Zagrożenia w szkole

Na polecenie dyrekcji omawiałem z uczniami zagrożenia, jakie mogą ich spotkać w szkole. Dokument, na podstawie którego prowadziłem lekcje (nie jedną, lecz kilka), liczy sobie pół setki stron. Niby dużo, a i tak musiałem uzupełniać go przykładami z własnego doświadczenia. Powiedziałem też, że pod względem liczby zagrożeń szkoła zajmuje miejsce tuż za kopalniami. Chociaż trudno w to uwierzyć, jest jeszcze gorzej.

Okazuje się, że w szkołach ginie, tzn. umiera w wyniku wypadków, więcej osób niż w kopalniach (zob. źródło). Władze oświatowe są świadome tego, jak niebezpiecznym miejscem jest szkoła. Dlatego zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom traktuje się z całą powagą. Bezpieczeństwo jest nawet ważniejsze od nauczania. Niestety, często okazuje się, że troska jest tylko na papierze, natomiast w rzeczywistości panuje wiara, iż nam nic złego stać się nie może.

Gdy mówiłem uczniom o licznych niebezpieczeństwach, na jakie są narażeni w szkole, patrzyli na mnie jak na wariata. A moje przykłady traktowali zapewne jak opowieść o żelaznym wilku. Strachy na Lachy, panie profesorze. Choć na całym świecie wojna, nasza szkoła jest spokojna. Nie pozostało mi więc nic innego, jak wpisać temat do dziennika i zająć się pilniejszymi sprawami, czyli przygotowaniem uczniów do matury. I chyba o to chodzi. Gdyby coś się stało, wszyscy jesteśmy kryci: ja, bo zrealizowałem temat, dyrekcja, bo opracowała stosowny dokument, uczniowie, bo przecież byli na lekcji. I tylko ofiara ma pecha, że mimo całej naszej troski uległa wypadkowi i nie przeżyła.