jesli zostanie się laureatem) dostać się do dowolnej klasy. i to mając pierwszeństwo przed zdającymi „tylko” egzamin gimnazjalny. Laureat olimpiady z angielskiego wybiera sobie np. klasę biologiczno-chemiczną, które to klasy zawsze są oblegane, odbierając tym samym jednej na pewno osobie szansę. Skąd wiemy, że ta jedna osoba nie pracowała ciężej, starając się wszystkie przedmioty pozaliczać jak najlepiej? Olimpiady nie są wcale szczególnie „sprawiedliwe”.
Przecież wiedza i uczciwość nie jest w Polsce w dorosłym życiu do niczego potrzebna, natomiast bez kombinatorstwa i cwaniactwa nie zrobisz kariery i nie przeżyjesz.
Więc szkoła dobrze uczy i stawia na praktyczne, niezbędne w życiu umiejętności.
Wystarczy włączyć TVP Goebbels i chwilę obejrzeć co wyprawiają „politycy”, „eksperci” i „dziennikarze” by w 6 minut stwierdzić, że z rozumem i uczciwością nie masz co w Polsce szukać.
Inżynier Witold Rychter w swojej książce „Moje dwa i cztery kółka” napisał, że pierwszą rzeczą jaką należy zrobić biorąc udział w rajdzie samochodowym powinno być szczegółowe zapoznanie się z regulaminem zawodów.
Gdyż wygrywa nie zawsze ten, który przyjedzie najszybciej.
„Niech liczy się wiedza oraz umiejętności, a te najlepiej oddają wyniki egzaminów.”
Bardzo wątpię.
Sąsiad uczył się w technikum elektronicznym. Jako swoją pracę dyplomową zaprojektował i zbudował tablicę wyświetlającą wyniki zawodów sportowych, która przez wiele lat (20?) bezproblemowo służyła na dużym stadionie.
W dorosłym życiu założył małą firmę zajmującą się „wszystkim elektronicznym”, może bez wielkiego biznesowego sukcesu ale dającą jemu i jego rodzinie utrzymanie.
Egzaminu wstępnego na politechniczną elektronikę (próbował o ile pamiętam dwa razy) nigdy nie zdał.
Moim zdaniem na liceach świat się nie kończy. Powinny być także dobre szkoły zawodowe i technika kładące duży nacisk na nowoczesną praktykę. Być może elementem egzaminu wstępnego powinny stać się także doświadczenia albo chociaż praktyczna demonstracja umiejętności.
@Gospodarz
Po prostu liceum powinno mieć znaczny wpływ na to kogo rekrutuje i do jakich klas(profile!) – to w końcu ono się będzie męczyć ze źle zrekrutowanymi …. 😉 A oni też się będą męczyć… 🙁
Autor chce egzaminów wstępnych do gimnazjum i liceum???!!!!! Gimnazjum jest obowiązkowe, a o przyjęciu do liceum w głównej mierze decydują punkty z końcowego egzaminu gimnazjalnego!!
Uczył Marcin Marcina…
UCZENIE SIĘ z pewnością NIE jest jedną, spośród wielu aktywności publicznych belfrów, premiowanych publiczną kasą.
Jak można przeczytać we wpisie, jest nią za to kombinowanie.
Trzeba niezłej kombinatoryki, trzymając się belferskiej aktywności semantycznej, aby:
a/ własną ignorancją zawodową obwinić uczniów, którzy rzekomo dzięki aktywnościom, niczego
„się nie uczą”;
b/ uczniowie, postępując zgodnie z zasadami – i dla tego właśnie (!) – są uznani publicznie przez belfra za …nieuków i kombinatorów (piękne to wyrazy postawy moralno-etycznej nauczyciela), co implikuje jednoznacznie łamanie zasad jako pożądany model postawy (bo tak właśnie jest w świecie belferstwa publicznego)
c/ podważać i kontestować niepojęte przez siebie a obowiązujące belfra na etacie zasady, kosztem godności uczniów (pardą: kombinatorów), w imię… wiedzy i umiejętności, oczywiście wyłącznie definiowanych i „sprawdzanych” przez belfrów-ignorantów edukacyjnych, na egzaminie.
Tak, oto ideał – horyzonty wiedzy i umiejętności może wyznaczać co najwyżej belfer, na podstawie tego, na co ma papier i gdzie ma kumotra (bo cóż innego może decydować o sadzaniu takich, jak w opisie belfrów na posadzie publicznej?).
Można by się pośmiać nad obezwładniającą nędzą merytoryczną tak pojmowanych nauk z aktywności belferskiej, gdyby zachodziła pewność, że Gospodarz taką postawę opisał gwoli i jedynie w tym celu, korzystając ze swoistej gorzkiej ironii.
Załóżmy więc miłosiernie, że ten wpis to co najwyżej beka, która zaorała karykaturalną mentalność jakiegoś znanego Gospodarzowi a nielubianego, tępego nieuka uwłaszczonego na etacie. 😉
Tak jest przez całą edukację, więc przynajmniej w tej kwestii szkoła przygotowuje do studiów 😉 Na mojej uczelni ważniejsza niż dochód czy niepełnosprawność przy obsadzaniu miejsc w akademikach jest aktywność w najróżniejszych radach, AZS i innych takich.. Ministerstwo stypendia za wyniki i osiągnięcia też połączyła w jedno stypendium Rektora, w którym sama wysoka średnia ocen nie wystarczy, bo jakiś sportowiec czy działacz może w punktacji łatwo wygrać. Erasmus? Również tylko dla zbierających punkty w akcjach w ogóle nie powiązanych ze znajomością języka czy zdolnościami.. Takie życie.
Szanowny Gospodarzu, ponieważ zajmuję się rekrutacją, postanowiłem zareagować. 90 procent punktów możliwych do zdobycia w rekrutacji (180 na 200 możliwych) uzyskuje się za wyniki egzaminów i oceny na świadectwie (z przedmiotów wybranych przez szkołę średnią). Za „wolontariat taki i owaki, inicjatywy lokalne oraz włączanie się w życie szkoły” otrzymuje się raptem 3 punkty. Czy zdaniem Gospodarza te półtora procent to „tyle punktów, że właściwie nie opłaca się uczyć”?
tinafan,
za dodatkową aktywność otrzymuje się więcej punktów, a nie tylko 3. Tutaj można poczytać o zasadach:
http://egzaminy.edu.pl/kalkulator-punktow.html
Za sukcesy w konkursach różnej maści, także sportowych, uczeń uciuła kilkanaście punktów. Nie jest to dużo, ale to mogą być punkty strategiczne.
Warto zwrócić uwagę na coś innego. Otóż punkty uczeń otrzymuje także za bardzo niskie wyniki na egzaminie. Np. za 100 proc. dostaje 20 punktów za przedmiot, ale za 50 procent, czyli de facto stopień dopuszczający, dostaje 10 punktów. Zdaje wszystkie 5 przedmiotów na 50 procent i ma 50 punktów. Dodaje do tego aktywność dodatkową i zaczyna być konkurencyjny wobec osób, które zdały na 70-80 proc. (a to są już całkiem nieźli uczniowie).
Zapewne nie mam takiego doświadczenia jak Pan, ale czasem przyglądam się osobom, które dostały się do liceum, i zastanawiam się, jak one to zrobiły. Egzaminy poszły bardzo słabo, oceny końcowe na świadectwie takie sobie. Coś innego zadecydowało. Moim zdaniem, pokombinowały.
Pozdrawiam
Gospodarz
tinafan,
wczytałem się jeszcze raz w zasady i – cytuję:
1. Maksymalna liczba punktów do zdobycia w konkursach przedmiotowych: 21
2. Maksymalna liczba punktów do zdobycia w konkursach sportowych: 10
3. Maksymalna liczba punktów do zdobycia za inne: 2
Pozdrawiam
Gospodarz
Dobrze że Gospodarz już bez insynuowanej ironii pisze, że uczeń postępujący zgodnie z kryteriami i regułami egzaminacyjnymi, to nie żaden uczeń, ale kombinator.
To tłumaczy, dlaczego pod taką szkoła stanowimy karykaturę cywilizacji, a to np. w gospodarce, skoro o gospodarzach tak uczących dziatwę, mowa.
Dziatwa zaś, posłuszna nauczycielstwu na nim dokonanemu, już jako dorosła, nami rządzi.
Otóż, podobną obcą sobie „kombinatorykę” zarzuciły ostatnio władze firmom, które w przetargu publicznym na budowę dróg zgłosiły się z cenami …rażąco władzę niższymi (!) niż władza oczekiwała. Co więcej, władza zakwestionowała te oferty (zamiast obraźliwego epitetu pod adresem firm, jak uczniów w szkole: kombinatorzy pojawił się równie absurdalny – ceny dumpingowe) właśnie wbrew regułom ustawowym, wg których cena NIE może być głównym kryterium oceny oferty.
Jeśli ktoś rozumie, że uczenie amoralności w szkole ma konkretny wymiar np. i także …ekonomiczny, w kieszeni każdego z nas, to może zrozumie, dlaczego to, czym obnaża się Gospodarz, kosztuje nas w efekcie drogie i ślimaczące się inwestycje publiczne…
No, chyba że i w gospodarce postawimy na płatne pod stołem korepetycje…
Fuj.
Ach, jak to dobrze że nie każdy, kto tu na belferblogu pisze robi to wczytując się wpierw, o czym.
Przykład, jak to w szkole, idzie z góry…
Teza wpisów, zdaje się też. 🙂
Gekko,
dziękuję za komentarz. Być może za mocno brzmi słowo „kombinować”, którym się posłużyłem. Nie o to mi chodziło, aby kogoś obrażać. Chciałem raczej zwrócić uwagę na wadliwe prawo, które zachęca do takich praktyk. Mam nadzieję, że nie czuje się Pan urażony, iż ośmielam się krytykować prawo. Ze zdumieniem obserwuję, że każdy mój wpis odbiera Pan jako atak na osoby, na siebie, na uczniów, na różnych ludzi. Tymczasem najczęściej jest to krytyka zjawisk, norm prawnych, reguł, zasad, które nami rządzą i którymi się kierujemy. No cóż, widocznie moje ułomne pióro prowokuje Pana do takiej napastliwości.
Pozdrawiam
Gospodarz
@ Gospodarz
Niestety, nie o napastliwość moją i to wobec Pana tu chodzi, co Pan kolejny raz, bezpodstawnie insynuuje.
Chodzi natomiast o to, co Pan wie, że wyraża, bo często wyraźnie pisze, a co nie kojarzy się z zawodowym podejściem ani pedagogicznym, ani kompetentnym nauczycielsko i zwyczajnie po ludzku.
Trudno bowiem uznać epitety kierowane przez Pana ku uczniom (nieważne jak silne, bo jednoznacznie deprecjonujące w kontekście np. tego wpisu), a także nierzadko rodzicom oraz …władzom, jako krytykę prawa czy innych „zjawisk norm etc.”
Nie jest też oczywiście prawdą, że to, jak Pan sugeruje, wadliwe prawo skłania uczniów do zbierania punktów tam, gdzie prawo daje im do tego …prawo, a prawdą jest, że to prawo na nauczycieli nakłada szczególny obowiązek szanowania tych postaw i uregulowań. Także uczniów ich przestrzegających.
Nb ciekawe, czy rzeczywiście nie widzi Pan żadnych edukacyjnych i sprawdzalnych egzaminacyjnie choćby kompetencji, których we współczesnym świecie młodzież uczy się poprzez aktywności? To dziwna sugestia wpisu, kontrastująca z Pana poprzednim.
Nie jest też prawdą, jak Pan świetnie wie, że „każdy wpis” odbieram jako „atak na własna osobę”.
Chętnie poznam jakieś osobiste (!) urazy, które mi Pan insynuuje, a ja rzekomo wyrażam. Proszę wskazać, gdzie jakoby.
Przykłady, że cenię i wspieram Pana wpisy (boleję, że jakże nieliczne daje Pan merytoryczne szanse na to) nietrudno znaleźć pod dwoma poprzednimi.
Szkoda, że pewną – być może cenną – autorefleksję nad wymową własnego wpisu uznał Pan za stosowne przekształcić w zastępczą i nie popartą rzetelnością personalną połajankę, na której cierpi jedynie wartość poznawcza Pana bloga, w którą nie wątpię.
Nie będę miał nic przeciwko, jeśli komentarze, które jest Pan w stanie odczytać wyłącznie na siłę pozycjonując je personalnie, bez zbędnej kombinatoryki Pan po prostu sobie ze swojego blogu wytnie.
Z pewnością zyska na tym spójność przekazu w pętli zamkniętej ścianami pokojów gogicznych.
Naprawdę serdecznie pozdrawiam.
@Gospodarz
Jak Pan widzi powiedzenie „Nie dyskutuj z bałwanem bo sprowadzi Cię do swojego poziomu i pokona doświadczeniem!” jest wyjątkowo trafne … 😉
Czy nie zauważył Pan jeszcze, że napastliwe a bezsensowne ataki nawiedzonego trolla ukrywającego się pod nickiem Gekko (a wcześniej wieloma innymi!) rozwala Panu blog – mało komu chce się być obiektem jego obelżywych ataków na nauczycieli indywidualnie i zbiorowo. Bo to blogowicze a nie Pan są głównym obiektem tych ataków. A jest Pan w stosunku do tych ataków i miotanych obelg wyjątkowo tolerancyjny … 🙁
Panie Dariuszu, nie jestem przekonany, czy dyskutowanie o zasadach rekrutacji ma sens w komentarzach na Pana blogu. Nie chciałbym Pana urazić, bo cenię Pana jako nauczyciela i wychowawcę (między innymi moich byłych uczniów) i nie chcę zaśmiecać Panu bloga. Bardzo proszę wczytać się w aktualne zasady (na tamtej stronie są z zeszłego roku) oraz wziąć pod uwagę zasadę nadrzędną: nie da się uzyskać w rekrutacji więcej niż 13 punktów za osiągnięcia w konkursach, olimpiadach i zawodach. Wynika to bezpośrednio z przepisu paragrafu 7 ust. 2 rozporządzenia MEN z dn. 24.11.2015 r.:
„W przypadku gdy kandydat ma więcej niż jedno szczególne osiągnięcie w zawodach wiedzy, artystycznych i sportowych, (…) maksymalna liczba punktów możliwych do uzyskania za wszystkie osiągnięcia wynosi 13 punktów”. Do tego 2 za wolontariat / aktywność w życiu szkoły, 5 za świadectwo z czerwonym paskiem. Pomyliłem się w komentarzu wyżej: nie 3 lecz dwa punkty za te wszystkie „inicjatywy, wolontariaty i włączanie się w życie szkoły”. Zostaje 180 pkt: 100 za egzamin, 80 za oceny. Proszę może porozmawiać z kimś odpowiedzialnym w Pana liceum za rekrutację, choć pewnie nikt jeszcze biegły nie jest, bo nie było szkoleń. Ale w zeszłym roku za oceny można było uzyskać maksymalnie 60 punktów, a w tym roku 80. Co moim zdaniem oznacza, że tegoroczne zasady rekrutacji należy rozpatrywać w zupełnie innym świetle, niż Pan je przedstawił. Jestem przekonany, że przyznawanie aż 80 punktów za oceny na świadectwie jest grubą przesadą. Zgodzimy się chyba, że nieczęsto bywają one obiektywne. Czy należy im dać aż 40-procentowy wpływ na punktację do liceum?
Tak na marginesie, bo sprawa istotna.
Jedynymi, którzy „atakują nauczycieli” na tym blogu są podszywający się pod nich bezczelni ignoranci, owładnięci nienawiścią do swego etatu, dzieci, rodziców, uczniów, władzy i całego, niezakiszonego w słoiku z konserwą etatyzmu państwowego, rodem z peerelu, otaczającego ich świata.
O czym świadczą, niestety nieliczne, i jakże delikatne w trosce o etatową omertę, głosy rzetelności i rozsądku, jak „tinafana”.
–
PS Bardzo przepraszam tinafana za pocałunek śmierci 😉
A ja jak zwykle; tyle wiesz ile zmierzysz. Mędrca szkiełko i oko.
A profesor Chętkowski swoje. Emocje ponad linijkę i wagę.
Taki człowiek, love him or hate him.
W sumie sto razy wolę mojego licealnego polonistę. Czterdzieści lat temu marzył o tym co dopiero teraz staje się słowem, czyli o zapamiętaniu całej literatury i poezji świata w postaci cyfrowej.Opowiadał o sposobach badania historii ksiąg Biblii czy ustalania autora sztuk przypisywanych Szekspirowi metodą analizy statystycznej wyrazów oraz związków frazeologicznych obecnych w danym utworze. To miało sens.
tinafan,
dziękuję za sprostowanie. Zrobię tak, jak Pan proponuje – porozmawiam z osobami, które znają najnowsze zasady rekrutacji. Też jestem zdziwiony, że w zasadach naboru oceny na świadectwie prawie dorównują wynikom egzaminu zewnętrznego. Postaram się wrócić do tematu rekrutacji jeszcze raz za parę tygodni, gdy więcej nauczycieli będzie już przeszkolonych w nowym prawie.
Pozdrawiam
Gospodarz