Kontrolować trzeba umieć
Dostałem list polecony, który został rozcięty z boku i zaklejony. Ktoś do niego przede mną zajrzał. Przypomniały mi się od razu czasy stanu wojennego, kiedy tylko takie listy dostawaliśmy. Jednak wtedy na kopercie była przybita pieczątka z informacją, że kontrola odbywa się zgodnie z prawem. A teraz?
Nie chcę popadać w paranoję, może to tylko przypadek. Bardziej zdziwiła mnie konieczność podpisania odbioru listu rysikiem na tablecie, a nie długopisem na kartce papieru. A zatem dane o tym, z kim koresponduję, będą dostępne natychmiast. Wystarczy wpisać w komputerze nazwisko, a system poda pełną informację. Postanowiłem ostrożniej wysyłać i przyjmować listy. Parę nazwisk muszę skreślić z bazy danych. Wybaczcie, koledzy, tą drogą nie będziemy się komunikować.
W mojej szkole, podobnie jak we wszystkich placówkach edukacyjnych, działa monitoring. Niestety, efekt okazał się odwrotny od zamierzonego. Zanim zainstalowano monitoring, informacji dostarczał osobnik X. Widział i słyszał on wszystko. Mieliśmy więc pełne dane o tym, co robią uczniowie. Jak tylko założono kamery, nasz informator strasznie się obraził i przestał gadać. A kamery, o ile coś pokażą, to zawsze po fakcie, natomiast nasz człowiek donosił o zamiarach. Mogliśmy więc interweniować przed czasem, a teraz jak coś się wydarzy, to godzinami oglądamy nagrania monitoringu i kompletnie nic nie widzimy. Winnych nie ma, a uczniowie się z nas śmieją i tyle.
Uważam, że tak samo będzie z kontrolowaniem listów. Do tej pory wszystko o mnie wiedział listonosz. Wystarczyło go zapytać. Teraz jednak facet jest wkurzony, że musi chodzić z tabletem i zbierać dane o korespondencji. Wydawanie listu trwa trzy razy dłużej. Mnie się jednak ta zmiana bardzo podoba. Liczę bowiem na to, że listonosze obrażą się na władzę i będą trzymać gębę na kłódkę. A z programami szpiegującymi i monitoringiem jakoś sobie poradzimy. W razie czego poprosi się młodzież o pomoc.
Komentarze
Bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi na ten aspekt sprawy. Podpis składa się przecież nie tylko u listonosza ale i u dostawcy każdej duperelki kupionej w internecie. W efekcie wystarczy, żeby ktoś chciał, albo wydał kolejne 5 miliardów na zintegrowany system, i w ciągu sekundy całe moje życie zostanie kompletnie prześwietlone. Podobnym celom służy planowana likwidacja banknotów o dużym nominale i ograniczenie płatności gotówkowych.
Ale występuje tu ciekawe zjawisko:
Kiedy mowa o tych ograniczeniach, natychmiast mamy argumenty typu inwigilacja i utrudnianie życia 99,9% normalnych z powodu 0,01% nieuczciwych. Ale kiedy mowa o ochronie przed „terrorem” ci sami komentatorzy są za.
Czyli podsumowując: Jeśli nas szpiegują to bee. Ale jeśli my szpiegujemy to cacy i nikt nie myśli, że 99,9% szpiegowanych to oni sami. Bo szpiegujący i szpiegowani to jedno.
Ciekawe, co Pana uczniowie na ten temat?
P.S. Pojawiają się programy odczytujące „on line” zawartość obrazów. Pewnie więc niedługo będzie Pan miał program który sam wyszuka odpowiednie sekwencje monitoringu na podstawie ustnego zlecenia. Uszczęśliwi to Pana? Jeśli tak to powodzenia w szpiegowaniu.
Monitoring może nie pokaże wszystkiego, ale to co pokaże jest raczej wiarygodnym dokumentem. Natomiast Informator X może … powiedzieć wszystko i ma w sumie potężną władzę nad ofiarami i nad informowanym. Więc to dobrze, że mamy o jednego donosiciela mniej. To zawsze jakiś mały kroczek na żmudnej drodze dekomunizacji. Poza tym monitoring jest jednak łatwiej ograniczać i regulować prawnie.
Co do tych podpisów na displayu to też mi się to nie za bardzo podoba. Trzeba znaleźć jakieś sposoby zaradcze. Myślę, że najlepszym będzie wybór specjalnego wariantu podpisu elektronicznego na takie potrzeby. Na przykład w postaci prostego krzyżyka nakreślonego lewą ręką (u praworęcznego) Przy najbliższej okazji wypróbuję to rozwiązanie.
Czy chodzi o listonosza Poczty Polskiej czy o kuriera Prywatnej Firmy?
Tym drugim nie byłem, to nie wiem. Wtedy w Polsce Prywatnych Firm jeszcze nie było. Podejrzewam, że listonoszy najbardziej wkurzyło założenie przez emerytów i rencistów kont bankowych. Kiedyś listonosz zarabiał na „końcówkach” od przyniesionych do domów przekazów drugie a czasami i trzecie tyle co z pensji. Drobne kobiety wychodziły w rejon z torbami w których było po kilkaset tysięcy złotych, czyli np. do 100 miesięcznych emerytur… i wracały całe i żywe.
Za kałużą sąsiad podpisywał ekranik (za mnie) gdzieś od ćwierć wieku. Zawsze miałem na ten temat mieszane uczucia. Z jednej strony wdzięczność dla aktualnego sąsiada za uprzejmość a z drugiej strony zdziwienie dlaczego listonosz oddaje moją paczkę/przesyłkę komukolwiek, kto zakręci się koło niego i wyrazi ochotę podpisania? Jeden z sąsiadów miał miły zwyczaj podpisywania się moim nazwiskiem.
Wiem, bo kiedyś będąc w Stanie Silnej Bulwersacji Adresata zażądałem na poczcie okazania mi pokwitowania odbioru mojej paczki. (Sąsiad paczkę mi wcześniej przekazał, nic nie zginęło.)
Moja dociekliwość wzbudziła duże zdziwienie urzędników pocztowych, gdyż jak każdy wie, alternatywą było, jest i podejrzewam jeszcze długo będzie po prostu porzucenie przesyłki pod drzwiami adresata. Czyli na chodniku przed domem.
Dzieje się tak zarówno w środku miasta, a więc blokowiska jak i na przedmieściach, przed twoim domkiem. Dopiero jak listonoszowi powiesz, że wolisz awizo to je zostawi.
Prywatne Firmy odbijają Państwowej Poczcie rynek oferując darmową opcję pt. „po dostaniu awiza zadzwoń do nas i zmień adres dostawy z domowego na pracowy”.
Listonosz rzeczywiście wiedział o mieszkańcach swojego rejonu prawie wszystko. Teraz, gdy nie ma tylu przekazów i odwiedzin w mieszkaniach, wie pewnie dużo mniej.
Listonosz bywał ogniwem nieformalnej sieci, której tablecik nie zastąpi. Na przykład wtedy, gdy wydawał rentę inwalidzką męża – osobiście fałszując podpis adresata – jego rozwiedzionej żonie. Mieszkali nadal razem, nawet po rozwodzie. On wprawdzie nie bił, ale wszystko przepijał. On miała małe dzieci na utrzymaniu i groszowe alimenty. Wszyscy listonosze, którzy czasowo zastępowali stałą listonoszkę w tamtym rejonie przekazywali sobie, aby nigdy-przenigdy nie wypłacać „jemu” ani nie zostawiać „jemu” awiza. „Ją” znajdowaliśmy albo w mieszkaniu („on” spał pod krzakiem na podwórku) albo u sąsiadki Iksińskiej, albo w kolejce do zieleniaka.
W taki sposób wszyscy w domu, włączając rozwiedzionego tatusia, mieli przynajmniej jedzenie w garku na kuchni.
I na koniec; czy Poczta Polska robi zdjęcia każdej dostarczanej przesyłce, tak jak robi to już od lat USPS?
System jest inteligentny i prxydaje się do ustalania adresu nadawcy anonimowych listów. Wystarczy porównać zdjęcia kilkudziesięciu listów poprzedzających oraz następujących po anonimowym liście i z dużym prawdopodobiństwem, analizując adresy nadawcy tych innych listów, ustalić albo przynajniej bardzo zawęzić, adres nadawcy-anonima. Nawet kiedyś zdażyło się, że oprócz adresu i osobę. Jeden z domowników twierdzil, że listu nie nadał on tylko ta druga osoba. System udowodnił że kłamał – zdjęcie listu na poczcie zostało zrobione w czasie, w którym oskarżana osoba była w pracy.
To może po prostu wywalcie ten monitoring?
Niech się Gospodarz nie martwi, w ramach „wojny z terroryzmem” jej szowinistyczni żołnierze interweniują już przed czasem, który jako sprawcy oczywiście dobrze znają, a wkrótce będą interweniowali nawet nie za zamiary, tylko za wykalkulowany z liczb potencjał ich zaistnienia, za wynik cyfrowej analizy naszego oblicza filmowanego kamerami monitoringu, uwzględniający mimikę, kąty ust względem nosa, łuki, stopień rozwarcia powiek, itd., słowem – kabała, jak sto bandytów, niczym w „PI” Darrena Aronofsky’ego. Ale co innego ma być? Skoro u władzy od lat są kabaliści, to jest i kabała!
Ostatnio na zagranicznym kanale emitowany był dokument między innymi o Izraelu, gdzie w czasie odprawy celnej przy automatycznym stanowisku, po włożeniu biletu, albo wpisaniu danych emitowane są obrazy z wbudowanego weń miniprojektora, prosto w oczy petenta, niewidoczne, ale trafiające do podświadomości. Te obrazy zależnie od treści powodują mikro-mimikę, którą analizuje software z najbardziej dziś prężnie rozwijającej się dziedziny techologii, mianowicie globalnego szpiclingu, zajmującego bodajże drugie miejsce pośród badań uniwersyteckich cywilizowanego świata, zaraz po metodach masowego mordu ludzkości bronią biologiczną, różnymi szczepionkami, miniaturowymi bombami atomowymi, wysysającymi tlen z atmosfery, działami mikrofalowymi, laserami bojowymi, chemitrails’ami, trującymi składnikami żywności, konserwantami, bisfenolami plastiku różnych coli, etc. Nauka kwitnie, to wielkie pole dla innowacji zagranicznego bankiera p. Morawieckiego, na pewno jakiś projekt w imieniu swych mocodawców wdroży.
Już „Raport Mniejszości” zapowiadał teraźniejszą przyszłość, łapanki myślozbrodniarzy, aczkolwiek każdy, kto przeczytał „Rok 1984″ George’a Orwella i porównał treść jego profetyzmów z aktualną rzeczywistością, musi mieć absolutną pewność, że zawarta tam predykcja jest tak precyzyjna, jak realizacja Protokołów „Mędrców” Syjonu od ponad stu lat.
Cóż, armia złoczyńców robi, co może najgorszego, inaczej nie potrafi, taką ma konstrukcję mitochondrialnego DNA oraz priorytety, więc nie wymagajmy cudów, bo to nie ta frakcja. Nie zaprzestaną otwierania listów, podsłuchiwania telefonów oraz wszelkich innych form inwigilacji tak długo, jak długo… będziemy na ich niecne działania pozwalali, analogicznie do banksterów – notabene z takim samym DNA – którzy nie zaniechają grabieży „frankowiczów”, dopóki zjednoczeni nie przypomną psubratom, skąd też wyrastają im nogi. Taka gmina, po dobroci nie rozumie, nie zna tego pojęcia.
Kontrolować trzeba umieć, ale trzeba też umieć nie pozwalać na kontrolę.
Umienie i jego wynikowe zdumienie.
Nie da się ukryć, że umiejętności stanowią w nowoczesnym świecie podstawę osiąganego wyniku.
Czasami tak spektakularnego, że zaskakującego samych twórców, jak na przykład funkcjonariuszy szkół publicznych w PL.
Mam dla wszystkich nauczycieli, jakże umiejętnie wychowujących sobie wśród szkolnej dziatwy „informatorów” tak, jak o tym pisze Pan Chętkowski (nauczyciel), zdumiewającą wiadomość.
Raz nabytych i ugruntowanych w szkolnej praktyce umiejętności szpiegowania kolegów i donoszenia na nich do kanciapy strażnika (pardą: jaskiń gogicznych) nie wyłączy nawet monitoring.
To umiejętności, które wskutek wieloletniej szkoły, owocują w życiu osobistym i społecznym i stają się tak powszechnym i publicznym dobrem, że wygrywają w wyborach, pomimo upływu dziesiątek lat od gułagu.
I właśnie dzięki takiej szkole i nauczycielom, konserwujących wartości jakże tradycyjne, mamy nową, demokratycznie wybrane władze i ustawę, zapewniającą wkrótce, również Panu Chętkowskiemu, niekonieczność zwierzania się z intymności nauczycielskich na blogu.
Wystarczy, że dorośli uczniowie u władzy, opublikują wszystko, czego w szkole się zdobywać nauczyli, wydobyte z belferskich kopert, laptopów i smarkfonów.
Jak zwykle, szkoła publiczna ze swoimi wychowankami i osiągnięciami belferstwa, czyli małoletnimi donosicielami, monitoringami i subkulturą gumowego ucha, odniesie sukces, z którego efektów zdawać sobie sprawy, jak z czegokolwiek innego, nie będzie.
I, jak widać z niezawodnych wpisów Gospodarza – nie zdaje.
Pozostanie tak wychowującym nauczycielom jakże ożywcze zdumienie poznawcze, tak pięknie i jak zwykle wyrażone we wpisie, mimochodem i prozą.
😉