Wulgaryzmy świąteczne

Im bliżej świąt, tym więcej powodów do przeklinania. Nie tylko na ulicach czy w sklepach słychać wulgarną mowę, także szkoła przed Bożym Narodzeniem chamieje. Nauczyciele i uczniowie klną, bo inaczej się nie da.

Wyznaję zasadę, że grubiańskiej mowy należy używać tylko wtedy, gdy wysoka polszczyzna zawodzi. Na uczniów nie przeklinam, gdyż w nich zawsze wierzę. Gorzej z dorosłymi. Ostatnio uznałem, że Kochanowski i Mickiewicz nie wystarczą, nawet Stachura i Hłasko są za delikatni, tu trzeba szewskiej mowy. Rzuciłem na kolegę mięsem, ale też nie pomogło. Widocznie tyle wokół wulgaryzmów, że parę dodatkowych nie robi wrażenia. Tylko mi język sparciał od tej mowy.

Kilka godzin później byłem świadkiem innego rodzaju wulgarności. Koleżanka musiała jeszcze wierzyć w moc przekleństw, gdyż nie zawahała się ich użyć. Uznała jednak za stosowne przeprosić obecnych w sali księży, którzy mogliby poczuć się urażeni taką mową. Okazało się, że bardziej uraziły ich te przeprosiny. Co za pomysł, że wulgarna mowa przeszkadza tylko osobom duchownym? Powinna przecież przeszkadzać wszystkim – powiedzieli. Aż mi się chciało zakląć z powodu tej naiwności. Oj, nie przeszkadza, nie przeszkadza, a przekleństwa przed świętami to wręcz chleb nasz powszedni.