Będzie strajk nauczycieli

Nauczyciele szykują się do walki o podwyżkę zarobków. Za miesiąc ulicami Warszawy ma przejść kilkanaście tysięcy niezadowolonych pracowników oświaty. Być może na manifestacji się nie skończy (tutaj info).

Rozmawiałem niedawno z uczniami na lekcji etyki o sposobach organizowania protestów społecznych. Ustaliliśmy, że walka w pojedynkę nie ma sensu. Liderzy powinni rozejrzeć się za sojusznikiem, którego obecność stanowiłaby swego rodzaju sensację i sprowokowałaby media do relacjonowania przebiegu manifestacji, wręcz do chodzenia za nią krok w krok. A zatem kogo mogliby pozyskać nauczyciele do współpracy, aby jego obecność była dla mediów cennym newsem?

Najpierw trzeba by odpowiedzieć na pytanie, kto chciałby dołączyć do nauczycieli i ramię w ramię uczestniczyć w manifestacji. Czy zrobiliby to uczniowie (mam na myśli osoby pełnoletnie)? Czy poparliby nas rodzice uczniów (także tych niepełnoletnich)? Czy stanęliby za nami murem uczniowie razem z rodzicami?

Pozyskać rodziców i uczniów wcale nie będzie łatwo. W społeczeństwie rośnie bowiem krytycyzm i nieufność wobec różnych instytucji, także wobec szkoły. Na miejscu liderów związkowych rozejrzałbym się za kimś innym. Która grupa społeczna aż kipi z niezadowolenia? Ostatnio jechałem taksówką i nasłuchałem się od taksówkarza takich rzeczy o niesprawiedliwości, że pomyślałem o zaproponowaniu współpracy. Kiedy jednak przedstawiłem się z zawodu, wtedy czar prysł. Okazało się, że tak źle jak taksówkarze to nie ma nikt, a już szczególnie nauczyciele.

Wniosek z tego wysnuwam taki, że każdy ma poczucie wyjątkowej niesprawiedliwości, szczególnie w porównaniu z innymi. Dlatego żadnego współdziałania nie będzie. Albo sami wywalczymy podwyżki, albo dupa blada.