Uczniowie o zamachach

Nie odmówiłem dzisiaj żadnej klasie, która chciała rozmawiać o zamachach we Francji. Niektórym nawet sam zaproponowałem ten temat. Wycofałem się tylko tam, gdzie nie było odzewu. Nic na siłę.

W południe uczniowie i pracownicy uczcili pamięć ofiar minutą ciszy. Wcześniej i później odbywały się dyskusje. Pamiętam, że równie burzliwie było po wcześniejszych zamachach – w Nowym Jorku czy w Londynie – uczniowie jednak nie mogą tego pamiętać, więc nawet nie nawiązywałem. Dla nich rok 2001 i 2005 to już historia.

W dwóch klasach atmosfera była tak dobra, że poprosiłem wybrane osoby o zapisanie przebiegu dyskusji. Na zakończenie lekcji notatki zostały odczytane. Głosy poważne, choć refleksje bardzo różne. Chyba ta różnorodność reakcji i odmienność postaw robią największe wrażenie. Współczujemy, ale nie mówimy jednym głosem.

Starałem się przekazać, ale niczego nie narzucałem, że najgorsza jest stuprocentowa pewność, jak należy reagować. Niewzruszona pewność, że trzeba zrobić koniecznie to albo tamto trąci fanatyzmem. Przydałoby się trochę wątpienia, odrobina cogito ergo sum i chociaż namiastka wiem, że nic nie wiem.